Aby dokonać, choć zbliżonej do prawdy, oceny Twojego problemu - potrzebna byłaby specjalistyczna diagnoza.
Ambitny i cierpliwy psycholog mógłby zrobić na tym doktorat, ja (marny żuczek) stawiam na SMUTEK.
Gdy odczuwamy smutek, to początkowo możemy nie wiedzieć, czy pojawił się z powodu choroby, czy też z przyczyn powiedzmy "egzystencjalnych",
takich jak codzienne kłopoty, zmęczenie nadmiarem obowiązków lub brak wyraźnie określonych celów.
Przeżywanie smutku wcale nie musi oznaczać depresji, wolimy tak powiedzieć, bo trudno nam przyznać, że smutek to jeden z elementów definiujących nasze życie.
Poważniejsza analiza przyczyn smutku mogłaby doprowadzić nas do niechcianych wniosków, np. że powinniśmy w naszm życiu dokonać pewnych zmian, przyznać się do błędów albo zgodzić na konsekwencje własnych decyzji.
Niechorobowy smutek ma swoją przyczynę.
Może ona być bliska, jawna - utrata czegoś, choroba, konflikt - i wówczas smutek rozumiemy.
Bywają także przyczyny odległe, które długo pozostają dla nas ukryte: poczucie niespełnienia, niezrealizowania planów, załamanie systemu wartości, obawy o przyszłość.
Egzystencjalny smutek zazwyczaj nie powala nas na łopatki, nie przesłania ważnych dla nas celów i obowiązków, choć okresowo może pozbawić energii do działania.
Nie trwa też zbyt długo - przychodzi, mieszka z nami przez pewien czas, a potem odchodzi.
Łatwo można go zneutralizować, np. przekierowując uwagę na inne sprawy.
Nie można jednak pozwolić, by trwał zbyt długo.
Mówiąc wprost: przedłużający się smutek zacznie nas niszczyć.
Oczywiście, mogę się mylić, ale mogę też mieć trochę racji.
Powodzenia