Cóż, mam dylemat z wyborem opcji w ankiecie i to nie zależy od nieszkodliwości marihuany. Z jednej strony chcę, by ludziom nie broniono robić z ich ciałami co chcą, z drugiej nie chcę, by działać na szkodę państwa i przeciętnego konsumenta. Jeżeli zalegalizowalibyśmy marihuanę, wiązałoby się to z opodatkowaniem jej, co z kolei wpłynęłoby niekorzystnie na naszą gospodarkę, jak i godziłoby w konsumentów niesprawiedliwością. Przypadek gospodarki jest kwestią ekonomiczną, nie mam więc zamiaru tłumaczyć dlaczego opodatkowanie tegoż towaru byłoby zamachem na naszą gospodarkę, ponieważ wierzę, że są na tym forum ludzie, którzy potrafiliby rzetelniej i bardziej fachowo wytłumaczyć dlaczego tak by się stało, i mam nadzieję, że się wypowiedzą na ten temat. Natomiast co się tyczy konsumentów, to opodatkowanie marihuany byłoby jawnie niesprawiedliwym posunięciem, podobnie jak inne podatki, które nie mają innego celu, jak obrabowanie osoby kupującej. Jeżeli chcę sobie zapalić marihuanę (co jest luksusem, na który sam muszę zapracować), to robię to na własną odpowiedzialność, nikt mnie do tego nie zmusza. Dlaczego więc zmusza się ludzi, do płacenia czegoś, co w moim odczuciu jest karą za zakup takowego towaru? Niektórzy ludzie mogliby powiedzieć, że wpływy z tego podatku byłyby stosowane do walki z nałogami. No dobrze, rozumiem, ale dlaczego zmusza się Mnie, do fundowania leczenia innych ludzi, których nawet nie znam? Skoro kupuję narkotyk i go spożywam na własną odpowiedzialność [co już powiedziałem], to liczę się z tym, że popadnę w nałóg, bądź przedawkuję i w obydwu przypadkach trzeba będzie Mnie leczyć, więc skoro nikt Mnie do tego nie zmuszał, leczę się sam, za własne pieniądze i nikomu nie kradnę pieniędzy, by się "kurować". No i zapewne napotkałbym się z ripostą typową ludziom, którym logika jest obca, że należy pomagać ludziom, których nie stać na pomoc, bądź jej nie chcą. No cóż... jeżeli kogoś stać na zażywanie środków odurzających, to dlaczego miałoby ich nie stać na leczenie, dlatego że całe pieniądze "prze-ćpali/chlali"? Co się tyczy drugiej grupy, czyli osób odrzucających pomoc: dlaczego miałbym zmuszać ich do leczenia? Przecież jest to niewolnictwem...
Oh, zapomniałbym... a co ze sprzedażą, jak i hodowlą? Legalizacja oznaczałaby nad tym ścisłą kontrolę i potrzebna byłaby specjalna zgoda, zarówno na sprzedaż, jak i na hodowlę tejże rośliny. Dlaczego ktoś miałby bronić Mi hodowlę rośliny i to nieważne czy na własny użytek, czy na sprzedać, czy też w celu podarunku? Od razu z wyprzedzeniem powiem, że w kwestii sprzedaży oszustwa nie powinny być brane pod uwagę, ze względu na to, że gdyby każdy mógł bezkarnie hodować konopie, nie byłoby sensu dla okazjonalnych sprzedawców dodawać "czegoś" do marihuany. Dlaczego? A no... dlatego, że prawdopodobnie wiele osób palących regularnie miałoby własne rośliny, a osoby palące okazjonalnie, nabywałyby towar u znajomych, którzy sami zajmują się jego hodowlą. Nie rozumiem również ograniczeń, co do ilości roślin hodowanych, wszakże to moja sprawa ile kwiatów stoi u Mnie na parapecie. W kwestii sprzedaży należy również wyjaśnić kwestię sprzedawca-nieletni. Z doświadczenia wiem [jak i zapewne większość z was], że kontrola sprzedaży używek nie działa najlepiej, jeżeli chodzi o nieletnich, a na myśli mam tutaj alkohol. Pomimo, że sprzedaż alkoholu osobom niepełnoletnim jest zakazana jak i surowo karana, to młodzi ludzie nie mają większych problemów z nabyciem trunków "wyskokowych", wstyd przyznać, że sam również nie miałem z tym nigdy problemów, gdy daleko Mi było do otrzymania dowodu osobistego. Dlatego też nawet w tej kwestii kontrola byłaby niezbyt mądrym posunięciem.
Myślę, że to co napisałem, jest wystarczającym argumentem, by nie głosować za legalizacją. Oczywiście, nie jestem też za bronieniem ludziom z korzystania z praw, dóbr i wolności.
No cóż, zagłosuję, że nie jestem za legalizacją, ale dlatego, że jestem za dekryminalizacją i edukacją młodych ludzi, czym w rzeczywistości są używki jak i narkotyki.