Nie wiem czy moje lęki można nazwać fobiami ale:
-Nie znoszę wszelkiego rodzaju robactwa. Szczególnie dużego.
--Boję się nieznanych mi gatunków pająków, od koszmarnego snu z dzieciństwa boję się że zostanę ugryziona i umrę. Z lęku przed samymi pająkami się wyleczyłam, ale nie lubię gdy pojawia się znienacka albo gdy jest ich dużo, albo gdy po mnie chodzi. I nigdy nie wzięłabym do ręki dużego pająka jak ptasznik.
-Mam paniczny lęk głębokości. Nie boję się być na łódce i biegać, foki zakładać, na dziobie siedzieć, ale boję się pływać, tam gdzie nie mam gruntu, nawet w kapoku. Nie dotyczy to basenów, jedynie naturalnych zbiorników wodnych (chociaż basen taki jak na delfiny czy orki czy do nauki nurkowania już w sumie działa), pamiętam jak na obozie żeglarskim mieliśmy naukę pływania w kapokach w głębokim miejscu, to było straszne, starałam się każdym kawałeczkiem ciała trzymać jak najbliżej powierzchni, i chociaż więkrzość miała wrócić wpław do portu, to ja się od razu zgłosiłam do tej grupy która miała odprowadzić żaglówki. Boję się nawet jak oglądam takie programy przyrodnicze, co oni nurkują po oceanach, jak widzę ten bezkresny błękit, tę nieskończoną niebieskość w dół, to mimo że siedzę w fotelu to się boję.
-Mam uczucie niepokoju gdy wieje wiatr. Nie mogę sobie przypomnieć żadnych złych wspomnień z wiatrem, a jednak boję się zawsze gdy się nasila, a jak idę gdzieś sama to nawet takie podmuchy co tylko gałęziami trzęsą wzbudzają mój niepokój.
-Każdej nocy boję się napadu, włamania albo ujrzenia czegoś strasznego. Czasem boję się wręcz paranoicznie, nie mogę spać pół nocy, nieruchomo leżę wsłuchując się w każdy dźwięk z dołu (a mam dwa koty, które potrafią czasem rozrabiać i biegać po schodach), niemal zawsze śpię przy włączonym świetle.
-Mam lęk przed rozmową z ludźmi, szczególnie mało znanymi, taką normalną, bo pisać mogę. Za to boję się dzwonić do banku, boję się o coś zapytać, boję się zagadać do kogoś, boję się zamówić pizzę... każda rozmowa to dla mnie wysiłek przełamania się.
-Boję się że jestem na coś chora albo stanowią inny dziwaczny przypadek medyczny. Wiecznie, a każde zaburzenie funkcjonowania organizmu (prócz tymi znanymi, jak zapalenie pęcherza czy katar) budzi we mnie lęk, ale boję się porozmawiać o tym z kimś albo iść do lekarza.
W sumie niezły ze mnie paranoik. Ale jakoś żyję.