Twoje kobiety-czyli kto?Bo tak sobie myślę,że gdybym miała córkę-a nie syna- to ona by mi we wszystkim pomagała-wtedy facet mógłby sobie darować.Ale jest jak jest ,więc muszą moi chłopcy się dostosować-sama tyrać nie zamierzam
olice:
A ona by Ci np. powiedziała, że nie będzie kurą domową więc nie będzie się od Ciebie uczyła zmywać garów, gotować itd. itp.
W sumie ciekaw byłbym twojej reakcji bo to pośrednio uderzyłoby w Ciebie tj. Twoje dziecko uznawałoby, że to co robisz (gotujesz) sytuuje Cię w pozycji kury domowej, a wartości jakie chcesz jej przekazać są hmm no mało ciekawe i stawiają kobietę w roli usługującej facetowi. Jak byś na coś takiego zareagowała ? Pytam czysto hipotetycznie bo ciekawi mnie skąd taki wysyp dziewczyn / kobiet młodych jest, które w kuchni czują się wręcz gorzej od faceta. Zastanawia mnie czy to kwestia braku wychowania, feministycznych poglądów czy czegoś innego, np. przeświadczenia, że kobieta jest stworzona do wyższych celów aniżeli stania w kuchni...
1. 'magia' neta (?)
2.co nie zmienia faktu, ze 'odczytuje' Cie jako czlowieka megasukcesu, do tego chwalipiete
3.zdefiniuj prosze 'byle co'.
4.mojej mamie pomagalam (sprzatanie, gotowanie, opieka nad mlodszym rodzenstwem). kiedys mocno narzekalam, bo wolalam spotykac sie z kolezankami. dzis (juz jako dorosla) sie ciesze, bo potrafie zadbac o swoje.
Z tym megasukcesem to przesadziłaś, chociaż jak kilka dni temu przeczytałem gdzieś tam, że takich jak ja jest w Polsce 2 % (nie napiszę o co chodzi bo znów wyjdę na chwalipiete
) to troszkę się uśmiałem, a z drugiej strony "zapłakałem" - nie wiedziałem, że w Polsce aż taka bieda jest.
ad. 4 - miałem dokładnie tak samo (oprócz opieki rodzeństwem). Matka mnie miażdżyła non stop jak miałem burdel i to przyniosło efekt. Gotowania mnie uczyła jak się zaczynałem powoli zwijać z domu. Dzisiaj obie umiejętności sobie chwalę
ad. 3 - o rety. To będzie trudne. Mogę chyba jedynie powtórzyć to co wczesniej, czyli jak coś robię to robię to na 100 %, poświęcam się temu w pełni, nie znoszę prowizorek (choć czasem w pracy musze je robić i jest to swoisty gwałt na mojej psychice
), pół-środków, "dziadowania".
Od samego początku wiedziałem, że nie chcę żyć od pierwszego do pierwszego i ta myśl, na zasadzie chyba samo spełniającej się przepowiedni jakoś tam zadziałała.
Jeśli chodzi o rzeczy materialne, istoty to chyba przykład będzie dobry (choć weź poprawkę, ze wywodzę się z rodziny motoryzacyjnej
). Jesli np. kupuję auto to najpierw z grubsza znajduję auta, które mi się podobają (wygląd). Równolegle niemalże, określam kryteria, czyli np. niech to będzie, że: nieźle przyspiesza, w miarę ekonomiczny, w miarę popularne auto, ale jednak z jakimś tam charakterem. Na tej podstawie, lista aut, których szukam zawęża się do kilku modeli. I potem już nastepuje szukanie właściwego egzemplarza, czyli takiego, na którego jakoś tam serce mocniej zabije, czy umysł stwierdzi, że : "oo ten fajny". Czyli tutaj jest - najpierw kryteria, potem serce, ale czasem jest też odwrotnie. Zależy od rzeczy, od tego do czego mi sluży, jaka wartość, jakie emocje się z tym wiążą.
W podobny w sumie sposób wybieram kobiety choć tutaj chyba najpierw jest górą wygląd (serce - penis), potem ogólny odbiór osoby (serce - penis), a potem już rozum próbuje przebić się przez różowe okulary i jakoś tam stara sie wylapać różne niuanse (i czasem następuje tutaj dyskwalifikacja - niedawno np. nabrałem wrażenia, że im bardziej młoda kobieta rozpływa się nad tym ile to facet powinien mieć pasji, tym sama jest wprost proporcjonalnie nudniejsza do oczekiwań). Jestem osobą, która w pewnych aspektach powołuje się na instynkt i decyzja jest natychmiastowa, ale w innych np. potrafi długo wybierać, tak, aby zgromadzić taką ilośc danych, które pozwolą na dobry wybór
Czyli np. jak remont robilem to potrafiłem stać pół dnia z katalogami od tapet, stoisk z farbami i dopasowywać elementy, aby mi się wszystko zgrywało. dopiero jak przejrzałem 90 % katalogów to uznałem, że "wiem wszystko"
i coś tam wybrałem. Ale to nie dotyczy wszystkiego. np. chcę kupić jeansy, to idę do 2-3 sklepów i przymierze z 2-3 pary i wychodzę z zakupami.
Hyhy, widzę, że ciężko jest siebie opisać w kilku słowach bo nie ma jednego algorytmu - w zależności od "wagi" decyzji , zainteresowań różne mechanizmy sie uruchamiają... Niektórzy mi mówią, że jestem perfekcjonistą, choć mimo wszystko wydaje mi się, że wiem, kiedy odpuścić. Są rzeczy do których przykładam wagę, są rzeczy, na które kompletnie nie patrzę. Pewnie mógłbym tak pisać i pisać, a i tak nic z tego nie wyniknie