Nie zrozumiałaś mnie.
Chodziło o to, że nie wiecie, co mówicie deklarując się tak jednoznacznie na tematy, które dotyczą wydarzeń, które same w sobie wzbudzają w człowieku na tyle duże emocje, że zmieniają (niejednokrotnie) jego wcześniejsze założenia i wyobrażenia...
Ja mogę powiedziec szczerze - łatwo jest komuś radzic, gorzej podjąc dobrą decyzję w odniesieniu do siebie. I ja to wiem. Dlatego nie wypowiadam się na takie tematy, mówiac, co to ja bym nie zrobił.
Mogę powiedziec z dużym prawdopodobieństwem np. że nigdy bym kogoś nie zdradził, fakt, ale nie mogę tego powiedziec na 100%, bo nie wiadomo, co i kiedy komuś odbije...
Mogę powiedziec, że nie wybaczyłbym zdrady, ale tego nie wiem... Wiem za to, i mogę to powiedziec śmiało, że mam taki charakter (i tego jestem pewien), że gdyby to wydarzyło się teraz, to by mnie to strasznie dotknęło. Lecz - co ostatecznie bym zrobił - po prostu nie wiem, choc wydaje mi się, że byłoby mi ciężko nie tyle wybaczyc zdradę, co ponownie zaufac tej osobie...
A więc, chodziło mi tylko o takie kategoryczne zarzekanie się. Do reszty wypowiedzi nic nie mam, choc z częścią oczywiście się nie zgadzam.
nie wielu tylko od ogromnej ilości czynników, a kilka z nich przeważą nad decyzją
I tu się zgadzam, podałem tylko parę przykładowych... Ludzie są na tyle różni, że wymienienie wszystkich czynników jest niemożliwością.
zakochaniem? hm... ja się zakochiwałam i odkochiwałam kilka razy, więc gdyby mnie zdradził taki, do którego czuje tylko większe lub mniejsze zakochanie to mógłby się taki ktoś nie doczekać mojego wybaczenia.
I chwała Ci za to! Osobiście uważam, że nie można pozwolic własnemu zakochaniu, czy jak kto woli miłości (motylki w brzuchu, etc.) na manipulowanie zdrowym rozsądkiem.
Byc może Ty byś zostawiła kogoś, kto Cię zdradził, bez względu na to, jak bolesne dla Twoich uczuc dla tej osoby by to było, ale...
Nie możesz powiedziec, że to bez znaczenia. Jest dużo osób, które po zakochaniu się dostają klapek na oczy i nie potrafią myślec racjonalnie. Zrezygnowanie z osoby, która sprawia, że czują się jakby "na haju" jest dla nich zbyt trudne.
To nie ma znaczenia aż tak dużego. Podam przykład: mam chłopaka, od jakiegoś czasu czas planujemy założenie rodziny, oboje kochamy się jak dwa wariaty, on robi skok w bok po pijaku w momencie kiedy ze sobą pokłóciliśmy się, wręcz zerwaliśmy. I drugi: 10 lat małżeństwa, 2 dzieci 7 lat i 5lat. Mąż zdradza notorycznie od jakiegoś czasy, może przeżywa kryzys wieku średniego, może miał już kilka numerów w przeszłości. Jak myślisz któremu szybciej wybaczyłabym? Temu z dłuższym stażem, bo mam dzieci z nim i łączą nas te 10 lat? Aby wybaczyć to druga strona powinna chcieć aby jemu wybaczono, starać się odbudować zaufanie i bliskość. Jak myślisz, który bardziej będzie żałował tego co zrobił? Ten, który był wierny jak pies i w chwilowej słabości i czasowej niepoczytalności to zrobił czy facetowi, który seks traktuje z lekkością, że to tylko seks... jak to mówią '... nie jest zakochaniem od pierwszego włożenia..'
Twoje przykłady są bardzo słabe w kontekście analizowania wpływy stażu związku na decyzję o wybaczeniu zdrady, gdyż długośc bycia razem wzbogacasz w nich dwoma skrajnie różnymi kontekstami, które służą udowodnieniu, że masz rację.
Naturalnie, w tych, które podałaś logiczne jest, że bardziej liczy się kontekst niż długośc trwania związku (przynajmniej w logicznej analizie).
Jednak zrównajmy konteksty - chłopak, z którym jesteś pół roku upija się i Cię zdradza, a mąż, 5 lat po slubie, po kłótni upija się i Cię zdradza. Załóżmy, że z obojgiem było ci tak samo dobrze i czułaś do nich dokładnie to samo.
Nie powiesz mi chyba, że równie łatwo byłoby Ci poświęcic pół roku i pięc lat związku?
Z tego, co wiem, wiele osób czasami daje drugą szansę, jeżeli są z kimś długo i zdarzy mu się wpadka, bazując na tym, że łączy ich bardzo dużo oraz na argumencie w stylu "tyle czasu był dla mnie dobry, więc może zasłużył na wybaczenie mu takiej wpadki"...
Tak więc - czas trwania relacji ma jakieś tam znaczenie.
Tu nie ma problemu, jest tylko kilka formalności i ciągania się po sądach by przestać być podstawową jednostką Jaką jest małżeństwo
Prawnie - masz rację. Emocjonalnie - mylisz się. Niektórzy ludzie mają tendencję do traktowania małżeństwa jako obietnicy na całe życie i zrezygnowanie z tego jest ciężkie. Poza tym, pojawia się presja społeczna. Czym innym w oczach otoczenia jest zostawienie chłopaka, a czym innym rozwód. Dodatkowo - formalności urzędowe często wiążą się z dużym stresem, koniecznoscią podziału majątku etc., którego podświadomie można chciec uniknąc, zwłaszcza w okresie rozdygotania emocjonalnego po zdradzie.
W sprawy rodziców dzieci nie powinny w ogóle angażować się. Oboje mają do nich równe prawo. Nie powinno wykorzystywać się je jako kolejną płaszczyzną do kłótni. Dzieci cierpią w takich sytuacjach bo są rozdarte, ciągłe kłótnie, ciągłe napięcie, z dnia nadzień rodzice, których kochają najbardziej na świecie nie mogą na siebie patrzeć....
I tak, i nie.
Teoretycznie dzieci nie powinny się w to angażowac same z siebie, ale czy chcesz czy nie - jeżeli rodzice kochają dzieci to przy podejmowaniu decyzji o rozstaniu biorą pod uwagę ich dobro. Czasami któreś jest w stanie wiele wybaczyc, byle dziecko "miało pełną rodzinę tak jak inne dzieci", etc.
Nie zgodzę się też z tym, że oboje mają równe prawo - na początku tak, ale jeżeli jedno z rodziców zaniedbuje dziecko to traci prawa do niego. To moim zdaniem logiczne. Dziecko to wszaksze odpowiedzialnośc, której można sprostac lub nie.
Co do podziału dzieci - nie o to mi chodziło. Mówiac o dzieciach miałem na myśli to, o czym pisałem ich wyżej. Sam podział - patrz wyżej, dzieci powinny iśc tam, gdzie będzie im lepiej, jeżeli rodzice nie mogą sie dogadac.
A ja myślę, że zrobiłaby błąd jeśli byłoby to tylko dla dobra dzieci, a nie ze względu dla własnego szczęścia. Na mój gust kobieta nie wybaczyłaby temu mężczyźnie tak łatwo, raczej bałaby się go zostawić, ponieważ nie widziałaby innego dobrego wyjścia z sytuacji. 3 dzieci i brak pracy... zostałaby, bo że tak powiem byłaby w pewnym sensie zniewolona przez męża i czułaby odpowiedzialność wobec dzieci. Mąż zaś długo by znosił humory, obojętność, a możne wręcz wstręt i obrzydzenie żony. Wiele nocy sam na dmuchanym materacu lub na kanapie. Ciekawa jestem ile by wytrzymaliby coś takiego? A dzieci dorosną? A kantem mieliby kochanków?
Masz rację - to nie byłoby zdrowe. Jednak - dzieci spowodowałyby chęc ratowania relacji. Jednak taka już natura rodziców, że w normalnych warunkach stawiają dobro dzieci ponad własne...
Dlaczego sytuacja odwrotna przedstawia w gorszym świetle kobietę? Równie dobrze chłopak może zdradzić.
To były czysto przykładowe sytuacje i oczywiście - równie dobrze role w obu sytuacjach mogły byc przestawione. Nie było moją intencją przedstawianie nikogo w złym świetle... Nie wiem, o co tak się pieklisz?
Tak sobie napisałem, ale niech Ci będzie - w obu wypadkach zdradził facet. Lepiej?
Tu psychiczna siła nie ma nic do rzeczy lecz system wartości i warunki zdarzenia zdrady.
Ależ absolutnie ma dużo do rzeczy. Albo ktoś jest na tyle wytrwały i pewny swoich wartości, że robi wszystko, aby ich się trzymac, albo jest zwykłym mięczakiem i konformistą, który rezygnuje z tych zasad...
Psychiczna siła objawia się gotowością do znoszenia cierpienia w imię zasad. Jak ktoś jej nie ma to po prostu kieruje się wygodą.
niektóre osoby boją się zmian, wolą tkwić w szambie za wszelka cenę bo maja z:cenzura:... system swojej osobowości i pewności siebie z myślą, że sobie nie poradzą, że stracą np. pewien status społeczny, może nawet wygodne życie itp.
Właśnie o to mi chodziło z tą "siłą psychiczną"
Właśnie.
Lepiej mieć twardą ramę niż dostawać całe życie po :cenzura:e i być pomiataczką. Za błędy i chwile słabości płaci się.
Właśnie, płaci się.
Ale osobiście uważam, że najzdrowsze podejście do zasad to pragmatyzm. Najlepiej mieć zasady i kiedy tylko można je stosować, ale unikać umieranie za zasady w manifestacyjny sposób dla idei...
A to, o czym piszesz - lepiej raz dostac po tyłku i to porządnie, nauczyc się czegoś niż znosic ciągłe nakłuwanie igiełką, które nie dośc, że niczego nie uczy, to z czasem jeszcze idzie się do niego przyzwyczaic.
A wy faceci właśnie do takich ikon moralności macie największy szacunek, do takich delikatnych i zarazem silnych kobiet macie słabość, to za nimi biegacie jak psy i one spychają wam sen z powiek, to za nimi płaczecie po nocach tak by nikt nie widział, to je wyzywacie od najgorszych szmat i dziwek gdy znajdzie się choć najdrobniejsza skaza na szkle.....
A co to ma do rzeczy? I znowu... Rozumiem, że jakiś facet źle Ciebie, albo jakąś Twoją znajomą potraktował, ale na litośc pańską, nie generalizuj. Byc może większosc ma takie skłonności, ale na pewno nie wszyscy...
Jeszcze trzy sprawy:
1. Co do kontekstu - to ma chyba największe znaczenie. Wszystko zależy od tego, jak układał się związek, czy to była wpadka, czy sposób na życie, czy na trzeźwo, czy po pijaku (nie usprawiedliwia zdrady, ale zmienia delikatnie oblicze), etc. I tu akurat Julia miałaś stuprocentową rację z tym, że jeżeli ktoś zdradzi to nawet jeśli można mu wybaczyc to musi się strasznie na to napracowac. Nie można robic, absolutnie, czegoś takiego, że wybacza się takie rzeczy bez słowa, bo to takie podświadome "przyzwolenie na zdradę". Zaufanie traci się szybciutko, a odzyskuje bardzo powoli. Jeżeli jest inaczej, to zaufanie jest nic nie warte.
2. Melodia:
Owszem jeśli kogoś polubię to nie jest łatwo zapomnieć, ale jestem wyjątkowo wyczulona na oszustów, babiarzy, krętaczy i podrywaczy po kursach.
I bardzo dobrze, że jesteś wyczulona na takich facetów. Wyjdzie Ci to tylko na zdrowe. Jednak -> bierz pod uwagę, że czasami, jak pisałem wyżej, ciężko jest pokonac emocje rozsądkiem i zasadami i stąd możliwe, że gdybyś się zaangażowała emocjonalnie w kogos ponad Twoje obecne maksymalne wyobrażenie, mogłabyś wybaczyc mu nawet zdradę, choc teraz wydaje Ci się to niemożliwe.
3. Wypowiedź poniżej (Confusion):
a) Niech Ci będzie, nigdy byś nie wybaczyła. Oby życie nie zweryfikowało boleśnie Twojego poglądu.
b) Mężczyźni myślą tylko o jednym? Cholera... To ja po to pół roku biegałem za zajętą dziewczyną i ostatecznie schrzaniłem to, bo chciałem ją przeleciec... Kurde, ale ze mnie idiota.
A tak na poważnie - będę mówił o sobie i moich znajomych - znam kilka par, które są ze sobą i to faceci nie są gotowi na uprawianie seksu, bo chcą, żeby to znaczyło. A są w tych związkach, bo zależy im na ich kobietach jako osobach, a nie zwykłym mięsie jak faktycznie chyba większości.
Już widzę Drada i innych jak wytykają, że jestem pedziem, albo ciotą, albo coś
Jednak nie wszyscy faceci myślą tylko o seksie, mylisz się. A to, że trafiasz na osłów, to może byc wina Twojego systemu doboru...
c) Jest sens się przywiązywac do kogoś na stałe, bo nie wszyscy są tacy jak twierdzisz... Popełniasz ten sam błąd co np. z katastrofami lotniczymi. Patrzysz i oceniasz po tych parach, którym się nie udało, nie widząc, że jest tyle, którym wyszło...
d) Ludzie się zmieniają, ale muszą dostac kopa, po ryju etc. Tylko potężny bodziec prowokuje do zmiany. Bodziec, którym kłótnia na pewno nie jest.
Ja... Współczuję wam dziewczyny waszego zdania i nieufności do facetów. Wiem, że są osły i że was ranią. I chętnie wziąłbym kałacha i poszedł robic z siebie Punishera, ale to bez sensu. I tak wszystkich nie wybiję. Jednak, najbardziej żal mi tego, że uważacie wszystkich facetów za zło... To takie z deczka przygnębiające...
Takie jest życie głupie, że dobrzy chłopcy trafiają na niekoniecznie dobre dziewczynki, a dobre dziewczynki niekoniecznie na dobrych chłopców...