Wloocibor napisał:
Wykazują oni, że tam, gdzie ryzyko istnieje, jest ono w rzeczywistości o wiele poważniejsze w przypadku obydwu legalnych używek. Raport ukazał przykład stosowania odmiennych kryteriów w ocenie szkodliwości różnych narkotyków.
Marihuana daje niesamowite uczucie wyluzowania, umysł staje na poziomie balansu, równowagi. Muzyka brzmi czterowymairowo, wszystko co Ciebie otacza, zyskuje dodatkowej głebi i znaczenia. Wielu ludzi doświadcza pod wpływem marihuany stanów wyższej duchowości, stanów mistycznych.
Jednak sa to tylko krótkodystansowe pozory.
Na dłuższą metę (a tak na prawdę, to po niedługim czasie), wielu palaczy wpada w stan otępienia, apatii, melancholii. Życie bez "towaru" staje się wyblakłym mozołem w kieracie rutyny, a kiedy jest się pod wpływem, zyskuje się chwilowy stan uświadomienia, jednak z biegiem czasu, myśli coraz zcęściej staczają się na pesymistyczne tory. Człowiek zaczyna zachowywać się dziwnie, traci swoja osobowość chwiejąc się między dwoma ekstremami: (na głodzie) stanem otepienia połączonego z rozdrażnieniem oraz (pod wpływem) stanem apatii, ironicznego zdystansowania, poczucia bezsensu.
Człowiek traci osobowość, humor, zaniedbuje też swoje życie prywatne, bliskich. Często kończy się to depresją.
Kiedys miałem różne przygody z marihuaną i znałem wielu ludzi, bliskich i dalszych, którzy palili tę substancje regularnie. Wiem co mówię. NIGDY nie kończy się to dobrze, zawsze człowiek znika, a na jego miejsce podstawione jest jakieś zombie. Chyba, ze ktoś w miarę prędko się zreflektuje i przestaje palić regularnie.
Poza tym THC
zasyfia połączenia między synapsami w mózgu. To powoduje, że neuroprzekaźniki w twoim umyśle działają coraz gorzej. Coraz trudniej jest ci zebrać myśli. Twój umysł staje się bardziej chaotyczny, trudno jest ci sie skupić, skoncentrować. Zaczyna szwankować pamięć, szczególnie pamięć krótkotrwała. Stajesz się bcoraz bardziej roztargniony. To wszystko wpływa na twoje życie codzienne. Twoi przełożeni w pracy, twoja rodzina, znajomi - wszyscy odczuwają to. Powstaje sprzężenie zwrotne - zaczynasz mieć problemy, które potegują twoją frustrację, która pcha ciebie do kolejnego naćpania - stan pod wpływem marihuany daje chwilowe uczucie kontroli i równowagi oarz spokoju. Jest to jednak jedynie pułapką. W rzeczywistości coraz bardziej zasyfiasz swój mózg i okaleczasz swoje zdolności umysłowe. To z kolei przekłada sie na twoje życie - koło się zamyka. Spirala ciągnie cię w coraz większe problemy, smutek, bagno.
Zmień dilera, bo musiał Ci sprzedawać straszne g*wno skoro takie masz zdanie na temat tego narkotyku, pomijając już fakt ignorowania tego, że odpisujesz na post sprzed 5 lat.
Palę od 4 lat, w zależności od ilości obowiązków palę częściej lub rzadziej, przed i w czasie każdej sesji na studiach robię sobie długą przerwę (oczywiście nie są to jedyne przerwy). W czasie tej abstynencji nie zauważam zmiany humoru, nie łapię doła, nie jestem otępiony, uczenie się nie sprawiało mi najmniejszych problemów, mój sposób myślenia (zazwyczaj optymistyczny) nie zmienia się.
Paląc przez tyle lat nie zaniedbałem swojego życia towarzyskiego (znajomi, przyjaciele, bliskie mi osoby), np. nadal jeśli jest tylko możliwość to spotykam się ze znajomymi, z którymi kolegowałem się zanim zacząłem palić, może z niektórymi rzadziej, ale to już z innego powodu (praca, studia, rodzina, przeprowadzka do innego miasta). Nigdy nie zdarzyło mi się wybrać trawki zamiast spotkania z bliskimi mi osobami. Na pierwszym miejscu było i jest spotkanie i utrzymanie kontaktu ze znajomymi, a nie mj.
Depresja- nigdy nie doświadczyłem jej z powodu trawki. Tak jak przed 1 kontaktem z mj, tak i teraz łapię lekką depresję w listopadzie/grudniu.
Czy jestem "zombi"? Nie sądzę. Mam w życiu wyznaczonych kilka celów, które staram się zrealizować i jak na razie wszystko idzie do przodu. Też znam wielu ludzi, którzy palą często i długo, a również takich którzy piją często (a zioło palą okazjonalnie, albo wcale), ci którzy mają wyznaczony jakiś w życiu cel, dążą do niego z większym lub nieco mniejszym powodzeniem, jednak nie zauważam, aby byli zombi. Jest druga grupa znajomych, którzy nie mają tych celów, chcą się tylko zabawić, praktycznie nic w życiu nie osiągają i nie mają większych ambicji, w tej grupie są (UWAGA) zarówno ci którzy jarą, jak również ci którzy piją, a nawet tacy, którzy w ogóle nie palą, a piją tylko okazjonalnie.
Po 4 latach nie zauważam różnicy w moich możliwościach skupienia się nad czymś. Jeśli jest to coś co lubię, to potrafię się nawet całkowicie wyłączyć z otoczenia i tylko nad tym skoncentrować, ale jeżeli nie lubię czegoś (tak jak w podstawówce musiałem uczyć się czegoś na pamięć) to nawet pajęczyna mnie będzie rozpraszać i uniemożliwiać skupienie się. Ale tak mam nie od wczoraj, ale od małego.
Nie raz zdenerwowałem się lub zestresowałem, ale nigdy nie sięgnąłem z tego powodu po mj, ani po alkohol, zresztą nie miałem nawet na to ochoty. Żeby nie było idealnie to powiem tylko, że miałem taki etap w swoim życiu (1rok), że w takich sytuacjach sięgałem po papierosy (które powodowały w pewnym momencie takie sprzężenie zwrotne- ale to już inna historia).
Jeszcze parę małych faktów-dopowiedzeń:
- palę często, a mianowicie wygląda to tak: czasami 3-4 razy/tydzien, przeważnie 1-2 razy/tydzień, a czasami przez parę tygodni w ogóle. Pewnie gdyby uśrednić tą ilość w czasie paru miesiąca wyszłoby ok. 2-3razy/tydzień.
- dlaczego często? Powodem tego jest ilość wolnego czasu i to, że jeżeli jestem na imprezie to wolę wypić 1 piwo i zapalić sobie, niż nie zapalić i wypić 3-4 piwa, żeby złapać fazę. Jeżeli nie dysponuję wolnym czasem lub mam jakieś zobowiązania lub też spędzam czas z bliskimi mi osobami/rodziną to przeważnie nie palę i nie odczuwam z tego powodu żadnego problemu/minusów.
- oczywiście nie należy rozumieć przez "często" palenia codziennie, bo na dłuższą metę to patologia, która może prowadzić do uzależnienia.
Tak więc większość tego co napisałeś mija się z rzeczywistością, jest swoistym straszakiem, który przynosi odwrotny skutek. Oczywiście, żeby nie zrobić tego samego co Ty (tylko w drugą stronę) napiszę o paru sprawach, tym razem negatywnie o gandzi.
Dlaczego w sesji robię przerwy? Prosty powód, o ile nie mam problemów z pamięcią, skupieniem się, to występuje u mnie (i nie tylko) leń na drugi dzień, brak motywacji do nauki, zrobienia czegoś konkretnego. Dlatego też już przed sesją narzucam sobie abstynencję, aby siadając do książek być w pełni zmotywowanym. Tak samo jest, gdy pracuję nad jakimś projektem lub na drugi dzień mam coś ważnego do zrobienia.
I ten "leń" jest jednym z największych minusów marihuany, występuje u większości moich znajomych. Jeżeli ktoś nie ma celu w życiu, to marihuana faktycznie może sprawić, że taki człowiek będzie miał jeszcze większe problemy ze znalezieniem celu i chęci do działania. Tylko nie zapominajmy, że do tego może tak samo przyczynić się alkohol, gry komputerowe itd.
Tak nawiasem mówiąc, kiedyś czytałem o jakiś badaniach nad młodzieżą palącą marihuanę w okresie dojrzewania. Okazuje się, że częste palenie marihuany w młodym wieku, przyczynia się do braku motywacji nie tylko w tym okresie, ale również późniejszym.
Feldmarszałek użyłeś określenia "na głodzie", które jest tutaj nie na miejscu, patrząc na to, że marihuana nie uzależnia fizycznie. Ale od razu pseudo-rastamiani-zielarze niech się nie cieszą tak z tego faktu, kokaina też nie uzależnia fizycznie, a jednak uzależnia na tyle psychicznie, że rzucenie jej staje się bardzo ciężkie. Tak przy okazji napiszę: zauważam, że argument "marihuana nie uzależnia fizycznie" stał się bardzo modny ostatnio, szkoda tylko, że tak wielu używających tego argumentu nie wie (albo nie mówi) o tym, że uzależnienie fizycznie to pikuś w porównaniu do psychicznego (tutaj odnoszę się do ogółu). Wyleczyć z uzależnienia fizycznego jest bardzo łatwo, wystarczy detox, który trwa stosunkowo krótko, prawdziwa walka z uzależnieniem zaczyna się przy leczeniu uzależnienia psychicznego. Tutaj stopień uzależnienia psychicznego od marihuany określa się jako średni, więc jakiś jest i nie można mówić, że w ogóle nie uzależnia. Jeżeli jedyną dla kogoś rozrywką jest codzienne jaranie, to już jest uzależniony...
Prawda. Przesadziłem w swojej wypowiedzi. Użyłem swoistej hiperboli, ponieważ marihuana to narkotyk, jakkolwiek miekki.
THC niszczy połazcenia między synapsami w twoim mózgu niezaleznie od tego, jak bardzo życzysz sobie, by było inaczej.
Osoby używające tego specyfiku szybko tracą nad tym kontrolę. Jeżeli piszesz, że jest przeciwnie, to gratuluję - twój organizm jeszcze nie dał o sobie znać. Ale nawet jezeli jakoś się trzymasz, to jesteś wyjątkiem. Wiekszośc ludzi zamienia się w lunatyków, gdy uzależniają swoją percepcje od tego narkotyku.
Czy na parwdę człowiekowi potrzebne jest coś takiego jak ganja, by mógł w pełni realizować swoje bycie? Czy aby ganja nie uzaleznia m.in. w taki sposób, że palacz wmawia sobie, że jedynie pod jej wpływem zyskuje satysfakcjonujący stan świadomosci?
Jeżeli nie szkoda ci twojego zdrowia, to przynajmniej udowodnij sobie, ze jestes na tyle wartościowym człowiekiem, że nie musisz palić marihuany. Jeżeli natomiast postanowisz palić mimo wszystko, to zastanów sie, czy mówienie o nałogu nie jest adekwatne w tym temacie.