W jednym wątku jesteś pierwszym "świętym" w drugim sankcjonujesz kradzież.
Sukcesem wytwórni fonograficznych jest niewątpliwie spranie mózgu ludziom takim jak ty i wmówienie im, że własność intelektualna jest tym samym co własność fizycznego przedmiotu i że ściągnąć plik to to samo co ukraść samochód. Tymczasem to jest idiotyzm wielkiej miary i bierze się z niezrozumienia idei praw autorskich. Prawa autorskie nigdy nie funkcjonowały na tej zasadzie, jak ty je rozumiesz. Prawo autorskie jest prawnie usankcjonowanym monopolem na jakiś utwór w celu zachęcenia autorów do kreatywności. Jednakże wytwórnie fonograficzne z czasem wykoślawiły i zakłamały tę ideę, rozmywając warunek "na jakiś czas". Co więcej posła nazwa jest zakłamana. To nie są prawa AUTORSKIE. To są - tak jak anglojęzyczna nazwa "copyright" mówi, PRAWA DO KOPIOWANIA. Czyli prawa WYDAWNICZE, dotyczące wydawców i działające na korzyśc wydawców, a nie autorów. Autor rzadko kiedy polega tylko i wyłącznie na dochodzie z praw autorskich. Co więcej przykład ruchu wolnego oprogramowania dowodzi, że możliwe jest poszanowanie praw autora do dzieła bez ograniczania praw odbiorcy do dzielenia się tym dziełem, a co więcej bez zabraniania jego redystrybucji i możliwe jest przy tym zarabianie na tym. Dystrybucje linuksowe można kopiować do woli za darmo, a jakoś nie widzę by Red Hat, Canonical czy MandrakeSoft bankrutowały.
Przede wszystkim rozważmy sytuację gdy powszechnie stosowany standard zapisu jest prywatną własnością. W pewnym momencie właściciel stwierdza, że za mało zarabia, podnosi cenę dziesięciokrotnie, co odcina całkowicie od tego formatu biedniejszych członków społeczeństwa. W myśl liberalnego, całkowicie błędnego pojmowania praw autorskich miałby do tego prawo. W myśl podstawowej idei nie, nie miałby prawa. Bo źródłem praw autorskich jest społeczeństwo i prawo autorskie w swojej idei nigdy nie może szkodzić interesom społeczeństwa. Prawa autorskie w swojej podstawowej idei miały tracić moc po określonym czasie i kopiowanie danej idei miało stawać się legalne, pod warunkiem wymieniania jej autora. Cała kultura opiera się na akcie kopiowania właśnie, również mowa niczym więcej nie jest jak aktem kopiowania. Odcinanie klocka kulturowego i rezerwowanie sobie wyłączności ma na dłuższą metę tyle sensu, co sprzedawanie prawa do mówienia wynalezionego przez siebie słowa - efektem jest upośledzenie kultury. Upowszechnione idee powinny stawać się własnością ogółu i nikt nie powinien zabraniać nikomu używać takich czy innych słów, a także posługiwać się rozpowszechnionym formatem zapisu czy czytać książkę uznaną od dawna za nieodłączną część dziedzictwa kulturowego.
Wracając zaś do różnicy pomiędzy kradzieżą fizyczną a aktem kopiowania pliku, prosiłbym nie powtarzać tego kretyńskiego porównania. Gdy ci ukradnę rower, ty nie masz roweru a ja mam. Gdy skopiuję plik z twojego komputera, ty nic nie straciłeś, obaj mamy ten plik. To nie jest to samo i nie zakłamujcie sytuacji twierdząc, że to to samo.