pan k napisał:
Tusk złamał Polskie prawo. Powinna powstać wspólna komisja Polsko - Rosyjska . W Latach 90 podpisano taką umowę z Rosją . Zgodnie z tą umową powinno nastąpić przeszukanie terenu , zaproszenie międzynarodowych ekspertów do badania wraku. nie zrobiono tego . Rosja nie posiada urzędu do badania wypadków bo MAK jest reprezentantem firmy Tupolew i zawsze uznaje wine pilotów . Zamiast to zrobić to dał wszystkie dowody Rosji. W Sieci pokazała zdjęcia jak razem Putinem uśmiecha się i przybija żółwiki. To Udowodniło że specjalnie dał mu dowody. Potwierdził że jest rezydentem Rosyjskiej Mafii .
Polityka między innymi polega na tym, żeby się witać, uśmiechać, przybijać żółwiki. Tak nakazuje kultura przyjmowania gości. W spotkaniu Tusk-Putin nie było nic nadzwyczajnego. Próbujesz na siłę szukać jakiegoś drugiego dna.
W skład komisji MAK wchodzą członkowie 11 państw i jest to jedna z lepszych komisji badającej wypadki lotnicze na świecie, na równi z amerykańskim NTSB.
Ja się z raportem MAK zgadzam w 100% nie ma w nim ani jednej insynuacji czy polityki. Są suche fakty - miażdżące dla polskiego lotnictwa.
Zresztą w styczniu 2008 roku a więc 2 lata wcześniej doszło do niemal identycznych błędów pilotów w przypadku katastrofy CASY C295-M w Mirosławcu.
Samolot podchodzi do lądowania późnym wieczorem przy bardzo niewielkiej widoczności. Podobnie jak w Smoleńsku piloci posługują się błędnie przyrządami, kabina jest niehermetyczna, panuje chaos w kokpicie.
Niepostrzeżenie uwaga piotów koncentruje się na wyglądaniu przez szyby "gdzie tu lądować" a tymczasem horyzont przechyla się, samolot leci pod kątem 76 stopni!!!
W efekcie rozbija się ponad 1,5km przed progiem pasa i 320m od jego osi.
Wyciągnięto jakieś wnioski? Żadnych...absolutnie żadnych.
Dlatego katastrofa kolejnego samolotu tej samej "szkoły" lotnictwa musiała być nieunikniona.
Wedy w 2010 i 2011 roku dużo rozmawialiśmy o tych dowodach, które były - o rozmowach pilotów o ich reakcji, o tym co tam się działo w kabinie.
W lotnictwie cywilnym nie jest to nigdy do pomyślenia, żeby w taki sposób pilotować duży samolot.
Często latam samolotami rejsowymi (ok 20-30 razy w roku) i ok 20 razy w roku jednosilnikowcem.
Kraków leży w niecce nad Wisłą, tu są często mgły. Jest taki okres szczególnie w listopadzie,kiedy jest dużo mgieł.
Wiele razy zdarzyło się, że piloci Lufthansy (airbusy z 2015 roku) nie decydowali się na lądowanie, pomimo najnowszej technologii i pomimo tego, że lotnisko w Balicach posiada system ILS i to drugiej kategorii.
W tej chwili już mamy ILS KAT 3, zainstalowany dosłownie w tamtym roku.
Jest bardzo prosta zasada przy lądowaniu w takich warunkach:
- robi się podejście do lądowania i jeśli na wysokości 200m nad ziemią nie widać świateł pasa - automatycznie odlatuje się na drugi krąg, próbując jeszcze raz. Jeśli drugi raz zawiedzie - przerywa się lądowanie i odlatuje na inne lotnisko.
W przypadku Krakowa - samoloty kierowane są do Pyrzowic (ok 60km w linii prostej). Nie ma dyskusji - nie każdy jest zadowolony, sam nie raz lądowałem o 23:15, zmęczony jak wół...i piloci odlatywali do Pyrzowic, krew mnie zalewała.
Bo potem z Pyrzowic trzeba było dymać (drogą lądową jest to ponad 1h jazdy) i to najczęściej TAXI o tej porze. No ale cóż - bezpieczeństwo przede wszystkim i nikt pilotów nie obwinia.
W Smoleńsku, Pan Protasiuk zszedł poniżej 100m i w dalszym ciągu "szukał pasa" a że nie sprawdzili mapy lotniska że tam jest 60m jar przed progiem pasa to zaliczyli brzozę a potem glebę.
I tutaj nie ma się czego doszukiwać bo to jest czarno na białym w stenogramach nagrań z czarnej skrzynki. Nie ma żadnego wytłumaczania na taką głupotę i brak zdrowego rozsądku.
Nawet nie wiadomo jaka presja ze strony Prezydenta, ale tak to jest jak się jest tuż przed awansem na pułkownika i trzeba nie zawieść "szefa".