Maver
Głęboko wierzący ateista
Muchy jest jeszcze mniejsze. Jakieś granice każdy musi sobie ustalić. Jaki winien być ten poziom rozwoju umysłowego po osiągnieciu ktorego stworzenia nie powinno sie np zabijać.
Ja np. nie zabil bym bez naprawde dobrych powodow jakiejs malpy naczelnej.
Tzn. uważam, że w ogóle nie powinno się zabijać żadnych żywych organizmów, ale ok, wiem też, że tak długo jak żyjemy nie unikniemy zadawania cierpienia nieświadomie, choćby idąc ulicą i depcząc robaczki. Pewna ilość cierpienia jest wpisana w koszty utrzymania życia.
A co do granicy - ja bym się zatrzymał póki co na roślinach. Czyli odrzucam zabijanie tych organizmów zwierzęcych których jestem świadom i których nie muszę zabijać aby utrzymać się przy życiu.
To że odczuwa jest pewne (bodźce fizyczne). Nie ma jednak wytworzonego niczego co można by nazwać umysłem, tak więc krzywdy psyhicznej nie uświadczy.
Hmmm. A jeśli materia sama w sobie jest umysłem i odczuwa w stopniu proporcjonalnym do stopnia zorganizowania? Wtedy to co nazywamy bodźcami fizycznymi i psychicznymi byłoby w istocie tym samym. Ale to tylko taka propozycja. Nie mam żadnych dowodów.
Również istnieje kwesta - czy i które zwierzęta są w ogóle świadome swego istnienia, jest dość silne podejrzenie że zwierzęta nie mają nawet świadomości śmierci (nawet bodaj małpy naczelne).
Są prowadzone eksperymenty które udowadniają, że niektóre zwierzęta są siebie świadome, np. gołębie (ale chyba tylko niektóre gatunki), delfiny, słonie. O innych nie wiem.
Zależy co odczuwać.
A co masz na myśli.