- Dołączył
- 3 Maj 2007
- Posty
- 8 989
- Punkty reakcji
- 206
Amon instynktownie zakrzyknął do kapłana i zaraz wyciągnął rękę nad jego głową, tuż w kierunku pajęczego roju. Obwisła skóra na wierzchu dłoni ściskającej kostur zafalowała, przeobrażając na sobie znak promienia. Chmara zaszeleściła odnóżami, wściekła, jednocześnie osłabiona. Kilka pajęczaków spadło na podłogę, wznosząc ku górze sztywne nóżki. Gwinn nawet nie zareagował na ostrzeżenie czarodzieja. Może był to efekt szybkich działań, podczas których nie mógł wszystkiego tak szybko pojąć, lub zwyczajnie nie chciał go usłuchać. Rezultat był taki, iż nie ochraniając się przed pozostałymi pająkami, te osiadły go, gryząc zajadle (-2 punkty Wytrzymałości, zatrucie). Kapłan zesztywniał z bólu, zatoczył się. Na szczęście Amon był nadal czujny. Szybkim susem dopadł towarzysza i przytknął rękę do czarnej masy pająków. Użył kolejnego zaklęcia. Szron koślawymi nitami spełzł z kuli uformowanej między rękoma, zamrażając kolejne z małych oponentów (Amon +15 punktów doświadczenia).
Dopiero teraz Białowłosy mógł atakować. Ból go rozwścieczył. Ujął jadeitowy oręż, następnie ruszając ku drowowi. Pierwszy raz widział tego typu istotę i nie wiedział czego może się spodziewać podczas walki. Razem z Simonem dopadli przeciwnika. Krasnolud już wcześniej przygotował nową broń. Był nim znaleźny młot z grawerami jego rasy. Simon od razu poczuł się raźniej, niczym za chwalebnych czasów, kiedy jeszcze walczył ramię w ramię z przedstawicielami swojego rodu. Amon tymczasem zamarkował czar, aby wywołana nim aura skonfundowała elfa. Istotnie tak się stało. Choć z ust drowa nie zniknął prześmiewczy uśmieszek, to zmrużył on oczy na widok delikatnego światła. Wtedy krasnolud uderzył. Ciężki młot skierował w klatkę piersiową przeciwnika. Tamten głośno wypuścił powietrze razem z krwią, sączącą się teraz z ust i nosa. Zachwiał się, pomrukując coś w swoim języku. Cios był nie lada skuteczny, gdyż przeciwnik stał się poważnie zamroczony, aczkolwiek nie opuścił gardy. W tym momencie doskoczył do niego Gwinn. Miecz wykonał groźny młynek. Kolejne ewolucje były jednak dla zmylenia. Albowiem w jednym momencie Ostrit skierował ostrze ku dołowi i zaatakował pięścią. Drow był szybszy, właściwie poruszał się jak błyskawica, mimo poniesionych ran. Uderzył sejmitarem, żądląc niczym osa. Na szczęście zawiodły go oczy, nieprzywykłe do blasku, którego źródłem był Klaat. Ledwie drasnął pancerz kapłana, ocierając broń o jego bok (-1 punkt Wytrzymałości). Cała sytuacja zaczęła męczyć drowa. Wykrwawiał się. Bardzo możliwe, że atak Simona złamał mu parę żeber, gdyż zaczął się zataczać i co chwila ściskać nad brzuchem. Widząc, że niewiele zdziała, nagle wykonał tył w zwrot. Zanim miał zniknąć za drzwiami, dzikie oczy skierowały się jeszcze na Amona, prześlizgując wzrok po sakwie, gdzie przechowywał kamień. On wiedział, to właśnie osobliwy minerał musiał go tu przyciągnąć, czego z resztą mag się pewnie spodziewał. Drow rozpoczął powolną ucieczkę (Simon +15 punktów doświadzenia). Gwinn zaś zatoczył się niespodziewanie. Nie poniósł poważnych obrażeń, ale do jego krwi przedostała się właśnie trucizna, która dała o sobie znać. Toksyny zamroczyły błędnik świętego męża, poruszał się on powoli i choć był jeszcze świadomy swoich działań, robił się ospały, jego wzrok mętniał.
<Drow znajduje się tuż za drzwiami, istnieje możliwość pościgu>
Nelnueve osiągnął pewien sukces. Przemówił skutecznie do orka, któremu nie trzeba było z resztą robić wielkich wywodów, a uderzyć w odpowiednie, prymitywne z resztą struny charakteru (o ile orkowie w ogóle posiadają jakiś charakter). Gdy został zapytany o przedmioty tropiciela, sługa wskazał tylko kąt pomieszczenia. Może wróg spod sztandaru Szakala i był groźny, ale nazbyt pewny siebie. Ekwipunek leżał upchnięty przy ścianie, także Sharian bez problemu go odzyskał. Tymczasem zgiełk na zewnątrz sali tortur natężał. Wyraźnie dało się słyszeć brzęk stali, pokrzykiwania.
Ork zmrużył groźnie brwi. Zaczął się niepokoić. Był głupią istotą, o niewielkim zapasie cierpliwości. Sharian jednak cały czas przekonywał go, że nagroda znajduje się tuż za rogiem. Obaj wreszcie opuścili nieprzyjemne pomieszczenie. Sala tortur wychodziła na pokryty kurzem korytarz. Rybie pęcherze rozciągnięte w okiennicach zasłonięte były ogromnymi, purpurowymi proporcami z wizerunkiem głowy wielkiego psa. Między ścianami widniało parę gipsowych popiersi, nadżartych zębem czasu. W wiklinowych donicach gniły wielkie kwiaty. Ów baza musiała być pozostałościami jakiegoś budynku, który zajęli ludzie Szakala. Widocznie wszędobylski burd i zaniedbanie nie przeszkadzało sługom tego osobnika.
Odgłosy walki narastały. Ork poruszał się tuż obok Shariana, coraz bardziej się denerwując i powtarzając słowo kamień. Miał już wybuchnąć gniewem, gdy ich oczom ukazał się intrygujący widok. Czterech ludzi Szakala, ubranych w długie, ciemnoszkarłatne tuniki oraz obleczonych na skórze w setki mistycznych znaków okrążało zjawiskową postać na środku kolejnego pomieszczenia. Obok leżało kilka ciał, należących do grupy tych pierwszych. Sam osobnik znacznie się od nich różnił. Przede wszystkim nosił święty naszyjnik jakiegoś bóstwa, którego w tym momencie Sharian nie mógł zidentyfikować. W dłoniach dzierżył ogromny, dwuręczny młot, ociekający gęsto posoką.
Dopiero teraz Białowłosy mógł atakować. Ból go rozwścieczył. Ujął jadeitowy oręż, następnie ruszając ku drowowi. Pierwszy raz widział tego typu istotę i nie wiedział czego może się spodziewać podczas walki. Razem z Simonem dopadli przeciwnika. Krasnolud już wcześniej przygotował nową broń. Był nim znaleźny młot z grawerami jego rasy. Simon od razu poczuł się raźniej, niczym za chwalebnych czasów, kiedy jeszcze walczył ramię w ramię z przedstawicielami swojego rodu. Amon tymczasem zamarkował czar, aby wywołana nim aura skonfundowała elfa. Istotnie tak się stało. Choć z ust drowa nie zniknął prześmiewczy uśmieszek, to zmrużył on oczy na widok delikatnego światła. Wtedy krasnolud uderzył. Ciężki młot skierował w klatkę piersiową przeciwnika. Tamten głośno wypuścił powietrze razem z krwią, sączącą się teraz z ust i nosa. Zachwiał się, pomrukując coś w swoim języku. Cios był nie lada skuteczny, gdyż przeciwnik stał się poważnie zamroczony, aczkolwiek nie opuścił gardy. W tym momencie doskoczył do niego Gwinn. Miecz wykonał groźny młynek. Kolejne ewolucje były jednak dla zmylenia. Albowiem w jednym momencie Ostrit skierował ostrze ku dołowi i zaatakował pięścią. Drow był szybszy, właściwie poruszał się jak błyskawica, mimo poniesionych ran. Uderzył sejmitarem, żądląc niczym osa. Na szczęście zawiodły go oczy, nieprzywykłe do blasku, którego źródłem był Klaat. Ledwie drasnął pancerz kapłana, ocierając broń o jego bok (-1 punkt Wytrzymałości). Cała sytuacja zaczęła męczyć drowa. Wykrwawiał się. Bardzo możliwe, że atak Simona złamał mu parę żeber, gdyż zaczął się zataczać i co chwila ściskać nad brzuchem. Widząc, że niewiele zdziała, nagle wykonał tył w zwrot. Zanim miał zniknąć za drzwiami, dzikie oczy skierowały się jeszcze na Amona, prześlizgując wzrok po sakwie, gdzie przechowywał kamień. On wiedział, to właśnie osobliwy minerał musiał go tu przyciągnąć, czego z resztą mag się pewnie spodziewał. Drow rozpoczął powolną ucieczkę (Simon +15 punktów doświadzenia). Gwinn zaś zatoczył się niespodziewanie. Nie poniósł poważnych obrażeń, ale do jego krwi przedostała się właśnie trucizna, która dała o sobie znać. Toksyny zamroczyły błędnik świętego męża, poruszał się on powoli i choć był jeszcze świadomy swoich działań, robił się ospały, jego wzrok mętniał.
<Drow znajduje się tuż za drzwiami, istnieje możliwość pościgu>
Nelnueve osiągnął pewien sukces. Przemówił skutecznie do orka, któremu nie trzeba było z resztą robić wielkich wywodów, a uderzyć w odpowiednie, prymitywne z resztą struny charakteru (o ile orkowie w ogóle posiadają jakiś charakter). Gdy został zapytany o przedmioty tropiciela, sługa wskazał tylko kąt pomieszczenia. Może wróg spod sztandaru Szakala i był groźny, ale nazbyt pewny siebie. Ekwipunek leżał upchnięty przy ścianie, także Sharian bez problemu go odzyskał. Tymczasem zgiełk na zewnątrz sali tortur natężał. Wyraźnie dało się słyszeć brzęk stali, pokrzykiwania.
Ork zmrużył groźnie brwi. Zaczął się niepokoić. Był głupią istotą, o niewielkim zapasie cierpliwości. Sharian jednak cały czas przekonywał go, że nagroda znajduje się tuż za rogiem. Obaj wreszcie opuścili nieprzyjemne pomieszczenie. Sala tortur wychodziła na pokryty kurzem korytarz. Rybie pęcherze rozciągnięte w okiennicach zasłonięte były ogromnymi, purpurowymi proporcami z wizerunkiem głowy wielkiego psa. Między ścianami widniało parę gipsowych popiersi, nadżartych zębem czasu. W wiklinowych donicach gniły wielkie kwiaty. Ów baza musiała być pozostałościami jakiegoś budynku, który zajęli ludzie Szakala. Widocznie wszędobylski burd i zaniedbanie nie przeszkadzało sługom tego osobnika.
Odgłosy walki narastały. Ork poruszał się tuż obok Shariana, coraz bardziej się denerwując i powtarzając słowo kamień. Miał już wybuchnąć gniewem, gdy ich oczom ukazał się intrygujący widok. Czterech ludzi Szakala, ubranych w długie, ciemnoszkarłatne tuniki oraz obleczonych na skórze w setki mistycznych znaków okrążało zjawiskową postać na środku kolejnego pomieszczenia. Obok leżało kilka ciał, należących do grupy tych pierwszych. Sam osobnik znacznie się od nich różnił. Przede wszystkim nosił święty naszyjnik jakiegoś bóstwa, którego w tym momencie Sharian nie mógł zidentyfikować. W dłoniach dzierżył ogromny, dwuręczny młot, ociekający gęsto posoką.