Może po prostu jeszcze nie dojrzałeś do prawdziwego związku ?
A co oznacza sformułowanie "prawdziwy związek"?
Czymże w ogóle jest związek - już nawet bez przymiotnika "prawdziwy"? Parą lub grupą osób spotykających się w miarę regularnie. Czy do tego trzeba dojrzeć?
Choć te moje pytania mogą wyglądać nieuprzejmie lub sarkastycznie, to proszę, nie odbieraj ich tak. Pytam zupełnie poważnie.
Jedyne czego się boję, to to, że będę odczytywał słowa kobiety literalnie. Nie wynika to z moich przekonań czy nieodbycia, lecz jedynie z tego, że traktuję kobietę jak istotę rozumną. Jest tu na forum wątek, jak chłopak zepsuł dobrze zapowiadający się związek przez to, że dziewczyna mu powiedziała, że nie chce, żeby szedł z nią na imprezę. Skoro nie chciała, to nie poszedł. Tylko potem się okazało, że tak naprawdę chciała.
Do czego są potrzebne kobiety. Hmm nie wiem - może niech kobiety odpowiedzą na to pytanie bo ja jeszcze wyjdę na męską, szowinistyczną świnię :]
W zasadzie jeśli nie szukasz seksu i dzieci to możliwości pań się znacznie kurczą - nie są tak wszechstronne jak panowie
- zwłaszcza mając na uwadze te, które nie mają żadnych zainteresowan, pasji (czyli jakies 90 %). Odiberzesz kartę przetargową w postaci seksu i zostaje naprawdę niewiele.
Tu się jednocześnie zgodzę i nie zgodzę.
Np. moja młodsza siostra nie ma żadnych zainteresowań i trochę się dziwiłem jej byłemu chłopakowi, który słucha muzyki klasycznej i metalu progresywnego oraz pochłania niezliczone ilości książek historycznych i fantastycznych, o czym w ogóle z nią rozmawia.
Z drugiej strony mam koleżanki, z którymi można ciekawie porozmawiać na zupełnie abstrakcyjne tematy.
Właściwie, w tym przypadku nie można mówić o kobietach - takich czy innych - lecz generalnie o ludziach. Jeśli chodzi o mnie, to tak samo nie trawię głupiej panny, jak i głupiego kolesia. Płeć nie ma tu jakiegokolwiek znaczenia.
Zresztą ja już się wyleczyłem z tych mega ambitnych dyskusji. Teraz ze znajomymi rozmawiamy głównie o życiu albo po prostu plotkujemy. Ale jednak cenię bardzo, gdy ktoś potrafi się sensownie wypowiedzieć.
Nie mam spektakularnych zainteresowań typu np. kite surfing. Dlatego nie wymagam, by kobieta jakieś miała.
Do czego mi kobieta potrzebna? No faktycznie nie wiem. Ale tak samo nie wiem, do czego mi potrzebne spotkania ze znajomym lub słuchanie muzyki. Czy dla wszystkiego co robię, muszę mieć racjonalne wytłumaczenie? Wiem, że w moich postach często analizuję, ale nie rób ze mnie jakiegoś bezdusznego robota.
I jeszcze jedno: czy ja gdzieś napisałem, że seks z kobietą mnie nie interesuje?
Interesuje - tylko nie z byle jaką. Kiedyś się spotkałem 2 albo 3 razy z pewną 19-letnią dziewczyną. Poznałem ją w pracy. Z urody przeciętna, ale jako tako się z nią rozmawiało. Spodobało mi się to, że chciała iść na studia, by zostać później nauczycielką (jakoś pozytywnie mi się to skojarzyło, bo mam jedną koleżankę, która właśnie jest nauczycielką). To mi wystarczyło, by spotkać się z nią poza pracą. Gdy jednak porozmawiałem z nią na spokojnie, przestała mi się podobać zupełnie. Okazała się być taką głupio-mądrą kwoką. Przekonana była, że jest najmądrzejsza. Odechciało mi się jakiekolwiek rozmów z nią. Gdy dzwoniła, to odbierałem, ale udawałem, że mam problemy z zasięgiem i jej nie słyszę. Po kilku takich telefonach przestała dzwonić. Potem koledzy mówili:
"ale ty ku... głupi jesteś, przecież była na ciebie napalona, byś ją podbajerował, to by ci przynajmniej lodzika zrobiła". Wiem, że to nienormalne, ale nie dałbym jej possać. Po prostu przez to swoje pieŸdolenie była odpychająca. Wiem, że są tacy, którzy by nie przepuścili takiej okazji, ale ja po prostu nie mogłem zmusić się do kontaktów z nią.
Tyle w temacie szybkiego zaliczenia jakiejś panienki - tylko po to, by mieć to za sobą.