Ależ pewnie, że faceci o tym myślą! Myśleć to zdarza się każdemu. Ja też myślałem - podobnie jak swego czasu myślałem i o narkotykach. Ale jednak tego nie zrobiłem. Bo zrozumiałem, że trzeba spojrzeć nieco dalej w przyszłość, niż tylko do momentu konsumpcji - czy to narkotyku, czy to seksu.
A to, że wielu ludzi tak robi- co z tego, pytam? Co mnie obchodzi, że wielu ludzi robi coś, co ja uważam za niemoralne, skoro nikomu krzywdy przy tym nie robią? Dla mnie niemoralne jest właśnie takie traktowanie seksu i z takimi osobami nie chciałbym mieć niczego wspólnego. Dopóki jednak Ci ludzie żyją, nikogo nie okradają, nikogo nie mordują, etc. - niech sobie żyją! Przecież nikt mi nie każe przebywać w ich towarzystwie. A jak ktoś się między nich pcha, to niech się później nie dziwi, że mu się panna puści z jakimś gachem, "bo wydawał się być taki miły...". Jak się schodzi do rynsztoka, to się trzeba liczyć z tym, że się ubrudzi.
Pegaz - w 95% zgadzam się z tym, co napisałeś. Pozwolę sobie tylko na parę słów komentarza.
Fantazje fantazjami - to są tylko myśli. Dla mnie osobiście liczą się czyny. Jeśli ktoś raz tam się zastanowi, jak to by było zrobić taki mały skok w bok, spróbować z kimś innym, raz pozwolić sobie na taki jednorazowy numerek, ale tego nie zrobi - to dla mnie jest całkowicie zrozumiałe i o to nigdy w życiu do nikogo (włącznie z sobą samym) pretensji bym nie miał. Gdyby ktoś to rzeczywiście zrobił - to już zupełnie co innego.
(A tak na boku: jeśli ktoś, w stałym związku, by się bez przerwy zastanawiał nad takimi pomysłami, to by znaczyło, że powinien się poważniej nad swoim związkiem zastanowić, bo coś chyba jest nie tak.)
Trzeba wziąć pod uwagę fakt, że nad myślami zapanować się nie da. Potrafię sobie wybrazić, że kogoś morduję - co jednak nie oznacza, że w rzeczywistości bym to zrobił. I myśli takie bynajmniej mnie często nie nachodzą. (Gdyby nachodziły - to by oznaczało, że mam poważny problem.)
Co do tego alkoholu - to jasne, w tych 95% się zgdzam. Te pozostałe 5% do dlatego, że wciąż uważam, że temu można się oprzeć. Skoro wiem, że po alkoholu mogę coś takiego zrobić, skoro widzę, że jakaś kobita zaczyna ze mną flirtować (choć mam stałą partnerkę), to od razu powinna mi się zapalić czerwona lampka ostrzegawcza. Jeśli się nie zapali - to albo jestem świnia (i nie zasługuję na moją partnerkę), albo z tym moim związkiem jest coś nie tak.
Analogicznie w sytuacjach, kiedy luba jest daleko, ja samotny, może nawet "spragniony", a akurat jakieś miłe damskie towarzystwo się trafia. Być wiernym też trzeba umieć - i wymaga to samodyscypliny, tak jak wszystko w naszym życiu. Ale się jednak da - trzeba tylko chcieć. I moim zdaniem - warto. Bo różnica jest właśnie taka, jak między jedzeniem surowych grzybów z lasu, a grzybów przebranych i odpowiednio przyrządzonych.
Zresztą, używając jeszcze innej analogii - czy można się oprzeć pokusie kradzieży, jak się nadarzy naprawdę świetna okazja i wiadomo, że nikt nas nie przyłapie? Moim zdaniem można. Wystarczy mieć pewne zasady.