Koniec mitu globalnego ocieplenia!

outremer

Fratres Militiae Templi
Dołączył
19 Listopad 2006
Posty
6 255
Punkty reakcji
165
Miasto
15
Jesteś ANTYEKOLOGISTĄ ! to prawie jak antysemityzm. Ty uważaj, bo Cie wyśledzi specjalna komórka i zostaniesz wrzucony do wulkanu aby przebłagać matkę naturę
A kim ja nie byłem? Nawet o ile pomnę bękartem Adolfa (autorstwo Bacus).
 

outremer

Fratres Militiae Templi
Dołączył
19 Listopad 2006
Posty
6 255
Punkty reakcji
165
Miasto
15
Ekolodzy to instytucja, podobna to WJC więc nawiązanie do antysemityzmu ma sens.
 

paleolobo

Nowicjusz
Dołączył
14 Luty 2007
Posty
1 242
Punkty reakcji
10
Miasto
skadinad
Jeśli 3 kolejne zimy są ciepłe a 2 następne ciepłe to nie można tego nazwać globalnym ociepleniem ani ochłodzenie. Po prostu tak już w naszym świecie jest i nie należy wszędzie doszukiwać się jakiś anomalii. Ludzie mają za duże mniemanie o sobie, że niby potrafią ujarzmić naturę ale całe szczęście daleko nam do tego. Nasz wpływ jest wciąż bardzo niski dlatego głoszenie że człowiek jest winny jest po prostu propagandą. W takim razie zostaje tylko pozbyć się wszystkich ludzi. CO2 nie jest jedynym szkodliwym gazem ale jego wytwarzamy najwięcej i na nim można zarobić dlatego jest tak nagłośniony. Lasy deszczowe nawet gdyby zajmowały pół świata nie zapobiegłyby zmianom klimatu ale bezsensowna wycinka na pewno pomaga w tym.

Ludzie dajcie na luz, dziury w ozonie wracaja do lask. Ciekawy jestem czy da sie jeszcze prymitywniej oglupiac gospodynie domowe.
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
out skróciłem długi link do: http://tnij.org/g2wv
rewelacja
 

albo_albo

Pan i Władca
Dołączył
20 Marzec 2009
Posty
2 757
Punkty reakcji
78
Wiek
43
Miasto
SKM Kraków
Tytuł oryginału: Thank You, Internal-Combustion Engine, for Cleaning up the Environment

Tłumaczenie: Bartosz Rumieńczyk


Powszechnie uważa się, że silnik spalinowy oznacza katastrofę dla środowiska. Urządzenie to oskarża się o powodowanie szkód dla naszego zdrowia, gdyż rzekomo z jego powodu obniża się jakość powietrza oraz o to, że jest odpowiedzialny za globalne ocieplenie, które dziś uważane jest za najgroźniejszy problem ekologiczny. Jednak na długo przed ogłoszeniem, że główną substancją zanieczyszczającą środowisko jest dwutlenek węgla, 22 kwietnia 1970 roku studenci w Seattle podczas pierwszego Dnia Ziemi rozbili młotami samochód. W 1992 roku Al Gore w swej książce Earth in the balance apelował o wyeliminowanie silników spalinowych w ciągu 25 lat (zostało nam więc tylko 10 lat). Ci, którzy nie obawiają się aż tak bardzo wyborców z Detroit, są mniej powściągliwi w swojej krytyce. Niejaki Royce Carlson umieścił w internecie wpis, że ponieważ „od stu lat używamy silnika spalinowego (benzynowego i wysokoprężnego), (…) to nasze powietrze jest zanieczyszczone, (…) a my niszczymy środowisko”. W 2006 roku „Vancouver Sun” odnotował, że „ponad połowa kierowców w Kolumbii Brytyjskiej uważa, iż to samochody niszczą środowisko”.

W rzeczywistości jednak wszyscy, którym zależy na czystym środowisku – a zależy na tym nie tylko ludziom, którzy uważają się za ekologów – powinni być entuzjastami silników spalinowych ze względu na ogromny wkład tego urządzenia w poprawę jakości środowiska. O pozytywnym wpływie silnika spalinowego na środowisko od dawna wiedzą ludzie, którym chciało się poszukać informacji na ten temat. Zalety silnika stały się jeszcze bardziej oczywiste, gdy szanowany brytyjski dziennik „The Independent” poświęcił temu artykuł. Tekst oparto na badaniach przeprowadzonych przez Organizację Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (Livestock’s Long Shadow – Environmental Issues and Options), które wykazały, że „żywy inwentarz emituje 18% gazów cieplarnianych, czyli więcej niż samochody, samoloty i wszystkie inne środki transportu razem wzięte”. Problem ma swoje źródło w układzie trawiennym zwierząt, a ujście znajduje w wydalaniu gazów.

Silnik spalinowy zaczął przyczyniać się do poprawy stanu środowiska na długo przed tym, jak globalne ocieplenie stało się jednym z głównych zmartwień. W 1900 roku spory odsetek koni mechanicznych stanowiły konie, muły i osły. Stopniowo konie zastępowano silnikami, przez co rury wydechowe samochodów czy ciężarówek zaczęły wypierać rury wydechowe zwierząt. W efekcie środowisko stało się zdrowsze i czystsze.

Zastanówmy się przez chwilę nad wpływem końskich odchodów na środowisko i zdrowie mieszkańców Nowego Jorku. Specjalista w dziedzinie historii gospodarczej i laureat Nagrody Nobla Robert Fogel pisze:

Dziś narzekamy na zanieczyszczenie, ale na początku XX wieku w Nowym Jorku było 200 000 koni, które wszędzie się wypróżniały. Spacerując po mieście, wdychało się rozpylone końskie odchody, które stanowią znacznie większe zanieczyszczenie niż spaliny samochodów. W rzeczywistości samochody postrzegano w Stanach Zjednoczonych jako rozwiązanie dla końskiego problemu, bowiem odchody zawierają mnóstwo groźnych dla życia patogenów.

Nikt poważny nie będzie zaprzeczał, że smog fotochemiczny, wytwarzany przez pojazdy mechaniczne jest groźny dla zdrowia. Byłoby to bowiem głupotą. Ale jeszcze większą głupotą jest podważanie obserwacji Fogla i twierdzenie, że zanieczyszczenie wody i powietrza końskimi odchodami nie jest aż tak groźne dla zdrowia, jak zanieczyszczenie spalinami. Na początku dwudziestego wieku dziesiątki tysięcy Amerykanów umierały na cholerę, tyfus, dur brzuszny, żółtą febrę czy błonicę. Kiedy zaczęto zastępować konie i inne zwierzęta pociągowe samochodami i ciężarówkami, liczba tych przypadków zaczęła gwałtownie spadać. Owszem, postęp medyczny też ma tu duże znaczenie, ale największy wpływ na to miało oczyszczenie środowiska ze zwierzęcych odchodów.

Zalety dla środowiska spowodowane pojawieniem się silnika spalinowego nie ograniczają się jedynie do miast i miasteczek. Zanim zaczęto wykorzystywać potęgę silnika spalinowego, zwierzęta pociągowe znacząco dokładały się do na obszarach wiejskich zanieczyszczeń wytwarzanych przez świnie, krowy czy drób. Maszyny ograniczyły potrzebę wykorzystywania zwierząt jucznych na farmach, co ograniczyło problem odchodów jedynie do zagród, na które to ekolodzy, nie bez przyczyny, nadal narzekają. Miło by było usłyszeć, jak przyznają, że gdyby nie silnik spalinowy, mieliby więcej powodów do narzekań.

Kolejną korzyścią, jaką przyniósł silnik spalinowy dla środowiska, jest ograniczenie potrzeby uprawy paszy dla milionów zwierząt gospodarskich. Szacuje się, że w 1910 roku 25% powierzchni uprawnej w Stanach Zjednoczonych wykorzystywano pod uprawę zboża przeznaczanego na paszę dla zwierząt gospodarskich, które wkrótce zastąpiono przez maszynami. Większość tych ziem obecnie pokrywają lasy pochłaniające dwutlenek węgla, co byłoby niemożliwe, gdyby nie wynaleziono silnika spalinowego.

Biorąc pod uwagę to, że silnik spalinowy przyczynił się do zmniejszenia się ilości zwierzęcych odchodów, chorób oraz zwiększenia się obszarów leśnych, ekolodzy powinni celebrować wynalezienie pojazdów mechanicznych podczas Dnia Ziemi zamiast niszczyć je młotami. Powinno się tym bardziej fetować wynalezienie silnika spalinowego teraz, gdy mamy dowody na to, że zmniejszenie liczby zwierząt gospodarskich przyczyniło się do ograniczenia emisji metanu – gazu o większym potencjale cieplarnianym niż dwutlenek węgla produkowany przez maszyny.

Niedoceniony

Jednakże z raportu ONZ wynika, że ekolodzy nie doceniają roli, jaką odegrał silnik spalinowy w redukcji gazów cieplarnianych. Rozwiązania dla problemu globalnego ocieplenia upatrują oni w przechodzeniu mięsożerców na wegetarianizm. W raporcie EarthSave International czytamy: „zapewne najlepszym sposobem na ograniczenie globalnego ocieplenia za naszego życia jest redukcja lub całkowite wyeliminowanie produktów pochodzenia zwierzęcego z naszej diety” (cytat za: „Christian Science Monitor” z 20 lutego 2007 roku). Zapomina się jednak o tym, że gdyby rozwiązanie wegetariańskie wziąć na poważnie, to zwiększyłby się jedynie wachlarz zalet silnika spalinowego. Wyobraźmy sobie tylko, o ile musiałoby wzrosnąć wykorzystanie zwierzęcego nawozu oraz emisja metanu, gdyby do produkcji tych dodatkowych warzyw nie używano maszyn.

Silnik spalinowy emituje oczywiście zanieczyszczenia – nie ma czegoś takiego, jak darmowy obiad. Jednak zanim zaczniemy coś krytykować ze względu na zbyt wysokie koszty, musimy się zastanowić nad tym, jakie są koszty alternatywnych rozwiązań. Gdy podejdziemy do tej kwestii poważnie, zauważymy, że pozytywny wpływ silnika na środowiska jest imponujący, emituje on bowiem mniej zanieczyszczeń niż zwierzęta, które zastępuje. Co więcej, urządzenia wykorzystujące silnik spalinowy emitują coraz mniej zanieczyszczeń. Im mniej inwazyjny będzie rząd, im mniej będzie on zakazywać bądź regulować rozwiązania dla realnych lub wyimaginowanych problemów, tym wcześniej silnik spalinowy zostanie zastąpiony przez technologie jeszcze bardziej przyjazne dla środowiska. Nim to jednak nastąpi, oddajmy hołd silnikowi spalinowemu za jego wkład w czystsze i zdrowsze środowisko.
 

Brave

Recenzent
Moderator
Dołączył
1 Marzec 2007
Posty
19 988
Punkty reakcji
360
Miasto
lsm
już sobie wyobraziłem Lublin - zamiast 100tys samochodów, 100 tys koni i wołów, boże jak by to śmierdziało...
 
B

Bad Boy

Guest
Samochody dostarczają do atmosfery metale ciężkie, więc wcale kolorowo nie jest. Gdyby były konie wcale by nie śmierdziało, instaluje się pampersa i tyle. Byłoby czyste, świeże powietrze.

Jak tak dalej pójdzie to za puszczenie bąka będą skazywać na karę śmierci.


Mit globalnego ocieplenia ma się bardzo dobrze:
Tysiące ton żelaza wrzucone do wód oceanów i mórz mają radykalne ograniczyć proces ocieplania się klimatu - uważają naukowcy, a informuje o tym "Polska The Times".

Całość tutaj.
 

albo_albo

Pan i Władca
Dołączył
20 Marzec 2009
Posty
2 757
Punkty reakcji
78
Wiek
43
Miasto
SKM Kraków
z tego co wiem termity ogólnie produkują więcej zanieczyszczeń do atmosfery niż ludzie .. no ale ich są setki miliardów .. ;)
 

Snoop72

Nowicjusz
Dołączył
24 Czerwiec 2010
Posty
144
Punkty reakcji
2
Wiek
35
punkt wyjścia to "globalne ocieplenie " to nie wszech ogarniające ciepło a anomalie pogodowe
 

albo_albo

Pan i Władca
Dołączył
20 Marzec 2009
Posty
2 757
Punkty reakcji
78
Wiek
43
Miasto
SKM Kraków
punkt wyjścia to "globalne ocieplenie " to nie wszech ogarniające ciepło a anomalie pogodowe

kolego wiem co to jest i wiem że to bzdura uczyłem się o tym na studiach skończyłem fizykę i miałem coś takiego jak fizyka środowiska. poza tym do tego wystarczy podstawowa wiedza z geografii i fizyki aby wiedzieć że to wał.

poniżej ciekawy tekst, który kiedyś czytałem:

Gene Callahan: Jak wolne społeczeństwo mogłoby rozwiązać problem globalnego ocieplenia?

Tytuł oryginału: How a Free Society Could Solve Global Warming



Termin „globalne ocieplenie” znany jest już od dłuższego czasu, ale dopiero od niedawna wzbudza tak wiele emocji. Otwieramy gazetę i natrafiamy na ogłoszenia „zielonych”, włączamy radio i słyszymy o tym, co każdy z nas powinien zrobić ,żeby zmniejszyć ilość emitowanego przez siebie dwutlenku węgla… Mimo że na pokładzie znajdują się tak prominentni republikanie, jak George W. Bush czy Arnold Schwarzenegger, wydaje się nieuniknione, że rządy na całym świecie zaczną wprowadzać u siebie ustawy, których celem jest walka z tym rzekomym zagrożeniem, dusząc przy okazji wzrost gospodarczy.

Jak dotąd libertarianie zajmowali się głównie poddawaniem w wątpliwość naukowych argumentów mówiących o globalnym ociepleniu. Jednak niedawno środowiska naukowe zaczęły zgadzać się co do tego, że w dwudziestym wieku pojawiło się globalne ocieplenie. Nie jest jednak niczym pewnym ani to, że to ludzie spowodowali globalne ocieplenie, ani to, że globalne ocieplenie jest rzeczywiście czymś złym.

Mimo że kwestia, czy nie nagięto czasem teorii naukowych tak, żeby zgadzały się one z poglądami ekologów, jest niezwykle ciekawa, to nadmierne skupianie się libertarian tylko na tej kwestii jest czymś niebezpiecznym. W końcu każdy student nauk ścisłych wie, że twierdzenia empiryczne nigdy nie dają stuprocentowej pewności. Na przykład, jeśli nawet dziś przyjmujemy, że przed teorią mówiącą, że globalne ocieplenie jest dziełem człowieka, piętrzą się liczne problemy, to musimy pamiętać, że z powodu nowych dowodów lub rozwoju teorii może się okazać, że to ekolodzy mają rację. Istnieje także możliwość, że zupełnie niespodziewanie spotka nas trochę inna, ale mimo to podobna, katastrofa.

Dlatego zdecydowałem się na potrzeby tego artykułu założyć, że to ludzie spowodowali globalne ocieplenie. Wykażę tutaj, że mimo to proponowane przez zielonych metody rozwiązania tego problemu, takie jak wprowadzenie podatków lub regulacji, nie mogą zdać egzaminu. Wolny rynek jest optymalnym rozwiązaniem dla gospodarki, niezależnie od tego, ilu w społeczeństwie jest aniołów i diabłów. Z tych samych przyczyn wolny rynek góruje nad rządowym interwencjonizmem, niezależnie od wrażliwości ziemskiego ekosystemu.

Starając się określić, w jakim stopniu wolny rynek odpowiada za potencjalnie niebezpieczną emisję dwutlenku węgla, logiczne by było zacząć od przedstawienia rządowych decyzji popierających te działania, które Al Gore i spółka chcą ograniczać.

Rząd amerykański dotował wiele przedsięwzięć wymagających spalania węgla. Korzystając ze swojego prawa wywłaszczania, zajmował ziemie, by budować na nich autostrady, a ponadto finansował elektryfikację na terenach wiejskich oraz toczył liczne wojny o ropę. Zapewniając korzystne kredyty hipoteczne po drugiej wojnie światowej, w dużej mierze przyczynił się do migracji ludzi z miast na przedmieścia.

Każdy uczeń w Stanach Zjednoczonych słyszał o (ukończonym z wielką pompą w Promontory Summit w stanie Utah) śmiałym projekcie kolei transkontynentalnej, któremu wsparcia udzielił rząd federalny. Historyk Burt Folsom wyjaśnia , że umowy były tak skonstruowane, że istniała zachęta do położenia jak największej ilości torów między punktami A i B. Nie sposób mówić tu o metodzie ograniczania emisji CO2 pochodzącej ze spalania drewna i węgla w lokomotywach. Bliższy nam przykład? Wizjonerski program lotów na księżyc zapoczątkowany przez Johna F. Kennedy’ego. Nie jestem inżynierem, ale obserwując start Apollo odniosłem wrażenie, że wolnorynkowe wykorzystanie tych zasobów wymagałoby mniejszej emisji emisji dwutlenku węgla.
Niezliczone ilości politycznych decyzji przyczyniały się zatem do wzrostu emisji dwutlenku węgla. Jednocześnie rząd ograniczał działania, które by tę emisję mogły redukować. Z pewnością większe zastosowanie miałaby dziś energia jądrowa, gdyby nie rozdmuchane regulacje jej dotyczące. Inny przykład. Wyobraźmy sobie tylko, jak duża byłaby redukcja emisji dwutlenku węgla, gdyby tylko rząd pozwolił, aby rynek określał ceny za korzystanie z najważniejszych dróg, dzięki czemu właściwie nie byłoby zakorkowanych ulic. Powodowane przez samochody zanieczyszczenie w dużych miastach mogłoby zniknąć z dnia na dzień, gdyby rząd ustanowił opłaty za korzystanie z dróg na poziomie rynkowym, albo jeszcze lepiej, gdyby sprzedał mosty i drogi w prywatnym właścicielom.

Oczywiście nie sposób przewidzieć, jak wyglądałby krajobraz energetyczny w Ameryce, gdyby nie było interwencji państwa. Jednak jest całkiem możliwe, że gdyby w przeszłości była bardziej wolnorynkowa gospodarka, to zużywalibyśmy mniej paliw kopalnych i dzięki temu teraz byśmy bardziej efektywnie korzystali z energii.

Nawet gdyby system wolnej przedsiębiorczości utrudniał ograniczanie tych działań, które powodują globalne ocieplenie, to i tak dzięki niewątpliwym zaletom nieskrępowanego rynku ludzie lepiej radziliby sobie ze zmianami klimatu. Na przykład, branża finansowa, tworząc firmy ubezpieczeniowych i rynki pochodne, mogłaby wykrystalizować „rozproszoną wiedzę”, którą posiadają jedynie eksperci koordynujący działania ludzi w reakcji na globalne ocieplenie. Prognozy pogody mogłyby służyć rozłożeniu ryzyka złej pogody w taki sposób, żeby nie dotyczyło ono tylko terenów lokalnych. Być może rozwinąłby się rynek bukmacherski, a ludzie obstawialiby, które miejsca zostaną zalane. Brzmi to upiornie, ale poprzez stawianie na swój własny region, mieszkańcy uzyskaliby rekompensatę kosztów przeprowadzki w przypadku faktycznej powodzi. Kreatywni przedsiębiorcy, mając swobodę wprowadzania innowacji, mogliby stworzyć wiele alternatywnych źródeł energii. Państwowy interwencjonizm często ogranicza wprowadzanie innowacji, gdy te zagrażają dominacji grup interesu, takim jak firmy naftowe. Na przykład Północna Karolina nałożyła niedawno grzywnę na Boba Teixeira za używanie oleju sojowego jako paliwa do samochodu.

Prywatne ubezpieczalnie byłyby silnie zmotywowane, aby oceniać zagrożenia jakie niesie globalne ocieplenie obiektywnie, ponieważ tylko dzięki temu byłyby w stanie wyceniać polisy w sposób optymalny. Jeśli przeszacują ryzyku, stracą klientów na rzecz tańszych konkurentów, a jeśli podejdą do zagrożeń zbyt optymistycznie, to zbankrutują w momencie wypłacania odszkodowań. Osobom, których domy lub interesy, są zagrożone z powodu podnoszenia się poziomu morza, będą łatwiej zmienić miejsce zamieszkania (lub prowadzenia działalności gospodarczej) dzięki temu, że na nieskrępowany rynku staliby się bogatsi. Przemysłowcy odpowiedzialni za negatywne dla środowiska skutki swej działalności, będą starać się rozwijać technologie minimalizujące szkody, nie ograniczając przy tym wydajności. Państwo promowało przemysł, mówiąc o odpowiedzialności, ale tak naprawdę jego polityka miała na celu ochronę przemysłu. Interwencje rządowe oraz „plany pięcioletnie”, nawet jeśli czasem naprawdę mają służyć ochronie środowiska, a nie przyznaniu korzyści lobbystom, nie są nastawione na zysk oraz są chronione przed naciskami konkurencji, która zmusza prywatnych przedsiębiorców do poszukiwania opłacalnych i optymalnych rozwiązań.

Gdyby jednak sytuacja naprawdę stała się tragiczna, to właśnie dzięki wolnorynkowemu kapitalizmowi ludzie byliby w stanie opracować sposób na odessanie nadmiaru dwutlenku węgla z atmosfery oraz skolonizować oceany i przestrzeń kosmiczną. Ponadto tylko wolny rynek pozwoliłby na rozwinięcie mniej futurystycznych pomysłów na walkę ze skutkami globalnego ocieplenia, takich jak na przykład zasilanie prądem przemiennym większej ilości domów, solidniejsze falochrony, czy lepszy sprzęt do ewakuacji powodzian.

Jeśli ziści się najbardziej pesymistyczny scenariusz, to ucierpią najbardziej biedni ludzie i biedne narody, a jedyną skuteczną metodą redukcji ubóstwa, a tym samym redukcji szkód spowodowanych przez globalne ocieplenie, jest wolny rynek.

Czy wolny rynek może stawić czoła problemowi?

W pierwszej części przedstawiłem w skrócie, w jaki sposób rządy nieświadomie wspomagają działania, które rzekomo powodują globalne ocieplenie. W drugiej części nakreśliłem, w jaki sposób wolny rynek pozwala ludziom na lepsze dostosowanie się do zmian klimatycznych. Jednakże, jak dotąd, nie podszedłem do problemu bezpośrednio. Czy to oznacza, że rynek, który doskonale sobie radzi w przypadku indywidualnych działań, przegrywa z „wolą ludu” wyrażaną przez jego reprezentantów w przypadku, gdy problem ma zasięg światowy?
Oczywiście, że nie. Nawet jeśli podczas wskutek transakcji gospodarczych powstają tzw. negatywne efekty zewnętrzne (które przynoszą szkodę osobom trzecim), to nadal uważam, że wolny rynek jest najlepszą instytucją służącą rozpoznawaniu i redukowaniu problemów.
Jednym ze sposobów na ograniczanie negatywnych efektów zewnętrznych, bez uciekania się do państwowego przymusu, jest bojkot jednostek lub grup, które lekceważą zasady moralne lub niszczą dobro wspólne, nawet jeśli ich działania są legalne. Duże firmy prywatne oraz bogaci i wpływowi ludzie zwracają bardzo dużą uwagę na naciski opinii publicznej.

Przedstawię sytuację, która wydarzyła się niedawno. Temple Grandin, wybitny aktywista na rzecz humanitarnego traktowania zwierząt zapewnia, że McDonald’s jest jednym z liderów, jeśli chodzi o poprawę warunków w rzeźniach. Co prawda wielu kierowników tego fastfoodowego giganta może być szczerze zainteresowanych losem bydła, świń czy drobiu, ale niewątpliwie to interesy firmy odgrywają tu kluczową rolę. Firma bowiem uświadamia sobie, że jej wizerunek ma wpływ na decyzje konsumentów.

Jednak dbałość o własny interes może prowadzić do godnych pochwały rezultatów, których przyczyną jest narzucenie swym dostawcom rygorystycznych wymagań dotyczących traktowania zwierząt. Podobnie w przypadku globalnego ocieplenia firmy, odpowiadając na żądania społeczeństwa, będą robić wszystko, żeby je postrzegano jako „dobre korporacje”, którym ten problem leży na sercu. I nie jest to sąd wygłaszany ex cathedra. Już dziś można spotkać plakietki „przyjazny dla środowiska”.

Krytycy libertarianizmu często sprowadzają tę doktrynę do politycznego programu „rynkowego fundamentalizmu”, który w praktyce zredukowałby wszystkie ludzkie wartości do ceny, które mogą osiągnąć na rynku jako towary. Jest to karykatura społecznych rozwiązań proponowanych przez każdego rozsądnego libertarianina. Wielcy przedstawiciele klasycznego liberalizmu i libertarianizmu doceniali znaczenie instytucji pozarynkowych – takich jak kościoły, rodziny, organizacje charytatywne, kluby społeczne, stowarzyszenia naukowe i studenckie, fundacje na rzecz sztuki, organizacje zajmujące się ochroną środowiska, stowarzyszenia sąsiedzkie oraz młodzieżowe kluby sportowe – dla zdrowego funkcjonowania wolnego społeczeństwa. Libertarianizm, jako alternatywę dla państwa, proponuje nie porządek społeczny, który ocenia każde działanie człowieka w kategoriach zysków i strat, ale społeczeństwo, gdzie wszelka dobrowolna działalność kwitnie niekrępowana państwowym przymusem.

Prawo zwyczajowe

Kolejnym pozarynkowym źródłem ładu społecznego jest dla wielu libertarian prawo prywatne (zwyczajowe). Historycznym przykładem jest anglo-amerykańskia tradycja prawa zwyczajowego. Normy prawne nie zostały tutaj narzucone przez legislaturę jako element państwowego planu mającego na celu dostarczenie „dobra publicznego”, lecz ewoluowały spontanicznie ze zwyczajów ludzi, których prawo miało dotyczyć. Przez wieki prawo zwyczajowe chroniło porządek społeczny, mimo oczywistych rozbieżności i konfliktów międzyludzkich. Dowodzi to, że ład prawny nie wymaga wcale finansowania przez państwo. Prawo zwyczajowe radziło sobie z rozmaitymi sprawami, może nie o tak szerokim zasięgu jak globalne ocieplenie, jednakże podobnymi do naszego problemu, bowiem dotyczyły one sytuacji będących łącznym skutkiem indywidualnych działań, w przypadku których nie są konieczne sankcje prawne. Na przykład łowiska łososi w Szkocji są na tyle wartościowym zasobem naturalnym, że ludzie rozwinęli tam skuteczne sposoby mające na celu ochronę ich wartości. Porządku pilnują tam prywatni strażnicy, a za zbyt duże połowy i zanieczyszczanie wody grożą grzywny.

Te empiryczne przykłady dobrowolnych rozwiązań dla problemu kolektywnych wyborów są dosyć kłopotliwe dla tych, którzy twierdzą, że jedynie rząd jest w stanie dostarczać „dobra publiczne”. Większość zwolenników przymusowych rozwiązań dla problemu zanieczyszczenia wskazuje na to, że dobrowolne wysiłki nie zdadzą egzaminu z powodu „gapowiczów”. Jeśli nie zmusi się ludzi, żeby zapłacili tyle, ile powinni, ro każdy z nich racjonalnie się wycofa z nadzieją, że inni zapłacą za rozwiązanie problemu, ponieważ i tak będzie mógł czerpać korzyści (z czystego powietrza) na gapę. Skoro nikt nie lubi być frajerem, środki pozyskane na zapewnienie dobra publicznego będą wyjątkowo niskie w porównaniu z sytuacją, w której można by liczyć na to, że każdy się zrzuci po równo. Jedynym rozwiązaniem jest zatem „umowa społeczna” zmuszającą wszystkich do płacenia na redukcję zanieczyszczeń.Anthony de Jasay w swej książce „Państwo” (The State) zauważa, że ta argumentacja jest błędna. Jeśli ludzie nie są w stanie uporać się z problemem dóbr publicznych przez dobrowalną współpracę, to jak mogą w tej kwestii zaufać obietnicom polityków? Przecież nie istnieje żadna wyższa siła, która by wyegzekwowała te obietnice. Jest tylko opinia publiczna, ta sama, która egzekwuje dobrowolne rozwiązania. Co więcej, sam rząd stanowi „dobro publiczne” w takim sensie, że gapowicze czerpią korzyści ze starań tych, którzy zmuszają rząd do produkcji dóbr publicznych, takich jak czyste powietrze.

Czy temperatura jest dobrem publicznym?

Kolejnym punktem, którym rozważymy jest to, że temperatura wcale nie jest dobrem publicznym. To znaczy, interesy niektórych ludzi faktycznie mogą być zagrożone, zwłaszcza gdy ocieplenie jest umiarkowane. Jeśli na przykład z powodu podniesienia się poziomu morza zostanie zalany Manhattan, to z tego powodu nie wszyscy ludzie ucierpią w tym samym stopniu. Bardziej ucierpią mieszkańcy czy właściciele wieżowców, niż ludzie mieszkający w śródlądowych Chinach. Ponieważ potencjalne zagrożenia dotyczą jednych ludzi bardziej niż innych, to pewne grupy byłyby na wolnym rynku bardziej zainteresowane ograniczeniem emisji dwutlenku węgla. Jeśli podniesienie się poziomu morza może przynieść względnie małej grupy ludzi straty w wysokości 10 mln dol., to to ta grupa byłaby w stanie zaoferować naprawdę wiele w zamian za ograniczenie emisji dwutlenku węgla.

Mimo mego optymizmu co do potencjału dobrowolnych działań na rzecz ochrony środowiska, nie chciałbym być źle zrozumianym. Jeżeli oficjalna wersja globalnego ocieplenia jest prawdziwa, to mamy do czynienia z problemem, który jest trudno rozwiązać, korzystając z dobrowolnych środków. Ale nie jest to zarzut wobec dobrowolnych działań – to normalne, że trudne problemy są trudne do rozwiązania! Rząd nie robi czegoś niesamowitego, zbierając bezdomne psy z ulic, bowiem jest to bardzo proste zadanie. Gdy przychodzi do spraw trudniejszych, takich jak walka z terroryzmem czy ograniczenie liczby ciąż wśród nastolatek, rząd radzi sobie już znacznie gorzej.

W oficjalnym scenariuszu globalnego ocieplenia wysuwa się zarzuty wobec rozwiązań prywatnych, ale te zarzuty tak samo dotyczą rozwiązań państwowych. Nawet jeśli rząd Stanów Zjednoczonych wprowadzi drakońskie ograniczenia, na nic się to zda, gdy tą samą ścieżką nie podążą Chiny i Indie. To prawda, że na wolnym rynku może istnieć zachęta dla prywatnych firm do zatruwania środowiska, jeśli może im to ujść na sucho, ale państwo pod wpływem grup nacisku, kierowane przez przywódców, których bardziej od dobra publicznego interesuje bogactwo i władza, może zezwolić na większe zanieczyszczenie niż optymalne. Należy tu wyjaśnić, że „najlepszy” poziom zanieczyszczenia to nie zero, bowiem nawet zwykła kuchenka produkuje tworzy zanieczyszczenie, a wątpię, by ktokolwiek, nie licząc najbardziej mizantropijnych i fanatycznych czcicieli natury, chciałby odwrócić 40 000 lat postępu ludzkiego.
Jak w każdej debacie na temat działań prywatnych i publicznych, tak i tutaj nie sposób realistycznym wolnorynkowym rozwiązaniom przeciwstawić wyidealizowanym rządowym programom. Należy spróbować przewidzieć, co naprawdę robiliby ludzie, gdyby ich prawa własności były szanowane i porównać taki scenariusz z prawdopodobnymi skutkami przekazania politykom czeku in blanco w imię ratowania ziemi.

Rządowe programy nie zmniejszają skali ubóstwa czy chorób, a żaden libertarianin nie zaprzeczy, że są to poważne problemy. Zatem nawet jeśli globalne ocieplenie spowodowane przez człowieka stanowi zagrożenie, to dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że rządy sobie z tym poradzą?
 

Snoop72

Nowicjusz
Dołączył
24 Czerwiec 2010
Posty
144
Punkty reakcji
2
Wiek
35
albo_albo - ja nie kwestionuje twojej wiedzy a napisałem to bo czytając co ludzie piszą ma wrażenie ze dla nich to abstrakcja

a poza tym takie artykuły hmm zawsze mam dystans i biorę poprawkę to dla mnie nie w 100% obiektywne
 

Snoop72

Nowicjusz
Dołączył
24 Czerwiec 2010
Posty
144
Punkty reakcji
2
Wiek
35
albo nie czytałeś go albo nie zrozumiałeś

rozumiem egocentryzm ale bez przesady ,ten i każdy inny to zdanie kogoś a ja wole mieć swoje i korzystać z pewnych źródeł , to co czytam zawsze dziele na pól <i tu żebyś nie miał problemu> abstrahuje od tego twojego wywiadu artykuły czy jak to nazwać >
A P.S fakt nie czytałem bo jak na ten moment nie czuje takiej potrzeby ja pisze ogólnie a ty personalnie

poza tym życzę luzu w ramionkach
 

albo_albo

Pan i Władca
Dołączył
20 Marzec 2009
Posty
2 757
Punkty reakcji
78
Wiek
43
Miasto
SKM Kraków
rozumiem egocentryzm ale bez przesady ,ten i każdy inny to zdanie kogoś a ja wole mieć swoje i korzystać z pewnych źródeł ,

aby się wypowiadać o artykule trzeba go najpierw przeczytać taka jest zasada i nie ma co w ogóle na ten temat rozprawiać

to co czytam zawsze dziele na pól

i dobrze trzeba zawsze myśleć nad tym co się czyta albo ogląda albo słucha


A P.S fakt nie czytałem bo jak na ten moment nie czuje takiej potrzeby ja pisze ogólnie a ty personalnie

przeczytaj zatem aby uczestniczyć w dyskusji na jego temat

poza tym życzę luzu w ramionkach

wzajemnie
 

Snoop72

Nowicjusz
Dołączył
24 Czerwiec 2010
Posty
144
Punkty reakcji
2
Wiek
35
albo_albo po pierwsze szkoda ze nie mam opcji cytowanie selektywnego :p
ale pomijać to ja mowie w OGÓLE o artykułach a nie o tym konkretnych
i o tym mowie od początku
 

albo_albo

Pan i Władca
Dołączył
20 Marzec 2009
Posty
2 757
Punkty reakcji
78
Wiek
43
Miasto
SKM Kraków
to masz coś lżejszego i krótszego jakżeś leń

George Reisman: Obrońcy środowiska, czyli arytmetyka zniszczenia

Streszczenie artykułu George’a Reismana

Tłumaczenie i redakcja: Witold Falkowski


Obrońcy środowiska domagają się radykalnego zmniejszenia emisji dwutlenku węgla, który według nich przyczynia się do globalnego ocieplenia. W brytyjskim piśmie „Stern Review” (jesień 2006) ukazał się artykuł, którego autor uważa, że emisję dwutlenku węgla należy zredukować o 25 procent do 2050 roku. Jeszcze dalej posunęli się uczestnicy Międzyrządowego Panelu ONZ dotyczącego zmian klimatu, którzy postulują redukcję o 60 procent.

Takie żądania stawia się bezkarnie, ponieważ większość ludzi nie zastanawia się nad ich konsekwencjami. Zrozumienie zagrożeń wynikających z ewentualnego spełnienia tych żądań wymaga umiejętności kojarzenia pewnych faktów i przeprowadzenia niezbędnych obliczeń, a więc czynności uważanych za bardzo nużące. Jeśli chcemy zrozumieć, jakie skutki wywołałoby podporządkowanie się postulatom ruchów ochrony środowiska, musimy podjąć taki wysiłek.

Mówiąc opisowo, skutek taki polegałby na zniszczeniu nowoczesnej struktury zasilania w energię i wstrzymanie produkcji dóbr i usług, które wymagają zużycia energii. Produkcja owej energii oraz korzystanie z tych towarów i usług przyczynia się do zwiększenia zawartości dwutlenku węgla w atmosferze. Lodówki, pralki, wentylatory, domy, samochody, samoloty, żywność, ubrania, telewizory, komputery, telefony – to przykłady dóbr, do których wytworzenia (a w niektórych wypadkach również działania) potrzeba energii produkowanej w wyniku spalania ropy naftowej, węgla bądź gazu ziemnego. Spalanie tych nośników energii wiąże się z emisją dwutlenku węgla. Zmniejszenie emisji tego gazu wymagałoby zmniejszenia produkcji energii, co skutkowałoby zahamowaniem produkcji dóbr i usług.

Przejdę teraz do matematycznej analizy skutków, które pociągnęłoby za sobą spełnienie żądań obrońców środowiska. Obliczę, jak duża redukcja emisji dwutlenku węgla, której domagają się ruchy ochrony środowiska, przypadałaby na jedną osobę. Pozwoli to obliczyć, o ile mniejsze byłyby produkcja i zużycie energii przypadające na jednego mieszkańca, a także o ile zmniejszyłaby się produkcja towarów i usług przypadająca na osobę. W ten sposób wykażę, że obrońcy środowiska domagają się w istocie zniszczenia struktury zaopatrzenia w energię i radykalnego obniżenia produkcji wszystkich dóbr i usług, które wymagają jej zużycia.

Zacznę od dwudziestopięcioprocentowej redukcji emisji dwutlenku węgla do 2050 roku, o której pisał „Stern Review”. Dotyczyłaby ona między innymi Stanów Zjednoczonych, gdzie będzie wtedy mieszkało około 400 milionów ludzi, czyli 4/3 dzisiejszej populacji wynoszącej 300 milionów. Cztery trzecie mieszkańców miałoby emitować zaledwie ¾ dwutlenku węgla emitowanego obecnie. Cztery trzecie pomnożone przez ¾ to 9/16, czyli 56,25 procent. Oznaczałoby to redukcję o 43,75 procent na mieszkańca.

Gdyby światowa emisja dwutlenku węgla miała zostać zmniejszona o 60 procent, a nie o 25 procent, to w Stanach Zjednoczonych należałoby ją ograniczyć o 70 procent na jednego mieszkańca.
W rzeczywistości w USA konieczne byłoby jeszcze radykalniejsze jej zmniejszenie, ponieważ zapewne Chiny, Indie i pozostałe kraje trzeciego świata mogłyby ją w tym czasie zwiększać, aż do wyrównania emisji przypadającej na jednego mieszkańca. Obecnie w USA, gdzie mieszka tylko 5 procent ludności świata, zużywa się 25 procent światowej produkcji energii, co wiąże się z emisją około 25 procent światowej emisji dwutlenku węgla. Jeśli założymy, że w 2050 roku ludność USA nadal będzie stanowiła 5 procent światowej populacji, będzie to oznaczało konieczność redukcji emisji dwutlenku węgla w tym kraju z 25 do 5 procent, a więc do poziomu odpowiadającego liczbie ludności. USA musiałyby zatem zmniejszyć emisję o kolejne 80 procent na jednego mieszkańca (25%– 5% = 20 %; 20/25 = 80%).

Jeśli owe 80 procent zestawimy z redukcją o 25 procent (czego domaga się „Stern Review”), to okaże się, że USA będą musiały zmniejszyć emisję dwutlenku węgla do 20 procent 56,25 procent, to znaczy do 11,25 procent (20%*56,25% = 11,25%). Oznaczałoby to zmniejszenie emisji o 88,75 procent na jednego mieszkańca. Jeśli redukcja światowej emisji miałaby wynieść 60 procent (jak tego chcą uczestnicy panelu ONZ), byłoby to równoznaczne z jej zmniejszeniem o 94 procent w USA.

Niezależnie od tego, czy emisję trzeba by zmniejszyć do 11,25 procent, czy do 6 procent, musiałoby to doprowadzić do zniszczenia gospodarki, nawet gdyby przyjąć, że dzięki zwiększeniu pozyskania energii produkowanej przez wiatraki i panele słoneczne zmniejszenie produkcji energii mogłoby być mniej drastyczne.

Pod presją opinii społecznej argumenty obrońców środowiska przyjmują dziś firmy, które długo dawały im odpór. Sprzeciw słabnie. Ostatnio rozpętano kampanię, która ma skłonić ludzi do używania żarówek fluorescencyjnych zamiast tradycyjnych. Jeszcze nie wprowadzono ustawowego nakazu używania takiego oświetlenia, a już wiele firm podlizuje się obrońcom środowiska, dotując produkcję żarówek nowego typu, by uniknąć spodziewanych ataków.

Powszechna akceptacja haseł głoszonych przez ruch obrońców środowiska przywodzi na myśl masowe poparcie jakie zyskał Hilter i jego partia w 1932 roku, kiedy wydawało się, że nic nie przeszkodzi mu w zwycięstwie, i w 1932 roku, kiedy doszedł do władzy. Nazizm był katastrofą. Ruch ochrony środowiska może doprowadzić do jeszcze większej katastrofy. Jego konsekwencją może być śmierć miliardów, a nie milionów ludzi.


Doskonałym uzupełnieniem artykułu jest film The Great Global Warming Swindle. Można się z niego między innymi dowiedzieć, że histerię wokół rzekomego globalnego ocieplenia rozpętała… Margaret Thatcher!
 

Lobo2007

Wyjadacz
Dołączył
25 Wrzesień 2007
Posty
10 249
Punkty reakcji
381
Wiek
44
punkt wyjścia to "globalne ocieplenie " to nie wszech ogarniające ciepło a anomalie pogodowe
Może nie "wszechogarniające ciepło", ale na pewno wzrost średniej temperatury w skali globalnej, co może się objawiać jako lokalne anomalie. Same anomalie nie stanowią jeszcze globalnego ocieplenia.
 
Do góry