- Soldaci to dziki lud? Pewnie jesteś zdziwiony, że jeszcze cie nie zeżarłem, co? Nie ma co się zastanawiać, Ottonie. Soldaci nie są materialistami, o swój dorobek bądź spokojny.
Jarvan zdecydowanie stał przy swoim. Kiedy zobaczył braci, natychmiast napłynęły do niego liczne wspomnienia. Nie zawsze miłe, jednak fakt faktem - Kompanie Soldackie były dla niego prawdziwą rodziną i nie chciał w związku z tym słuchać strofowań hanzyty.
Do rozmowy włączył się również Semen:
- A co do ostrożności i ewentualnego podstępu prędzej bym się tego spodziewał po Hanzie i ich zamiłowaniu do gierek i intryg a nie po Soldatach. Są takimi samymi członkami Unii Omamu jak Rytualiści, Technoklanyci bądź Hanzyci, a nie jakimś dzikim klanem.
- Ciebie Jarvanie rozumiem, jesteś jednym z nich. Zatem to naturalne, że będziesz ich bronić - odpowiedział Otton
- Ale ty, Semenie? Po pierwsze nie miałem na myśli, że są odszczepieńcami, ale chodzi o ich obycie. Rzadko się kąpią, używają wulgarnego języka, a ich jedynym atutem jest prymitywna siła. Takie towarzystwo ma być odpowiednie misykowi, takiemu jak ty? Nie sądzę.
Jednak i pozostali optowali za tym, aby dołączyć do Logana.
- Co nam pozostaje? Ja musze odwiedzić znachora bo inaczej będzie kiepsko. Reszta. Przymusu nie ma - stwierdził Joshua.
- Jak powiedzieliśmy A to powiedzmy i B. Więc ja jestem za tym by iść z nimi, tym bardziej, że dziwnie to będzie teraz wyglądało jak się wycofamy - całą dyskusję zamknął ostatecznie Master.
Wątpliwości handlarza zostały zatem oddalone poprzez odmienne zdania reszty. Do końca nie wiedzieli, co prawda, z kim mają do czynienia i zachowali świadomość, że muszą być ostrożni. Słyszało się bowiem o rzekomych, dobrych duszyczkach na szlakach. Tacy ludzie pojawiali się znikąd i oferowali swoją pomoc. Potem takowi jegomoście prowadzili strudzonych wędrowców do, jak twierdzili, bezpiecznego miejsca. A tam ogłuszali ich i okradali. A była to dopiero najlepsza z możliwych opcji.
Ruszyli. Eskapada prowadziła skalnymi zwisami, rozciągniętymi nad urwiskiem, po którym hulał mroźny wiatr. Parę razy wędrowcy musieli trzymać się nawzajem, aby ktoś nie został zwyczajnie zdmuchnięty do rwącej rzeki, pół mili pod stopami ekipy. Góry Obręczy skąpane w cieniu, wywierały zatrważające wrażenie. Zdawały się być niepokonane i skrywać śmiertelne niebezpieczeństwa z każdej strony. Do takiego właśnie wniosku można również było dojść, obserwując bielące się tu i ówdzie kości. Często mijano wygiętych podróżników, już przed śmiercią wysuszonych od głodu. Inni leżeli z rozszarpanymi wnętrznościami. Ci zginęli szybciej, zostali dopadnięci przez wilki. Zastanawiał fakt, że większość ciał należała do osób starych, niedołężnych lub odwrotnie, bardzo młodych, a wręcz dzieci.
Szli już godzinę, a klanu wciąż nie było widać. Wtedy Logan zatrzymał wyprawę i wskazał na masyw znajdujący się lekko na wschód od dotychczasowej trasy. Na jego wysokim szczycie wyróżniał się dach jakiejś wieży. W tym kierunku ciągnął szeroki, drewniany most, poskrzypujący na wietrze.
- Tam, widzicie? - wskazał na wąską szczelinę w górze, już po drugiej stronie przełęczy.
Od mostu ledwo widoczna ścieżka kierowała do wspomnianej wyrwy w skale. Tam się udano, co z resztą kosztowało wszystkich kilka nerwowych chwil na chyboczącej konstrukcji. Szczególnie ryzykownie zrobiło się, gdy została obciążona balastem w postaci wozu Ottona. Koniec końców przeprawa do jaskini minęła bez przykrych niespodzianek, choć przez ten czas każdy wymówił pod nosem imiona kilku Egzarchów. Konie oraz załadunek kupca udało się wprowadzić tylko do przedsionka. Dalej szczelina była zbyt wąska. Otton mocno narzekał z tego powodu, jednak Logan obiecał, że koniuszy będą tu regularnie przychodzić i doglądać zwierzęta, a jego towar pozostanie bezpieczny, bo i kto miałby go stąd zabrać? Kupiec był naprawdę wściekły, nie miał jednak wyboru.
Dalsza część podróży miała bardzo żmudny przebieg. Soldaci oświetlali system grot pochodniami, co nie zmieniało faktu, że miejsce było bardzo nieprzystępne, pełne nierówności i głębokich szybów. Wiele trudu kosztowała wspinaczka na skalne półki jak też ostrożne zsuwanie się z pochyłości. Odmiana nadeszła, gdy wszyscy dotarli do większego pomieszczenia, w którym rozlewał się podziemny zbiornik wodny. Kilka drewnianych łódek czekało już przycumowanych do drewnianych kołków na brzegu. Logan wskazał, aby goście weszli pierwsi, dopiero wtedy dołączyli do nich on i jego ludzie. I tak wprawne ruchy wioseł posunęły wyprawę dalej. Woda pozostała tutaj niczym nie zmącona, dzięki czemu toń utrzymała się czysta jak łza. Refleksy tworzone przez ogień rzucały czerwony poblask na sklepienie. Wyłoniły z mroku prymitywne rysunki, stworzone dawno temu. Przedstawiały grupę ludzi stojących koło postaci o dziwnych głowach. Biała farba wokół malunku miała symbolizować łunę bijącą od tajemniczych sylwetek. Całość została opatrzona napisem.
Ride the rainbow
Crack the sky
Stormbringer coming
Time to die
Przepłynięcie na przeciwległy brzeg zajęło w sumie dziesięć minut. Po drugiej stronie jeziorka, oczom towarzyszy ukazały się liczne wejścia do sieci tuneli. Było ich tak wiele, że bez przewodników nawet najbardziej doświadczony przepatrywacz nie miał szans znaleźć właściwej drogi. Logan wybrał jeden z korytarzy. Kontynuowano wędrówkę.
Z początku dochodziły tutaj jedynie odgłosy dopiero co zmąconej wody, którą zostawiono za plecami. Równolegle do przebytej trasy pojawiały się również inne dźwięki: gwar, odległe kroki, następnie już strzępki rozmów. Z przejścia biło inne powietrze. Było bardziej ciepłe, lżejsze. Żołnierze Logana wyraźnie się rozluźnili. Kilku zdjęło napierśniki, teraz niosąc je pod pachami.
[youtube]http://www.youtube.com/watch?v=8rMTlUqO-eo[/youtube]
Jaskinia była po prostu gigantyczna. Jej poszczególne końce ginęły w miejscu gdzie nie sięgał już wzrok. Aby rozświetlić tak dużą przestrzeń, na ścianach skalnych soldaci przycumowali łańcuchami coś w rodzaju kadzielnic. Aczkolwiek na tych konkretnych obiektach nie snuł się aromatyczny dym, ale tańczyły żywe płomienie. Miasto rozciągało się po kaskadach skał, z których spływał także spieniony potok, zapewne wpadający gdzieś do przepłyniętego niedawno zbiornika. Wszystkie budynki: od mieszkalnych chałup po charakterystyczne punkty oraz świątynie, były wykute w kamieniu. Wyglądało to tak, jak gdyby nowy mieszkaniec miasta mógł po prostu wziąć kilof i zwyczajnie kuć dla siebie dom.
Ostatnim miastem, jakie widziana kompania, było Dornwall. Powiedzieć, że ta lokacja się od niego różniła, to jakby stwierdzić, jakoby spotkanie z demonem jest niebezpieczne. Soldatów cechowały zupełnie inne obyczaje. Przechodzący ulicami kamiennego miasta wojownicy pozdrawiali się uściskami. Bez pardonu jeden mieszkaniec mógł wejść do domu drugiego lub zaczepiać nawet mało znajomego osobnika na drodze. Było gwarno i żywo. Kilku młodych ludzi wyładowywało właśnie wóz z zaopatrzeniem. Ich zarządca stał nad nimi i w bardzo bezpośrednich słowach ponaglał pracowników. Ktoś żywo kłócił się o najlepszy model miecza, gdzie dyskusja nabierała rumieńców z każdym słowem. Obok przeszedł odziany w kolczugę mężczyzna, który pijąc z bukłaka wino, śpiewał sprośne strofy. Natomiast w wyznaczonych miejscach, to jest na brukowanych placach, ćwiczono rozmaite style walki. Ci, którzy nie mieli partnerów dawali upust swojej sile na słomianych manekinach. Gdzie nie splunąć, coś się działo. Ponadto jeszcze nie szło ujrzeć tu osoby, której walka była obca. Nawet kobiety wyglądały na dobrze zbudowane, a z ich wytatuowanych twarzy nie schodziła harda mina doświadczonego siepacza.
Logan odprawił załogę, a drużynę doprowadził pod duży dom z kolumnami i frontem przyozdobionym wielką głową niedźwiedzia. Rozwarł ramiona, jakby pokazując ,,patrzcie, to mój klan!".
- I jak wam się podoba? Nazywamy je Stonekeep. Czujcie się jak u siebie w domu. Możecie rozejrzeć się po okolicy bez żadnych obaw. Jedna zasada: jeśli zostaniecie od kogoś wyproszeni, musicie opuścić domostwo. Gdybyście czegoś potrzebowali, walcie do mnie. Na pewno znajdę dla was kilka wolnych prycz. Możecie zostać u nas do jutra. Gdybyście chcieli zamarudzić dłużej... - tu znów zabrzmiał dziwnie smutno
- wtedy idźcie do kapitan Ven. To nasz przywódca. Góra chce wiedzieć, gdy ktoś zostaje u nas dłużej.
1. Dom Logana Tu mieszka dowódca zbrojnych Stonekeep, kapral Logan. Zaoferował on już nocleg.
2. Dom Ven Największy z budynków zajmuje kapitan Ven. U soldatów nie obowiązuje audiencja i każdy może się zobaczyć z władzą.
3. 1001 Różności Wellmara Sklep z szeroko pojętym asortymentem.
4. Zbrojownia Miejsce zakupu oraz naprawy broni/pancerza.
5. Balkon sokolnika Niejaki Roscoe może wysłać do danego miejsca sokoła z listem.
6. Biblioteka Zbiory są składowane na szczycie wieży, którą widziano z zewnątrz (tzn. że znajduje się poza kamieniem góry).
7. ,,Gadzia czaszka" Nie zgadniecie, karczma.
8. Koszary Kompleks budynków przeznaczonych dla zbrojnych klanu. Z wolnej stopy można dołączyć do planowanej wyprawy.
9. Boisko do gry w kundla Kundel jest brutalną grą drużynową popularną wśród soldatów.
10. Świątynia Pogromców Pogromcami zwie się najmłodszych z Egzarchów, którzy 200 lat temu pokonali demony Vash-Anem.
11. Cyrulik Pracownia medyka oraz alchemika w jednym.
12. Wyjście z klanu Znając już drogę istnieje również opcja rozejrzenia się poza obrębami miasta.