Kiedyś uważałam, że sensem zycia jest wolność.
Potem uznałam,że wszystko na tym świecie jest w swej istocie wzgledne tak wiec nie jestem w stanie osiagnąć swojego celu.
Przez dwa lata strasznie sie z tym gryzłam, prawie sie załamałam, az doszłam do wniosku, że sensem zycia jest samodoskonalenie, które samo jest oczywiscie wzgledne, ale własnie dlatego jest celem- poprzez wzglednosc pojmowania samodoskonalenia, każdy człowiek jest wstanie je osiagnac.
Dla jednego będzie to zyciowa pasja, dla drugiego miłosc, przyjaciele, zawód, nauka, czy religia. Przez całe zycie sie doskonalisz, lub nawet instynktownie dążysz do doskonalenia.
I pytanie nadrzędne: po co sie doskonalić?
Gdybym była buddystką powiedziałabym żeby wyrawać sie z kręgu reinkarnacji i osiagnąć nirvanę
gdybym była katoliczką, powiedziałabym żeby byc "blizej Boga", czy żeby dostać się do nieba
gdybym była jakiejkolwiek wiary, podałabym jakąś odpowiedź
Praktycznie kazda religia wymaga od swojego wyznawcy samodoskonalenia, tylko każda ma inną definicję
( po co? na co?) tego samodoskonalenia (i znowu wzglednosc wszechrzeczy :lol: )
Tak więc uważam, że każdy człowiek powinien sam zdefiniować sobie pojęcie samodoskonalenia.
Tylko po co? - odpowiedź jest prosta: Bo po co dzieci uczą się alfabetu?