w nawiedzonym to nie, ale pamiętam że jak szłam do gimnazjum, to w czerwcu po ogłoszeniu wyników rekrutacji były testy sprawdzające z języków. Po zakończeniu siedziałam z 2 kumplami i czekałam na autobus który miał przyjechać za jakieś 15 minut. Obok stał jakiś tam dom, niepomalowany bez drzwi, ale z oknami, bez barierek na dachu, do którego szklane drzwi były w połowie rozwalone. Założyłam się z kolegami że tam wejdę ( byli pewni że wygram, bo jak jako dziewczyna mogłabym tam wejść
).
No i weszłam. Ustaliliśmy że mam wejść na piętro i pokazać im się w oknie. Szczerze mówiąc miałam miękkie kolana i bardzo, ale to bardzo się bałam. Weszłam, pełno graffiti na ścianach, ale co zrobić, jak już weszłam to musiałam im się pokazać w tym oknie. Co chwilę potykałam się o jakieś butelki, już chciałam zrezygnować bo wydawało mi się że coś słyszę ( albo mi się nie wydawało...? ) , w ogóle widziałam jakieś strzykawki, rękawiczki, więc bałam się że ktoś mi wyskoczy zza ściny albo jakiś trup będzie w kącie siedział...No i doszłam do tego okna, pokazałam im się i szybko wyszłam...Potem oni weszli, i potem, gdy już odjeżdżaliśmy autobusem i patrzyliśmy przez okno, wyszedł z tego ,,domu'' jakiś koleś, ubrany w jakieś podarte szmaty, prawdobodobnie pijany albo naćpany...w miarę młody...
Następnego dnia gadałam z innym kolegą który już chodził do tego gimnazjum, powiedziałam mu że tam weszłam, a on mi na to że już nigdy nie mam tam iść, bo coś mi się może stać itd....