Dawn of the dead

Status
Zamknięty.

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Takim gratem to by po mnie raczej nie przyjechali - powiedział sam do siebie.
Snake nie wiedział czy to realne zagrożenie czy po prostu ktoś z miast ucieka przed tym bajzlem. Dla pewności sprawdził czy nóż jest na swoim miejscu. Spakował fajki i telefon. Możliwe że trzeba będzie uciekać. Pistolet został niestety w samochodzie.
-Mogłem sobie wyrobić nawyk noszenia gnata przy sobie. Peszek - splunął i wyszedł z pokoju.
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Cornell wszedł do budynku wybitym oknem. Skradał się przez dłuższy czas, jednak gdy usłyszał kroki dochodzące z kierunku głownego wejścia przyspieszył kroku. Po dotarciu do drzwi zobaczył mężczyzne idącego w kierunku samochodu. Wycelował w jego plecy
-Stój! E... Możesz mówić?
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Hahahaha... - Snake wybuchł śmiechem - Nie obraź się. Zdarzało mi się już że ktoś trzymał mnie na muszce , ale takiego tekstu nie słyszałem jeszcze.
Snake słyszał dźwięk odbezpieczanego pistoletu stąd wiedział, że facet za nim celuje do niego. Wiedział też już wcześniej, że to mężczyzna. Słyszał ciężkie kroki. Lata doświadczenia w takich gierkach pozwalały mu zwracać uwagę na bzdety, których inni ludzie nie zauważają. Powoli odwrócił się.
- O cholera to Ty. Zemsta za to że Cię nie podwiozłem? - powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Dobrze że to on, gdyby garniturowiec mnie tak podszedł już bym wąchał kwiatki od spodu - pomyślał z ulgą.
 

Majordomus

Departament ds. kontroli używania mózgów
Dołączył
27 Wrzesień 2008
Posty
1 281
Punkty reakcji
11
Wiek
34
Miasto
Łódź
Jeanne została sama. Patrzyła jeszcze długo za odjeżdżającym radiowozem i myślała, co należy dalej zrobić. Rozglądała się po opustoszałej ulicy, po której przewracały się tylko strzępki gazet, foliówek i innych rzeczy pozostawionych przez ludzi uciekających w panice. Niektóre samochody były otwarte, a jeszcze w niektórych pracował silnik.
- Nie będę zbliżać się do tych samochodów - pomyślała - Bóg jeden wie, co może wyskoczyć ze środka, a mam tylko sześć kulek.
Oprócz warkotu samochodów usłyszała z pobliskiego budynku kłótnię. Nie miała pojęcia, co to za ludzie i o co się kłócą, ale w tym wypadku nie miała wyjścia. Musiała się upewnić. Może ci ludzie pomogą jej znaleźć lepszą broń lub bezpieczne schronienie? Zawsze z grupą podróżować po tym pustkowiu jest łatwiej i raźniej. Zbliżając się do budynku, z którego dochodziły głosy, obiecała sobie, że znajdzie najbliższe muzeum sztuki wojskowej. Przecież nie na darmo organizują w Denver konferencję historyczną. Na pewno takie miejsce się znajdzie i również broń odpowiednia do umiejętności Jeanne. Przypomniała sobie, jak jej brat mówił często o niej, że łuk w jej ręku to jak broń w ręku wyszkolonego agenta FBI. W sumie miał rację, z tym narzędziem de Foix potrafiła czynić cuda.
Tymczasem stanęła przed drzwiami, zza których dochodziła kłótnia. Chwyciła broń i kopnęła wiszące na jednym zawiasie drzwi, wciskając je do środka pomieszczenia.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Steven uśmiechając się lubieżnie przeglądał nowe nabytki. Właściwie to wcale nie chciał robić temu człowiekowi krzywdy. Tłumaczył sobie jednak, że są jednak stany wyższej konieczności - cóż tedy począć. Przez chwilę nawet jego myśli gryzło coś na kształt sumienia. Ale zwariowałby już dawno, gdyby nie nauczyć się go bardzo szybko wyciszać. Pomyślał o swoim ,,domu" - możnaby w spokoju przystąpić do degustacji. Z drugiej strony współlokatorzy chcieliby swoją działkę, a tych jest całkiem sporo.
Czas było mu już ruszać z tego miasta, więc skoro miał najważniejsze - równie dobrze mógł już opuścić to miejsce. Rozglądając się jeszcze uważnie w okół (czasem dealerzy działali w grupach) wyszedł drugą bramą z parku. Szedł obok ulicy próbując złapać stopa. Na razie nie miał szczęścia. Minęło go kilka wozów, ale nikt się nie pokusił zatrzymać. Dla poprawy nastroju Steven otworzył świeżo nabytą fiolkę i łyknął parę tabletek. Już po kilkunastu minutach środki zaczynały działać. Kontury drzew obok ulicy wyostrzyły się, dźwięki przejeżdżających samochodów stały się wyraźniejsze. Sporo narkotyków miała to do siebie, że na przeżarty organizm Steven'a działały stymulująco. Nie stawał się otępiały jak w przypadku większości jego znajomków z miasta. W marazmie przebywał na co dzień - po zażyciu jego myśli klarowały się, a czasem nawet chciało mu się żyć. Zapalił papierosa i zaciągnął się mocno. Dziś poszło całkiem nieźle. Gdyby jeszcze miał się gdzie przekimać...
Co jakiś czas wznosił rękę w geście autostopowicza. Robił to bardziej odruchowo, niż z nadziei że ktoś podwiezie takiego obszarpańca jak on. W międzyczasie lustrował okolicę, za jakimś w miarę spokojnym, opuszczonym miejscem.
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
-Nie, właściwie to tylko się zabezpieczałem na wypadek jakbyś był jednym z tych rąbniętych. Też zwiewasz z miasta?
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Dobre pytanie. Jeśli tam wrócę to coś czuje że pokraki biegające po okolicy nie będą moim największym problemem - Snake rozważał sytuację - Jeśli oleje rozkazy, które i tak są pewnie ściemą będę miał na pieńku z firmą, jeśli tego nie zrobię ucierpię w wyniku śmiertelnego zatrucia ołowiem. Ehh... Pieprzyć to. Kiedyś musiało do tego dojść.
-Witam. Nazywam się Jimmy Custer - powiedział Snake wyciągając rękę do kolesia, który trzymał go na muszce - Jestem tu przejazdem i szczerze mówiąc chciałbym się stąd wydostać. Ilość świrów na waszych ulicach jest przerażająca. A jeśli chcesz możesz mi mówić Snake. Znasz jakiś sposób na wydostanie się stąd?
Snake sam pewnie by sobie poradził, ale w takich okolicznościach przyrody dobrze było mieć jakiś sojuszników. Nigdy nie wiadomo co będzie dalej.
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
Cornell schował broń do kabury.
-mów mi Cornell.W zasadzie mam zobaczyć czy jest tu coś godnego uwagi, prowiant i takie rzeczy, i zadzwonić po ekipę żeby podjechała jak będzie coś. Wybieramy się gdzieś na za:cenzura:e zdala od ludzi, żeby bezpiecznie gdzieś przeczekać z tydzień a potem zobaczyć jak to się będzie miało. Chcesz to możesz się z nami wybrać.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Dzięki. Na zapleczu jest apteczka i jakieś lekarstwa możemy to wziąć. Poza tym są tam też narzędzia, które mogą się na przydać. - powiedział Snake.
W tym momencie uważał, że ulotnienie się stąd z tą ekipą było dobrym pomysłem. Zapalił papierosa i zaprowadził Cornella na zaplecze.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Po dogadaniu się ze Snakiem, Cornell zadzwonił do autobusu i przekazał, że jest tu do zabrania trochę narzędzi i lekarstw. Jako że nie spotkało ich nic groźnego, podróżujący postanowili zatrzymać się tu choćby po same leki. Po paru minutach żółty autobus zajechał przed motel. Ludzie wylegli z niego na zewnątrz, mężczyźni poszli znosić ciekawe rzeczy - większość wróciła z pustymi rękami, ktoś przyniósł kilka butelek wina a ci którzy poszli sprawdzić szopę narzędziową przyniosła łopatę, siekierę, grubą stalową linę - rzeczy, których nie mieli jeszcze pojęcia jak użyją. Jako że nie było sensu stać dłużej, w końcu wsiedli wszyscy do swoich pojazdów i ruszyli. Jechali sznurkiem za autobusem, Cornell na motocyklu zamykał kolejkę. Jechali z dobrą prędkością około 80 kilometrów na godzinę po pustej drodze, mijając okolicę otaczającą teren Wupatki - starożytnej indiańskiej osady. Niektórzy patrzyli na znane sobie ze szkolnych wycieczek ruiny, inni napawali oczy widokiem odległych gór.
W jednym momencie jednak wszyscy obrócili się. We Flagstaff będącym teraz koło pięćdziesięciu kilometrów za nimi nastąpiła wielka eksplozja. Oślepiło ich światło i usłyszeli głośny huk. Pojazdy nie zatrzymały się, nawet przyspieszyły jakby uciekając przed odległym zagrożeniem, od którego jednak byli wystarczająco daleko. Walizka przywieziona przez Snake zawierała małą bombę atomową - najwidoczniej władze chciały sprawdzić i ocenić działanie takiej eksplozji na siedlisko zarażonych.
Wszyscy oglądali się na unoszący się nad ich byłym domem grzyb atomowy. Każdy milczał, nie w pełni rozumiejąc co mówią mu oczy. Po jakimś czasie Cornell odebrał telefon, którego zapomniał oddać:
- Widziałeś to? Nie zatrzymujemy się, gnamy dalej, może na miejscu będziemy bezpieczniejsi.
Chociaż nikt nie widział jeszcze wybuchu atomowego, domyślali się, że był on dosyć mały - a mimo to robił wrażenie

Po następnych milczących czterech godzinach drogi dojechali na miejsce. Leżący w ciemnym lesie drewniany domek kierowcy autobusu zapraszał spokojną okolicą. Stał nad sporym jeziorem, obok stała też porzucona ale zdatna do użycia szklarnia. Gdy parkowali, słońce zaszło już nad horyzontem, a powietrze zrobiło się chłodniejsze. Wysiedli i zaczęły się rozmowy o wypadkach ostatniego czasu. Snake nie udzielał się za bardzo, teraz dopiero rozumiejąc co tak właściwie zrobił. Między tymi ludźmi był chwilowo bezpieczny ale co dalej? Czy będą tu siedzieć jakby nic? Pojadą dalej? Dokąd?
Spytał z głupią miną:
- Hm.. Jest tu może schron atomowy? - mogli być narażeni na promieniowanie, niezależnie od tego jak duży był wybuch, jeśli powieje wiatr w tą stronę, zagrozi im opad radioaktywny.
Cornell włączył przenośne radio, które ktoś położył na masce autobusu. Trafił na orędzie prezydenta:
- Dzisiejszy dzień był najczarniejszym dla naszego narodu. Dokonano wielu zamachów w całym kraju, zginęło wiele istnień. Nie możemy jeszcze wskazać winnych ale możemy powiedzieć, że w ostatnich dniach Ameryka mogła też paść ofiarą ataku biologicznego.
- Za:cenzura:iście. Co teraz?- spytał Cornell, nie wiedząc do kogo mówi.
- Tego nikt się nie spodziewał... jeśli to wojna, co możemy zrobić? I gdzie uciekać? Ja mówię trochę odczekać i posłuchać co powiedzą w radiu.- odpowiedział mu jakiś dziadek, którego widywał czasem w barze z wujem.

-----

Spędzili kilka minut na stacji benzynowej co pozwoliło uspokoić zszargane nerwy i spokojnie zastanowić się nad sytuacją. Tutaj wszystko jeszcze wyglądało normalnie, człowiek za kasą mówił tylko, że słyszał o jakiejś akcji na północy, o jakichś dziwnych wypadkach - ale tu jednak nic takiego się jeszcze nie wydarzyło. Kiedy Neil płacił za paliwo, Alex zwróciła jego uwagę na radio:
- Posłuchaj tego, to straszne.
Dowiedzieli się, że w leżącym koło trzystu kilometrów od nich miasteczku wybuchła bomba atomowa, podobnie w kilkunastu innych miejscach USA. Spiker nie powiedział czy chodzi tu o zamachy czy wojnę, wszyscy byli zaskoczeni. Szybkie spojrzenie na mapę powiedziało im, że jadąc do Lake Havasu znajdą się bliżej miejsca wybuchu, narażając się na ewentualne skutki. Z drugiej strony, teraz Neil jeszcze bardziej chciał się dowiedzieć, co z jego rodziną.
- Nie wiem, nie musicie ze mną jechać jak nie chcecie ale czuję że powinienem.
- Nie bądź głupi, lepiej już pojechać do Las Vegas, tam umów się z rodzicami, jakoś się z nimi skontaktujesz - zaoponowała dziwnie energicznie Alex.
- No nie wiem... - rozważał za i przeciw chwilę zanim zdecydował.
Zapłacili i wyszli na zewnątrz. Świat wyglądał tu tak spokojnie, jakby wszędzie był taki sam. Z informacji wynikało jednak, że na północy działy się dziwne rzeczy, czy to możliwe?
Pożywili się trochę przyniesionymi przez Mike'a rzeczami i przeprowadzili krótką naradę - ostateczną decyzję miał jednak Neil jako kierowca.

- Znasz jeszcze kogoś, jakieś miejsce gdzie moglibyśmy się skierować? Dowiemy się czy jest tam bezpiecznie i może pojedziemy, do kampusu nie wrócimy, skoro policja nie daje sobie rady, my nie mamy jak tym bardziej.

-----

Jeanne wbiegła do budynku z wyciągniętą odważnie bronią, wkroczyła w środek kłótni. Stał przed nią również uzbrojony mężczyzna i niska kobieta. Stali pośrodku kuchni a na kafelkowej podłodze leżał w kałuży krwi kilkuletni chłopiec z rozwaloną połową głowy.
Nie znając jej nawet, kobieta emocjonalnie zwróciła się do Jeanne:
- Synka mi zabił! Zabił ! Bez mrugnięcia. Teraz pewnie nas zabije! - krzyczała, cała czerwona, machając rękami.
Mężczyzna, popatrzył na ziemię i spokojnie powiedział, na koniec unosząc głos:
- Mówiłem jej tyle razy - on był ZA-RA-ŻO-NY! Nie, ja idę, powinna mi dziękować.- Ruszył do wyjścia a matka rzuciła się do swojego chłopca, tuląc go i mówiąc do niego.
Jeanne obejrzała się za wychodzącym i nie wiedziała, czy zagadać z nim czy uspokoić matkę. Zapewne lepiej zwrócić się do uzbrojonego, miejscowego faceta niż histeryczki.

-----

Steven szedł wzdłuż ciemnej drogi, nawet nie denerwując się, że nikt się nie zatrzymuje. Nie zależało mu na tym. No, nie aż tak. Ale miejsce do spania znaleźć powinien a jego wymagania były elastyczne, spało się w różnych miejscach. Szedł tak jeszcze około godziny, coraz bardziej obojętniejąc na otoczenie, przypominające mu o sobie tylko chłodem nocy. Teraz jednak, gdy był po niedawnym zażyciu porcji tabletek, nic nie było takie straszne. Szedł i szedł tak wzdłuż drogi na nic już nie licząc aż tu ni stąd ni zowąd, znalazł zjazd. Mała, wyłożona betonowymi płytkami zatoczka z podjazdem na metalową rampę do reperowania samochodu i z drewnianym zadaszonym stołem. Od biedy można było coś z tego zrobić. Mógł też równie dobrze zgłębić się w las, wejść na jakieś niewysokie drzewo, przywiązać się paskiem i mieć nadzieję, że nie zaatakuje go żadne zwierzę. Byle do rana, wtedy może uda mu się jakoś znaleźć stopa. Złą sprawą było jednak to, że pod rampą naprawczą ktoś już spał, brodaty i brudny, oparty.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
W tym całym zamieszaniu Snake zapomniał o swoim telefonie "służbowym". W nim był zamontowany nadajnik pozwalający namierzyć położenie. Trzeba było się go pozbyć. Szybko przepisał kilka ważniejszych numerów do swojego "prywatnego" telefonu. Posiadanie go było nieregulaminowe, ale że Snake do służbistów nie należał nie musiał teraz sobie pluć w brodę.
-Jak go rozwalić? Nie będę przecież do niego strzelał, a żeby zniszczyć nadajnik trzeba na prawdę mocnego uderzenia - myślał rozglądając się wokół.
Przy jego samochodzie stał Cornell.
-Nie mam czasu aż sobie pójdzie, to będzie strasznie idiotycznie wyglądało.
Snake podszedł do Dodgea, położył telefon pod przednim kołem, wsiadł i ruszył. Telefon wyglądał jak naleśnik. Nadajnik pewnie zdechł. Problem tylko co powiedzieć Cornellowi, który stał i gapił się na niego jak na idiotę.
-To sagem był - powiedział wysiadając z samochodu
Snake miał specyficznie poczucie humoru, które nawet w takich sytuacjach miało się dobrze. Miał nadzieję że nikt nie zorientował się że sygnał zniknął dopiero teraz. Liczył też na zakłócenia w wyniku promieniowania.
Zresztą teraz były ważniejsze sprawy. Wiedział że firma spisała go na straty. Miał dwa wyjścia albo próbować szczęścia z ludźmi których spotkał albo próbować uruchomić jakieś swoje stare kontakty i wydostać się do jakiegoś w miarę bezpiecznego miejsca. Trzeba będzie się dowiedzieć co ekipa z autobusu chce robić dalej.
-Hey kolego - zwrócił się do Cornella - jakie są wasze plany?
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
-Można pojechać w stronę Meksyku, a tam już na zachód w stronę oceanu. Zna się tu ktoś na meteorologi? O tej porze roku w którą stronę wieją najczęściej wiatry?
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Meksyk to nie był zły pomysł. Miał tam troszkę znajomości, ale też wrogów (jak wszędzie). Trzeba ich przekonać do tego rozwiązania.
-Myślę że jeśli szybko wyruszymy opad radioaktywny nam nie grozi - odpowiedział wymijająco na pytanie Cornella.
 

bati999

Macierz Diagonalna
Dołączył
13 Październik 2008
Posty
2 211
Punkty reakcji
18
Wiek
26
Miasto
Tarnobrzeg
- Dobra ludzie. Mamy zapasy. Wsiadajcie do samochodu. - Powiedział do nich i spojrzał w niebo. Sam zaraz też wpakował się do samochodu.
- Możemy pojechać jeszcze na wschód, do mojego wuja. Zapnijcie pasy! - Krzyknął i odpalił wóz.
Napoje energetyzujące go pobudziły. Oczy miał szeroko otwarte. Chciał pojechać do Pheonix, do wuja Carla. Była gdzieś 3 nad ranem. Alex spała, Mike już zasypiał. Neil przecierając oczy ze zmęczenia ziewnął. Zaraz wyciągnął komórkę i zadzwonił do ojca. Nikt nie odbierał, włączyła się sekretarka. Neil zostawił wiadomość o treści:
" Cześć tato! Mam nadzieję, że tobie nic się nie stało. Bomby atomowe wybuchły, więc boję się o ciebie. Oddzwoń."
3 godzin potem zaczęło świtać, a grupa dojechała do Pheonix.
- Obudźcie się! Dojeżdżamy! - Krzyknął budząc wszystkich. Miał nadzieje, że jego wujowi nic się nie stało.
 

Majordomus

Departament ds. kontroli używania mózgów
Dołączył
27 Wrzesień 2008
Posty
1 281
Punkty reakcji
11
Wiek
34
Miasto
Łódź
Jeanne spojrzała na uzbrojonego po zęby mężczyznę, który zbliżał się do wyjścia. Zerknęła też na kobietę, która lamentując wciąż przytulała do siebie martwego chłopca. Żal jej było dziecka, wiadomo, ale rozumiała również, że mężczyzna nie mógł pozwolić, by ktoś został pogryziony przez zarażonego chłopaka. Próbował wytłumaczyć to wszystko matce, ale ona nie chciała słuchać. Czy wolałaby zginąć z ręki, a raczej zostać rozszarpana przez własnego syna? Jeanne spojrzała na mapę i od razu przypomniało jej się, z czym tu tak naprawdę przyszła. Odwróciła się w stronę wychodzącego.
- Excusez-moi, monsieur! - zawołała, po czym podeszła do mężczyzny - widzę, że pan jest stąd. To znaczy mam taką nadzieję. Przyjechałam do Denver z Waszyngtonu na konferencję naukową. Z tego co się orientuję, w tym mieście jest Muzeum Historyczne Kolorado. Wie pan, zabytki, militaria.. To ostatnie może być przydatne i tu właśnie potrzebuję pańskiej pomocy. Muzeum jest jakoś niedaleko 13th Ave, a pan z pewnością orientuje się, jak można najszybciej dojechać do celu. Weźmy jakiś samochód i ruszajmy. Na miejscu znajdziemy potrzebne rzeczy. Przyda mi się zresztą towarzystwo. Co pan sądzi? Aha, Jeanne de Foix. Miło mi, nawet w takich paskudnych okolicznościach.
Jeanne odwróciła się do kobiety.
- Może się z nami pani zabierze, jeśli ten gentleman się zgodzi?
Nawet nie mogła wykrztusić z siebie słowa pocieszenia. W tym wypadku nic nie złagodzi cierpienia matki, a innej pomocy zaoferować nie zdołała.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Steven wytężył wzrok w ciemnościach próbując wychwycić, czy zna bezdomnego. W końcu sam nie był tutejszą elitą, więc kojarzył ferment w Red Deer i okolicach. Tabletki działały coraz intensywniej i już czuł, że potrafi o wiele więcej dojrzeć nawet przy nikłym świetle sporadycznych latarni. Następnie zerknął w kierunku ściany drzew. Nie był wybredny co do noclegu, ale i on znał w tym względzie pewne granice. Woląc nie zostać obudzonym przez zgraję wilków, po cichu zaczął zbliżać się do śpiącego mężczyzny. Za dużo dziś nabroił, aby wdawać się w bójki z jakimiś pijakami. Uznał, że nastraszy tylko tego typka i przegoni go. A jeśli to nie poskutkuje - zręcznie uśpi go jedną ze swoich używek. W końcu miał tego sporo, więc mógł sobie pozwolić. Później najwyżej wyniesie go nieprzytomnego do lasu. Jutro pijaczyna nawet nie będzie pamiętać co go spotkało. Steven wiedział bowiem, że mocniejsze środki potrafiły upośledzać krótkotrwałą pamięć. Podszedł pod pompę i kopnął lekko brudnym adidasem ,,jegomościa".
- Te, wstawaj pan. Pobudka mówię do cholery. - szturchnął, choć nie uderzył też za mocno. Wiedział, że nawet tak nieszkodliwie wyglądający menele, potrafią robić się agresywni - Zabieraj się stąd. No co się tak gapisz? Nie chciej, co bym dwa razy powtarzał.
Patrzył wprost na śmierdzącego capa, mając nadzieję na mniej więcej polubowne załatwienie kwestii jego noclegu.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
-Myślę że jeśli szybko wyruszymy opad radioaktywny nam nie grozi.
- Może i macie z tym rację ale zastanówcie się - czego tam mamy szukać, gdzie dokładnie iść? - tu do rozmowy Snake'a i Cornella wmieszał się stojący niedaleko czterdziestolatek. Ludzie wysuwali liczne propozycje, każdy oczywiście inną i jego zdaniem najlepszą, kobiety przekrzykiwały się, narzekając na swój los a dzieci płakały. Momentalnie powstał taki chaos, że przez kilkanaście minut prowadzono dyskusje, które nie prowadziły donikąd. Wtedy kierowca autobusu wszedł na maskę pojazdu tak by było go widać i machając rękami zakrzyknął:
- Zamknijcie się, zamknijcie wszyscy! - kiedy ludzie spojrzeli na niego zdziwieni, wykorzystał chwilę by mówić dalej. - Ustaliliśmy, że ktoś musi tu rządzić i podjąć decyzje bo zaraz poginiemy. Ja mówię, niech Mort dowodzi! - wskazał na stojącego z papierosem w zębach posiwiałego mężczyznę patrzącego w niebo. Cornell znał go z widzenia, był chyba weteranem pierwszych lat wojny wietnamskiej i wyglądał na twardego faceta, jeśli pamiętał jeszcze jak to jest walczyć o przetrwanie, przydałby się. Kierowca kontynuował:
- Niech wszyscy z bronią staną tutaj! - wskazał miejsce pod maską autobusu gdzie zaraz zeszło się ośmiu mężczyzn z Cornellem i Snakiem włącznie oraz dwiema podobnymi do siebie młodymi kobietami, które widział pierwszy raz. Stojąc w szeregu, Cornell widział, że on, Snake i owe kobiety byli najmłodszymi uzbrojonymi w grupie - bowiem ojciec jakiegoś nastolatka zabrał mu broń i stanął razem z nimi.
Mort odezwał się, patrząc tylko na uzbrojonych, jakby inni się już nie liczyli:
- Jeśli mam coś wymyślić, mówcie szybko, macie lepszy pomysł czy zdajecie się na mnie? Trzeba zaraz znaleźć dobre punkty i wystawić straż.
Stojący pierwszy z brzegu wuj Cornella, splunął na ziemię i powiedział, że lepiej żeby dowodził ktoś kto się na tym zna i że Mort się do tego nadaje świetnie. Obie kobiety odezwały się na raz mówiąc, że nie widzą powodu by słuchać jakiegoś starego pryka, czym wzburzyły stojących tam starszych - a była ich większość. Z nich ludzie przenieśli wzrok na Cornella i Snake'a, którzy nie wmieszali się jeszcze do sporów. Było widać jasno, że jeśli poprą Morta, ten zaraz zacznie wszystkich ustawiać i wprowadzać obmyślony wspólnie z kilkoma mężczyznami plan. Gdyby przychylili się do powabnych kobiet, drażniąc resztę, konsekwencje byłyby nieznane ale pewnie nie wygnano by ich z grupy, w końcu cztery osoba to połowa uzbrojonych.
- No szybko, trzeba wystawić te warty i posłać kogoś na zwiad, załatwmy to - pospieszył Mort, rozglądając sie już po okolicy i taksując jej walory. Snake zastanawiał się, czy warto byłoby wspomnieć, że miał doświadczenie z różnymi akcjami, może danoby mu wolny wybór.

----

Wjechali do Phoenix, które wyglądało tak samo jak wtedy gdy Neil odwiedzał je jeżdżąc na wakacje do wuja. Po przejechaniu kilku kolejnych skrzyżowań stwierdzili jednak, że nie jest całkowicie takie samo. Przemykali wszędzie nie spotykając żadnego ruchu, wzniecając tylko wiry porozrzucanych gazet. Zwolnił na chwilę by przypomnieć sobie gdzie właściwie powinien się skierować - tak naprawdę sam jechał tu zaledwie raz i nie pamiętał dokładnie jak wygląda okolica. Dotarli jednak wreszcie do stojącej blisko drogi kamienicy, w której mieszkał wuj. Zatrzymał samochód i zgasił go. Siedzieli dłuższą chwilę w ciszy, rozglądając się dookoła - na ulicach nie było jednak nikogo, drzwi do kamienicy były zaś otwarte na oścież ukazując chłodny hol i ukryte głęboko schody. Kiedy Neil zdecydował się wreszcie wyjść, obrócił się i powiedział do Mike'a:
- Albo idę sam albo idziemy wszyscy, nikt nie może siedzieć sam w samochodzie.
Mike zaczął zbierać się do wyjścia, kiedy jednak wpadł na inny pomysł:
- A nie lepiej żeby ktoś siedział za kierownicą, w razie czego będzie można szybko nawiać? Mogę ja zostać.
Neil spojrzał na Alex, która kiwnęłą głową, uznając, że pomysł jest niezły. Miał plan skoczyć szybko na trzecie piętro gdzie mieszkał wuj i w razie czego wrócić z nim lub zawołać resztę na górę, jeśli wszystko będzie w porządku. Może i dobrze byłoby, gdyby na dole czekał ciągle samochód z zapalonym silnikiem.
Kiedy zdecydowali, Neil skierował się do drzwi kamienicy, stawiając powoli kroki i rozglądając się - dojrzał, że piętro wyżej zafalowały firanki jakby dopiero co ktoś od nich odszedł. Kiedy zbliżał się już do progu drzwi, w podobnej kamienicy stojącej po drugiej stronie drogi otworzyło się na oścież duże okno. Wychyliła się przez nie otyła kobieta i wpatrując się w chwilę w samochód, zaczęła krzyczeć:
- Ej, to chodźcie no tu, tu jest nas kilka osób w mieszkaniu! Ja widziałam co tu się działo ostatnio bo siedzimy zamknięci w domu już trzeci dzień, dużo ludzi siedzi tak, tylko wy jak durnie łazicie po ulicy. A tam - powiedziała pokazując na dom wuja - pewnie już nikogo nie ma i tak.
Neil był skonfundowany zebranym ochrzanem ale miał już inny cel, może jednak warto się najpierw dowiedzieć co powie kobieta? Mogli w końcu mieć w domu jakieś środki do obrony, on przecież przyjechał z pustymi rękami a tu na ulicy walały się tylko wywrócone kosze, złamana latarnia z wystającymi kablami, powybijane szyby, resztki zrzuconego telewizora i inne drobiazgi, mogłoby być nierozsądnym wkraczanie do budynku bez przygotowania.

----

Wychodzący mężczyzn obrócił się w drzwiach i początkowo nie odpowiadał, taksując Jeanne. Po dłuższej chwili zdjął z niej wzrok i wycierając brzegiem koszuli srebrny pistolet, powiedział opryskliwie:
- A co mnie muzeum obchodzi, teraz nie czas na takie bzdury. Nie wiem jak paniusia ale ja się tam nie wybieram. Pójdę do... - zapatrzył się w ziemię, ugniatając nogą puszkę po napoju.
- Pieprzyć to, muzeum niech będzie i tak zabiłem wszystkich... - mówił coraz ciszej, zaraz jednak podniósł oczy znów na nią i z wymuszonym humorem dodał: To na dół, kobiety przodem - powiedział, wskazując ręką drogę na ulicę.
Nie zwrócił nawet uwagi na drugą kobietę, która odeszła teraz do okna i patrzyła przez nie tępo. Ponaglona jeszcze kilka razy przez Jeanne machnęła ręką i nie ruszyła się z miejsca, było więc jasne że nie ma po co na nią czekać. Kiedy na dole podeszli do najbliżej stojącego samochodu, okazało się, że był otwarty a kluczyki tkwiły w stacyjce. Spiesznie wsiedli do niego i wtedy zobaczyli jak z okna wyżej wychyla się postać kobiety by po chwili wyskoczyć - po sekundzie leżała już na chodniku, jeszcze lekko się ruszając i jęcząc.
- Głupia cholera - skwitował mężczyzna, który do tej pory nie raczył się przedstawić i uruchomił samochód. Wytoczyli się na środek pustej ulicy i nabierając prędkości, mijali kolejne posesje. Jeanne nie znała Denver nie robiło jej więc różnicy gdzie i jak jechali, poznała jednak znany ze zdjęcia budynek muzeum. Gdy wtoczyli się na chodnik podskakując, mężczyzna zwolnił i nie gasząc zapytał obcesowo:
- Taxi. Tylko, że tak powiem... Co będę miał z tego jeśli pójdę tam? - kiwnięciem głowy wskazał muzeum - Nie wchodzi się w bagno bez sensu a ja mam pomysł gdzie jeszcze pojadę. Albo mnie przekonasz żebym poszedł albo spadam stąd i rób co chcesz.
Jeanne widziała, że to pewnie żadna ciekawa osoba ale ostatecznie miał broń i jakoś sobie radził tak więc znosiła jego gadanie spokojnie. Kiedy dodał jednak na koniec, głaszcząc końcówki jej włosów lufą pistoletu: "Wy Włoszki macie w sobie taki urok" chciała obdzielić go już policzkiem ale powstrzymała się jakoś. Definitywnie nie mogła mu zaufać, pytanie brzmiało jednak czy mogła zaufać swoim siłom na tyle by kazać mu zjeżdżać zamiast użyć swej kobiecej podstepności i skłonić go do odwalenia roboty dla niej lub chociaż do pomocy.

***

- Te, wstawaj pan. Pobudka mówię do cholery - powiedział Steven i szturchnął leżącego - Zabieraj się stąd. No co się tak gapisz? Nie chciej, co bym dwa razy powtarzał.
Tamten był najwyraźniej przyzwyczajony do podobnego traktowania bowiem nie zareagował gwałtownie, odpowiedział zamiast tego niskim głosem:
- Łatwo przyjść młodemu i kazać staremu spieprzać, koło życia... - nie wstając przesunął się jakiś metr dalej, zapraszając ręką - ale ja żadna menda nie jestem, chcesz spać to śpij, chcesz łyka to dam łyka, wiem przecież jak jest. Nie tak to kiedyś było, nie tak... - wyciągnął butelkę ku przybyszowi.
Steven chwilę mierzył go wzrokiem nie wiedząc co zrobić, bo choć człowiek ten najwidoczniej myślał że są do siebie podobni i poczuwał się do jakiejś solidarności to w końcu mogli być aż nazbyt podobni - z pomysłem odczekania paru godzin i obrobienia drugiego włącznie. Ale rzucać się teraz na niego też wydawało się takie... męczące.
Zanim Steven cokolwiek zrobił, menel opuścił butelkę, mówiąc dalej, chyba do siebie - No tak, teraz młodzi mają inne rzeczy. A ja tam myślę ciągle że nie ma nic jak wychylenie butelki i to uczucie ciepła... A rób se jak chcesz, gdzie ja ci teraz pójdę, czekam na kumpla - pociągnął jeszcze jeden duży łyk i odstawił butelkę z resztką, mówiąc - Gentleman nigdy nie wykańcza - a potem przechylił się na bok, kładąc na ziemi z łokciem pod głową.
Rozejrzawszy się dookoła, Steven zauważył, że równie a może i bardziej wygodnie byłoby spać na stole ale ten był całkowicie widoczny z drogi, w przeciwieństwie do zapuszczonej rampy, gdzie żul ułożył sobie posłanie z kilku betonowych płyt. Rzucone spojrzenie na las zniechęciło do zapuszczania się w to ciemne, wilgotne i niepewne miejsce i kazało wybierać gdyż za jakieś dwie, trzy godziny powinno nadejść całkowite otrzeźwienie z wziętej tabletki - a to był moment, którego Steven nie lubił definitywnie. Zajrzał jeszcze raz do wewnętrznej kieszeni, w której nosił dzisiejszy łup - jeszcze 4 tabletki i dwie ampułki, do których nie miał co prawda strzykawki.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Nie wiem czy warto się wychylać na eksponowane stanowiska-myślał żartując lekko z całej sytuacji-wolną rękę i tak mogę mieć bo nikt mnie tu na siłę nie trzyma. Ewakuacja zawsze wchodzi w grę, ale z drugiej strony dopóki tutaj jestem wole żeby tym bałaganem dowodził ktoś w miarę rozsądny. I co tu zrobić?
Snake rozejrzał się po zgromadzonych, młode kobiety wyglądały na lekko szurnięte, reszta kandydatów też nie zachwycała, on sam nie chciał się wychylać, opcji nie zostało wiele. Wtedy spojrzał na Cornella.
-Wybór nie najgorszy. Koleś ma łeb na karku do tego znam go trochę, czyli lepiej niż wszystkich innych zgromadzonych-pomyślał i nagle wszedł na maskę autobusu mówiąc - Eee... Dzień dobry wszystkim. Nie znamy się. Przejeżdżałem przez wasze miasto gdy to wszystko się stało i dlatego jestem teraz tutaj. Nie znam was wielu, ale nie obrażając nikogo, jeśli miałbym wskazać człowieka odpowiedniego na to stanowisko to wskazałbym Cornella. Myślę że to dobry wybór, który będzie stanowił pewien kompromis. Dziękuję za uwagę.
Kiedy powiedział co miał powiedzieć zszedł z maski, mrugnął do Cornella z lekkim uśmiechem na twarzy i skierował się do swojego samochodu. Zapuścił składankę z ulubionymi starociami sam natomiast rozłożył się na tylnej kanapie obserwując tłum i jego reakcję.
-Na zajęciach z zachowań grupowych mówili, że takie przemowy najlepiej powinny być krótkie a tłum musi myśleć że sam podjął decyzję-myślał zapalając papierosa i słuchając dobiegających go pierwszych nut utworu Deep Purple - Woman from Tokyo.
 

Vardamir

Sinner
Dołączył
30 Sierpień 2007
Posty
10 335
Punkty reakcji
26
Wiek
35
Miasto
Necrovalley
- Jestem za tym, żeby zarządzał stary pryk, który przynajmniej co nieco się zna na ciężkich warunkach. Oczywiście do chwili, póki takie zarządzanie nie będzie narażało grupy na niebezpieczeństwo. Może małą kampania wyborcza? zanim zaczniemy wszyscy się rządzić przedstawmy jakieś możliwe plany działania? Koleżanki mają jakiś? Czy mogę iść spokojnie spać wiedząc, że jestem w dobrych rękach popierając was? Ja jestem za tym by ruszyć na jak najdalej na zachód, tam zapoznać się z ogólnokrajową sytuacją. Być może są rejony które nie dotknął problem. Zastanawia mnie też jaka sytuacja jest w Kanadzie. - Cornell zaczął analizować wszelkie możliwości ucieczki. Nie wspomniał już jednak o próbie dowiedzenia się sytuacji w Azjii i Europie.
-Jeśli chodzi o zwiad jestem chętny.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Snake gdy usłyszał, że Cornell zabiera głos, ściszył muzykę i przysłuchał się jego słowom. Lekko zaniepokojony brakiem współpracy ze strony jego kandydata krzyknął z wnętrza samochodu w stronę tłumu:
-Patrzcie już mądrze gada! Takiemu to tylko polać! Nikt nie zadba o was tak jak on. Przemawia przez niego życiowy rozsądek!
 
Status
Zamknięty.
Do góry