Ja kiedyś sobie olewałem oceny całkowicie. Lecz już nie ta pora, jak się myśli o studiach, to trzeba się wziąść do roboty. W gimnazjum moja średnia była zawsze na pograniczu 3, czasem w jedną stronę, czasem w drugą. Gdyby nie wysoka ilość punktów z testu to o mojej szkole mógłbym zapomnień(na szczęście test poszedł idealnie, byłem 20 na 60 ze średnią 3,1, co doskonale odzwierciedla, że oceny nie są najważniejsze). Gimnazjum się skończyło, poszedłem do technikum informatycznego, najlepsze informatyczne w moim mieście a ogólnie z techników 2. Dość powiedzieć, że wylano na mnie kubeł wody, zapomniałem, że to nie gimnazjum, kapa na semestr z gegry(choć nie byłem jedyny, nauczycielka jest wymagająca, lecz ci co mają 2 z gegry zdają maturę z tego przedmiotu na pograniczu 70%), chyba 6 albo 7 dwój. Krótko podsumowując rodzice nie byli zadowoleni, ja także szczęśliwy nie byłem. Drugi semestr poszedł lepiej, lecz średnia także w granicy 3, gorączka z chemii i z gegry na koniec, aby zaliczyć. W II klasie postanowiłem się polepszyć, zacząłem się troszkę więcej uczyć, uważać na lekcjach, no i wyniki były widoczne, żadnej kapy na semestr, średnia ~3,6, czyli o wiele lepiej. Teraz się już uczę dość dużo, zrozumiałem, że jeżeli nie chce się kopać rowów, to trzeba się pomęczyć, zadbać o swoją przyszłość. Postawiłem sobie poprzeczkę średniową 4,2 na koniec II klasy, zobaczymy czy się uda, ale sądzę, że tak, bo z wielu przedmiotów otarłem się o 5, a w tym semestrze zamierzam zdobyć te piątki, zlikwidowac dwóje(jak się uda, przeboleję najwyżej jedną).
Może oceny nie są najważniejsze, lecz to one dają sposób patrzenia na Ciebie jako ucznia, więc lepiej się nauczyć pokory, dogadać się z nauczycielem, zamknąć się, kiedy czujemy się oszukiwani, a cisną się nam słowa, które będziemy później żałować. Sam pokorny nie jestem, ale można na szczęście się tego nauczyć(co też w jakimś stopniu uczyniłem
)