No tak. Widzę, że większość tutaj wypowiadających się ma doświadczenie w tym temacie. Ja też.
Ja również to przechodziłam. Ale nie podchodzę do tego jako do głupoty, choć już tego nie robie. Pisaliście, że lepiej o tym porozmawiać, że przecież to do niczego nie prowadzi a w moim przypadku (z tego co widzę to nikt o tym nie wspomniał, chyba, że coś pominęłam, w takim razie przepraszam) to było właśnie takie ciche wołanie o pomoc. Czasem ludzie nie potrafią o to poprosić. Ja zawsze uważałam sie za silną osobę, nie dawałam sobie w kaszę dmuchać jak to się mówi, jak mi coś nie pasowało to mówiłam o co chodzi i było po sprawie. A kiedy zaczęłam mieć problemy w domu, każda noc przepłakana, wstyd przed ludźmi, nawet przyjaciółka o niczym nie wiedziała... Myślałam że jeśli się potnę, ktoś to zauważy, w końcu się mną zainteresuje, bo wcześniej nikt nie widział jak cierpiałam, albo... nie chciał widzieć.
Ja to rozumiem. Kiedy widzę człowieka w tramwaju, któremy blizny zajmują 80% ramienia nigdy nie pomyślałam, ze jest głupi, bo ja wyobrażam sobie co musi przechodzić. A nie każdy ma tak silną psychikę, nawet jeżeli mu się tak zdaje...
To pułapka. To nałóg.