Klapsy - za czy przeciw?

basik1

Nowicjusz
Dołączył
10 Marzec 2011
Posty
542
Punkty reakcji
26
Pisząc o 1,5 roku miałam na myśli wiek dziecka, nie staż małżeństwa... Bo łącznie z "chodzeniem" (;p) jesteśmy razem już.. 7 lat :)
Pierwsze 1,5 roku bylo najtrudniejsze, najwiecej stoczonych walk. Po co trwac w czyms co wykancza
Ha, u nas jest już po zgrzytach i nawałnicach. Z czego się cieszę - dla dziecka to lepiej, dla mojego zdrowia i cery również ;p
No i propo walentynek, mała dzisiaj w dzień będzie bez drzemek, liczę na to że koło 18stej będzie już lulać w łóżeczku... Mam tylko nadzieję, że nie skorzystamy z okazji i nie pójdziemy wcześniej spać ;p
 

Greeg

Wredny ch* ;)
Dołączył
9 Lipiec 2008
Posty
3 521
Punkty reakcji
313
Miasto
Kobieta :)
Czy rzeczywiscie nadopiekunczosc jest szkodliwa?
Wydaje mi się, że to trudno stwierdzić :) Mam wrażenie, że dużo zależy też od tego jaki charakter ma dziecko, no i być może płeć dziecka też ma znaczenie

Moja mama np. jest nadopiekuńcza, na szczęście już tylko zdalnie heheh - pewnie nawet jak będę miał 40 lat to dalej będzie nadopiekuńcza. I w sumie to ... trudno mi stwierdzić czy przez tą nadopiekuńczość jestem lepszym czy gorszym człowiekiem.

Na pewno nie może tą nadopiekuńczością "złamać" faceta bo wtedy ten wyrośnie na łajzę. U mnie np. było tak, że jak wychodziłem na dyskotekę to wiedziałem, że ona śpi "na czuwaniu" i że dopiero jak przyjdę to spokojnie zasnie. Zdawałem sobie sprawę, że się martwi - i ani ja, ani pewnie ona nic na to nie poradzimy. Zrobiliśmy tak, że mówiłem o której godzinie wrócę i o tej wracałem. Czyli np. jak powiedziałem, że przyjdę o 4 rano to musiałem o tej być. Jak się spóźniłem raz czy drugi to był solidny opier* od ojca, że "matka się martwi", że "jak pójdziesz na swoje to możesz sobie i 48h balować" ;) W pewnym więc sensie wyrobiło to we mnie wrażliwość na innych ludzi, na ich uczucia. Wracałem o tej 4 i nikomu się krzywda z tej okazji nie działa bo to ja ustalałem godzinę, o której wrócę - jedyne co musiałem to być punktualny (co nie było trudne bo akurat zawsze miałem ten nawyk).

No i teraz jest możliwość, że jakbym był jakiś np. bardzo wrażliwy to może w ogóle bym np. przestał chodzić na dyskoteki ? Wtedy już to by było jednoznacznie złe. Na szczęście ja byłem zawsze uparty i od pewnego wieku jak mantrę powtarzałem, że "nie mam już 5 lat" więc koniec końców jak gdzieś chciałem jechać no to zawsze udawało mi się przekonać rodziców. Z trudem bo z trudem matka to starała się to pojąć (miałem na szczęście po swojej stronie ojca).

Na pewno ciut później się usamodzielniłem choć to też jest kwestia sporna bo co to tak naprawdę znaczy ? Miałem / mam kochających rodziców, więc nie potrzebowałem np. w wieku 20 lat wynosić się na drugi koniec polski na studia, aby się wyszaleć - tak jak to teraz się robi. Czyli do końca studiów mieszkałem z rodzicami, a niektórzy gdzieś tam sobie mieszkali w wynajmowanych mieszkaniach i imprezowali, sprowadzali dziewczynki. Ja jak skończyłem studia (pracowałem przez większość studiów) to już miałem całkiem niezłą gotówkę odłożoną i praktycznie od razu się wyprowadziłem. Czyli poszedłem na swoje, miałem zawód, całkiem niezłe pieniądze. No a siedząc z matką nauczyłem się np. gotować bo "dzisiejsze dziewczyny nie garną się" (było w tym dużo racji) :) Czyli tak naprawde z jednej strony zacząłem później, ale można powiedzieć, że jak już stanąłem na te nogi to przeskoczyłem tych, którzy wcześniej zaczęli. A imprez sporo fajnych, wariackich, solidnie zakrapianych też sporo zaliczyłem ;)

Możliwe, że też zależy jaka nadopiekuńczość. Np. nadopiekuńczość mojej matki, głównie wynikała z martwienia się.
Na pewno mi nie pobłażała. Zawsze miażdzyła mnie że mam bałagan w pokoju i teraz jak mieszkam to potrafię sam o ten porządek jakoś zadbać, że nie ma syfu. wręcz jak widzę dziewczyny "syfiary" to mnie odrzuca bo mam automatycznie wrażenie, że rodzice nie poświęcili im zbyt dużo czasu na wychowanie.

Nie powiem, kanapeczki długo dla mnie robiła, ale wystarczy pomieszkać pół roku samemu, aby zrozumieć, że same kanapeczki już nigdy więcej się nie zrobią hehehe.

Chyba najgorszy scenariusz jest taki, że w domu mamusia robi te kanapeczki, a potem synuś w wieku 20 lat wyjeżdża, szybko łapie jakąś dziewczynę , razem wynajmują no i co ? No i jest nauczony, że teraz to ta dziewczyna zrobi kanapeczki bo przecież w domu tak było. Wg mnie wystarczy z pół roku pomieszkać samemu na swoim, utrzymać to w ładzie, chodzić do pracy, aby raz dwa się wyleczyć z matczynej nadopiekuńczości.

-------------------------------------------------
Co do klapsów to nie wiem, ale tytuł świetnej mamy otrzymuje póki co ode mnie Calliope :) Nie mam jeszcze dzieci, ale wydaje mi się, że mądry, kreatywny rodzic no kurcze zawsze znajdzie w sobie pokłady, które pozwolą mu na przetłumaczenie dziecku danych rzeczy. Czasem wystarczy innych słów użyć (podobno dzieci do pewnego wieku średnio rozumieją słowo NIE bo nasz mózg działa tak, ze nawet jak mówimy "nie myśl, że się zakochasz", to nasz mózg najpierw zwizualizuje sobie zakochanie, albo "nie denerwuj się" zawsze podświadomie sprawi, że rozmówca się zdenerwuje. Zamiast "nie denerwuj się" powinno się mówić: "uspokój się"), na a czasem sposobem . Podoba mi się piekielnie pomysł z zabieraniem klocków lego i gierek. Zapamiętam sobie to na przyszłość :D
 

basik1

Nowicjusz
Dołączył
10 Marzec 2011
Posty
542
Punkty reakcji
26
No właśnie, co to znaczy że kobieta, matka jest nadopiekuńcza?
Po cichu podejrzewam, że przez niektórych jestem odbierana za nadopiekuńczą matkę, choć sama wcale się za taką nie uważam.
Osobiście uważam się za matkę nie-beztroską.
Dla mojej teściowej np pewne moje wytyczne co do pozostawiania z nią od czasu do czasu córki są pewnie wymysłami - np zabezpieczenie w jej mieszkaniu kontaktów, przeniesienie detergentów na wyższą półkę - oj, kilka razy trzeba jej było to powtórzyć, żeby się zastosowała. Kiedyś na placu zabaw natomiast pozwoliła córce bawić się jakąś porzuconą plastikową butelką, bo przy próbie odbioru mała głośno zaprotestowała - więc babcia poddała się bez walki. Kiedy to zobaczyłam i zabrałam śmiecia babcia tłumaczyła, że przecież nie brała go do buzi..
To są może rzeczy drobne, w których można się dogadać ale właśnie kwestia jest taka, że ludzie którzy nie mają wielkiego doświadczenia z dziećmi, niektóre zabiegi młodej matki mogą uważać za przejaw nadgorliwości. Co jest niesprawiedliwe moim zdaniem.
 

annawes

Bywalec
Dołączył
21 Lipiec 2012
Posty
2 810
Punkty reakcji
101
Myślę,że na każde dziecko znajdzie się sposób,trzeba tylko być pomysłowym.Mój syn już trochę dorósł,więc żadne sztuczki raczej nie działają.Rozmowa i porozumienie jest podstawą.Poza tym na moje szczęście-tak myślę jest on bardzo wrażliwym człowiekiem(nie mazgajem czy niedorajdą),lecz nie jest mu obojętne co czują inni,także rodzice.Nigdy nie zrobił i mam nadzieję nie zrobi nic co sprawiłoby mi przykrość czyli stara się.Oby tak dalej.
 

lolek1971

Nowicjusz
Dołączył
9 Marzec 2012
Posty
1 614
Punkty reakcji
7
Trzeba się spodziewać zmiany w okresac "buntu" Wtedy upór przeważa nad silną wolą nierobienia przykrości rodzicom.
Rzadko te okresy mijają bez ekscesów, bluzgnięć słownych i pokrzykiwań.
To prawda, że chłopcy wychowywani raczej przez mamy łatwiej opanowują kłujące odruchy. Ale jest to często pozorne i mówią tak, a robią na nie. I potem słyszy się: zapomniałem, byłem zmęczony, źle zrobiłem, lecz cię kocham...
Mamie, przytulonej przez takiego chłpaka serce topnieje i mięknie ...
 

basik1

Nowicjusz
Dołączył
10 Marzec 2011
Posty
542
Punkty reakcji
26
A któryż to nastolatek w okresie buntu ma ochotę na przytulanki z mamą? ;p
To co widzę post wyżej wygląda mi raczej na zagrywki manipulatorskie. To już raczej cecha charakteru aniżeli kogoś dla kogo świat jest czarno-biały.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
lolek, jakoś też nie widziałam jak zyję młodego gniewnego, który skruszony tuli się do matki, raczej trzaska drzwiami i rzuca jakimś soczystym bluzgiem ;)
basik, jasne,że taka zagrywka byłaby manipulacją, straszliwie podłą zresztą.

Greeg, dzięx ;)
wiesz, ja na to zabieranie wpadłam, gdy pokłady mojej cierpliwości się wykończyły.Stałam nad nim i powtarzałam setny raz,że mam czas,że ten balagan to jest jego dzieło i on to dzieło sprzątnie. I co miałam w zamian? Ano płacz, zgrzytanie zębów, bo "mamoooOOo mi sie nie chceeeee", rozciąganie się na podłodze w dziwnych pozach, następnie było "zaraz", "masz coś słodkiego" i "póóóóóźniej", etc, etc :) Kazałam mu usiąść i powiedziałam,ze ja sprzątnę, po czym zapakowałam wszystko i out na strych.Nudził się i jęczał do wieczora, a następnego dnia obiecał,ze jak mu oddam to bedzie sprzątał. Wielokrotnie jeszcze próbował tego "aaaaaa jaki jestem już śpiący/zaraz/później./jeść/siku/nie chce mi się" i tak dalej... :) i tyleż samo razy pakowałam i wynosiłam, wydłużając czas jaki spędzał bez swoich ulubionych zabawek. Efekt moich spacerów na strych jest taki,ze u synka w pokoju jest porządek 10 minut po tym, gdy poproszę by posprzątał :) czyli działa.


mówimy o przemocy wobec dzieci z perspektywy dziecka. Że dziecku robimy krzywdę i tak dalej...a rodzic to sam sobie krzywdy w taki sposób nie wyrządza? Trzeba być nie wiadomo jaką patologią zeby nie mieć wyrzutów sumienia i cholernego poczucia winy po podniesieniu ręki na bezbronne male dziecko, które dla dorosłego nie jest żadnym przeciwnikiem. przemoc wobec dzieci to nie tylko bolesne godzenie w osobowość dziecka - w osobowość rodzica również...
 
0

03092010

Guest
Pisząc o 1,5 roku miałam na myśli wiek dziecka, nie staż małżeństwa... Bo łącznie z "chodzeniem" (;p) jesteśmy razem już.. 7 lat :)

Ha, u nas jest już po zgrzytach i nawałnicach. Z czego się cieszę - dla dziecka to lepiej, dla mojego zdrowia i cery również ;p
Mialam na mysli pierwsze 1,5 roku od narodzin dziecka (a jak sama pisalas, oddalacie sie z mezem).
Wtedy czesto wlasnie partnerzy sie od siebie zwyczajnie odsuwaja. Bo swoja droga ludzie beda sie 'gryzc' przed pojawieniem sie dziecka (co u nas rowniez mialo miejsce), tak narodziny dziecka znaczaco wplywaja na relacje miedzy partnerami. Bo jakby nie bylo - jest to ogromne wydarzenie w zyciu tych dwojga najblizszych sobie. I albo sie uda albo sie nie uda.



Wydaje mi się, że to trudno stwierdzić :) Mam wrażenie, że dużo zależy też od tego jaki charakter ma dziecko, no i być może płeć dziecka też ma znaczenie
http://www.rodzice.p...zewrocisz!.html

Wyzej z grubsza opisano co mozna podciagnac pod nadopiekunczosc.

Troche mnie zdziwilo, bo myslalam, ze moje dziecko jest bardziej nieporadne, ale widze, ze wychodzi inaczej, poniewaz corka potrafi sie ubrac sama (od pasa w dol z butami co prawda, ale nad reszta pracujemy), sama rowniez jada posilki, gdy skonczyla rok, potrafila sama pic z kubka (nie zaden tam niekapek, takie widuje tylko u innych dzieci, czesto 4 letnich, o zgrozo), sama sie myje (oczywiscie pod moim nadzorem wiadomo dlaczego).

Ponadto mowie, ze musi uwazac na samochody, schody i parapety na ktore tak lubi sie wspinac. Wlasciwie nie tylko na to, bo na stol np rowniez. Dzisiaj skakala z niego na lozko (stol stoi blisko lozka) ale i tak nie wymierzyla i uderzyla czolem w sciane. Ma sporego guza. Moje naprzykrzne upominania nie pomagaly, moze guz troszke przystopuje mojego malego enerdzajzera. Jutro dam wam znac.

No nic, praca, praca, praca..
 

basik1

Nowicjusz
Dołączył
10 Marzec 2011
Posty
542
Punkty reakcji
26
Mialam na mysli pierwsze 1,5 roku od narodzin dziecka (a jak sama pisalas, oddalacie sie z mezem).
Wtedy czesto wlasnie partnerzy sie od siebie zwyczajnie odsuwaja. Bo swoja droga ludzie beda sie 'gryzc' przed pojawieniem sie dziecka (co u nas rowniez mialo miejsce), tak narodziny dziecka znaczaco wplywaja na relacje miedzy partnerami. Bo jakby nie bylo - jest to ogromne wydarzenie w zyciu tych dwojga najblizszych sobie. I albo sie uda albo sie nie uda.
No to właśnie my się już nie gryziemy. Bardziej chodzi o to że rozwijamy się jakby w przeciwnych kierunkach...
http://www.rodzice.p...zewrocisz!.html
Pod tym względem to na pewno nie jestem nadopiekuńcza (uff). Pozostawiam córce sporo swobody i sama zachęcam ją do samodzielności (w granicach bezpieczeństwa oczywiście).
mówimy o przemocy wobec dzieci z perspektywy dziecka. Że dziecku robimy krzywdę i tak dalej...a rodzic to sam sobie krzywdy w taki sposób nie wyrządza? Trzeba być nie wiadomo jaką patologią zeby nie mieć wyrzutów sumienia i cholernego poczucia winy po podniesieniu ręki na bezpronne male dziecko, które dla dorosłego nie jest żadnym przeciwnikiem. przemoc wobec dzieci to nie tylko bolesne godzenie w osobowość dziecka - w osobowość rodzica również...
To są prawie na pewno osoby, które także były krzywdzone w dzieciństwie.. Także przemoc ciągle zatacza koło.
W sumie mamy niby nieograniczony dostęp do informacji, do wytycznych specjalistów od wychowania, zaś gros osób w wychowywaniu kieruje się spuścizną rodzinną w myśl "co mi nie zaszkodziło to nie zaszkodzi i mojemu dziecku", mam tutaj na myśli oczywiście przemoc. Dla takich osób powinny być dedykowane jakieś bezpłatne warsztaty dla rodziców, bo wydaje mi się, że sama Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie to za mało żeby zmienić świadomość społeczną.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Właśnie Sewen, dobry ten art z linku. Jak ja widzę w parku takie paniusie co wyprowadzają dziecko na plac zabaw jak psa na wieczorne siku to udusiłabym. Nie biegaj bo sie spocisz, tam nie właź bo spadniesz i tak dalej... Jak dzieciak wchodzi na drabinkę to należy go asekurować, a nie ściągac na ziemię i opierniczać, że spadnie. My z placu zabwa to wszyscy wracamy upoceni i zmordowani :D z górki saneczkowej też. [Inne mamy wolaly stać i marznąć, upominając pociechy żeby nie zjeżdżały tak szybko, a my zjeżdżaliśmy razem, a na końcu zrobiliśmy bitwę na śnieżki, którą zaczęłam ja (za to,że mnie maly łobuz zepchnął tym kościstym tyłkiem z sanek)].

basik, często przedszkola szkoły organizują fajne warsztaty dla rodziców :) chociaż przyznam,ze na żadnym nie byłam, ponieważ synek do przedszkola nie chodzi, za to od września idzie do szkoły i jak będzie coś prowadzonego to skorzystam na 100%. Są prowadzone przez fachowców, no same pozytywy. Nie wiem jak u nas, bo małe miasteczko, ale koleżanka w dużym mieście mieszka i tam co rusz jest coś organizowanego, chodzi i mówi,że ekstra pomysł.
 

basik1

Nowicjusz
Dołączył
10 Marzec 2011
Posty
542
Punkty reakcji
26
z górki saneczkowej też. [Inne mamy wolaly stać i marznąć, upominając pociechy żeby nie zjeżdżały tak szybko, a my zjeżdżaliśmy razem, a na końcu zrobiliśmy bitwę na śnieżki, którą zaczęłam ja (za to,że mnie maly łobuz zepchnął tym kościstym tyłkiem z sanek)].
Właśnie, propo sanek - dobrze, że są dzieciaki, jest przynajmniej pretekst żeby poszaleć, bo z samymi dorosłymi to jakoś.. "nie wypada" ;)
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
oj tam nie wypada :D wypada, wypada - tylko zawsze kazdy się czai jak Czajkowski na fortepian żeby wypalic z takim pomysłem haha
my (dorośli) kulig po lesie mamy co roku, w tym zgubiłam śniegowca i efekt był taki,że na grzańca do knajpki weszłam w jednym bucie, ale za to z rycerzem przy boku, który zaoferował mi swoja skarpetę dla ogrzania odmrożonej stópki :crazy:
Grunt to spontaniczność,dzieciaki na pewno wolą takich rodziców niż sobków spędzających czas na sztywno ;)
 

basik1

Nowicjusz
Dołączył
10 Marzec 2011
Posty
542
Punkty reakcji
26
Pewnie, że tak ;)
Kuligi lubią wszyscy ale ja ostatnio trochę się boję.. Kiedyś mogłam szaleć na wszystkich karuzelach, zjeżdzalniach w aqua parku, teraz jakoś pieter mnie oblatuje ;p I chyba trudno mi będzie zachować spokój kiedy mojej córce zachce się takich rozrywek.. Na szczęście jeszcze trochę czasu na to ma (i ja też) :)
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
dla dzieci kulig tak, ale konny i na dużych saniach, na inny w zyciu sie nie zgodzę, za dużo wypadków, ostatnio jeden dość głośny w mojej rodzinnej miejscowości, az ciarki przechodzą. Zresztą my tez takie kuligi sobie urządzamy, znajomi mają gospodarstwo agroturystyczne i organizują takie atrakcje ;) w tym roku było 19 sań, 4 duże i reszta małych, oczywiście jak dla mnie siedzieć na tych dużych to żadna atrakcja haha

Dobra, wróćmy moze do tych klapsów ;)
 

annawes

Bywalec
Dołączył
21 Lipiec 2012
Posty
2 810
Punkty reakcji
101
No i jak tu się nie odnieść do wypowiedzi Lolka?Może powiem tylko to co już tutaj zostało napisane-każde dziecko jest inne i dotyczy to również nastolatków.Nie mam patentu ani gwarancji na to,że nagle pod wpływem buntu mój syn się nie zmieni.Jednak póki co dobrze rokuje-ma prawie 15 lat-nie jest żle,więc proroctwa lolka mnie nie wystraszyły.Poza tym ktoś też napisał-nie przesadzajmy z tymi trudnymi okresami-buntami wieku-dzieci to indywidualne jednostki jakby nie patrzeć.Ja przykładowo żadnego buntu przeciw rodzicom nie przeżywałam i w mojej rodzinie także nie było i nie ma żadnego trudnego nastolatka-może mamy dobre pod tym względem geny-wymazano z nich bunt...Żartuję ,ale jakoś trzeba się zdystansować do tematu.
 

Greeg

Wredny ch* ;)
Dołączył
9 Lipiec 2008
Posty
3 521
Punkty reakcji
313
Miasto
Kobieta :)
http://www.rodzice.p...zewrocisz!.html

Wyzej z grubsza opisano co mozna podciagnac pod nadopiekunczosc.
w takim więc kontekscie to chyba muszę odwołać moje słowa i stwierdzić, że jednak matka nie była w moim wychowaniu nadopiekuńcza. Godzinami grałem w piłkę sam, nikt nigdy mnie nie ściągał z drabinek, huśtawek, nie słyszałem co drugi krok zakazów ;) Nie no - nie wyobrażam sobie wszystkiego w kółko dziecku zabraniać.
 
0

03092010

Guest
Nie biegaj bo sie spocisz, tam nie właź bo spadniesz i tak dalej... Jak dzieciak wchodzi na drabinkę to należy go asekurować, a nie ściągac na ziemię i opierniczać, że spadnie.
No to ja znam gorsze przypadki. W mojej rodzinnej miejscowosci jest rodzina, ktora swojego syna (dzis juz ma 18 lat) trzymala 'bardzo krotko'. Pomijam okres kiedy dziecko mialo 5-6 lat, bo to jeszcze potrafie zrozumiec, choc bardzo ciezko. Chlopak majac 12 lat nie mogl grac z chlopakami w pilke nozna, bo (matka i babka sa zdania, ze grube dziecko, to zdrowe dziecko) utuczony, zaraz sie spoci i bedzie chory. No i tak bylo. Cale swoje dziecinstwo byl 'przywiazany' do lawki osiedlowej, przy lawce troche piasku i tak dziecko spedzalo kazde wakacje.
Druga sprawa jest to, ze ta sama rodzina przez cala zime(!) nie otwiera okien w domu i nie wietrzy. Historia sie powtarza, bo opisana wyzej matka z babka maja corke, urodzila dziecko, dzis chlopiec ma 10 miesiecy i wciaz jest noszony na rekach albo w foteliku siedzi, w przegrzanym domu nie pozwalaja mu siadac na podlodze, probowac raczkowac (tak, nie stoi, nie raczkuje - tylko nie mowcie, ze chlopcy pozniej sie rozwijaja bo w tym przypadku nie uwierze) bo przeciez zmarznie. Jak zwykle dom nie jest wietrzony, choc babka i dziadek pala... Chlopczyk ma 10 m-cy i nie widzial sniegu, bo przeciez za zimno a dziecko za male. Pewnie na kwiecien albo na maj dostanie przepustke. I co w tym najbardziej zalosne, oni maja czelnosc pouczac innych jak wychowywac dziecko :)


w takim więc kontekscie to chyba muszę odwołać moje słowa i stwierdzić, że jednak matka nie była w moim wychowaniu nadopiekuńcza. Godzinami grałem w piłkę sam, nikt nigdy mnie nie ściągał z drabinek, huśtawek, nie słyszałem co drugi krok zakazów ;) Nie no - nie wyobrażam sobie wszystkiego w kółko dziecku zabraniać.
Wiec zwyczajnie Twoja mama byla troskliwa :) wnoskujac po poprzednich wypowiedziach.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Sewen, jak pisałaś o tej rodzinie to jakbyś o moich znajomych pisała, tyle,że tam jest 8-miesieczna dziewczynka, która leży owinięta w beciku "bo jak to, ona już chce siadać, a krzyżyk słabiutki, jeszcze się przełamie". kiedyś tam u nich byłam, bo listonosz u mnie listy zostawił to wychodząc nie moglam się powstrzymać by nie zaproponować wsadzenie małej w gips :D Ja im mówię,że moja Wika stała jak miała 7 miesięcy, a zaczęła chodzić mając niespełna 9 to miny poroblili jakbym wyrodną matka była :D ludzie są czasem straszni. A co do tego pomysłu,że grube dzieci są zdrowe, to ja też to u nich słyszałam miliony razy, mało tego u nich zawsze było "jedz dziecko, niech wiedzą,że masz. Bo TE chude (czyt, ja i mój brat) to biedne i chore" :D no i żarło to dziecko tą kiełbasę smażoną na smalcu z cebulą i pół bochenka chleba do tego, a co! niech wiedzą,że bogate :D U nich 4-letnie dziecię zjada 4 ugotowane jaja na twardo na śniadanie, zapychając się wielką bułą i pijąc do tego kakao z kubła, który wygląda jak wiadro. Ale co takim ludziom zrobisz, choćbyś łby chciała poodcinać i na nocniki przerobić to możesz tylko z politowaniem się spojrzeć i wyjść. Koryto-komputer-wyrko, niektroe w międzyczasie szkoła, oto plan dnia ich dzieci, podczas gdy moje biegają po podwórku z czerwonymi polikami i sztywnymi od mrozu brodami. Syn w ciągu swego 5-letniego zycia jedynie raz miał katar i to od suchego powietrza w mieszkaniu w okresie niemowlęcym, tfu tfu, mam nadzieję,ze nadal będzie tak odporny i córa tez :)

W ogóle tak wracając do tematu to obserwuję u ludzi jakąś narastającą frustrację, która odbija sie na dzieciach. Wszystkie kłopoty, jakie się piętrzą, stają się powodem braku cierpliwości dla swoich własnych pociech. Widze to wszędzie naokoło. Zamyślona matka czy ojciec siedzi i kalkuluje sobie w głowie różne rzeczy, po czym podchodzi dziecko, coś tam chce, a jedyne co dostaje to ostry opierdziel albo coś jeszcze gorszego. Świata sie nie da naprawić, zwrócisz uwagę to taki beton i tak nie zakuma o co Ci chodzi i że ty w dobrej wierze...ech tam.
 

moniquemonique

Bywalec
Dołączył
25 Październik 2011
Posty
1 689
Punkty reakcji
96
Miasto
Śląsk, Częstochowa
A słyszał ktoś o nadopiekuńczym dziecku? ;P
Ja chyba taka troszkę jestem... nadopiekuńcze względem mamy :p
Ale to dla tego, że ona zawsze lubi zrobić więcej niż należy niż trzeba niż powinna. A potem płaci zdrowiem... ^
 
0

03092010

Guest
zwrócisz uwagę to taki beton i tak nie zakuma o co Ci chodzi i że ty w dobrej wierze...
Nie zakuma. Ale ciemniak ma wlasnie to do siebie.
Uwazam, ze Twoje podsumowanie jest dobrym komentarzem i na powyzsze dotyczace mam, ktore robia z dzieci kaleki, jak i dotyczace tych rodzicow, ktorzy przelewaja swoje frustracje na Bogu ducha winne szkraby.

A słyszał ktoś o nadopiekuńczym dziecku? ;P
Nie slyszalam. I to bardzo ciekawe co mowisz.
 
Do góry