Co do kolędy, ksiądz już domu mojej babci nie odwiedza.
Szczerze powiedziawszy nie mogłam patrzeć na to, jak nie mając na NIEZBĘDNE leki, wrzucała do koperty stówę, a ponadto każdemu ministrantowi wręczała po dyszce. Delikatnie mówiąc pewnego, radosnego popołudnia, kiedy to spodziewaliśmy się 'o kant pupy rozczaś' Duszpasterza, podmieniłam koperty. Wszystko poszło sprawnie - Pokazałam ładny zeszycik z religii, odgryzłam, że na 'kolanka obcym mężczyznom, starszym panom oraz pedofilom nie siadam' i słuchałam - przyznam, że ksiądz proboszcz spocił się niesamowicie i zaczął się jąkać, kiedy wspomniałam, że mój tatuś to gej, mama umarła dawno temu, a babcia za niedługo wyjedzie nogami do przodu, gdyż to jak co roku wydaje ostatnie pieniądze na kolędę. Coś tam pomruczał, zrobił znak krzyża, zmoczył ściany swoim kropidłem, porwał kopertę i wyszedł.
Jakież wielkie było moje rozbawienie, kiedy to patrząc przez 'kuklok' ujrzałam księdza nerwowo rozrywającego kopertę, którą swoją drogą wyrzucił piętro niżej (spostrzegłam to wyprowadzając później psa).
Babcia nie była zadowolona, ale przypomniałam jej o tym niedługi czas po tym zdarzeniu - kiedy to nie musiała 'zaciągać pożyczki', aby wykupić leki, które ratują jej życie po dziś dzień.
Celowo zjawiam się na każdej kolędzie w domu - aby nikt nie wyzyskiwał starszych i schorowanych członków mojej rodziny.
Myślę, że opisanie tej sytuacji oddaje w 100% mój stosunek do owego 'zwyczaju'.