95% tego co ucza na studiach przydane jest do NICZEGO
hyhy, nie tylko na studiach
jest taki serwis jak zadane.pl gdzie dzieciaki publikuja tresc zadan domowych i inni to rozwiazuja. Za to sa rozne punkty i takie tam bzdety
No wiec wszedlem tam sobie i mysle sobie : "aa, rozwiaze jakies zadanie". Zrobilem jedno na poziomie chyba 5 klasy szkoly podstawowej z matematyki. Raz, ze ktos mnie uprzedzil bo zanim sobie przypomnialem jak to rozpisac, aby 5-klasista zrozumial to minelo z 10 minut
Dwa to juz reszty jakichs innych zadan, z innych przedmiotow (trudnosc: gimnazjum, liceum) mi sie nie chcialo zaczynac bo ... zwyczajnie nie umialbym ich rozwiazac bez otworzenia ksiazki czy skorzystania z google. Jaki wniosek ? Jestem tepakiem ? Byc moze, ale nie przeszkadza mi to w pracy gdzie obiektywnie mowiac nie wysilam sie zbytnio, a biore sporo
Czyli jaki jest prawdziwy wniosek ? Taki, ze cala polska edukacja uczy rzeczy tak abstrakcyjnych, tak bezuzytecznych, ze dopiero gdy sie popracuje troche mozna to dostrzec. z 80 % czego sie nauczylem i tak nie pamietam i co najwazniejsze, nie jest mi to do niczego potrzebne... Ja rozumiem, ze wiedza ogolna jest potrzebna - jestem jej zwolennikiem, ale nie da sie ukryc, ze wiekszosc to i tak zwyczajne zasmiecanie mozgu. Swiat sie zmienia, pare lat to tak jak kiedys pewnie ze 3 dekady, a edukacja tak naprawde niewiele sie zmeinila. Tak naprawde to najbardziej przydaje mi sie to czego nauczyli mnie rodzice + to czego sam sie nauczylem (czy to samemu uczac sie tego co mi sie podoba, czy robiac cos w pracy)
na rynku pracy posiadanie studiow warte nie jest NIC
Mi sie przydalo ... ale dopiero na etapie gdy mialem jakichs ludzi pod soba. Czyli mowiac wprost - studia nie pomoglyby mi w znalezieniu pierwszej pracy. Pozniej pomogly, ale tak naprawde to taki sam efekt przyniosloby przeczytanie dwoch ksiazek o tematyce zblizonej do tego co mialem na studiach ...
To troche taki zamkniety swiatek - gdzie zyje jakas tam grupka ludzi, egzystuje, robia te swoje bzdurne ksiazki, niektorzy te same wyklady maja od 20 lat - wiekszosc przecietnych studiow to jedna wielka fikcja, do tego poziom z roku na rok leci na leb, na szyje.
i gdy sie tak studiuje nalezy juz pracowac - zdobywac doswiadczenie - ZDOBYWAC ZNAJOMOSCI, bo jak np. jak sie zalapie prace w jakies firmie branzowej chocby na cwierc etatu dla studenta i pol darmo.. to po studiach idze sie juz do swojego szefa ktorego sie zna i rozmowa jest znacznie inna niz jak przychodzi jakis Janek po studiach ktorego z miejsca sie odprawa
Wiadomo, ze sa wyjatki (np. lekarze, dentysci itd. ), ale ogolnie moge sie zgodzic. 2-3 dobre kontakty sa wiecej warte niz 2-3 lata studiow. Nalezy dbac o kontakty z ludzmi w branzy, miec znajomych. To zawsze pomaga, czasem bardziej niz swietne CV.
pracodawca majac do wyboru kolesia ktory ma studia ale nic nie umi, a kolesia ktory sam nauczyl sie np. programowac w jakims programi, projektowac w jakims innym i mu to udowoni to zatrudni go z miejsca, po co mu absolwent ktorego trzeba wszystkiego uczyc ?
Wiesz, czesto dochodzi taki efekt, ze ktos przychodzi po studiach i on jeszcze jest swiecie przekonany, ze on duzo umie
Czasem siedze sobie na takich rozmowach kwalifikacyjnych. Jaja sa naprawde niezle. Studenci sa przekonani o tym, ze wiedza juz wszystko, a na zadne pytanie nie potrafia odpowiedziec. Ludzie majacy niby jakas zawodowa przeszlosc, nie potrafia powiedziec co robili w poprzedniej firmie
No ale co sie dziwic - niedawno znajomy gadal z profesorem pewnej politechniki, kierunek informatyka. Kiedys tam szli fascynaci, dzisiaj tam sie gra w ... gierki. Szczerze mowiac jak to uslyszalem to padlem i zarazem ucieszylem sie
kims mozna byc nawet bez zadnych studiow, czego przykladem jest np. Bill Gates
hehe. u mnie w pracy jest tak, ze najnizsze wyksztalcenie maja szefowie, a im bardziej w dol, tym ... wyzsze wyksztalcenie
Po prostu dosc wczesnie wiedzieli co chca robic, wiedzieli, ze moga sie tego nauczyc sami wiec szkoda im bylo czasu marnowac. No i sa zdecydowanie lepszymi specjalistami bo po prostu sa kilka lat do przodu. Nawet jesli nie doswiadczeniem zawodowym to zwyczajnie spedzili wiecej godzin nad ksiazkami specjalistycznymi gdy ja w tym czasie siedzialem na zaliczeniach makroekonomii i w testach wielokrotnego wyboru strzelalem i zawsze (!) na 80 osob znajdowalem sie w 8-9 tych, ktorzy zaliczyli
Najlepsze bylo to, ze wynik testu nie zalezal od tego czy przeczytalem ksiazki, czy nie. Wiec z czasem przestalem je czytac i przychodzilem totalnie na betona...
ja wiedziałam na jakie studia pójdę już wieku 15 lat :]
I bardzo dobrze - grunt to wiedzieć co się chce robić.
Ja nie wiedzialem, no ale akurat mialem troche szczescia.