Właśnie do tych Twoich słów się odniosłem jako klucza. Jestem idealnym mężem bo moja miłość pozwala się czuć kobiecie szczęśliwej, wszystko co robię jest dla niej korzystne tzn. moje decyzje ją uszczęśliwiają. To się widzi w związku i w atmosferze w jakiej się żyje. A jak widzę, że się męczy zemną to pozwalam odejść i niech szuka innego. I tu jest miłość bo zawsze chce tego dobrego dla niej. To nie jest szukanie jej kogoś. Pozbawione logiki stwierdzenie, że facet szuka swojej kobiecie innego. Ona szuka sama ale ja muszę znać swoje błędy i się z nimi pogodzić a miłość pokaże też pozwalając jej zacząć od nowa. Wyraźna różnica.
Ty nie masz co pozwalać ani nie pozwalać. Jak będzie chciała to bez Twojej zgody odejdzie. Natomiast z Twojej definicji wynika, że w "miłości" chodzi tylko o szczęście tej drugiej osoby. No i fakt, że takie jest założenie miłości, a ja na tej podstawie twierdzę, że coś takiego jak miłość seksualna/erotyczna/między mężczyzną a kobietą nie istnieje.
Zrób sobie proste założenie i odnieś się do własnej definicji miłości. Załóżmy, że "kochasz" jakąś kobietę, może być żona, ktokolwiek. A potem sobie załóż, że gdzieś tam żyje Zdzisiek, który jest od Ciebie piękniejszy, bogatszy, bardziej inteligentny, Twoja żona podobałaby się jemu, a on jej. I przyjmij, że gdyby się spotkali, to ona rzuciłaby Ciebie, a resztę życia spędziła wśród rozkoszy i uciech, jakich z Tobą nigdy nie zazna. Na początek wyobraź sobie płomienny seks, niegasnące uczucie, jej spocone ciało w jego muskularnych ramionach, potem wierność, willę z ogrodem i gromadkę dzieci.
A teraz przyjmij coś jeszcze - że tylko od Ciebie zależy, czy Twoja ukochana spotka dziś Zdziśka. Jakiego wyboru dokonasz?