Nie, nie. Z punktu widzenia psychiatrii bardzo ważne, jest czy jest zachowana funkcja życiowa, czy istnieją utrudnienia w jej realizacja. Mężczyzna homoseksualny, ma problemy ze współżyciem seksualnym z kobietami płci przeciwnej (jak masło maślane to na całego), jeśli nawet się mu uda, to jest to dla niego nie ciekawe i przyjemne doświadczenie. Dla biseksualisty żaden problem.
Zwierzęta kierują się instynktem. Jak zabijesz małpie dziecko, a dasz lalkę, to będzie pilęgnowac lalkę, ponieważ instynkt domaga się realizacji, a bardziej rozwinięte zwierzęta umieją go częściowo zaspokajać substytutami. Pingwiny mają przemożne pragnienie odbycie wielu zachowań (po za samą kopulacją), które jest częścią instynktu. Jeśli nie ma pod ręką (skrzydełkiem raczej) samicy, to mogą wpaść na pomysł zaangażowania drugiego samca. Jednak pod względem wzorców zachowań, nie różnią się od każdego innego pingwina, no chyba pod względem pomysłowości. Świadomie chęci przedłużenia gatunku nie odczuwają, a jedynie tą sprawę załatwia popęd. Natomiast homoseksualista ten popęd ukierunkowuje inaczej, więc różnica jest widoczna gołym okiem.
Moim zdaniem natura homoseksualizmu jest zbyt skomplikowana, aby pojawiła się w móżdżkach zwierząt, nawet tak rozwiniętych jak bonobo. Bierze się to stąd, że wiele wzorców, naszych zachowań to kwestia wychowania, socjalizacji, a nie instynktu jak u zwierząt. W procesie socjalizacji łatwiej o zaburzenia niż w dziedziczeniu instynktu. Oczywiście w wyniku mutacji pingwin homoseksualista może się pojawić, jak biały kruk, ale szanse na to są raczej bardzo małe, bo i mutacja bardziej złożona, niż zaburzenie w jakimś genie odpowiedzialnym za pigment, a szansa, że naukowcy takiego przyuważą jeszcze mniejsza.