nie warto rozpatrywać wersji zdrad. Będąc w związku, a krecąc czy sypiając z kimś na boku jest wyrazem braku szacunku, o istnieniu głebszych uczuciach nie wspomne..bo jesli by były, kwestia zdrady nie byłaby w ogole rozpatrywana, moze to wydaje sie smieszne, dziwne, podejrzane, nielogiczne, bezsesnowne, ale monogamia istnieje.
Chodzi o typy relacji i racjonalne podejście do sprawy. Kiedy kobieta lub mężczyzna idą z problemem do psychologa lub psychoanalityka on także nie zamyka się w jednym schemacie lecz szuka odpowiedniego punktu zaczepienia, aby móc jej czy też jemu w jakikolwiek sposób pomóc - nie dotyczy to tylko i wyłącznie tego typu spraw, lecz każdej sfery życia.
inaczej ma sie sprawa, jeśli osoba 3 nie jest poinformawana o fakcie że jest 3, i wtedy kochanek/kochanka nie ma w tym winy, ale sam zainsteresowany jak najbardziej.
Tak jest - Jeśli związek prowadzony jest na zasadzie "On i Ona plus Ona, która myśli, że jest jedyna" - zgadzam się z Tobą.
gdyby mi okazano taki brak szacunku, to nie miałabym co rozumieć i szanować bo tutaj nie ma na to miejsce. Niemoralnych czynów się nie usprawiedliwia.
NBie wiem czy dobrze zrozumiałam to zdanie, lecz postaram się odpowiedzieć najbardziej obiektywie. Jeśli okazano by
Ci taki brak szacunku, na pewno czułabyś się źle i nie chciałabyś aby taka sytuacja się powtórzyła - Owszem jest to jak najbardziej na miejscu, lecz przypomina mi się pewne stwierdzenie: "Ten kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień" - powtarzam jeszcze raz, nie dotyczy to jedynie spraw seksu i zdrady!
ja jednak uważam że jesteśmy trochę ponad tymi pierwotnymi mechanizmami, potrafimy zachować się inaczej niz króliki
Ludzie światli, inteligentni, znający swoją wartość, wartość uczuciową, społeczną i szanujący człowieczeństwo, owszem - są ponad pierwotnymi odruchami, lecz pamiętajmy, że sami na świecie nie jesteśmy
no jak zeszłaś sie z nim będą w związku :niepewny: to myślę, że cos w tym musi być.
Dobrze, jakoś postaram się przybliżyć tą historię, chcąc uniknąć zamknięcia w szufladce.
Zacznę od tego, iż w grudniu, kiedy miałam już swoje zagrzane stanowisko przyszedł do pracy pewien facet. Oczywiście pierwszy dzień miał spędzić ze mną lub z którymś z pracowników z kadry szkoleniowej - Zobaczyłam go jak siedzi na kanapie i czeka. Miałam ochotę w sumie z nim iść, mając świadomość, że pewnie i tak będę myślała o tym, jak by tutaj zagadać i poznać go bliżej - Poszedł jednak z moją koleżanką, a mnie dostał się ktoś inny.
Wszystko fajnie pięknie, gdzieś mi z głowy uciekł i zobaczyłam go ponownie pod koniec dnia. Stwierdziłam, że wizualnie jest w porządku, ale bardzo intrygował mnie wewnętrznie. Przyszedł na następny dzień do pracy, na wstępie mnie zdenerwował i irytował - teraz już wiem dlaczego: Obydwoje 'nie polubiliśmy' się właśnie dlatego, iż się sobie podobaliśmy, ale mniejsza z tym - zimne, zawodowe stosunki.
Nasz koordynator to zauważył i wiedząc, iż mojego ówczesnego 'chłopaka' bardzo denerwuje to, kiedy pracujemy razem, specjalnie, chciał zobaczyć, co się stanie - Był to okres, kiedy cały zakład miał zamiar się zwalniać, więc grupa żyła ze sobą raczej w ścisłych stosunkach. Ja i Marcin jednak trzymaliśmy dystans. Do czasu.
Poczułam, że w obecnym związku nie czuję się szczęśliwa - Piotrek miał dom na wsi, samochód, opiekował się mną, przystawał na wszystkie moje dziwactwa, spełniał każdą zachciankę... był w stanie zrobić wszystko, prócz jednego - Mówić prawdy. Pracowałam jako handlowiec, więc spędzaliśmy cały dzień w terenie. Po zakończeniu związku dowiedziałam się, co robił i z kim, kiedy nie potrafiłam go znaleźć - lubił piwo, więc dlaczego miałby nie wypić jednego czy dwóch w terenie? Nie przyznał się jednak, wiedząc, iż przecież nie powiem o niczym, mimo że należę do kadr kierowniczych. Czułam, że coś jest nie do końca, jednakże nie wiedziałam, co to takiego - teraz wiem, że mnie oszukiwał.
Jak wspomniałam wcześniej o koordynatorze: Jak chodziliśmy w parach wymienianych tak postanowił przez około tydzień dobierać mnie i Marcina. Przez kilka dni byliśmy skazani na siebie, co zaowocowało dłuższymi rozmowami, cieplejszymi uśmiechami, jakimś takim zrozumieniem zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Zdałam sobie sprawę z tego, że w sumie pracuję dla niego - nie ze względu na swoją funkcję, ale dlatego, że chcę - miał gorsze dni, więc pomogłam mu zarobić trochę kasy. W podzięce po prostu mnie uściskał i właśnie wtedy to poczułam... W każdy kolejny dzień,wstając do pracy, prosiłam los o to, aby dzień spędzić z Marcinem. W międzyczasie ogarnęło mnie obrzydzenie do Piotra. Nie potrafiłam już z nim normalnie, denerwowało mnie jego 'skakanie dookoła mnie', nie lubiłam kiedy mnie dotykał o sprawach łóżkowych nie wspominając. Każdy wolny czas wolałam spędzać z Marcinem.
Zorganizowaliśmy sobie imprezę firmową - trwała od soboty do poniedziałku. Sobota - Czyli wieczór spędzony przy muzyce, alkoholu, dobrym jedzeniu. Nie obyło się bez tańca i właśnie ten pierwszy taniec z Marcinem uświadomił mi, na kim i tak naprawdę zależy. Pocałowaliśmy się wtedy po raz pierwszy, choć ewidentnie już wcześniej w terenie robiła się podobna atmosfera, nawet gdy byliśmy w sporym odstępie od siebie. Poczułam, że jestem nieuczciwa w stosunku do Piotra, ale tak czy inaczej miałam na dniach zakończyć nasz związek. Wtedy już większość wieczoru spędziliśmy jakoś niedaleko siebie...
Niedziela - Czyli dzień w którym wszyscy odsypiali i powoli rozchodzili się do domów. Zostało tylko trzech facetów, którzy jakoś nie umieli wstać z łóżka. Kontynuowaliśmy, już nie imprezę, ale raczej posiedzenie towarzyskie - Bardzo denerwowała mnie obecność Piotra i jego ciągłe próby dotykania mnie czy całowania. Wieczorem, kiedy wychodził bezczelnie zaproponował mi cyt:"Bzykanie na pralce" - przy kumplach za ścianą. Wtedy już byłam pewna. W poniedziałek rano przed pracą zobaczyłam śpiącego jeszcze Marcina - nie wiedziałam co to wtedy za uczucie, ale teraz już wiem... Od tamtej pory już nie chciałam spędzać chociażby jednego dnia bez Niego. We wtorek już zjawił się u mnie i został - do tej pory nie doszło między nami do niczego więcej niżeli pocałunków - dla jasności. Zrobiłam kolację, wypiliśmy dobre wino, rozmawialiśmy prawie całą noc, a rano obudziłam się obok Niego i poczułam, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Włączyła się jednak analiza - facet 10 lat starszy, bez stałej pracy i tak dalej, ale nie obchodziło mnie to. Pojechaliśmy razem do pracy i właśnie to był ten dzień kiedy wszyscy mieliśmy odejść. Bałam się, że już więcej się nie spotkamy, ale nie zawiódł mnie. Od tamtej pory mieszkamy razem. Co jednak się stało - W czwartek, kiedy miałam się umówić z Piotrem, co do przywozu węgla, zadzwoniłam i stwierdziłam,że "Musimy porozmawiać" - wiedział o co chodzi. Nie robił mi wyrzutów, lecz wiedziałam, że ma do mnie pretensje. Byłam wolna i jakoś zrobiło mi się tak lżej. Na dniach dowiedziałam, się co Marcin myślał o mnie od początku i właśnie wtedy się wydało, że była to miłość "Od pierwszego wejrzenia", jego zasad jednak jest 'ch***m w pracy nie wojuję' i dlatego początkowo relacja między nami tak wyglądała.
Obecnie Marcin wrócił tam do pracy, ja znalazłam inną... Jestem szczęśliwa i tylko o wyłącznie Wam pozostawiam ocenę tego czy zdradziłam czy nie. Poza tym nie jest to kolejna ckliwa historia ściskająca za serce, bo ma podwójne dno, ale na ten temat musiałabym pisać do końca dzisiejszego dnia.
Czy zdradziłam, jak tak to w jaki sposób? Wiem jedynie, że szłam za tym, co mówi mi uczucie.