Zwiazek ateisty i osoby wierzacej?czy to sie moze udac?

Lobo2007

Wyjadacz
Dołączył
25 Wrzesień 2007
Posty
10 249
Punkty reakcji
381
Wiek
44
Nie, ale weź pod uwagę. Zarówno agnostyk jak i ateista nie wierzy. A właściwie to ateista wierzy w brak Boga.
 

Hanadai

Nowicjusz
Dołączył
17 Kwiecień 2012
Posty
801
Punkty reakcji
15
Lobo, a nie jest przypadkiem tak, że agnostyk twierdzi, że nie można udowodnić ani istnienia, ani nieistnienia żadnego boga? Czy to znaczy, że jest niewierzący?
 

Lobo2007

Wyjadacz
Dołączył
25 Wrzesień 2007
Posty
10 249
Punkty reakcji
381
Wiek
44
Lobo, a nie jest przypadkiem tak, że agnostyk twierdzi, że nie można udowodnić ani istnienia, ani nieistnienia żadnego boga? Czy to znaczy, że jest niewierzący?
To i ja twierdzę, ale agnostykiem nie jestem, bo jestem wierzący.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Agnostykowi bliżej do ateisty? Nie zawsze.
zgadza się i mówię to na swoim przykładzie.
Mąż wierzący, ja - wciąż poszukująca, aczkolwiek coraz bliżej mi do wiary
a nie zawsze tak było
Jesteśmy ze sobą od 7 lat.

Trzeba mieć na uwadze to, o czym pisał Brave, mianowicie akceptację. Związek dwojga ludzi nie oznacza przymusu jedności poglądów, nie polega na podporządkowywaniu się w każdej sferze życia, na tłumieniu swoich odczuć. Związek ateisty i osoby wierzącej nie ma racji bytu, kiedy wiara bądź niewiara staje się dla jednego z nich (albo i dla obu) wartością nadrzędną, kiedy poglądy religijne zajmują w jego życiu czołowe miejsce.
Nie każdy wierzy/nie wierzy pod publiczkę, dla jednych jest to pretekst do wiecznych wojenek, a dla innych całkiem intymny aspekt życia. Nikt nie chce żyć z drugą osoba tylko po to, by mieć wiecznego adwersarza ;)
Związek to nie tylko kwestie religijne, to w większości bardziej przyziemne sprawy. Trzeba tylko dla sacrum nacisnąć przycisk "accept".
 

marta..

(...)
Dołączył
9 Listopad 2009
Posty
843
Punkty reakcji
71
Miasto
Home is where the heart is.
zgadza się i mówię to na swoim przykładzie.
Mąż wierzący, ja - wciąż poszukująca, aczkolwiek coraz bliżej mi do wiary
a nie zawsze tak było
Jesteśmy ze sobą od 7 lat.

Trzeba mieć na uwadze to, o czym pisał Brave, mianowicie akceptację. Związek dwojga ludzi nie oznacza przymusu jedności poglądów, nie polega na podporządkowywaniu się w każdej sferze życia, na tłumieniu swoich odczuć. Związek ateisty i osoby wierzącej nie ma racji bytu, kiedy wiara bądź niewiara staje się dla jednego z nich (albo i dla obu) wartością nadrzędną, kiedy poglądy religijne zajmują w jego życiu czołowe miejsce.
Nie każdy wierzy/nie wierzy pod publiczkę, dla jednych jest to pretekst do wiecznych wojenek, a dla innych całkiem intymny aspekt życia. Nikt nie chce żyć z drugą osoba tylko po to, by mieć wiecznego adwersarza ;)
Związek to nie tylko kwestie religijne, to w większości bardziej przyziemne sprawy. Trzeba tylko dla sacrum nacisnąć przycisk "accept".

Wg mnie jest całkowicie inaczej niż napisałaś. Jeśli ktoś głeoko wierzy w Boga, to całe swoje zycie osobiste, rodzinne, zawodowe na tym buduje. Nie da się tutaj nic wyłączać. Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszytsko jest, na tym polega wiara, podejście typu wierzę w kosciele, a wracam do domu i to wszystko lub część zostawiam, zaczynam zyć jak chę, to nie jest wiara.
Poglądów i wartosci religijnych nie da sie porównać z innymi sprawami, typu ja lubię góry, a on morze. To cos innego. Wiara to życie w jakiś określony sposób, a gdy kogos poślubiam to żyjemy razem, a nie kazde osobno.
Ja może mam inne doswiadczenia, bo swoje szczęście znalazłam dopiero przy kimś z kim mamy wspólne wartości i dopiero teraz czuję, ze w moim życiu wszystko jest jak powinno, czuje się spokojna i pewna jutra.
Wydaje mi się, że wierzącym kobietom jest też trudniej w takich sytuacji, gdy partner nie wierzy, niż odwrotnie, bo są bardziej wrażliwe pod tym względem, a mężczyna jest w zwiaku też tym który strzeże "domowego ogniska", zadad, przekazuje je dzieciom itp.

Oczywiscie uważam, że wszystko jakoś sie da.. ale na pewo nie jest to proste. Zależy Lady jaką Ty jesteś kobietą. Jeśli dość silną i pewną siebie, to możesz próbować. Takie związki jednak nie są dobre dla wszystkich, Ty jestes juz dorosłą kobietą, podejrzewam, że On także, a w takim wieku, już coraz trudniej zmieniać poglady, przyzyczajenia, czy sposob życia. To chyba też istotne,

Pozdrawiam,
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Wg mnie jest całkowicie inaczej niż napisałaś. Jeśli ktoś głeoko wierzy w Boga, to całe swoje zycie osobiste, rodzinne, zawodowe na tym buduje. Nie da się tutaj nic wyłączać. Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszytsko jest, na tym polega wiara, podejście typu wierzę w kosciele, a wracam do domu i to wszystko lub część zostawiam, zaczynam zyć jak chę, to nie jest wiara.
Ty piszesz z perspektywy osoby wierzącej, ja z prawie zupełnie odwrotnej. Ale kochanie, przeczytaj jeszcze raz to, co napisałam ja, a potem to, co mi odpisałaś, tylko błagam, ze zrozumieniem...
Poglądów i wartosci religijnych nie da sie porównać z innymi sprawami, typu ja lubię góry, a on morze. To cos innego. Wiara to życie w jakiś określony sposób, a gdy kogos poślubiam to żyjemy razem, a nie kazde osobno.
Zależy jaki kto jest i czego w zyciu szuka/czego od życia potrzebuje. Czy "żyjąc razem" w sposób, jaki przedstawiasz, nie skazujemy się na wieczne poświęcanie siebie dla kogoś lub w imię czegoś? Jeśli ktoś odnajduje szczęscie w wiecznym umartwianiu się - prosze bardzo. Ja potrafię "żyć razem" zachowując odrobinę własnej prywatności i nie wlażąc z buciorami na ową odrobinę prywatności mojego męża.

Ja może mam inne doswiadczenia, bo swoje szczęście znalazłam dopiero przy kimś z kim mamy wspólne wartości i dopiero teraz czuję, ze w moim życiu wszystko jest jak powinno, czuje się spokojna i pewna jutra.
Tzn? Ja również "swoje szczęście znalazłam dopiero przy kimś z kim mamy wspólne wartości i dopiero teraz czuję, ze w moim życiu wszystko jest jak powinno, czuje się spokojna i pewna jutra", a jednak nie przeszkadza mi to odgraniczyć od siebie wszystkie aspekty życia. Do wszystkiego trzeba dojrzeć. Jeśli ktoś potrafi być szczęśliwym zostawiając wszystko i jadąc za ukochaną osobą na drugi koniec świata, to równie dobrze możliwe jest współżycie ateisty z wierzącym, akceptacja - to jest klucz. Tolerancja jest tylko podłym potworkiem.
Wydaje mi się, że wierzącym kobietom jest też trudniej w takich sytuacji, gdy partner nie wierzy, niż odwrotnie, bo są bardziej wrażliwe pod tym względem, a mężczyna jest w zwiaku też tym który strzeże "domowego ogniska", zadad, przekazuje je dzieciom itp.
cóż...Bzdura.

Oczywiscie uważam, że wszystko jakoś sie da..
i oczywiście uważasz,że w tym momencie sama sobie nie przeczysz...?

:]
 

marta..

(...)
Dołączył
9 Listopad 2009
Posty
843
Punkty reakcji
71
Miasto
Home is where the heart is.
Calliope kompletnie nie jesteś w stanie zrozumieć czym jest wiara w Boga z punktu widzenia osoby wierzącej, traktujesz to jak jakieś hobby, które ktoś ma na boku... Odrobina prywatności to przecież nie sedno życia.
Autorka jest katoliczką, więc napisałam z punktu widzenia katoliczki.
Nie wiem jak bardzo wierzy Twoj Mąż i w co. Ja sobie nie wyobrażam, że codziennie się modlę, a mój mąż idzie spać, ja sie dziele opłatkiem, a on zapycha tylko żołądek, ja chrzczę dzieci, a on polewa wodą. Napisałam, że jakoś sie da i wcale sobie nie zaprzeczam. Sama czytaj uważniej, jak już komuś zwracasz uwagę... Da się, ale nie sądzę aby to dawało pełnie spełnienia i szczęście.

PS.Twoj styl wypowiedzi (notoryczny w każdym temacie) wywyższający i jakbyś była guru w każdej sprawie, staje się już troche nie na miejscu. Ja nie jestem żdane Twoje "kochanie". Więcej pokory, nie jesteś od nikogo lepsza, ani gorsza :)

Pozdrawiam :)
 

Einherjar

Wyjadacz
Dołączył
15 Grudzień 2011
Posty
3 409
Punkty reakcji
322
Ani z jedną, ani z drugą z was się w pełni nie zgodzę.

Gdy Bóg jest na pierwszym miejscu, to wszytsko jest, na tym polega wiara, podejście typu wierzę w kosciele, a wracam do domu i to wszystko lub część zostawiam, zaczynam zyć jak chę, to nie jest wiara.

Nie rozumiesz prostego pojęcia. Pojęcia, które w języku polskim pełni banalną funkcję. Z definicji, albo jest, albo nie ma. Wiara to nie to samo, co oddawanie czci. Wiara, to uznanie czegoś za prawdę, bez posiadania na to dowodów. Zatem nie rozumiem, dlaczego takie cyrki tu prezentujesz. Ludzie głęboko wierzący równi fanatykom i dewotom? Nie przesadzaj.

Wydaje mi się, że wierzącym kobietom jest też trudniej w takich sytuacji, gdy partner nie wierzy, niż odwrotnie, bo są bardziej wrażliwe pod tym względem, a mężczyna jest w zwiaku też tym który strzeże "domowego ogniska", zadad, przekazuje je dzieciom itp.

Największa bzdura. Po przeczytaniu jej mam jednak nadzieję, że dzieci rzeczywiście więcej zasad wchłaniają od ojca.

Trzeba mieć na uwadze to, o czym pisał Brave, mianowicie akceptację. Związek dwojga ludzi nie oznacza przymusu jedności poglądów, nie polega na podporządkowywaniu się w każdej sferze życia, na tłumieniu swoich odczuć. Związek ateisty i osoby wierzącej nie ma racji bytu, kiedy wiara bądź niewiara staje się dla jednego z nich (albo i dla obu) wartością nadrzędną, kiedy poglądy religijne zajmują w jego życiu czołowe miejsce.
Nie każdy wierzy/nie wierzy pod publiczkę, dla jednych jest to pretekst do wiecznych wojenek, a dla innych całkiem intymny aspekt życia. Nikt nie chce żyć z drugą osoba tylko po to, by mieć wiecznego adwersarza ;)
Związek to nie tylko kwestie religijne, to w większości bardziej przyziemne sprawy. Trzeba tylko dla sacrum nacisnąć przycisk "accept".

Niestety, prędzej czy później osoba wierząca zacznie się martwić o duszę partnera lub partnerki. W jej wiecznym potępieniu widzi przeszkodę, bo chce dla niej szczęścia, a nie tragedii. Zatem przerażać tę wierzącą część będzie perspektywa pośmiertnego rozwodu, tak bym nazwał. Nie sądzę zatem, by w pełni było możliwe oddzielenie religii od codzienności. No i mamy tego pecha, że przecież idziemy do Piekła, a nie do Nieba, niczym odziane w biel dziewice.
 

marta..

(...)
Dołączył
9 Listopad 2009
Posty
843
Punkty reakcji
71
Miasto
Home is where the heart is.
Nie rozumiesz prostego pojęcia. Pojęcia, które w języku polskim pełni banalną funkcję. Z definicji, albo jest, albo nie ma. Wiara to nie to samo, co oddawanie czci. Wiara, to uznanie czegoś za prawdę, bez posiadania na to dowodów. Zatem nie rozumiem, dlaczego takie cyrki tu prezentujesz. Ludzie głęboko wierzący równi fanatykom i dewotom? Nie przesadzaj.

Temat jest o wierze katolickiej - to raz.
Wiara w Boga, a oddawanie Bogu czci, może nie ma dla Ciebie zwiazku ze sobą, ale dla mnie ma. Modlitwa to nie jest bełkotanie pod nosem formułek, chrzest to nie jest jakiś cyrk, dla ludzi wierzących w Jezusa coś to znaczy. Nie wiem czy jest sens to Tobie wyjaśniać....
Katolicy którzy chodzą do Kościoła i modlą się to dla Ciebie fanatycy? nie wiem o co Tobie chodzi.
Nie obchodzą mnie jakieś formułki i definicje wiary, ja wierzę w Boga i Kościół i razem zgodnie z tym żyję, bo dla mnie to jest słuszna droga.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Calliope kompletnie nie jesteś w stanie zrozumieć czym jest wiara w Boga z punktu widzenia osoby wierzącej, traktujesz to jak jakieś hobby, które ktoś ma na boku...
Straszne jest to totalne nierozumienie tego, co się czyta. Straszne. Byłam wierząca przez więcej niż pół swojego życia. Wierząca, praktykująca, katoliczka.

PS.Twoj styl wypowiedzi (notoryczny w każdym temacie) wywyższający i jakbyś była guru w każdej sprawie, staje się już troche nie na miejscu. Ja nie jestem żdane Twoje "kochanie". Więcej pokory, nie jesteś od nikogo lepsza, ani gorsza :)
Oto, dlaczego tak rzadko już tutaj zaglądam. Zauważyłam,że ktos, kto ma tutaj więcej postów jest traktowany...dziwnie. Chcesz mnie uczyć pokory za to, ze próbuję być miła i pisać tak,żeby moj "ton wypowiedzi" nie był znowu traktowany jako "napastliwy", "protekcjonalny" czy jak tam wolisz: "wywyższający się".
A jeśli założę nowe konto i wrocę z nowym nickiem już będzie ok? Może problem istnieje tylko w Twojej głowie i to kwestia odbioru?
Nie jestem i nie czuję się żadnym guru, przychodzę, chce coś napisać i zawsze kończy się tak samo...
Szkoda,że to forum stało się tak beznadziejne, a jeszcze 2 lata temu zaglądało się tutaj z przyjemnością i rozmawiało z ludźmi, którzy umieli rozmawiać, a nie tylko napadac.

Jeśli masz mi coś do dodania, proszę na PW.
ja wierzę w Boga i Kościół
Katolicyzm przestał być monoteistyczny?


Niestety, prędzej czy później osoba wierząca zacznie się martwić o duszę partnera lub partnerki. W jej wiecznym potępieniu widzi przeszkodę, bo chce dla niej szczęścia, a nie tragedii. Zatem przerażać tę wierzącą część będzie perspektywa pośmiertnego rozwodu, tak bym nazwał. Nie sądzę zatem, by w pełni było możliwe oddzielenie religii od codzienności. No i mamy tego pecha, że przecież idziemy do Piekła, a nie do Nieba, niczym odziane w biel dziewice.
Einherjar. Mnie się wydaje,że to już troszkę podbiega pod fanatyzm. Matka, która zapobiega całemu złu, jakie w przyszłości może spotkać dziecko jest postrzegana, jako nadopiekuńcza. Nie znajduję określenia dla takiej "nadopiekuńczości religijnej", w każdym razie dla mnie to gruba przesada. Jesteśmy wolnymi ludźmi, mamy wolność wyznaniową, jeśli ktoś zachowuje sie tak, jak napisałeś - wtedy rzeczywiście, jego związek z niewierzącym jest niemożliwy. Nie każdy wie, co to jest akceptacja i nie każdy potrafi jej używać w życiu. Nie każdemu z tym jest po drodze i nie każdy musi to robić. Natomiast każdy ma rozum decyzja należy wyłącznie do niego. Kazdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytania czy: "Chcę i umiem", "chcę, lecz pewnie nie będę umiał", itd. Nie nam przesazać o sprawie, bo musielibyśmy uogólniać i gdybać, a przecież ilu ludzi, tyle spojrzen na sprawę ;)
 

KompankaSlonca

Nowicjusz
Dołączył
22 Sierpień 2012
Posty
1
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miałam kiedyś taką sytuację.
Byłam z mężczyzną ponad dwa lata i mimo iż był on naprawdę fajnym facetem i świetnie się dogadywaliśmy on gasił mnie jeżeli chodzi o rozwój duchowy.
Dla mnie sprawa jest jasna,
Albo jestem wierzący i biorę moją wiarę na serio taką jaka jest(bez skrajności)
czyli uczestnicząc w eucharystii wiem po co tam jestem a nie po to by stać.
Dla mnie ateizm nie istnieje.
ponieważ to czy ja Boga nazywam sobie Jezus Chrystus czy "LOS" czy jakkolwiek inaczej to zupełnie bez różnicy.
Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że jesteśmy tylko kruchymi istotami i jest coś nad nami większego zdecydowanie niepojętego dla natury ludzkiej.
Istnieje jednak nasza ludzka wolność wybierając drogę zgodną z swoim systemem i hierarchią wartości którą siłą rzeczy zupełnie inną ma osoba żyjąca według delalogu względem człowieka który według niego nie żyje.
 

Einherjar

Wyjadacz
Dołączył
15 Grudzień 2011
Posty
3 409
Punkty reakcji
322
Einherjar. Mnie się wydaje,że to już troszkę podbiega pod fanatyzm. Matka, która zapobiega całemu złu, jakie w przyszłości może spotkać dziecko jest postrzegana, jako nadopiekuńcza. Nie znajduję określenia dla takiej "nadopiekuńczości religijnej", w każdym razie dla mnie to gruba przesada. Jesteśmy wolnymi ludźmi, mamy wolność wyznaniową, jeśli ktoś zachowuje sie tak, jak napisałeś - wtedy rzeczywiście, jego związek z niewierzącym jest niemożliwy. Nie każdy wie, co to jest akceptacja i nie każdy potrafi jej używać w życiu. Nie każdemu z tym jest po drodze i nie każdy musi to robić. Natomiast każdy ma rozum decyzja należy wyłącznie do niego. Kazdy sam musi sobie odpowiedzieć na pytania czy: "Chcę i umiem", "chcę, lecz pewnie nie będę umiał", itd. Nie nam przesazać o sprawie, bo musielibyśmy uogólniać i gdybać, a przecież ilu ludzi, tyle spojrzen na sprawę ;)

Nie chodzi mi o namawianie do wiary, ale sam taki związek może wywołać negatywne emocje u wierzącej osoby.

Temat jest o wierze katolickiej - to raz.

Nazwa na to nie wskazuje. Pierwszy post również. Mogę więc sobie nawijać w tym momencie o wierze judaistycznej, czy hinduizmie.

Wiara w Boga, a oddawanie Bogu czci, może nie ma dla Ciebie zwiazku ze sobą, ale dla mnie ma.

Dla mnie natomiast nietoperz jest ptakiem. Ma to, z mojego punktu widzenia związek, bo lata. Czy to oznacza, że nietoperz jest ptakiem?
Nie. Tak samo wiara i praktykowanie wiary nie ma ze sobą tyle wspólnego, ile Ci się wydaje. Związek jednak pewien jest - wierzący może nie praktykować swojej wiary, a być wierzącym. Jednak ateista nie może być praktykującym. Tyle. Wiara i oddawanie czci nie muszą być jak rodzeństwo syjamskie.

Modlitwa to nie jest bełkotanie pod nosem formułek, chrzest to nie jest jakiś cyrk, dla ludzi wierzących w Jezusa coś to znaczy. Nie wiem czy jest sens to Tobie wyjaśniać....

Myślę, że nie ma, bo nic o tym nie wspominałem. Tym bardziej teraz nie rozumiem, po co w ogóle o tym mówisz.

Katolicy którzy chodzą do Kościoła i modlą się to dla Ciebie fanatycy? nie wiem o co Tobie chodzi.

Gdybyś powiedziała, że przez "ludzi głęboko wierzących" rozumiesz chodzących do kościoła i modlących się, nie powiedziałbym tego, co powiedziałem. Jednak nie taką podałaś ich definicję, więc jeżeli nie wiesz, o co mi chodzi, chwalenie się tym nie zadziała na Twoją korzyść.

Nie obchodzą mnie jakieś formułki i definicje wiary, ja wierzę w Boga i Kościół i razem zgodnie z tym żyję, bo dla mnie to jest słuszna droga.

No i sobie w ten sposób żyj. Do tego nie mam pretensji. Mam jednak do tego, co mówisz i w jaki sposób mówisz. Potem próbujesz robić z ludzi durni, jakby Twoje posty były od razu kasowane. Nie są. To, co powiesz, będzie tutaj.
 

Hanadai

Nowicjusz
Dołączył
17 Kwiecień 2012
Posty
801
Punkty reakcji
15
Dla mnie ateizm nie istnieje.
ponieważ to czy ja Boga nazywam sobie Jezus Chrystus czy "LOS" czy jakkolwiek inaczej to zupełnie bez różnicy.

Więc jak nazwiesz ludzi, którzy nie wierzą w Boga / bogów / siłę wyższą?

Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że jesteśmy tylko kruchymi istotami i jest coś nad nami większego zdecydowanie niepojętego dla natury ludzkiej.
Proszę Cię, nie opowiadaj kłamstw. Nie będę mówić, że nic nad nami nie czuwa, bo Ty ewidentnie uważasz inaczej i ta konfesja wywołałaby z pewnością kłótnię, ale nie stwierdzaj, że każdy czuje, że coś nad nim czuwa, bo to absolutnie nie jest prawda.
 

n i h i l i s t a

Nowicjusz
Dołączył
14 Kwiecień 2011
Posty
282
Punkty reakcji
15
Miasto
Katowice
Nie bardzo potrafię się wczuć w powagę tej sytuacji. Gdybym poznał jakąś fantastyczną tęczę to gotów byłbym przejść choćby na islam. Podobnie ma przecież wielu ludzi którzy sceptycznie podchodzą do wiary, kwestie światopoglądowe stają się drugorzędne gdy w grę wchodzi perspektywa udanego związku.

Jeżeli kocha, nabierze trochę z tej religijności - więc czym tu się martwić?
 

Einherjar

Wyjadacz
Dołączył
15 Grudzień 2011
Posty
3 409
Punkty reakcji
322
Mówisz o wierze, tak jakby była to sprawa materialna. "Chcę, więc to robię".
Nie, mistrzu. Tak to nie działa.
 

n i h i l i s t a

Nowicjusz
Dołączył
14 Kwiecień 2011
Posty
282
Punkty reakcji
15
Miasto
Katowice
Przecież nie chodziło o zmianę światopoglądu, a o kultywowanie pewnego rytuału - w tym wypadku, pójście od czasu do czasu do kościółka, zorganizowanie pierwszej komunii dla dziecka etc. To niewiele.

Tylko nastolatek lub ktoś niedojrzały mógłby się dąsać i udowadniać jaki to z niego jest wielkopański ateista.
 

Polak5

Nowicjusz
Dołączył
5 Luty 2011
Posty
40
Punkty reakcji
0
Wiek
28
Nie, nie może, znasz przysłowie "noga, ręka, mózg na ścianie"? Właśnie dlatego


Żart, nie czytałem innych komentarzy, ale zapewne jest pełno takich w stylu: "Najważniejsze jest, czy się kochacie, czy jest miłość i zgoda etc, etc.". Religia, tego nie zabrania, prawo nie, więc raczej nic złego w tym nie jest, więc zgadzam się z tym co napisałem w cudzysłowie.
 

Seu

Nowicjusz
Dołączył
11 Marzec 2012
Posty
38
Punkty reakcji
0
Miasto
Oława/Wrocław
Problem byłby wtedy, gdybyś Ty i Twój partner wyznawali różne religie. Trzeba byłoby wtedy ustalić wiele spraw, ale ateizm to nie religia. Jeśli Twój partner jest ateistą, to nie powinno sprawić mu problemu to, że weźmie ślub konkordatowy (chyba, że jest apostatą, wtedy dochodzi więcej roboty papierkowej). W końcu kościół to tylko spierdzący kadzidłem budynek, a ślub ma sprawić jakąś przyjemność Tobie, a jemu przecież to bez różnicy, prawda? Chyba, że jest przeciwnikiem Kościoła. No cóż, wtedy będziecie musieli poważnie pogadać... Jeśli przez religię waszemu (jak i każdemu innemu) związkowi miałoby nie wyjść, to będzie to kolejny argument przemawiający za tym, że religia jest zwyczajnie głupia. Każda. No i się nie kochaliście tak naprawdę. Jeszcze jedna rzecz. Ślub to jedno, ewentualny chrzest dziecka to co innego. Jeśli wasze poglądy są inne, warto rozważyć nie skazywanie dziecka na jedną religię, a pozwolenie wybrać mu samemu. Jak dorośnie i będzie tego potrzebowało. Popatrz na to może tak. Ślub kościelny, chrzest, czy inne obrzędy - nie mają najmniejszego wpływu na człowieka i jego życie. Warto się tym martwić? Bez ślubu kościelnego wesele i tak będzie niezapomniane, a bez chrztu - dziecko tak samo niegrzeczne;]
 

Polak5

Nowicjusz
Dołączył
5 Luty 2011
Posty
40
Punkty reakcji
0
Wiek
28
Seu, po twoim komentarzu można domyślić się, że jesteś ateistą albo nie praktykującym katolikiem, więc jeśli masz żonę katoliczkę, to twoja wypowiedź miałaby sens, ale w przeciwnym wypadku nie za bardzo...
 
Do góry