W znaczeniu dosłownym czy ogólnym bo to różnica. Całe życie pragniemy , dążymy do osiągnięcia czegoś , czy to w sensie własnej postawy ( i fizycznej i moralnej) czy pozycji społecznej. Pułap, zazwyczaj nieosiągalny ustala nam osoba blisko pokrewna lub znajoma, idealizowana przez rodzinę. Taki wzór, archetyp doskonałości z jednej strony na dzień dobry wywołuje u nas głęboką frustrację z drugiej jednak , motywuje do działania i dościgania.
Ja miałem taką osobę w rodzinie na której nikt nie ważył się położyć cienia. Świetny sportowiec, bardzo dobry uczeń. Zawsze otoczony pięknymi kobietami z mitologiczną charyzmą i szacunkiem familii.
Zanim zorientowałem się , że każdy sam na podstawie własnych doświadczeń i dokonywanych wyborów ( nie zawsze słusznych) powinien kształtować swą osobowość,byłem już podobny do swojego wuja. Zwyczaje , upodobania a nawet część zachowań. Byłem jakąś cholerną, mało doskonałą kopią jak mi się wydawało , ideału.
Oczywiście w pewnym momencie , pojawiają się małe ryski a determinacja w dościganiu słabnie.Egzystencjalne imadło zaczyna lekko popuszczać i przestawać krępować umysł.
Innymi słowy , bardziej nas interesuje postawa moralna owego ideału , jej niezachwianie a mniej te kręcące się wokół dziewczęta.