Rotek
(nie)ciekawy
To nie będą zbyt oryginalne przemyślenia. Jednak coraz bardziej przekonuje się do twierdzenia, że miłości zwyczajnie nie ma.
Jest coś na kształt umowy społecznej pomiędzy dwójką ludzi doprawionej mnóstwem fizyczności.
Ludzie którzy twierdzą, że nie przywiązują wagi do wyglądu podczas
poznawania nowej osoby zwyczajnie się oszukują. Osoby które tworzą ze sobą związki podświadomie
już od samego początku chcą uprawiać ze sobą seks - muszą być dla siebie atrakcyjne
(ktoś powie są gusta i guściki - tak się jedynie mówi).
Osoby o mniejszej urodzie mają ogromne trudności ze zbudowaniem relacji
którą można by nazwać związkiem zazwyczaj z powodu tego, że za wysoko stawiają poprzeczkę i nikt nie przeskoczy.
Co by nie mówić zgodzę się również z twierdzeniem, że związki naprawdę ładnych ludzi z ludźmi
posiadającymi urodę poniżej przeciętnej są rzadkie i potwierdzają regułę.
Kiedy przemija seks ludzi trzyma ze sobą najczęściej przyzwyczajenie
lub obawa przed samotnością, nie magiczne uczucia.
Do tego "miłość" to bardzo zwierzęca chemia opisana szeroko (także w internecie).
Kiedyś wierzyłem w motylki, wierność i "tych jedynych" jednak stwierdzam, że to jedynie mrzonki.
Co więcej ludzie w to wierzący mają trudności
dodatkowe w budowaniu relacji z innymi - mówi się romantycy, dla mnie to pewnego rodzaju zaślepienie.
Ono strasznie wszystko utrudnia bo
gdy człowiek szuka miłości a chce dostać związek najczęściej nie dostaje nic.
Do tego wszystko co by nie mówić, i jak bardzo się nie wypierać
krąży wokół łóżka - może dla panów nie tak bardzo, ale kobiety okropnie na tym bazują.
Ludzie "zakochani" i wyznający sobie miłość zwykle robią
to pod wpływem komercjalizacji - tony filmów i konwenansów (no bo prędzej czy później należy).
Większość twierdzi, że jest zakochana w sytuacji gdy najchętniej chciałaby obiekt swoich
uczuć zwyczajnie zgwałcić na wszystkie możliwe sposoby. Na tym świecie zapada ogólna znieczulica i zezwierzęcenie.
Każdy staje się kawałkiem mięsa. Jest mięsem w oczach innych.
Nie wiem czemu ale smutno mi się o tym pisze.
Co wy sądzicie na ten temat?
Jest coś na kształt umowy społecznej pomiędzy dwójką ludzi doprawionej mnóstwem fizyczności.
Ludzie którzy twierdzą, że nie przywiązują wagi do wyglądu podczas
poznawania nowej osoby zwyczajnie się oszukują. Osoby które tworzą ze sobą związki podświadomie
już od samego początku chcą uprawiać ze sobą seks - muszą być dla siebie atrakcyjne
(ktoś powie są gusta i guściki - tak się jedynie mówi).
Osoby o mniejszej urodzie mają ogromne trudności ze zbudowaniem relacji
którą można by nazwać związkiem zazwyczaj z powodu tego, że za wysoko stawiają poprzeczkę i nikt nie przeskoczy.
Co by nie mówić zgodzę się również z twierdzeniem, że związki naprawdę ładnych ludzi z ludźmi
posiadającymi urodę poniżej przeciętnej są rzadkie i potwierdzają regułę.
Kiedy przemija seks ludzi trzyma ze sobą najczęściej przyzwyczajenie
lub obawa przed samotnością, nie magiczne uczucia.
Do tego "miłość" to bardzo zwierzęca chemia opisana szeroko (także w internecie).
Kiedyś wierzyłem w motylki, wierność i "tych jedynych" jednak stwierdzam, że to jedynie mrzonki.
Co więcej ludzie w to wierzący mają trudności
dodatkowe w budowaniu relacji z innymi - mówi się romantycy, dla mnie to pewnego rodzaju zaślepienie.
Ono strasznie wszystko utrudnia bo
gdy człowiek szuka miłości a chce dostać związek najczęściej nie dostaje nic.
Do tego wszystko co by nie mówić, i jak bardzo się nie wypierać
krąży wokół łóżka - może dla panów nie tak bardzo, ale kobiety okropnie na tym bazują.
Ludzie "zakochani" i wyznający sobie miłość zwykle robią
to pod wpływem komercjalizacji - tony filmów i konwenansów (no bo prędzej czy później należy).
Większość twierdzi, że jest zakochana w sytuacji gdy najchętniej chciałaby obiekt swoich
uczuć zwyczajnie zgwałcić na wszystkie możliwe sposoby. Na tym świecie zapada ogólna znieczulica i zezwierzęcenie.
Każdy staje się kawałkiem mięsa. Jest mięsem w oczach innych.
Nie wiem czemu ale smutno mi się o tym pisze.
Co wy sądzicie na ten temat?