Rzeczywiście ruch hipisowski nic nie wniósł do kultury, nie miał żadnego wpływu na dzisiejszy świat. Muzyka hipisowska przeminęła niezauważona, bo kto słyszał o Bobie Dylanie, The New Animals, Jimim Hendixie, The Who, Jeffesson Airplane, The Beatles, The Rolling Stonek, Carem, The Band, Ten Years After…, czy innych zespołów tworzących rock psychodeliczny (też zupełnie nieznany). Zespoły które wyrosły z hipisizmu tj. Hawkwind (a więc i Motorhead), Gong, The Residents, czy całe nurty (również zupełnie nieznany) rocka progresywnego, jazz rocka itd. Malarstwo Grace Slick również pozostało niezauważone. Kwadrofonia (zapoczątkowana przez Pink Floryd) nic nie wniosła w nagłaśnianiu koncertów, czy patenty Petera Sinfielda (nieznany King Crimson) w aranżację sceny. Psychologia bez ruchu hipisowskiego byłaby bardziej skuteczna, bo kontakt z myślicielami nic nie wnosi do nauki. Nikt przecież nie kojarzy Wojciecha Eichelberga. Kontakt z religiami wschodu również nie miał miejsca, co oczywiście nie otworzyło ludzi na orient. Hipisi nie umieli organizować wielkich imprez muzycznych, na których nie umiano się bawić, a poezja A. Ginsberga też nic nie znaczyła. Rasizm dzięki hipisom został zaostrzony, a o seksie całkowicie ludzie przestali mówić… To hipisi zaprzepaścili szanse na promowanie ekologii… Zamiast zająć się Matką Ziemią zajmowali się zarabianiem szmalu w korporacjach i zakładaniem tradycyjnych rodzin, bo co ich obchodzili inni, skoro samemu trzeba dbać o własne cztery litery…
Co do walki, to hipisi chwycili za broń, by mógł zapanować porządek, gdyż pokojowe metody nic by nie dały.
Lalusie rzeczywiście nie są pozytywni, bo zamiast szacunku dla innych lepiej wdrażać zdrową rywalizację (po trupach do celu). Najlepiej być twardym, gruboskórnym chamem, który nie liczy się z innymi. Egoizm jest jedyną wartością, którą należy wdrażać.
Co do wchłonięcia przez ten burdel z którym walczyli, to fakt, hipisi zarabiają kasę kosztem innych, np. zwierząt, organizacji pozarządowych, uchodźców, uzależnionych od środków psychoaktywnych. Zezwierzęcenie w sensie psychologicznym, to też zasługa hipisów, gdyż człowiek, gdyby nie hipisi nie rozmnażałby się, bo nie było instynktu (ludzkość zdziczała). Walki po alkoholu (a nawet na trzeźwo) to wyraz wyższości ludzi na zwierzętami, bo tamte nie walczą o teren, o samicę, o michę. Zwierzęta w przeciwieństwie do człowieka zabijają tylko dla przyjemności… M.in. dlatego człowiek jest daleki psychologicznie od zwierząt, w końcu tylko człowiek korzysta z narzędzi (mrówkojad nie korzysta ze słomki, by wyjadać termity, krukowate nie korzystają z betonowych nawierzchni, czy samochodów przejeżdżających i stających na sygnalizacji świetlnej do rozwalania orzechów). Tak, człowiek nic psychologicznie nie ma wspólnego ze zwierzętami. Ponieważ hipisi są zezwierzęceni, to nie są ludźmi. Może to podludzie, albo kosmici…