Dla mnie, jako niepalącego, ta ustawa to światełko w tunelu, ale bardzo nikłe światełko. Nie wierzę w to, że nawet po wejściu w życie takiej ustawy wiele się zmieni.
Przede wszystkim polskie prawo jest tak dziurawe, że zarówno palący, niepalący, polityk ustawodawca czy nawet właściciel knajpki - każdy znajdzie dla siebie kilka wygodnych paragrafów na poparcie własnego zdania. Zrozumiałym jest, że w takiej sytuacji porozumienia nie da się osiągnąć.
Inna sprawa, że nasi politycy nawet jak mają takie samo zdanie na jakiś temat to zgodzić się nie mogą...
Z punktu widzenia szarego ludka jakim jestem - marzy mi się pójść na piwo i wrócić nie śmierdząc dymem papierosowym, ale jak wspomniałem na wstępie "to nikłe światełko" zasłonięte jest przez chmurę dymu. Papierosowego.
Nie wierzę, że właściciele barów czy pubów wprowadzą zasadę niepalenia w swoich lokalach, w których aktualnie palić można. Pomysł z podzieleniem miejsca na palących i niepalących sprawę rozwiązuje - tyle, że w zdecydowanej większości nie ma fizycznej możliwości zorganizowania tego. Przebudowa baru tylko po to - byłaby głupotą
Kolejna sprawa - palacze palić i tak będą. Skąd wniosek? Na przystankach palić nie można - palą. W miejscach publicznych alkoholu spożywać nie można - jest spożywany. Podobne inicjatywy (ogólnie, nie tylko w kwestii nikotyny) muszą być zakorzenione w przekonaniach społeczeństwa, a nie przepisach prawnych. Ich realizacja byłaby możliwa, gdybyśmy dzisiejsze dzieci wychowywali w duchu przestrzegania tych zasad, czego paradoksalnie zrobić nie możemy bo sami ich nie przestrzegamy. Sam wiem, że gdybym palił - na pewno nie dostosowałbym się do ustawy. Jedyny człowiek jaki mógłby mi zabronić palenia w barze to jego właściciel.
Pozostaje kwestia powiadamiania organów ścigania o wykroczeniu czy przestępstwie.
Przez lata chodzimy do określonych, wybranych i ulubionych miejsc, akceptując ich stan (czyli w tym przypadku wiszącą chmurę dymu papierosowego). Odpowiedzmy jasno na pytanie. Czy po wejściu ustawy zadzwoni ktoś po policję tudzież straż miejską widząc znajomego z papierosem w rzeczonym barze?
Tak jak nikt nie dzwoni po policję czekając na autobus do pracy i wściekając się, że współczekający kopci obok fajkę, choć akurat to powinno się zmienić.
Podsumowując - dla mnie osobiście idea jak najbardziej pozytywna i warta poparcia, ale mam świadomość, że nieosiągalna we właściwym wykonaniu z przyczyn dużo bardziej prozaicznych niż wspominane "ograniczenie swobód obywatelskich" (który to argument uważam czy w jedną czy w drugą stronę za zwyczajnie głupi). Być może za 10-15 lat będzie inaczej. Ani dziś, ani jutro - niczego nie zmieni wprowadzenie takiej ustawy.
W wypowiedzi skupiłem się głównie wokół baru/pubu dlatego, że na dobrą sprawę to najbardziej newralgiczny punkt w całym systemie lokali. W restauracjach z reguły jest jasny podział na miejsca dla palaczy i niepalących. Lub całkowity zakaz. Na klatkach schodowych... z sąsiadem zawsze można porozmawiać na ten temat...
Dużo bardziej skupiałbym się na zakładach pracy, czy najzwyczajniej w świecie parkach i chodnikach właśnie. Wybierając bar - godzę się na pewne, nazwijmy to niedogodności, dla mnie. Ale z jakiej racji siedząc w parku obserwując wiewiórki i słuchając ptasząt - mam wąchać smród papierosów?
Na koniec przyszło mi do głowy, że w zasadzie cała ta ustawa już z założenia jest swego rodzaju typową polską głupotą.
Toż bar jest miejscem prywatnym i ,że tak powiem, nieformalnym, a że spotyka się tam społeczność - taki jego charakter i każdy chodzi tam z własnego wyboru. Park, chodnik, przystanek - to miejsca zdecydowanie publiczne i tutaj palacze powinni mieć na uwadze współżycie z nietrującą się częścią ludzkości