GUD czyli krótki traktat o Czarnych Szczurach
Prawicowi anarchiści czyli organizacja
> młodość: Jeśli GUD często określa się mianem enfant terrible lub brzydkiego kaczątka francuskiego nacjonalizmu, to przede wszystkim dlatego, że od początku do końca jest dziełem młodzieży. Tworzą go wyłącznie ludzie młodzi, głównie studenci, ale także licealiści, młodzi robotnicy i inteligenci, a średnia wieku oscyluje wokół 22, 23 lat. Jest to niewątpliwie wielki atut - młodość jest wszak radykalna i ideowa, "jeunesse au coeur de feu", jak śpiewa Vae Victis, ale także całkowicie impulsywna, nieprzewidywalna, niecierpliwa, anarchiczna i spontaniczna - idealny motor rewolucji. "Przynosząca katharsis walka młodzieży wpisuje się w logikę NR - pisał szef Trzeciej Drogi, Jean-Gilles Malliarakis. Właściwa młodości nieskazitelność, przemoc i nieustępliwość przerażają tchórzy". Nie wszyscy akceptują taki stan rzeczy, a zwłaszcza ci, którzy usiłują bezskutecznie skanalizować ogromny rewolucyjny potencjał młodzieży w ramach oficjalnych ugrupowań narodowych czy prawicowych. Jednak nie wszyscy młodzi nacjonaliści chcą być pachołkami reakcji i białymi Murzynami instytucjonalnej skrajnej prawicy. Ambicje większości z nich sięgają wyżej niż bycie młodzieżowym listkiem figowym dla stetryczałych i skostniałych struktur partyjnych czy służenie jako ideowe alibi dla intratnych posad posłów do parlamentu w Strasburgu czy członków rad regionalnych. Młody GUD wymyka się wszelkim kalkulacjom i kontroli, co budzi niechęć w poważnych i dostojnych działaczach narodowych mimo, że to jemu zawdzięczają oni swą egzystencję polityczną. Bo przecież gdyby nie on, to nie zaistniałby ani Ordre Nouveau, ani Front Narodowy, ani PFN, itp. itd. Jeżeli mimo wszystko traktowany jest z należytym poważaniem, to tylko dlatego, że poważanie to, na równi za niezależnością, sam sobie wywalczył na przekór wszystkim i wszystkiemu.
> polityczni żołnierze: W swej awersji do politykierstwa Czarne Szczury zasługują w pełni na miano prawicowych anarchistów. Przejawia się to także w organizacji wbrew posądzeniom o typowy dla klasycznej skrajnej prawicy autorytaryzm. Zbliża ich to paradoksalnie do ich największego obok syjonistów wroga czyli skrajnej lewicy, ale tej prawdziwie kontestatorskiej i antysystemowej, a nie jakiś trockistowskich łowców państwowych subwencji. Ich ulubionym przykładem są hiszpańskie Bazy Autonomiczne z lat osiemdziesiątych, po których rozpadzie połowa działaczy przeszła do ugrupowań skrajnej prawicy, a połowa do skrajnej lewicy. Prowokacyjnie posuwają się nawet do przejmowania części ich symboliki, choć nie stylu, bo "brudasy" nie mają absolutnie żadnego tak istotnego dla nacjonalistów poczucia estetyki.
Te pozorne sprzeczności stanowią schedę po francuskich radykalnych ruchach nacjonalistycznych z lat sześćdziesiątych. "Occident zapoczątkował szereg zasad, które można odnaleźć we wszystkich wywodzących się zeń ruchach począwszy od GUD. Po pierwsze - de facto nie ma szefa. Każdy może być szefem (zwłaszcza szef, rzecz jasna). Silnie podkreśla się zasadę kolektywnego kierownictwa" ("Les Rats Maudits", str. 13). Tak jest do dziś: brak jakiejkolwiek formalnej organizacji czy struktury i nadal obowiązuje niepisana zasada kolektywnego kierownictwa, które podejmuje wszystkie ważne decyzje. "Jesteśmy arystokracją politycznych żołnierzy, w której szeregach wszyscy są równi" - brzmi jedna z ich ulubionych sentencji. Inne często powtarzane zdanie: "U nas nie ma szefów" lub w bardziej żartobliwej formie: "Nasz szef umarł 50 lat temu, taki niewysoki brunet z wąsem", nie oznacza bynajmniej, że panuje całkowita anarchia. Szef jest, ale nie taki, jak w zwykłych organizacjach czy ugrupowaniach. Po pierwsze, nikt go nie wybiera, ale jest to charyzmatyczny przywódca uznany spontanicznie przez wszystkich ze względu na swe zalety, a w pierwszym rzędzie zaangażowanie dla sprawy, formację polityczną i siłę pięści. Ponadto szef musi być trochę wariat, a często jest to ktoś, kto stawia GUD na nogi po krótszym lub dłuższym okresie marazmu. Wokół niego skupia się zwarty krąg najbardziej aktywnych działaczy, tak zwane "twarde jądro" lub nieformalny "wąski komitet" stanowiący owo mityczne kolektywne kierownictwo. Najczęściej są to po prostu studenci lub stali bywalcy kafejki na wydziale prawa przy ulicy Assas. Razem z innymi, którzy nie mogą sobie pozwolić na codzienne rytualne wizyty w tym kultowym miejscu, ponieważ pracują lub mieszkają za daleko i pojawiają się tylko od czasu do czasu na akcjach, tworzą oni aktualne pokolenie. Otrzymuje ono nazwę od aktualnego przywódcy: "GUD z czasów Alaina Roberta", "GUD z epoki Châtillona", "GUD z okresu Williama Bonnefoy".
> ideologia: W tym wszystkim ideologia jest całkowicie drugorzędna. Istnieją oczywiście pewne ogólniki czy slogany, jak ulubiona dewiza "Europa, Młodość, Rewolucja", czy hasła: "Rewolucja narodowa i socjalna", "Przyszłość należy do nas", "Syjoniści mordercy, Amerykanie wspólnicy", ale brak typowego dla partii czy organizacji programu. Gdy zadać Czarnym Szczurom pytanie o fascynacje ideowe, to w odpowiedzi cytują najprzeróżniejsze punkty odniesienia: Druga Wojna Światowa i europejska armia wyzwoleńcza, Saddam Hussajn i nacjonalizm arabski, Pinochet i stadiony, Evita Peron i Che Guevara z krzyżem celtyckim na berecie, Michael Collins i IRA, Palestyńczycy i Intifada, Proudhon i Komuna Paryska, Sorel i "prawdziwy socjalizm", Starship Troopers i Czarny Zakon. Nie oznacza to, że są nihilistami i wszystko im jedno o co walczą, choć ich zamiłowanie do prowokacji sprawia, że niezorientowani mogą odnieść takie wrażenie. Z tego pozornego chaosu da się jednak wyodrębnić pewien wspólny ideał, którego główną osią ideową jest identytaryzm (od francuskiego identité - tożsamość), czyli obrona tożsamości europejskiej, narodowej, regionalnej, kulturowej, cywilizacyjnej, rasowej etc. Dlatego w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, w obliczu sowieckiego zagrożenia i lewackiego zalewu po maju 1968, ich leitmotivem był antykomunizm, niewyszukany, ale brany na poważnie, o czym niech świadczy fakt samospalenia 27-mioletniego Alaina Escoffiera w siedzibie Aerofłotu na Polach Elizejskich 10 lutego 1977 roku. W imię tego zaangażowania toczyły się walki uliczne z lewakami, organizowane były manifestacje w obronie Europy Wschodniej, a nawet (horresco referens!) akcje poparcia dla amerykańskiej interwencji w Wietnamie. Stopniowo czerwone zagrożenie gasło, a banalny antykomunizm zastępowało hasło "Ani Sowiety, ani trusty" znane również w wersji "Ani Waszyngton, ani Moskwa". 4 marca 1987 roku, a więc dwa lata przed upadkiem muru berlińskiego, miała miejsce historyczna manifestacja pod hasłem "Nie będziemy Palestyńczykami Europy". W obliczu oczywistego bankructwa ideologii komunistycznej, na głównego wroga desygnowano, obok tradycyjnego już imperializmu amerykańskiego, imperializm syjonistyczny w każdej postaci. Był to zwrot radykalny, lecz nie ideowy, a raczej taktyczny. GUD, w odróżnieniu od wielu innych środowisk prawicy narodowej, nigdy nie popierał syjonizmu, ale od zawsze zwalczał wygórowane ambicje polityczne Izraela i diaspory, ale nigdy nie wysuwał tego aspektu na pierwszy plan. Teraz uznano, że międzynarodowy syjonizm w symbiozie z jankeskim dążeniem do światowej hegemonii stanowi główne zagrożenie dla wolności i tożsamości naszych narodów i naszego kontynentu. Wybór ten był ważki w konsekwencje, gdyż pociągnął za sobą zmianę w hierarchii nieprzyjaciół.
niedziela, 04 grudnia 2005, peintre