S
Spamerski
Guest
Tylko jakie błędy masz na myśli? Znęcanie, dzieciobójstwo - nie mogę się nie zgodzić. Co do reszty zaś wszystko zależy od kalibru.
Co do błędów nie skutkujących poważnymi skutkami zdrowotnymi uważam, że każdemu należy się pomoc, garść informacji i wsparcie i nie możemy z góry przesądzać o tym w jaki sposób i czy w ogóle ktoś tę pomoc wykorzysta. Lepiej pomagać i edukować niż po fakcie osądzać.
Bez względu na skutek tych błędów chodzi mi o pewną zasadę, zgodnie z którą błędy powinno się nazywać błędami. Kiedy przedefiniujemy błąd, to zacznie zacierać się granica co jeszcze jest błedem, a co już nie. W przypadku dzieciobójcy to nie błąd, o ile ktoś nie zabił pod wpływem błędu, a po prostu zabójstwo. Z błędem mamy do czynienia w sytuacji, kiedy ktoś ma niezgodne z rzeczywistością mniemanie o czymś, a niewątpliwie kiedy ktoś daje klapsa, to takie mniemanie posiada. Trzeba wówczas jasno nazwać rzecz po imieniu: to błędne zachowanie, a nie głaskać po główce. Jeśli ktoś nadal będzie postępował błędnie, to wówczas karać, odbierając chociażby dziecko. Jak widać, chcę tak działać, aby uniknąć tragicznych skutków. Piszesz o pomaganiu i edukowaniu, ale co, jeśli ani pomoc, ani edukacja nie sprawi, że dana jednostka nie będzie popełniać błędów? Co wówczas zrobić? Wydaje się, że pozostaje wyłącznie kara lub odizolowanie od dziecka i czasami reszty społeczeństwa.
Ten właściwy sposób opierał się najczęściej właśnie na przemocy, na założeniu, że dziecko stanowi własność rodziców. Dzieci jako podmioty zaczęto rozpatrywać dopiero pod koniec XIX w, wcześniej rodzice posiadali w stosunku do nich uprawnienia wręcz nieograniczone.
Postawa ta, choć może trochę bardziej ucywilizowana, jest nadal zakorzeniona gdzieś w społecznej świadomości dlatego może tak trudno rozstać się z klapsami.
W ogóle jeszcze kilkadziesiąt lat temu przemoc wobec słabszych - dzieci czy żony, była czymś tolerowanym a nawet pożądanym.
Uważam więc, że niegdysiejszy sposób wychowywania nie był właściwy, był tylko efektem ówczesnej mentalności prawa silniejszego w dosłownym znaczeniu, z czego na szczęście już jako społeczeństwo wyrośliśmy. Przynajmniej w kwestii dziatek, matek i podwładnych w pracy, uczniów w szkole.
Proponuję zapoznać się z rzymskim Patria potestas. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jest tak, jak piszesz, ale po dokładniejszym przeanalizowaniu można dojść do ciekawych wniosków, jeśli uwzględni się to, co ograniczało prawo życia i śmierci. Samo upodmiotowienie dziecka jako człowieka miało miejsce już w prawie rzymskim, tak na marginesie. Co do przemocy, również odsyłam do tego, jak prawo rzymskie regulowało małżeństwo, co więcej, nawet polskie prawo średniowieczne, w porównaniu do innych ówczesnych, było w pewnym okresie bardzo liberalne dla kobiety (często pomijana kwestia, warto poczytać). Ponadto warto wspomnieć o tzw. etosie rycerskim.
W tym kontekście trochę opacznie przedstawiłeś moje słowa; pisząc o wyborze miałam na myśli pewną świadomość jaką mam ja jako rodzic - będąc pod wpływem jakichś sytuacji mogę dać się ponieść chwili i zachować niezgodnie z moim systemem wartości ale niezależnie czym bym miała takie postępowanie tłumaczyć - zawsze mam wybór. To ode mnie i tylko ode mnie zalezy jak się zachowam, nie od pogody czy nastroju, czy wyczerpanej do granic możliwości cierpliwości. Zawsze jest wybór. Uświadomienie sobie tego faktu jest bardzo pomocne dla rodziców nie czujących się zbyt pewnie w swojej roli (sprawdzone, opatentowane).
Tak więc nie postulowałam tutaj prawa do bycia złym czy dobrym rodzicem, jeśli już to byłabym raczej za prawem do bycia rodzicem niedoskonałym (nie mylić z brakiem perfekcji macierzyńskiej Katarzyny W.).
Świadomość swoich słabości to pierwszy krok do walki z nimi. Natomiast ten proces nie może zatrzymywać się jedynie na świadomości, lecz musi dążyć do pozbycia się słabości, bo w przeciwnym wypadku świadomość przekształci się w usprawiedliwianie - "już taki/taka jestem".
PS. Chciałem poinformować, że z powodu braku czasu dla forum na tym etapie zakończę dyskusję. Nie mnie oceniać, kto z nas ma rację, niech czytający temat to ocenią. Wydaje się również, że to dobry moment na zakończenie dyskusji, bo poza kilkoma rzeczami, z którymi się zgadzamy, w innych zmierzamy w innych kierunkach. Dzięki za dyskusję.