Kiedys myslalam, ze moje zasady byly 'lepsze' teraz tak nie uwazam, bo one daja mi tylko cierpienie i koljne rozczarowania plus samotnosc, zalamania i kolejne wyrzuty sumienia, ze ja wobec kogos bylam szczera, uczciwa i dobroduszna a ktos mnie potraktowal jak nic nieznaczącą zabawke. Własnie dlatego, chce zmienic nastaiwnie, bo uwazam, ze bedac bardziej pustą byloby mi latwiej, nie przynosiloby mi to kolejnych rozczarowan, zalaman bo juz tak bardzo nie przejmowalabym sie innymi ludzmi i moze nie bylabym taka uczuciowa i wrażliwa. Mysle, ze bedac dalej wierna swoim zasadom, ktore kiedys mialam dobrze na tym nie wyjde, bo jak na razie nie wychodze na tym dobrze... wychodze na zdesperowana głupią i naiwnie zakochana dziewczynke, którą ktos sie pobawil... a w takim ukladzie w jaki weszlabym z tym kolega przynajmniej oboje bysmy sie soba bawili, ja przynajmniej wyrazilabym a to zgode... zdawalabym sobie z tego sprawe i byla w pelni tego swiadoma, nie byloby rozczarowan, bo od poczatku wiem na czym stoje...
Ty chyba nie wiesz na jakies zasadzie dziala sumienie. Sumienie nie zawsze ratuje przed popelnieniem bledu, ale zawsze dokucza juz po samym fakcie. Teraz mozesz sobie mowic, ze skoro bycie ta dobra, przykladna nie daje Ci korzysci, to bedac zla, stosujac sie do innych, to nagle zaznasz spokoju, ale tak nie bedzie, bo nie da sie nagle przestawic myslenia tylko dlatego, ze sobie tak zazyczysz. Pojdziesz w taki uklad, o jaki Ci chodzi i nagle zacznie Cie cos uwierac w glowie, poczujesz niespokoj i to bedzie Twoje sumienie sie odzywac. Zasad nie tworzy sie z dnia na dzien, to dlugi proces. Jesli wiec do tej pory naprawde wierzylas w jakas milosc i dojrzaly zwiazek, to poczujesz sie zlajdaczona sypiajac z kims, z kim Cie nic nie laczy.
Nie wiem, mam taka teorie, ze zdobywanie atrakcji u innych ludzi, niezaleznie ladnych, czy brzydkich jest forma dowartosciowania sie. Czlowiek sam sie uwzniosla w myslach widzac, ze cieszy sie u innych powodzeniem i dlatego kobiety, choc nieraz z oburzeniem traktuja odwazne propozycje nieznajomych, to jednak w glebii lechta to ich proznosc. I w zwiazkach powazniejszych tez sie dowartosciowywujemy poprzez sam fakt, ze ktos jest w stanie nas kochac i byc na dobre i gorsze pomimo licznych wad. Ale nie bardzo rozumiem, jak kobiete moze w jakikolwiek sposob wzbogacic, czy dowartosciowac fakt, ze jakis kolega, ktos znajomy proponuje jej seks dla ulzenia napiecia. Przeciez z reguly takie zwiazki istnieja przez to, ze przynajmniej jedna, a najczesciej dwie osoby w tym ukladzie nie sa dla siebie dosc atrakcyjni, by zalozyc zwiazek, wiec wola sie kochac w ukryciu. Bo inaczej woleliby byc normalna para, ale jednak z jakiegos powodu nie chca byc kojarzeni przez innych jako para; nie chca sie raze pokazywac, wklejac zdjec na nk itd. Takie zwiazki z reguly wygladaja w ten sposob, ze facet czyms widzianym w tv, czy internecie sie podniecil i maja partnerke do niezobowiazujacego seksu dzwoni do kolezanki i mowi: "Hej, Jolka, zachcialo mi sie ruchac, wez skocz do mnie". I cholera za nic nie moge pojac jak taki uklad moze satysfakcjonowac wartosciowa kobiete, ktora ledwie niedawno wierzyla w milosc. To forma upodlenia siebie samego jest, by upasc tak nisko i zadowalac sie ranga "laski do ruchania", ktora mozna przeleciec za kazdym razem, gdy jakiemus "koledze" zachce sie zulzyc napiecie. To jest takie cofniecie sie o wiele lat wstecz do jaskiniowcow, gdy jeszcze nie umiano uszlachetniac prymitywnych instynktow czyms o nazwie "milosc".
I Ty dziewczyno jestes niedojrzala i to bardzo, skoro chcesz zmienic swoje zasady, by byc bardziej "cool" i podobna do innych.