Widzisz Jacku, tak jak zauważył Wloocibor, tutaj dużą rolę odgrywa uświadamianie społeczeństwa. Młodzi się nasłuchają o tym, że trawa uzależnia od pierwszego razu i jest takim samym narkotykiem jak heroina, spróbuje trawki raz, drugi, trzeci, zobaczy, że to nie jest takie strasznie, więc pójdzie dalej i zacznie walić po kablach, bo przecież to to samo. Zamiast zakazywać narkotyków i siać na ich temat takie herezje trzeba dopuścić je do użytku i rzetelnie informować społeczeństwo o prawdziwych mechanizmach ich działania i prawdziwych skutkach, które niesie ze sobą ich zażywanie. Heroina ma to do siebie, że do niej nie można podejść z głową. Nie istnieje coś takiego jak sportowe zażywanie opiatów, albo nie bierzesz ich wcale, albo lecisz w ciągach bez przerwy. Wiąże się to z zapotrzebowaniem organizmu na opioidy, których naturalne wytwarzanie w mózgu zostało zatrzymane przez podawanie ich z zewnątrz. Odstawienie heroiny jest męką nie tylko dla psychiki ale też dla organizmu. Podobnie sprawa ma się z benzodiazepinami. Ale jest mnóstwo narkotyków, chociażby marihuana, która takiego efektu nie wywołuje i w jej przypadku jak najbardziej można powiedzieć, że jest dla ludzi z głową, tak samo jak dla nich jest alkohol. Rozumiem po części o czym mówisz, bo sam przeszedłem przez uzależnienie a zaczęło się niewinnie, byliśmy twardzi, niezniszczalni i nas nałóg nie dotyczył. Skończyło się tak jak się skończyło. Nie mniej marihuany w ten sposób rozpatrywać nie można, bo jeśli ona jest drogą do innych narkotyków to taką samą drogą jest alkohol. Faktycznie, są ludzie, którzy zaczynają od trawy, a potem wpadają w inne gówna. Dlaczego? Bo mają wpojone, że to wszystko są rzeczy nielegalne, leżące w jednym worku. Gdyby trawa była legalna, a alkohol nie, sprawa wyglądała by odwrotnie. Nie pij, bo picie otwiera bramę do świata innych narkotyków. Tak jak wspomniałem na początku, to jest kwestia informowania społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży, a nie rzeczywistej szkodliwości danych substancji.