Zeitgeist – to dysć prymitywna manipulacja
Nie będę się w dawał w uderzanie po wątrobach, między socjalistami, niby socjalistami, liberałami etc.. Napiszę to co już napisałem na ten temat w kilkuset postach na forumowisku, będzie raczej długo niż krótko
Jeżeli mamy dyskutować o modelach idealnych, to tak naprawde, indukcyjnie dochodzić musimy do konkluzji, że mamy dyskutować o modelach utopijnych (prosta konsekwencja), a sam system polityczny to baza na jakiej zbudowane są inne systemy (gospodarcze etc, jakie występują formacje społeczne etc etc) od siebie mogę powiedzieć, że spośród nie małej ilości utopii jakie ludziom udało się wymyśleć, najbardziej odpowiada mi anarchokapitalizm, system ultra sprawiedliwy, ale podobnie jak każda inna utopia nierealizowalny, poza „chwilowym mrugnięciem”, każda z utopii czy to komunizm czy dowolna forma anarchii nie uwzględnia czynnika ludzkiego, który jest równie zdolny do czynienia dobra jak i zła, jego altruizmu i chciwości zarazem etc.. (to było o systemach społeczno-gospodarczych)
Odrzucając utopie a przechodząc do świata realnego:
Spośród samych systemów politycznych, mamy również wiele możliwości, zastanówmy się, jaka forma (spośród tych możliwych do istnienia przez czas dłuższy, odrzucamy więc twory mogące istnieć jedynie temporalnie: jak np. anarchia)
Jakie zalety i wady mają systemy scentralizowane i zdecentralizowane?
Niewątpliwie systemy zdecentralizowane, najpełniej są w stanie realizować potrzeby każdego z ludzi (grupy rodowe, czy większe o charakterze plemiennym), nie mniej jednak ich podstawową wadą jest to , że dzisiaj takie zdecentralizowana państwowość (nie państwo!) było by stale zagrożone przez sąsiadów (to właśnie stało się przyczyną budowy struktur ponadplemiennych, np. u Słowian w obliczu zagrożeń zewnętrznych), jak widać mamy tutaj podobny problem jak w przypadku formacji anarchistycznych, zagrożenia zewnętrzne są w stanie łatwo wymazać z map takie twory, stąd z powodu wspomnianych zagrożeń, musimy „je sobie odpuścić”
Lądujemy więc w wielkim kotle systemów centralistycznych (których stopień wysycenia wspomnianym centralizmem może się różnić, wprost rzędami wielkości), nie mniej jednak implikując dalej, dochodzimy do tego, że tworem jaki może przetrwać realnie przez czas dłuższy jest państwo, zdolne do obrony zewnętrznej i wewnętrznej (pilnowania bezpieczeństwa swych obywateli)
Czy znajdujące się w ramach modelu scentralizowanego: państwo wieloplemienne, może spełnić, pokładane przez nas nadzieje, co do ochrony, bezpieczeństwa (to w końcu najważniejsze, aby nikt nie napadł mnie i mojej rodziny: z zagranicy, czy z sąsiedniej ulicy), odpowiedź może być twierdząca, niestety taka formacja (niezależnie od tego czy o charakterze autorytarnym, czy despotycznym, inne można sobie podarować) posiada jedną zasadniczą wadę, jedna osoba stanowi o wszystkim (to nie jest problemem), brak jakiegokolwiek odniesienia w zakresie prawa czy to jego stanowienia czy wykonywania, czy procesu sądowego (wszystko działa świetnie, jeżeli tenże wódz, byłby dobrym władcą, gorzej gdyby był złym, co więcej takie sprawowanie władzy (w formie pewnej mutacji, mamy w wielu krajach afrykańskich, gdzie członkowie własnego plemienia/grupy są zdecydowanie faworyzowani) dochodzi my więc, chcąc nie chcąc do władzy literalnie państwowej (a nie jedynie państwotwórczej), tutaj wachlarz mamy naprawdę szeroki. Idąc od form najstarszych
Monarchia, władza skupiona jest tutaj mniej lub bardziej wokół osoby monarchy, wielość wariantów tej formy jest również duża, od monarchii absolutnej, po oświeconą, konstytucyjną, (formę książęcą „opuszamy”, jako ułomną) oświecony absolutyzm (ten może się też zdarzyć w przypadku formy despotii), monarchia elekcyjna (ćwiczona w Polsce, z mało pozytywnym skutkiem, nię będę się rozpisywał) i jej przeciwieństwo monarchia naturalna – czyli dziedziczna, istnieje jeszcze szereg innych typów, którymi zajmować się nie będziemy (to typy funkcjonalne, albo zależne od sposobu ustanowienia systemu). Upraszczając mamy spośród systemów realnych wspomniane monarchie typowe, absolutne, konstytucyjne wszystkie o charakterze dziedzicznym. Dlaczego dziedzicznym? W przypadku monarchów elekcyjnych, zawsze mamy problem, z tym, że może zostać wybrany nie ten, który byłby najlepszy, ale ten który się najbardziej podoba, ten który pasuje (gdyż jest np. słabego charakteru), nasze Polskie doświadczenia, to jeden wielki król elekcyjny, kilku niezłych , reszta słabych. Król elekcyjny nie mogąc przekazać potomkowi swej władzy automatycznie, zawsze będzie się silniej interesował (chociażby podświadomie) dziś, nie jutro (to samo zjawisko , dotyczy każdej władzy obieralnej, chociaż na troszkę innej płaszczyźnie). Monarcha absolutny, to monarcha nie mający niczego co może go ograniczać, skupia w jednym ręku wszystkie 3 władze (za Monteskiuszem) monarcha absolutny oświecony, musi podporządkować się prawu, ustanowionemu, przez siebie lub/i przodków, znowu monarcha konstytucyjny jest nie dość, że skrępowany prawem, to jeszcze istnieją inne ośrodki władzy, na które może mieć wpływ, lub też żadnego, stając się jedynie ikoną reprezentacyjną państwa. Jako, wyrośli na gruncie nauk nowożytnych, jesteśmy zwolennikami tego iż prawo ponad wszystko, stąd, czysta monarchia o charakterze absolutnym, musi zostać przez nas porzucona, w rozważaniach. Zawężamy więc pole do 2 pozycji, monarchii absolutnej oświeconej i konstytucyjnej (mogą się niewiele różnić, jak też mogą się różnić zasadniczo). Znając ludzkie przypadłości, skłonności do zachowań złych, czy po prostu głupich, instynktownie szukamy ograniczeń władzy, moim osobistym zdaniem, o ile monarchia konstytucyjna, ma być jedynie reprezentacyjną funkcją, to poza krajami o takiej tradycji, dla naszych rozważań nie ma sensu. Pole zawężamy więc dalej. Wg mojej opinii, jedyną monarchią jaka najpełniej odpowiadała by potrzebom ludzkim, była by monarchia absolutna, ograniczona konstytucyjnie, z prawem do obalenia króla włącznie (ale nie dynastii), przy spełnieniu wielu ograniczających warunków. Czy taki system zawierałby w sobie to co ludzie cenią? Tak:
- stabilizacja władzy i jej przewidywalność
- możliwość pozbycia się głupca lub złego człowieka będącego królem
- król, przewidując, iż jego potomek będzie następcą, byłby zainteresowany tym, aby kraj (państwo to ja) był w jak najlepszym stanie
- uważam, że takie państwo nie powinno mieć możliwości zmiany konstytucji, poza obopólną zgodą: Zgromadzenia Narodowego oraz samego króla łącznie (wentyl bezpieczeństwa)
- państwo takie bliskie by było nomokracji – rządów prawa
Pozwolę sobie przejść teraz do systemów wybieralnych
Pierwszymi były plutokracje/oligarchie, które wybierały spośród siebie reprezentację mającą sprawować władze, władze te miały pewną rację bytu i funkcjonowały, wcale nie krótko, nie da się ukryć, że obecne władze „demokratyczne” przekształcają się w plutokracje, lub/i ochlokracje (o tym niżej). Władza o charakterze oligarchicznym/plutokratycznym (podpowiedź dla tych którzy nie rozróżniają oligarchiczność ma u swego źródła najczęściej formację arystokratyczną, plutokracja zawsze majątkową). Brak tym formom sprawowania władzy, realnych ograniczeń, stąd np. w Grecji zrodziły się koncepcje nomokracji, timokracji czy w końcu demokracji. Nomokracja to raczej obudowa instytucjonalna, nie przypisana do żadnego konkretnego systemu – to rządy prawa (jak w przypadku jaki opisałem powyżej ograniczonej monarchii), władztwo nomokratyczne, może występować w republice, timokracji (to też trochę model idealny) i przynajmniej teoretycznie demokracji. Timokracja, to model w którym, jednie osoby posiadające mają prawa wyborcze , tylko też oni płacą podatek pogłówny (zmiennej wysokości, zależnej od przychodów), stąd jedynie osoby utrzymujące państwo mogą wybierać władze i być wybieranymi. To właśnie ten system ustanowił Solon (bzdurnie nazywany demokracją), to znowu ten system godzi oligarchów, osoby mniej majętne i nie posiadające bogactw, ale utrzymujące się samodzielnie. Jest to sprawiedliwe, gdy dajesz i możesz w dzieleniu tego co dałeś mieć udział. Gorącym orędownikiem tego systemu byli Platon, czy Arystoteles, wielkie umysły antycznej Grecji. To znowu ten system był jednocześnie nomokratycznym, gdyż ludzie honoru (time), utrzymujący państwo są jedynymi aby (en Block) tymi którzy są w stanie myśleć o czymś więcej niż własnym interesie, już niedługo znalazło to potwierdzenie, po zaistnieniu demokracji w Grecji. W Timokracji, jedynym wyznacznikiem wagi człowieka przestał być majątek (w przeciwieństwie do rządów oligarchiczno-plutarchicznych), timokracja nie jest też ideałem, ale systemem i efektywnym i sprawiedliwym i jak stwierdził Platon, „najmniej złym”. Znowu Sokrates stawiał wyżej rządy oligarchiczne niż demokratyczne, przypisując tym drugim zbyt wielka rolę odgrywają demagodzy, co jego zdaniem jest gorsze niż konflikty wywoływane w podczas rządów oligarchii między bogatymi i biednymi, gdyż oligarchowie („garnąc do siebie”) dbają jednak o państwo, natomiast w Demokracji nikt nie dba o nic, a króluje pusta retoryka i demagodzy manipulujący ludźmi (skądś to znamy?). Co ciekawe zdaniem Sokratesa demagodzy działają najczęściej w imieniu oligarchów (chociaż historia podaje inne przyczyny, wpływy obce =petunia non olet, osobiste urojenia demagoga etc). Demokracja to swoją droga był system jednak ciągle elitarny (wbrew temu czego uczą w szkołach, o czym trąbią w mediach) w demokracji ateńskiej (poza okresem już ochlokratycznym) nie zdarzyło się aby prawa wyborcze przysługiwały więcej niż 10% mieszkańców, baaa te 10% i tak nie miało prawa się zmieścić w miejscu obrad, a i z 5% byłby problem) niestety mitologia świecka żyje swoim życiem i ma się świetnie (w przeciwieństwie do mitologii o charakterze sakralnym). Ochlokracja to najprościej mówiąc rządy tłumu/plebsu wynaturzenie, prawa i zasady sprawowania władzy, zmieniają się zgodnie z tym jak demagodzy manipulują tłumem, to aby przeciwdziałać ochlokracji Perykles przywrócił część dawnych praw i ustanowił nawet pensje dla sprawujących władzę (zrywając tym samym z timokracją i nomokracją jednocześnie), ale i najpierw opuszczony przypłacił to życiem..(legendę iż zmarł podczas epidemii historycy poddają teraz wobec przeciwnych informacji w wątpliwość, mimo, że pozbawiony władzy był zagrożeniem). Demokracja, czy ochlokracja były systemami potwornie skorumpowanymi, to właśnie wspomniane powyżej płacenie pensji miało zmniejszyć korupcję, niestety nie udało się to, skoro porzucono reformy Solona i wybierani byli „gołodupce” to efekt mógł być tylko jeden. Ochlokracje objawiały się w historii cyklicznie, wszędzie tam, gdzie władza centralna słabła, czy to Rzymie, czy tam gdzie jej wpływy były niewielkie np. Amerykańskie Salem etc…
Republika to system podobny (zazębiający się) do Demokracji (historycznej, nie tej obecnej niby demokracji) gdzie występuje, niedziedziczność sprawowania władzy i jej wybieralność, jedyna różnica pomiędzy republiką a demokracją to fakt, że w republice wybierać mogą wszyscy mieszkańcy, natomiast w demokracji większość była tego przywileju pozbawiona. Stare republiki stanowiły negację tyranii jednowładczej. Warto tutaj dodać cytat z Cycerona (łączącego idee Arystotelesa i stoików na gruncie rzymskim): „Czymże bowiem jest społeczeństwo, jeśli nie wspólnotą jednoczoną prawem?”Jednakże mimo pozorów kolektywizmu kluczem jest sam termin Republika, jako właśnie rzecz publiczna, gdzie idee i zamierzenia wszystkich winny mieć na uwadze dobro wspólne, ważne jest tu wynikanie państwa prawa z legalności opartej na prawie naturalnym(„szczytne zasady, powstałe całe stulecia przed wszelkimi pisanymi systemami prawnymi”, swoją drogą szkoda że wiek XIX przyniósł pozytywistyczne zerwanie z tym podejściem..) Republiki mogły podobnie jak demokracja ustanowić własne cenzusy (dowolność) wyborcze, stąd można stwierdzić, że przy stosownym zaostrzeniu kryteriów, republika może stać się timokracją i nomokracją w jednym, czyli tym co możemy nazwać rządami prawa i honoru.
Czasy nowożytne, przyniosły postoświeceniowe zmiany, lecz o jakże różnej wymowie, rewolucja francuska, z pozoru szczytnych ideałów zapisała się pierwszym wielkim barbarzyństwem, dała wolność, lecz o jakże nieoświeceniowej roli (jak amerykańska), miast kompromisu, miast zabezpieczenia praw, doprowadziła do ochlokracji i zburzenia praw, pogardy dla wolności (oświeceniowej), przy zachowaniu jej na ustach, braterstwem okazała się w dwojaki sposób, braterstwem w biedzie, ludzi ubogich i braterstwem w bogactwie nowych elit itd., wolność słowa, prasy i zgromadzeń, były gwarantowane przez konstytucję amerykańską i realizowane, natomiast we Francji również, o ile władza się w konkretnym przypadku na nie godziła (przypomina to nam trochę ideał wolności: państwo sowieckie, które wiele się rozpisywało w konstytucji nad wolnościami obywateli, pozostawiając je jedynie na papierze, niewoląc społeczeństwo w stopniu wcześniej nie znanym). Prawa wyborcze w Ameryce posiadało kilka procent mieszkańców (to była demokracja, było konieczne spełnienie szeregu cenzusów), w porewolucyjnej Francji również, nie wszyscy mieli prawo partycypacji we władzy (wbrew temu co się powszechnie pisze i uważa), jednym z ciekawszych cenzusów francuskich było na przykład uregulowanie stosunku do służby wojskowej, wykonywanie pracy nie najemnej, opłacenie podatku w wysokości 3 dniówek, uważa się, że prawa wyborcze przysługiwały ok. 20-30 % francuzów, chociaż bliższy tym wydarzeniom Benjamin Constant napisał o odmowie praw połowie dorosłych i czynnych Francuzów. Suwerenem miał być w obydwu konstytucjach lud, lecz jakże inaczej rozumiany niż dzisiaj. Tocqueville porównując społeczeństwa, dostrzegł i wysoce sobie cenił amerykański indywidualizm, zauważając, iż w Europie, dominował „pasywny obywatel” rzucany przez państwo na różne formy działalności, gdy amerykanie samorzutnie tworzyli tysiące różnych stowarzyszeń, Amerykanie żyli polityką, identyfikując się z nią, podczas gdy Europejczycy, bardziej interesowali się samymi konfliktami politycznymi, a w mniejszym stopniu ideami. Tocqueville świetnie prognozował: „Kiedy próbuję sobie wyobrazić ten nowy rodzaj despotyzmu zagrażający światu, widzę nieprzebrane rzesze identycznych i równych ludzi, nieustannie kręcących się w kółko w poszukiwaniu małych i pospolitych wzruszeń, którymi zaspokajają potrzeby swego ducha. Każdy z nich żyje w izolacji i jest obojętny wobec cudzego losu; ludzkość sprowadza się dla niego do rodziny i najbliższych przyjaciół; innych współobywateli, którzy żyją obok niego, w ogóle nie dostrzega; ociera się o nich, ale tego nie czuje. Człowiek istnieje tylko w sobie i dla siebie i jeżeli nawet ma jeszcze rodzinę, to na pewno nie ma już ojczyzny”, ta nowa despotyczna władza „Otacza ludzi opieką, uprzedza i zaspokaja ich potrzeby, ułatwia im rozrywki, prowadzi ważniejsze interesy, kieruje przemysłem, zarządza spadkami, rozdziela dziedzictwo”. Dzisiejsza „demokracja” to czasy gdzie ludzie (teoretycznie suweren) zostali sprowadzenia do roli przedmiotu, a nie podmiotu władzy, rozmnożone, kazuistyczne prawa, zajmujące się niezliczonymi aspektami naszego życia, derogują podmiotowość obywatela, nakazując mu płacenie podatków, składek, wprowadzając ich obowiązkowość, likwiduje przywiązanie tychże jako aktu woli, co więcej są one wymuszane przez stosowny aparat biurokratyczny, skąd więc ma się brać lojalność? przywiązanie? Osobiste ja? Wprowadzono nawet przymusowe szkolnictwo i służbę wojskową, kreując nowe patologie…
Związek psychologiczny <moje działanie na rzecz państwa> => <państwo> (zamiast państwo można wstawić społeczność, naród etc, zależnie od typu ideologii) został zaprzepaszczony, z powodu braku działania realnego i osobistego wpływu na cokolwiek. Jakie wnioski? To co ma być istotą „demokracji” partycypacja i społeczeństwo obywatelskie w Europie zanika, nawet w USA ma się coraz gorzej.
Liberalne „demokracje” zasadzały się na „uniwersalizmie równych”, dzisiejsze społeczeństwa są silnie zatomizowane, ten kryzys dotknął już poważnie rodziny, czego początki widać już i w Polsce. Dzisiejsze społeczeństwa, są nieporównywalnie silniej zróżnicowane, atomizowane przez tysiące partykularyzmów. Cnoty obywatelskie zanikły, wady systemu wychwycone jeszcze przez pisarzy antycznych widzialne są dzisiaj z całą mocą. Jeszcze na przełomie XIX i XX wieku w moim Lublinie powstawały corocznie dziesiątki nowych stowarzyszeń prywatnych organizacji. Jako, że wówczas panował kapitalizm, to ludzie majętni tworzyli i finansowali kasy zapomogowo-pożyczkowe, szpitale, przychodnie, szkoły, ochronki, chcieli, potrafili, umieli, mimo bycia poddanymi Carskiej Rosji, byli Obywatelami, ilu dzisiaj jest tych Obywateli? Ludzie czuli się w obowiązku niesienia pomocy bliźnim, sami będąc majętnymi dzielili się z innymi, dzisiejsi biznesmani „flekowani” przez dziesiątki instytucji, walczą o przetrwanie i rozwój trochę na przekór władzy i niestety czasami społeczeństwu…
W dzisiejszej dobie mamy dziesiątki organizacji zajmujących się społeczeństwem obywatelskim, wtedy gdy ono jest w zaniku, wtedy kiedy ono istniało (jeszcze 100 lat temu) nikomu nie przyszło by do głowy tworzenie takich organizacji.. Dzisiejszy system zmierzający do socjalizmu demokratycznego jest oparty na kilku przeciwnych sobie przesłankach, jest taką swoistą schizofreniczną doktryną państwową.. łączy w sobie liberalizm etyczny, opresyjność aparatu biurokratycznego wdrażającego i egzekwującego rozbudowane do nieprzytomnych rozmiarów pozytywistyczne i kazuistyczne prawo, utrudnianie samodzielności i odpowiedzialności połączone z libertynizmem obyczajowym i relatywizmem. Człowiek miał być zwierzęciem politycznym, żyjącym sprawami publicznymi, a stał się obiektem demagogii, przedmiotem wielopiętrowych manipulacji. Dzisiejsza doktryna próbując uczynić z poszczególnego człowieka podmiot zainteresowania władzy (mamy więc jakby wilka – samotnika, który może być członkiem watahy, jednocześnie przypisując człowieka do roli mrówki w mrowisku – takie mało może zgrabne porównanie mi się nasunęło. Na koniec wracając do rzymskiego pojęcia legitymacji, powstaje pytanie, czy władza sprawowana w „nowoczesnych demokracjach” miała by legitymację do sprawowania władzy w rozumieniu rzymskim? Czy dzisiejsza „demokracja” jest nieuchronnie ostatecznym systemem?
Spróbuję teraz przejść do systemów niewybieralnych o mniejszym lub większym nasyceniu tyranią.
Systemy oparte na tyranie, wywodziły się w świecie antycznym de facto z oporu ludu przeciwko oligarchii lub/i republice. Tyran podobnie jak monarcha despotyczny, nie był ograniczony niczym, ale o ile pierwotne tyranie (etymologia) były de facto despotiami, to późniejsze już dyktaturami. Systemy nie szanujące niczego i nie poddające się prawu, możemy sobie odrzucić jako nieistotne dla naszych rozważań.
Faszyzm ,to system we wszystkich swoich mutacjach odrzucających jednostkę, jako podmiot (jak wiele innych systemów), podporządkowujący prawo państwu (jako świeckiemu sacrum – proszę mnie nie poprawiać – to celowe). Dla ludzi wyrosłych w naszej cywilizacji, jak mogło by się wydawać system niemożliwy do wprowadzenia, jednak zaistniał w różnym wysyceniu w okresie międzywojennym w wielu państwach (nawet w pewnych aspektach II Rzeczpospolita, pozostając republiką przyjęła wiele cech faszystowskich), wbrew temu co wypisywali różni politolodzy, faszyzm nie jest ex-deinitione ani totalitarny, ani nacjonalistyczny w swej istocie, chociaż najczęściej taki charakter w sferze realnej przyjmował). Cechą jaką przejawiał faszyzm była aprobata dla korporacjonizmu (wraz z naiwną nie da się ukryć) wiarą, w to, że „ważny” urzędnik jest w stanie przewidzieć prawidłowo zjawiska gospodarcze i nad nimi panować, co więcej system ten opierał się na zgrupowaniu ludzi w spółdzielnie, te jako samorządne miały być zarządzane kolegialnie. Sama koncepcja spółdzielczości nie jest głupia ani nie mądra, baaa niejednokrotnie okazywała się i wydajna i zapewniająca ludziom „to coś” – jako współudział. Niestety spółdzielnie świetnie sprawdzające się w niektórych dziedzinach, pozostają nieefektywne w innych. Korporacjonizm przejawiał się również bezpośrednia kontrolą nad przedsiębiorstwami prywatnymi (Nazizm) lub nacjonalizacją (Włochy), jak pokazała praktyka, sprawdzać się to mogło jedynie w krótkim terminie, czas obnażył wady. Systemy faszystowskie, wraz ze swoim rewolucyjnym podejściem do prawa, uniemożliwiały niestety długoterminowe planowanie, czego efektem był zanik inwestycji (i we Włoszech i Niemczech, poza nielicznymi wyjątkami oczywiście) w przedsiębiorstwa.
Nie da się ukryć korporacjonizm, ma w sobie pewien magnes, ludzie w typowych przedsiębiorstwach nie zbyt często identyfikują się z firmą, w razie współuczestnictwa zjawisko to może być wzmocnione. Z drugiej strony, mamy niezliczone przykłady przedsiębiorstw państwowych rozkradane przez swych pracowników, którzy poprzez Rady Zakładowe to współuczestnictwo mieli zapewnione, podobne zjawisko znamy też w przypadku spółdzielni, chociaż tu należy dodać, że w skali dużo mniejszej (to warstwa empiryczna), poplecznicy korporacjonizmu chcą się jego źródeł dopatrywać, na przykład u Platona, niestety, coś takiego nie przyszło mu do głowy, pisał owszem o uniformizacji w ramach „tyranii filozofów”, przymusowej stratyfikacji ludzi, filozofowie kierują się ideami i stoją na straży ich niezmienności, zwykli ludzie jako „nie mędrcy”, nie mają wpływu na nic, mają jedynie pracować w wyznaczonych im rolach, baa, nie mają nawet mieć prawa do miłości, wszak zdaniem Platona, małżonka miano mu wylosowywać, dzieci również, miały być w żłobkach, miast przy matce, reżim wychowania, edukacji, jako żywo nasuwa inspiracje spartańskie, co ciekawe, Platon, miał niesłychany dar analizy, niestety wnioski własne pomysły nie dość, że utopijne, to niejednokrotnie były nie mądre – koniec mej subiektywnej dygresji). Należy tu dodać, że Arystoteles potępiał przymusowość jednoczenia społeczności i inżynierię nad nią czynioną, gdyż jednostki są jednak różnorodne Wracając do samego korporacjonizmu, to czasy średniowieczne przyniosły jego rozkwit, miało to swe i dobre i złe strony, dobre, gdzie umacniały porządek (czy to gospodarczy, czy społeczny) z drugiej strony doprowadzały de facto do dziedziczności w korporacjach, przymykając dosyć szczelnie napływ „świeżej krwii”, oraz popadając w archaiczność technologiczną (mamy mnóstwo przykładów problemów członków cechów, próbujących innowacji technologicznych etc), nowożytny korporacjonizm, czerpał z tego jak funkcjonował w średniowieczu, opatrując go jeszcze romantycznym „wsadem”, czy w wieku XIX/XX rzeczywiście mamy do czynienia z 3 stanami (jakie występowały w średniowieczu?) raczej nie zbyt… Wiek XIX przyniósł rozkwit kapitalizmu, oraz zrodzenie się obok chłopstwa, arystokracji (powoli zanikającej) i kleru (później poza 3 stanami mieszczaństwa), nowej grupy przedsiębiorców i ich pracowników, upychanie ich na siłę a to pośród arystokracji, czy mieszczaństwa (w starym stylu) niestety było czynione raz wbrew empirii (co każdy mógł dostrzec za oknem), jak i racjonalnemu myśleniu. Dwa stany utraciły swe przywileje, trzeci zaczął wyraźnie dominować (ze wszystkimi pozytywnymi i negatywnymi konsekwencjami). Czy można realnej możliwości przywrócenia społeczeństwa stanowego, poprzez kreację korporacji? Wydaje się to wątpliwe. Rozumiem, źródła zainteresowania korporacjami, jako pewną formę konserwatyzmu oraz poszukiwania teologiczne w pismach Tomasza czy Augustyna, dostrzeganie problemów wynikłych z ekspansji kapitalizmu, jak również antyczłowieczych idei socjalizmu (na dobrą sprawę pierwsze próby stworzenia tzw. 3 drogi), tak jak grupa rzemieślnicza jeszcze w wieku XIX była dużą grupa, tak dzisiaj wraz z intensyfikacją produkcji i usług, jej rola znacznie osłabła. Czy pracownicy, przedsiębiorcy etc potrzebują dzisiaj silniejszej reprezentacji? Mają szereg organizacji broniących ich interesów (mniej lub bardziej udolnie), czy związki zawodowe służą pracownikom, władzy, czy same sobie? Podobne pytanie możemy zadać w przypadku związków pracodawców. Mamy instytucję Komisji Trójstronnej: kwintesencję korporacjonizmu. Czy ktokolwiek (poza zasiadającymi w niej) jest zadowolony z jej działania? Dalej, czy jest możliwe jej działanie w lepszy sposób?
Na dzień dzisiejszy, ideały korporacjonizmu, znalazły swą realizację, na przykład w zawodach prawniczych: adwokatów, radców, notariuszy, komorników itd., jedne słowo jakie ciśnie się na usta gdy mamy mówić o nich: patologia.
Moim prywatnym zdaniem korporacjonizm w dniu dzisiejszym jest odpowiedzią, na znajomość wypaczeń socjalizmu oraz wyobrażeń o kapitalizmie, bo system jaki dzisiaj funkcjonuje (w Polsce, i wielu innych krajach) nim w istocie nie jest, to co mamy dzisiaj to ucieczka od kapitalizmu w socjalizm demokratyczny, w swej frazeologii akceptujący liberalizm gospodarczy, troszczący się zarazem o potrzebujących, dbający o wszystkich i wszystko, o silnie zarysowanym etatyzmie (na jaki korporacjonizm, jako wróg centralnego planowania) się nie zgadza… Korporacjonizm to z jednej strony negacja jednostki jako podstawowego podmiotu, przy jednoczesnej próbie podtrzymania indywidualnej przedsiębiorczości etc.. (całość można podsumować bon motem: „nie zysk, a człowiek”, inna rzecz czy ten tekst jest logiczny, czy tylko zawiera w sobie pozory logiki). Ideały korporacjonizmu, były realizowane w faszystowskich Włoszech, czy Niemczech Hitlera, znowu, czy to był korporacjonizm w istocie, czy jego wulgaryzacja, to już inna sprawa. Podobnie powstaje pytanie czy syndykalizm to jeszcze korporacjonizm, czy ponownie jego wulgaryzacja? Część teoretyków korporacjonizmu, uznaje go za jeden z nurtów, inni (katoliccy konserwatyści) uznają go znowu za wynaturzenie. Czy wielowarstwowa i wielopodmiotowa samorządność korporacjonizmu, może się obyć bez państwa, we Włoszech, gdzie korporacjonizm rozwinął się niebywale, jako ustanawiany przez Państwo i przez nie sterowany stał się kolejną emanacją państwa (tak drogą faszystom). Swoją drogą ciekawe jak mógłby rozwinąć się korporacjonizm w Austrii (wpisany do konstytucji) gdyby nie Anschluss …. Swoją droga konserwatywni korporacjoniści czerpali garściami z encykliki Non abbiamo bisogno (ale i zwolennicy rynku czynili to samo…, socjaliści wszelkiej maści najczęściej pluli na nią, ale i znaleźli się jej poplecznicy) chociaż faktem jest, że to Quadragesimo anno była encykliką w dużej mierze zgodną z zamierzeniami korporacjonistów, to ponownie stanowiła ona również podporę dla innych nurtów myśli (chociaż w mniejszej skali). Jak widać korporacjonizmowi poświęciłem wiele miejsca, przyczyną jest to iż widać jego wyraźny renesans, chociaż wielonurtowość tego prądu intelektualnego, niesie też wiele sprzeczności, nie poddałem go krytyce, nie muszę, ująłem go w formie systemu społecznego, mniej zajmując się jako formacją gospodarczą (ta jest bardziej znana)….
Komunizm/Socjalizm (nie demokratyczny, o który wspominałem wcześniej) to systemy totalitarne w zawłaszczające na tyle wiele sfer życia ile jest zdolny aparat biurokratyczno-policyjno-polityczny „przerobić”, systemy te zasadzające się na zwulgaryzowaniu tego co wcześniej pisali Locke czy Smith o pracy, wg. Marksa i jego następców praca jest tym co definiuje człowieka, praca ma być źródłem produktywności i o ironio wyrazem człowieczeństwa. Stąd płynął kolejny (konsekwentny) wniosek, wszyscy powinni pracować (nawet przymusowo), zamieniono więc rzeszę obywateli w rzeszę niewolników, bez prawa decydowania w pełni o sobie… Człowiek „od zawsze” pracował po to aby spełnić swe potrzeby, działał bo odczuwał jakiś dyskomfort (chociażby dyskomfort w postaci bólu pęcherza moczowego finalnie zmusza nas do opuszczenia łóżka i udania się do toalety, możemy jednak nie chcąc wstawać zadać sobie większy ból, leżąc dalej – ale ciągle pozostaje to naszym wyborem). A może jednak człowiek nie jest jedynie altruistą? Może nie jest jednak „trybikiem w maszynie”? w sprawach (chociażby na przykładzie przeze mnie naprędce wymyślonego leżenia na łóżku, mamy obiektywnie i subiektywnie autonomicznie dokonywane wybory, na które żadna władza nie może mieć żadnego wpływu, możemy sobie suplikować wierzących w ideały socjalizmu/marksizmu (ale i innych ingerujących w sferę prywatną systemów) od kiedy ta ingerencja jest już właściwa, ich zdaniem pożądana i dlaczego w danym przypadku tak, a innym nie…
Socjaliści inaczej rozumieli potrzeby ludzkie, nominowani przez partię urzędnicy, mieli zajmować się spełnianiem ludzkich potrzeb, organizowaniem życia, kreacją rzeczywistości, prowadzeniem przedsiębiorstw etc… wiemy jak skończył się ten eksperyment na ludziach… Ludzie niestety nie zawsze pokornie znosili kolejne jarzma władzy, więc władza musiała swym aparatem terroru wymuszać zachowanie się społeczeństwa zgodne z oczekiwaniami władzy, bywało w ZSRR, że nawet 10% społeczeństwa było uwięzione w jednej chwili. Ludzie zmanipulowani i zniewoleni mogli uczestniczyć w drugorzędnych wyborach, gdzie listy i tak tworzyła sprawująca władzę i niekontrolowana przez nikogo partia. Swoją drogą zastanawiam się, czy członkowie elit politycznych byli w tych systemach ludźmi w pełni wolnymi? (ale to na odrębną dyskusję)
Ważnym przy wspomnieniu o systemach o charakterze totalitarnym jest jeszcze umocowanie prawa, jego egzekucji, o legitymację terrorysty do stanowienia rzeczywistości i praw pytać chyba nie trzeba… wszak w tych systemach z mieszkańca nigdy nie ma prawa wyłonić się Obywatel (pisany przez duże „O” – jako świadomy podmiot, praw i obowiązków). Jak napisał jakobin Sieyes „Naród istnieje przed wszystkim, jest początkiem wszystkiego. Jego wola jest zawsze legalna , jest prawem. Narodem jest naród francuski, suwerenny naród, w skład którego nie wchodzą tylko pasożytnicze warstwy uprzywilejowane.” Wiele totalitarnych reżimów z niego czerpało
Abstrahując od tego co powyżej w systemach totalitarnych nie istnieje możliwość stania się w pełni obywatelem, jedynym obywatelem jest przywódca stojący na cele danego systemu totalitarnego, nawet jego świta, podlega mu jak w systemie feudalnym, stanowiąc siebie jako suwerenów w stosunku do społeczeństwa. Człowiek w takiej sytuacji, nie ma uprawnień, gdyż jedynie obowiązują prawa narzucające mu obowiązki. Odpowiedzialność wynikająca z wolności wyboru jest wyłączona, gdyż dopuszczalna jest jedynie odpowiedzialność za swe czyny względem prawa. Czym staje się prawo do życia, posiadania, wypowiedzi, kiedy jedynym podmiotem w tym zakresie staje się państwo?
Podsumowując, biorąc pod uwagę interes jednostek (jakimi jesteśmy), oraz uwzględniając dzisiejsze zaawansowanie (w różnych aspektach), gdybym mógł wybrać system w jakim chciałbym mieszkać, była by to albo forma będąca nomokracją, stąd ograniczenia sprowadzają się w sumie do wyboru timokracja, albo republika o takim charakterze lub monarchia absolutna, ograniczona konstytucyjnie. Obydwa przypadki są wielce odrębne w swej istocie, nie mniej jednak zapewniają realizację nomosu. Dodam, że analiza ta nie zajmuje się systemami gospodarczymi, chociaż są one wielokrotnie (pomocniczo) wspomniane.. Nie zajmowałem się również różnymi technikami sprawowania władzy, może innym razem…
Zakończę cytatem z Tocqueville’a :”demokracja oznacza jednak zerwanie więzi wspólnotowych, atomizację; egoizm w działaniu zmniejsza szansę na osiągnięcie sukcesu, zaostrza konkurencję; demokracja najwyżej ceni przeciętność, zrównuje do niskiego poziomu wybitne jednostki, nie uznaje autorytetów wśród równych, wprowadza to despotyzm mierności; należy odtworzyć wolność w społeczeństwie obywatelskim, aktywizacji intelektualnej i uświadomieniu ludzi”
Oczywiście znanych systemów jest dużo więcej, lecz konieczna szczupłość przekazu, kazała mi pisać mniej niżbym chciał, musiałem pominąć wiele z nich, a i te opisane, wspomniane były czasami pobieżnie, obawiam się, że i tak nie wszyscy przeczytają ten tekst…