Kiedys sprzeciwialam sie szarej masie i zylam wg moich ideałów, tyle ze to mi nie dało nic prócz kolejnych rozczarowan, procz tego, ze moich ideałów nikt nie szanował, a mnie faceci traktowali jak panienke do towarzystwa, ja sie zakochiwałam, czułam cos wiecej a oni jak gdyby nigdy nic w pewnym momencie sobie odchodzili i zostawiali mnie z moimi nieszczesliwymi uczuciami. teraz sa takie czasy, ze nikt nie mysli o drugiej osobie, wszyscy mysla o swoich przyjemnosciach. czuje, ze jesli bede dalej taka jak bylam to nic mi to nie da procz kolejnych rozczarowań, prócz kolejnych załamań, bo nikt juz nie respektuje tych zasad, ktorymi ja się kierowałam. jesli nie zmienie podejscia zostane chyba na zawsze sama, ze swoimi glupimi i naiwnymi zasadami dotyczacymi czekania na ta jedyna milosc, ktora mozliwe, ze nigdy nie nadejdzie. Praktycznie nikt (zwlaszcza chodzi o facetów) nie kieruje się juz dobrem drugiej osoby...wszyscy mysla o sobie, o zabawie... ja w ten sposob zawsze bylam raniona, glupia, naiwna dziewczynka, ktorej wydawalo sie, ze jak ktos mnie podrywa, zaprasza na randki, okazuje mi swoje uczucia, to ze byc moze cos do mnie czuje lub oprzynajmniej mu sie podobam, okazywalo sie, ze to byla dla niego (i tu nie chodzi o 1 faceta tylko o kilku) tylko nic nie znaczaca zabawa, facet odchodzil do kogos innego, ja rozpaczalam...
mysle, ze gdybym weszla w taki uklad z kolega, moze pozwoliloby mi to na zerwanie z moimi zasadami, przez ktore ciagle cierpie, moze przynajmniej przestalabym do wszystkiego podchodzic tak emocjonalnie, moze wyzbylabym sie z siebie tych wszystkich uczuc przez ktore tak cierpialam, moze stalabym sie bardziej 'pusta' i przez to byloby mi latwiej...