Wracajac do głównego wątku tematu Ken Ham w swojej książce "Kłamstwa Ewolucji" pisze mniej więcej takie słowa, iż środki masowego przekazu oraz ogólny system edukacyjny dają nam do zrozumienia, że o stworzeniu nie można nauczać w szkołach gdyż to religia, podczas gdy ewolucja jest nauką. Tymczasem łatwo jest zrozumieć podstawowe zasady nauki. Można wtedy dojśc do wniosku że w rzeczywistości to ewolucja jest religią. Zarówno kreacjonizm jak i ewolucjonizm ma charakter naukowy i religijny. Sporu nie stwarza religia wstępująca przeciwko nauce, ale nauka jednej religii przeciw nauce drugiej religii. Pisze dalej, że ateistyczni ludzie nie chcą akceptować idei stworzenia gdyż oznacza to, że istnieje stworzyciel, który ustanawia jakieś prawa którym należało by się podpożądkować. Z tej samej przyczyny nie chcą tego czynić a samostanowić i ustanawiać własne prawa. (Ja jestem swoim bogiem) Przez ten stan rzeczy wzrastajaca akceptacja ateistycznego ewolucjonizmu przyczyniła się i przyczynia do faktu, iż wielu odrzuciło Stworzyciela aby móc usprawiedliwić rozpasanie, brak odpowiedzialności za czyny przed Bogiem, usprawiadliwiwszy niejako dzięki temuu zanegowaniu aborcję, komunizm, nazizm, narkomanię i wiel innych chorób społecznych. Pomimo, iż nie należy oskarżać samej ewolucji z powodu istniejącego zła społecznego to stała się ona jednak dla wielu narzędziem usprawiedliwienia dla poparcia takich postaw społecznych.
A jakie jest Wasze zdanie z tego punktu widzenia ? Jak wielka waszym zdaniem jest rola teorii ewolucji w ateistycznym człowieku ? Czy gdyby np. uświadomić w pełni społeczeństwo, iż ma bardzo poważna luki i kupy się nie trzyma to lub obalic ją w jej dotychczasowej formie czy liczba ateistów zmniejszyłaby się jak zdaje się sugerować autor ?