-Porozmawiamy osobiście, ale wejdźcie wszyscy. Pewnie też będziecie mieć jakieś pytania, chętnie odpowiemy za chwilę.- Gripp prowadził Wolflinów przez budynek. - Pan niech tu zaczeka - zwrócił się do Chakora, za chwilę wrócimy do pana. - Następnie z Rhorhalem udał się do pokoju po przeciwnej stronie korytarza. Zamknął drzwi, i przysunął ręką po zamku. Dziurka od klucza zniknęła, a zamek lśnił.
- Nikt nic teraz nie usłyszy. Więc w czym problem? - rzekł poważnie.
Opisz mu moją elokwencję, hehe.
...
Po wysłuchaniu opowieści Rhorhala mag siedział w fotelu chwilę zasępiony, z brodą w ręce.
-Zabawne, jesteś naszą odpowiedzią na zagadkę nieudanych eksperymentów z homunculusami. Niby tajemnica, ale tam, jesteś ofiarą wypadku, więc zasługujesz na pewne wyjaśnienia. Otóż setki lat temu magowie tworzyli homunculusy, istoty te były nadzwyczaj inteligentne. Wiedza na temat ich tworzenia została utracona na przełomie drugiej i trzeciej, obecnej epoki. Gildia chciała jednak odtworzyć homunculusy. Z golemami sprawa jest prosta, sterowane zaklęciem można nastawić jak się chce. Homunculusy nie są tak grzecznymi dziełami. Są szalone, ogłupiałe, niebezpieczne. Pomaga ci taki, chwilę potem rzuca do gardła. Uznaliśmy, że magiczna jaźń zastępująca duszę jest zbyt niestabilna. Dlatego postanowiliśmy stworzyć duszę. Tak, poprzez ten koncentrat co wypiłeś. To było zaklęcie. Czyste zaklęcie, tak skoncentrowane, że stało się cieczą. Powiedzmy, że to było coś jak samo Słowo Mocy z Pierwszej Mowy. Potężne zaklęcie miało stworzyć duszę. Jednak brak perispritu był przeszkodą. Tak myśleliśmy. Ale to nie wszystko. Zaklęcie nie mogło stworzyć duszy bez niczego. Potrzeba matrycy, innej duszy, na tej innej duszy miało powstać nasze dzieło, nie kopia. Chodzi o istotę ducha, zaklęcie powiedzmy, samo wybiera naturę ducha. Jednak podczas transportu ktoś skradł zaklęcie. Nikt nie spodziewał się, że popłynie na północ, gdzie nie ma nikogo kto mógłby je wykorzystać. A jednak. Cóż, spełniłeś oba warunki, masz duszę i perisprit. Całkiem silny jak widać, nie przeciążył się ciągłym utrzymywaniem dwóch duchów.Do rzeczy? Rozumiem. Nie, nie mam pojęcia jak z ciebie wyciągnąć drugiego ducha. Nigdy nie doszło do tej fazy eksperymentów. Może Arcymag, Ilion Dicemaster pomoże nam. Choć najpierw opieprzy nas równo. Od początku źle wróżył tym eksperymentom.
...
-Wy durnie chędożone! Idioci :cenzura:i - Stary długowłosy, długobrody mężczyzna z łysiną na czubku głowy był bardzo energiczny- Kretyni niedorobieni! Że pozwoliliście ukraść, rozumiem, że nie odzyskaliście, zdarza się. Ale jak :cenzura: można takie potężne zaklęcie wsadzić w butelkę i nie zabezpieczyć?! Jakim cudem pierwszy lepszy cudak może wypić to jak butelkę gorzałki?! Tfu, idioci zarąbani!- Starzec wyjął spod ubrania kostkę, taką jak do gry, ozdobioną jednak wizerunkiem owada, prawdopodobnie ćmy, nie widać było dokładnie, jako że owad był cały fioletowego koloru. - Ech, nie zamierzam z nimi gadać, oni nic porządnie nie zrobią. Na szybko przejdę do rzeczy. - Rzucił kostką, która upadła na jego dłoni, cyfrą trzy do góry. Ta zabłysnęła - Trzy myśli, co, no dobra. Do dzieła - Starzec szybkim ruchem przycisnął kostkę błyszczącą trójką do czoła Rhorhala.
Ciemność. W ciemności światło. Z niego wylatuje owad. Jak w zwolnionym tempie porusza fioletowymi skrzydłami. Wleciał w ciebie.
Skradasz się nocą za niziołkiem. Co raz odwraca się i spogląda, czy nie jest śledzony, lecz ty znasz to miejsce i wiesz jak się ukryć, by cię nie znaleźć. Idziesz za nim do portu. Wszedł na statek, a ty za nim. Magazyn, sen pragnienie. Napój. Pobudka w obcym miejscu. I obcy głos w głowie. Jego tłumaczenie.
Kolejny owad pojawiał się na tle wizji. Znów wleciał w ciebie, fioletowy pył odmienił obraz. Jakaś knajpa. Pamiętasz ją. To tam złapałeś niziołka. Koniec walki, jakiś karykaturalny Wolflin kładzie nieprzytomnego niziołka na stół. Jest z nim inny. To on potem wtajemnicza cię w zadanie mające na celu zdobycie informacji.
Wyleciała z niego kolejna ćma, i ona odmieniła obraz.
Wieś, słońce, trawa. Jest lato. Zdajesz sobie sprawę, że jesteś szczenięciem. Biegniesz do miasta by kupić swą pierwszą w życiu prawdziwą broń...
Wizja się rozwiała, przed pyskiem Rhorhal zobaczył dłoń starca. Machał nią, by odegnać wizje.
-Wybacz, szczenięce lata mnie nie interesują. Jak widzę, cały dziś polityczny burdel nam się tu na łeb zwala. Zawołajcie jego kompana, do jego sprawy wrócimy potem, omówimy co wiemy. W salonie, z innymi gośćmi.
W salonie był teraz Pyrokar, Cralin, Waur, Rhorhal i Chakor. Przyglądali się sobie. Wniesiono więcej jadła. Po chwili weszli Krad, Randel, Mężczyzna w Monoklu, z głupawym uśmiechem na twarzy, Poważny mag, mający blisko dwa metry wzrostu, oraz mistrz Ilion. Pierwszy przemówił Randel:
-Według raportu który dostaliśmy Imperium szykuje się do wojny. Ma wielką flotą gotową do ataku, Dat żadnych nie ma, jednak plan wojenny zaczyna się od ataku na Glazję...
Trzask!
Do pokoju wtargnął inny mag, otwierając drzwi z taką siłą, że omal nie wypadły z zawiasów. Ale ścianę naruszyły. Prawą ręką ciągnął na wpół przytomnego chłopca.
-Spóźnione wiadomości, cholera! Glazjia nie istnieje. Teraz to tylko Północna Kolonia Imperium. Kto następny w kolejce?
-Co? jak to? Jak to się stało? Tak szybko? A Roc?
-A Roca już nie ma. Imperium ma Czarnego Smoka. Nie wiem skąd, i jak zmusili go do służby! Po prostu mają! Uderzyli na północ, smok zatrutym oddechem wymordował całe armie. Na pomoc przybył Roc, jednak z powodu trucizny nie mógł się zbliżyć do smoka. A smok był bardziej wytrwały. Roc powoli słabł zatruwając się, podczas ataków. W końcu nie był w stanie unikać smoka, ten go dopadł, zranił, i zrzucił do zimnego morza. Roca więcej nie zobaczono. Potem już tylko kilka nie znaczących nic bitew, I Glazji już nie ma. Koniec. Amen. Kto następny?
-Zielone wzgórza. Poddadzą się bez walki. A my tu :cenzura: z miejscowym upiorem musimy się jeszcze użerać!