Globalne ocieplenie czy globalne ogłupienie?
Andrzej Bazgier
Chciałem rozpocząć ten artykuł od zdania, że nikt nie kwestionuje faktu globalnego ocieplenia. I następnie przejść do meritum, czyli do przyczyn sameg
o zjawiska. Ale staranny przegląd dostępnych w sieci informacji na temat stanu naszego klimatu uświadomił mi, że nawet to
pierwsze zdanie nie do końca znajduje potwierdzenie w opiniach badaczy zajmujących się tym tematem. O ile bieżące lata rzeczywiście dają się zaklasyfikować jako globalne ocieplenie, o tyle perspektywa rozpoczynająca się od roku 2020 pozwala spodziewać się globalnego ochłodzenia. I od razu zaznaczę, że nie będzie to skutek radykalnych działań człowieka związanych z ograniczeniem emisji CO2. Albowiem zdaniem WIĘKSZOŚCI badaczy na świecie ludzka aktywność nie ma nic wspólnego ze zmianami klimatycznymi na Ziemi.
Mniejsza większość
Herezja? Niekoniecznie. Zacznę od owej WIĘKSZOŚCI. Słuchając opinii o globalnym ociepleniu serwowanych nam przez mainstreamowe media na całym świecie można by odnieść wrażenie, że większość jest całkiem przeciwnego zdania. Wrażenie - tak. Ale liczby temu przeczą. Nikt oczywiście nie policzył opinii wszystkich naukowców na świecie, ale już przy pierwszym podejściu do tematu mamy takie dane:
Tworem, który sformułował tezę o ludzkim sprawstwie globalnego ocieplenia jest ONZ-owska agenda IPCC - Intergovernmental Panel on Climate Change - Międzyrządowy Panel do spraw Zmian Klimatycznych. IPCC nie tylko taką tezę sformułował, ale też jej broni konsekwentnie mając ku temu potężne wsparcie finansowe i polityczne. Ale nie ludzkie. Lista naukowców, którzy podpisali się pod fundamentalnym raportem IPCC z 1995 roku zamyka się w liczbie 2 500 nazwisk. Okoliczności powstania raportu nie są pozbawione kontekstu politycznego. I ciążą na nim publiczne oświadczenia części naukowców o usunięciu z niego kilkunastu rozdziałów które przeczyły tezie finalnej. I nie jest przekonywująca odpowiedź IPCC, że zrobiła to po dodatkowych konsultacjach z rządem Wlk. Brytanii, organizacjami pozarządowymi oraz innymi naukowcami. I wydaje się, że politycy poszli za ciosem narzucając światu przekonanie o ludzkiej odpowiedzialności za klimatyczne ocieplenie. Dlaczego mieliby to zrobić? Cóż, stare powiedzenie mówi, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze… Ale po kolei. Zobaczmy, co mamy na poziomie liczb z drugiej - w stosunku do IPCC - strony.
Jeśli wejdziesz na stronę GLOBAL WARMING PETITION PROJECT to znajdziesz tam treść petycji do rządów USA i innych krajów, która wyraźnie stanowi, że nie ma ŻADNYCH naukowych dowodów, że człowiek jest sprawcą globalnego ocieplenia. Wręcz przeciwnie - są zasadnicze i ewidentne korelacje pomiędzy ociepleniem naszego klimatu a cyklami słonecznymi i to na przestrzeni ostatnich 600 000 lat.
Pod tą petycją podpisało się ponad 31 tyś amerykańskich naukowców, z czego 1/3 ma tytuł naukowy co najmniej PH.D. co odpowiada doktoratowi w naszym systemie edukacyjnym. Cóż, biorąc pod uwagę tych, którzy w ogóle zabierają głos w sprawie, trudno ich nie uznać za większość…
Dalej oczywiście można prowadzić zażartą dyskusje, w której można przytoczyć argument o tysiącach etatów, które wspierają oficjalną wersję o przyczynach globalnego ocieplenia. Fakt. Są ich tysiące. Powtarzając za prof. Richard Lindzenem ze słynnego Massachusetts Institute of Technology: budżet badań klimatycznych w USA [zanim zainteresowali się nimi politycy] wynosił ok. 170 mln USD w skali roku; od czasu, gdy temat ten stał się oczkiem w głowie polityków, wzrósł do 2 mld USD rocznie. Obecnie wynosi 4 mld USD rocznie. Jest z czego te etaty opłacić. I jest jak nakłonić ogromną rzeszę ludzi, których życie naukowe przez lata jest zorganizowane wokół tematu globalnego ocieplenia, żeby nie podcinali gałęzi, na której siedzą.
To teraz obejrzyjmy trochę faktów.
Wahania klimatu w historii Ziemi
Klimat naszej planety nigdy nie był stabilny. W skali ostatnich 3 milionów lat pisze się o co najmniej 17 zasadniczych załamaniach klimatu, czyli gwałtownych ociepleniach albo też okresach zlodowaceń. Daty ostatniego zlodowacenia zamykają się pomiędzy 70 000 a 12 000 lat temu. Ziemia skuta była wówczas na ogromnym obszarze lodem, którego objętość ocenia się ją na 37 mln kilometrów sześciennych, zaś poziom oceanów był zasadniczo niższy - o około 100 m - niż dzisiaj. Średnia temperatura na Ziemi w ostatnich tysiącach lat tego ostatniego zlodowacenia wynosiła ok. 8 st. Celsjusza.
Po tym zimnym okresie następuje globalne ocieplenie - trwające przez około 10 000 lat - mniej więcej do okresu 2000 lat p.n.e. Pokrywa lodowa cofnęła się ze Skandynawii i Kanady. Poziom mórz i oceanów był ok. 3 m wyższy, niż dzisiaj, zaś średnia temperatura plenety wzrosła do 17 st. Celsjusza. To właśnie w czasach tego globalnego ocieplenia dzisiejsza pustynna Sahara tętniła życiem - roślinnym i zwierzęcym - co potwierdzają odkrycia naukowe ostatnich lat.
Na przełomie naszej ery - czyli między 2000 r p.n.e. a rokiem 1000 n.e. następuje ponownie globalne ochłodzenie. Poziom wód wzrasta do takiego, jaki mamy obecnie. Temperatura jest również porównywalna - 13 st. Celsjusza (obecnie wynosi 14 st. Celsjusza). Wraca lodowiec do Kanady, Skandynawii, ale także w rejon Alp. Gwałtowne zimy skuwają Morze Czarne lodem. Po tym okresie znów mamy globalne ocieplenie, trwające około 500 lat.
Listę tych wahań klimatycznych można kontynuować do czasów obecnych. Ale nad czym warto się zatrzymać w tym momencie?
Fundamentem prawnym (i finansowym) wszelkich zbiorowych działań na rzecz walki z obecnym globalnym ociepleniem jest tzw. Protokół z Kyoto (1997). To on "ustanawia", że przyczyną globalnego ocieplenia jest działalność ludzka, a więc emisja gazów cieplarnianych z CO2 na czele spowodowana industrializacją, rozwojem przemysłu, motoryzacji, itd - czyli konsekwencjami tzw. Rewolucji Przemysłowej. Otóż naukową podstawą przyjęcia protokołu z Kyoto było oświadczenie naukowców, że klimat na Ziemi był stabilny i dopiero ludzka działalność go zdestabilizowała. Cóż, nie ma to nic wspólnego z prawdą.
Pomiędzy 130 a 65 mln lat temu żyły na Ziemi dinozaury. Szacuje się, że ówczesny poziom CO2 w atmosferze był od 5 do 10 razy wyższy, niż jest dzisiaj. Temperatura była do ok. 10 st Celsjusza wyższa, niż jest obecnie. A życie na planecie kwitło, jak nigdy przedtem, czego dowodem miliony lat egzystencji największych ze znanych nam zwierząt na Ziemi.
Zderzenie dwóch… no właśnie - prawd?
Najbardziej wyrazistą konfrontacją poglądów na temat przyczyn globalnego ocieplenia jest zderzenie dwóch ważnych filmów: Inconvenient Truth ("Niewygodna prawda") autorstwa Davis Guggenheima z byłym vice-prezydentem USA Al Gore w roli głównej, oraz The Great Global Worming Swindle (Wielki Szwindel Globalnego Ocieplenia) autorstwa Martina Durkina.
Pierwszy był Al Gore. Film ten odniósł ogromny sukces wsparty dziesiątkami spotkań organizowanych w całych Stanach, w czasie których Al Gore przekonywał do prawd zawartych w swoim filmie. Odbiorcami tych przekazów była młodzież - to ona głównie zapełniała hale i namioty, w których Gore robił swoje prezentacje. To ona jest najbardziej otwartą grupą na tematykę proekologiczną, a Gore się umiejętnie wkomponował w ten ruch. To Gore ma największe zasługi w rozpropagowaniu pojęcia globalnego ocieplenia i w mobilizacji ogromnych rzesz ludzi, by temu przeciwdziałać. Tylko, czy naprawdę o to przeciwdziałanie chodzi? Złośliwi mówią krótko: nigdy jeszcze tak wąska grupa elit nie zrobiła tak wielkich pieniędzy na politycznych i gospodarczych interesach, które stoją za sprzedażą limitów emisji CO2, a także na wielkich kredytowych oszustwach, które miały umożliwić rolnikom w Ameryce Południowej, w Stanach, czy w Indiach produkcję roślin przeznaczonych na biopaliwa, na całym wielkim interesie roślin genetycznie modyfikowanych (GMO), które miały do produkcji tych biopaliw służyć, na wielkim przemyśle środków chemicznych niezbędnych do uprawy tych GMO i na całym łańcuchu innych interesów, z których nawet zapewne jeszcze nie do końca zdajemy sobie sprawę. Jeśli pójść tym torem myślenia, to trzeba się zgodzić, że rachunek zysków jest nie po naszej stronie. Po naszej, czyli po cywilizacyjnej. Zobaczmy więc co mamy po stronie strat?
Przede wszystkim skierowanie światowego myślenia o nadchodzącym kryzysie na ślepy tor. Zamiast szukać strukturalnych rozwiązań, które pozwoliły by nam wyjść z kryzysu energetycznego, żywnościowego, świadomościowego i kilku innych, zajmujemy się zbiorem nawzajem wykluczających się działań, które koncentrują się na całkowicie pozbawionym znaczenia poziomie emisji CO2 przez człowieka, zupełnie tego nie dostrzegając. Nawołuje się nas do ograniczenia emisji CO2, a emisja CO2 wzrasta. Potwierdzają to wszystkie oficjalne szacunki. Dzieje się tak zarówno za sprawą krajów rozwijających się (Indie, Chiny) które są w fazie ogromnego wzrostu przemysłowego, jak i za sprawą upolitycznienia tematu. Limity emisji CO2 - jak na razie - nie służą jego ograniczeniu, ale doskonale służą interesom które można zrobić na ich obchodzeniu. Jeśli do tego dodać, że ludzki udział w emisji CO2 jest cząstką procenta emisji całej planety, to nasze wysiłki w celu jej ograniczenia są śmieszne.
A przecież teoria globalnego ocieplenia bazuje na emisji wszystkich gazów cieplarnianych, których skromną cząstkę stanowi CO2 (3,62% z czego 0,117% jest skutkiem działalności człowieka). 95% składu gazów cieplarnianych to… para wodna wskutek parowania oceanów.
Dalej, po stronie strat mamy cały problem Afryki i tzw trzeciego świata. Próba zmuszenia ich by nie wprowadzały technologii wysoko emisyjnych CO2 (a do tego zmusza je protokół z Kyoto) to wyrok skazujący te kraje na śmierć. A mrzonka, że mogą od razu zastosować nowoczesne technologie niskoemisyjne jest bzdurą, skoro kraje najwyżej rozwinięte nie są w stanie tego zrobić na skalę przemysłową. Jeśli się temu przyjrzeć dokładnie, to w rzeczy samej człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ktoś to wymyślił jako sposób na ograniczenie naszej populacji? Czytaj: na masowy mord cywilizacyjny. Bo na pewno nie prowadzi to do poprawy warunków czyjegokolwiek życia.
Dalej po stronie strat mamy cały skomplikowany casus biopaliw i GMO, roślin genetycznie modyfikowanych. Część ich produkcji miała służyć wymianie obecnie stosowanych paliw na biopaliwa, które z kolei miały być źródłem zmniejszonej emisji CO2. Nieszczęsne lasy równikowe wyrżnięte masowo pod produkcję biopaliw. Jak zostało policzone przez największe ekologiczne panele naukowe, ilość wyemitowanego CO2 w czasie ich wycinki i barbarzyńskiego przetwarzania drewna na wiele lat w przód przewyższyła, i to znacznie, ilość CO2, którego emisja miała być ograniczona dzięki biopaliwom uzyskanym z ich zagospodarowania.
Nie mamy tutaj miejsca na omówienie skutków wprowadzania GMO, ale lista publikacji opisująca ich negatywne konsekwencje jest tysiąckroć dłuższa, niż lista opisująca ich pozytywne skutki. W dodatku ta pierwsza jest autorstwa różnych środowisk na całym świecie, a ta druga jest emitowana przez wąskie kręgi związane z korporacjami, które na tym zarabiają pieniądze. To samo w sobie daje już do myślenia.
Listę strat można by ciągnąć dalej. Ale już na tym etapie widać, że problem globalnego ocieplenia stał się czymś więcej, niż tylko kwestią zmiany klimatu. Stał się soczewką skupiającą większość współczesnych problemów cywilizacyjnych, a wydaje się być fikcją rozdmuchaną do niewiarygodnych rozmiarów. Temat zastępczy? Wygląda, że tak, i to rewelacyjnie rozegrany. Jeżeli tak jest, to wkrótce Al Gore może się okazać bardzo "niewygodną prawdą"…
Zajrzyjmy teraz do drugiego filmu, The Great Global Warming Swindle ("Wielki Szwindel Globalnego Ocieplenia")
O ile w pierwszym filmie występuje głównie Al Gore, jego syn (jako motyw poruszający serca) oraz powtarzany w różnych sekwencjach ten sam jeden wykres zależności wzrostu temperatury od poziomu CO2 w atmosferze, o tyle w "Szwindlu" występuje kilkunastu naukowców, którzy dają świadectwo lat swojej pracy oraz dorobku naukowego i, między innymi, nie zostawiają suchej nitki na wykresie, którym szarżuje Gore przez cały swój film. Wykres Gore'a pokazuje zależność między poziomem CO2 w atmosferze, a temperaturą planety. Gore stawia tezę, że temperatura wzrasta w następstwie wzrostu ilości CO2. Naukowcy stawiają tezę odwrotną: ilość CO2 wzrasta wskutek wzrostu temperatury. I dzieje się to z kilkuset letnim poślizgiem. I nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że ich teza ma sens, a teza Gore'a jest sensu pozbawiona. Dlaczego? Jeśli byłoby tak, jaka twierdzi Gore, to skąd miałaby się ta zwiększona emisja CO2 wziąć przed naszą epoką industrialną? A jeśli jest tak, jak mówią naukowcy, to logicznym następstwem wzrostu temperatury jest rozwój roślinności, podniesienie temperatury oceanów i wtórnie zwiększona emisja CO2.
To skąd tak naprawdę bierze się globalne ocieplenie?
Naukowcy - Ci, którzy oponują przeciwko ludzkiemu sprawstwu globalnego ocieplenia - są zgodni, że klimatem na Ziemi steruje Słońce. To jego aktywność poprzez promieniowanie kosmiczne wpływa na zachmurzenie naszej atmosfery, a zachmurzenie - z kolei wpływa na klimat i temperaturę naszej planety.
Można do tego dodać to, o czym od kilku lat piszą naukowcy zajmujący się kosmosem. Że nasze Słońce świeci mocniej, niż świeciło dotąd. I że temperatura wszystkich planet i księżycy w naszym układzie słonecznym od kilkunastu lat wzrasta. Jedno dopełnia drugie. I wydaje się być dużo bardziej przekonujące, niż ludzkie sprawstwo globalnego ocieplenia.
Poza tym, zmiany klimatyczne na Ziemi to procesy trwające setki, tysiące lat. Czy nie przeceniamy swoich destrukcyjnych możliwości wierząc w to, że kilkadziesiąt ostatnich lat mogło wywołać podobny - do znanych z historii naszej planety - efekt?
W czasach nam współczesnych klimat w różnych okresach wyglądał zupełnie inaczej, niż nasz, dzisiejszy. Tamiza zamarzała - dowodzą tego sztychy sprzed 200 lat - a nie zdarzyło się to w ostatnim stuleciu ani razu. W Internecie można znaleźć wzmianki, że w kronikach zakonu Cystersów znajdują się zapisy, że sianokosy na naszych, polskich terenach zaczynały się marcu. Winnice porastały obszary zabudowane dzisiaj przez Londyn. Także polska historia rolna wzmiankuje bogate zbiory winogron na naszych terenach. Wreszcie powszechnie przywoływany przykład Grenlandii - lądu, który dzisiaj z pewnością zielony nie jest, ale musiał taki być, gdy nadawano mu nazwę GreenLand.
Takich przykładów jest dużo więcej.
Kilka ciekawostek "wyjętych" ze "Szwindla" (przepraszam za kiepską jakość wykresów)
Pierwsza to wykres pokazujący wahania temperatury na przestrzeni ostatniego tysiąca lat. Widać na nim wyraźnie dwa "opozycyjne" wobec siebie okresy: tzw. "średniowieczne optimum klimatyczne" (ok. 800 - 1300 r n.e.) oraz tzw. "mała epoka lodowcowa" (1300 - 1900 r n.e.). Widać wyraźną różnicę temperatur między tymi dwoma okresami.
temp1000years
Następny wykres to zmiany temperatury na odcinku ostatnich 120 lat - od 1880 do 2000 r n.e. Ciekawostką jest to, że w okresie od 1940 roku do 1980 roku, kiedy świat osiągnął szczyt swoich przemysłowych możliwości, a więc kiedy emisja CO2 chociażby ze źródeł przemysłowych była relatywnie najwyższa, to temperatura spadała.
temp120years
Następny wykres pokazuje współzależność aktywności słońca i temperatury na Ziemi na przestrzeni ostatnich 400 lat.
solar activity
Moje subiektywne widzenie świata
Nie jest trudno zauważyć, że autor niniejszego tekstu skłania się bardziej ku koncepcji "szwindla", niż "niewygodnej prawdy". Nie wynika to z dogłębnej analizy dostępnych badań na temat globalnego ocieplenia. Nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie taką analizę przeprowadzić, a tym bardziej bez wieloletnich naukowych kwalifikacji pozwalających ocenić metodologiczną poprawność tych badań, poprawność wnioskowania ich autorów oraz wiedzę, jak pogodzić ze sobą wykluczające się opinie naukowców z różnych dziedzin, których te badania dotyczą. Skoro sami naukowcy są tak zasadniczo podzieleni tym tematem…
Pozostaje więc zdrowy rozsądek. Albo... intuicja.
Zdrowy rozsądek nakazuje mi, spośród przytoczonych danych, zauważyć nikłość emisji CO2 spowodowanej ludzką aktywnością (0,117%). Dodam do tego takie liczby: jeśli Europa ograniczy emisję CO2 o 20% (a nie mamy na to szansy przed 2015 rokiem) to i tak będzie to 4% obecnej światowej emisji. W roku 2015 zapewne ten procent całej światowej emisji będzie jeszcze mniejszy. Bo Chiny, Indie, daj Boże żeby Afryka. Czy jest w ogóle o czym rozmawiać? Zwłaszcza, że obracamy się w ułamku procenta globalnej emisji CO2!
Zdrowy rozsądek nakazuje mi też zauważyć ewidentną zmienność klimatu na przestrzeni dziejów.
Natomiast intuicja… hm… żyjemy w świecie, który nie jest ostoją prawdy i uczciwości. Jego sztandarowe hasła ostatnich lat to terroryzm, peak oil i globalne ocieplenie. Szczerze mówiąc wszystkie te trzy slogany wzbudzają we mnie mieszane uczucia. Terroryzm - dlatego, że jest zjawiskiem totalnie marginalnym i byłby niezauważony, gdyby ktoś ciągle o nim nie mówił. Wczoraj (16.10.2008) był obchodzony dzień walki z ubóstwem na świecie. Zacytuję tytuł informacji na ten temat: "Dzisiaj umrze 10 tysięcy dzieci". Tyle dzieci średnio umiera każdego dnia na świecie. Głównie w Afryce. Liczba osób, które zginęły w zamachach terrorystycznych w ciągu ostatnich 7 lat - od WTC - nie przekroczyła liczby 10 000 osób. Dlatego pozwalam sobie napisać, że to temat marginalny. Ale jego następstwa marginalne nie są. Wojna w Iraku i w Afganistanie, groźba kolejnych konfliktów, bilionowe wydatki na zbrojenia, systemy monitoringu (w Wlk. Brytanii działa 6 mln kamer), podsłuchu, analiz, czyli masowe ograniczanie swobód obywatelskich - to zbudowano na tym "marginalnym" zjawisku.
Peak Oil - tak, zapewne kończą nam się zapasy ropy na świecie, choć zdania na ten temat są podzielone, ale z pewnością nie wykonaliśmy żadnego strukturalnego posunięcia, żeby sobie poradzić z jego konsekwencjami. Przez strukturalne posunięcia mam na myśli polityczny podział świata i będące jego pochodną zasady, które kierują cenami i kryteriami dystrybucji ropy oraz inwestycje w alternatywne źródła energii. Gdybyśmy zainwestowali w alternatywne źródła energii to, co inwestujemy w wojny, to mielibyśmy problem energii rozwiązany. Zamiast tego walczymy o biopaliwa, GMO itd - ten temat już przećwiczyliśmy.
I wreszcie globalne ocieplenie. No właśnie, zbyt wiele "brudnych" interesów i ludzi o dziwnej moralności ma styk i związek z tym tematem, by mógł on być tylko i wyłącznie przejawem czystej i niewinnej troski o losy naszej planety i cywilizacji. Znasz choć jedno tak masowe współcześne zjawisko, które by było wyrazem takiej troski? Bo ja nie… Niestety. Obawiam się, że marnujemy mnóstwo wspaniałej energii - przede wszystkich młodych ludzi - na walkę z globalnym ociepleniem. Obawiam się, że powinniśmy tę energię spożytkować na walkę z globalnym ogłupieniem. Wyszło by to naszej planecie dużo bardziej na zdrowie.
Wykresy zaczerpnięto z filmu The Great Global Warming Swindle (2007)
zdjęcie/photo credit: flickr / discola used courtesy of a Creative Commons license
Nie udało mi się znaleźć w sieci aktualnego linku do Inconvenient Truth
Natomiast tutaj możesz zobaczyć angielskojęzyczną wersję The Great Global Warming Swindle