Brave napisał:
będę marudził (mieliście czas się przyzwyczaić)
Nie mamy się czego obawiać.
Brave napisał:
generalizując to na początku (np. przeciw waldensom) były to inkwizycje biskupie i lokalne po co? do tej pory o wszystkim decydowały sądy cywilne (kasztelanów, książąt itd) i stosowały "nieco" brutalne metody, przy jednocześnie zupełnej irracjonalności zachowań (sądy boże, brak normalnego dowodu, brak obrońcy itd) stąd papież zaczął wprowadzać inkwizycje biskupie, porzucające przesądy, typowe dla cywilnego sądownictwa, dopiero w 1231 pojawili się inkwizytorzy królewscy, niezależni i rozliczani, na ewentualność nadużyć (włącznie z dożywotnim uwięzieniem i karą śmierci) Trybunały inkwizycyjne i papieskie (sui generis) o jakich można przeczytać w wielu miejscach negatywne rzeczy do znowu kolejne stulecia.
Pełna zgoda. Musze zaznaczyć, iż używam pewnego skrótu myślowego. Mówiąc, czy też pisząc o Inkwizycji zawsze mam na myśli instytucję papieską, nie zaś biskupią, czy też hiszpańską. Zwyczajnie zapominam, iż ludzie lubią mieszać te wszystkie pojęcia. Niemniej czuję obowiązek rozwinięcia wątku, gdyż niedawno byłem pochłonięty tematem do tego stopnia, że skończyło się to newralgicznym poszukiwaniem porządnej literatury tematu i pochłanianie jej całymi rozdziałami.
Jak Ci na pewno wiadomo, Brave, południe dzisiejszej Francji kwestie prominencji sług Kościoła traktowało dość odgórnie. Proboszczowie, a nawet biskupi nie mieli tam łatwo, lud ich niejednokrotnie wyśmiewał lub ignorował. Dochodziło do tego, że duchowni wręcz zaszywali się w swoich samotniach, bojąc się wystawienia na pośmiewisko i nierzadko spoglądając do pustej kapsy. Ruchy "heretyckie" takie jak katarski miały więc sporo swobody, a z czasem były tam stosunkowo mocno zakorzenione. Sama krucjata nie poradziła sobie całkowicie z albigensami, toteż pokłosie ich działalności dało o sobie znać w postaci powstania etatowych inkwizytorów właśnie w latach trzydziestych XII wieku, tuż po krucjacie. Trwałe tępienie, wciąż jeszcze głośnych niedobitków katarskich, miało miejsce jeszcze przez kilka dekad.
Nie twierdzę, że gdyby nie Albigensi, to nie powstałoby Święte Officjum. Uważam raczej, że sprawy mogłyby przybrać ze zgoła odmienny obrót.
Brave napisał:
Renesans objawił się niezależnie od ruchów heretyckich, pełnię renesansu mieliśmy okazję obserwować dopiero z racjonalizmem Lutra (amistycyzm i szkoła salamancka w jednym - mimo wielu "przypałów") to te cechy właśnie amistyczne i racjonalne dały eksplozję renesansu... a za czynnik materialny: najważniejszy uważam to co uczynił Gutenberg...
No i tu właśnie jest pies pogrzebany. W zależności od przybranych kryteriów można by stwierdzić, że pod względem kulturowych renesans mógłby się narodzić właśnie na południu Francji. Myślę, że historycy, których teorię przytoczyłem wyżej opierali swoją tezę na kilku punktach.
1. Wymiana kulturowo-poglądową z północno-zachodnią częścią Włoch. W tym względne otwarcie na nowe poglądy i idee.
2. Specyficzna kultura regionu południa Francji. Już nawet bardzo oryginalny ubiór, niespotykany w innych rejonach Europy budził oburzenie na paryskim dworze.
3. Względna autonomia regionu i frywolność.
Patrząc jednak na Waldensów, to porównując ich do pozostałej albigeńskiej braci śmiało można nazwać ich podrygiem pierwszej reformatorskiej myśli. Oczywiście do tego było daleko, ale dostrzegam w powyższej teorii nieco racji.