W woju byłem w straży granicznej jako chorąży. Pilnowałem granicy z Białorusią. Niezły był ubaw kiedy my szliśmy, a po swojej stronie Białorusini. Oni chyba mają rozkaz nie pokazywac się na oczy, bo jak nas zobaczyli to zawsze w krzaki się chowali. Ale jak krzyknęło się czy mają vodke to wyłazili i przeżucali przez rzekę za kiełbasę. Dzięki nim poznałem też smak prawdziwych białoruskich fajek 5 kategorii. Nie znam nikogo kto by wypalił całego. Na strażnicy przepijało się sporo zarekwirowanej, albo takiej w dowód symapatii od mrówek że się oko przymknie na kilka litrów więcej (wtedy jeszcze wizy nie były drogie to było tego sporo). Mieliśmy majora co mówił, że poza służbą chlejcie ile chcecie, ale na służbie każdy ma byc trzeźwy. Ale co poradzisz jak kac rypie.
A z woja zrezygnowałem bo na awns szans nie było. A całe życie po lesie biegac to nie dla mnie.