Ja mam inną obserwacje. Ateistom religia nic złego nie uczyniła. Cóż miała by im uczynić? Najczęściej są to osoby wychowane w tradycyjnych rodzinach np. katolickich, które awansują w stosunku do swoich przodków pod względem wykształcenia i horyzontów umysłowych. Automatycznie tez porzucają religie, która przynależy do tych atrybutów które kojarzą z ludźmi prostymi, ateizm zaś kojarzą z intelektualizmem do którego aspirują. Dodatkowo religię znają tylko w wersji przeznaczonej dla prostego ludu, bo taką przekazali im przodkowie. Taka naiwna forma ich odrzuca i utwierdza w przekonaniu, że awans musi wiązać się z porzuceniem religii. Intelektualnej formy religijności najczęściej nie znają, albo nie wydaje im się żywa i autentyczna, bo nie mieli okazji zetknąć się z nią osobiście.
Nie twierdzę, że jest to jedyne zjawisko, które odpowiada za szerzenie się ateizmu, ale moim zdaniem, dosyć istotny odsetek młodych ateistów, to buntownicy przeciwko dziadkom i rodzicom, którzy są kulą u nogi ich aspiracji intelektualnych, której chcą się pozbyć. Wszak w naszych czasach, matura i studia to już niemal norma, w pokoleniu rodziców było inaczej, a w pokoleniu dziadków i pradziadków,magistrów, a nawet maturzystów było jak na lekarstwo. Żyjemy w okresie przejściowym.
Co do znajomości przez ateistów pisma i katechizmu, to rzeczywiście zdarza się i nie ma nic dziwnego w tych zainteresowaniach, mnie też interesują wyznania i religie, których nie wyznaję, ale wśród tych najbardziej zaciekłych i wojujących ateistów z wiedzą jest już bardzo źle, zaś wojujący antyklerykalizm wręcz opiera się na ignorancji.