tutaj teraz ja będę marudził
po raz kolejny proszę cię danielu o inną formę przekazu
stymulacje czasami działają chwilę, czasami dłużej, czasami wcale, a najczęściej w dłuższej perspektywie odwrotnie od zamierzeń (przed operacją stymulowania nikt nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć jakie będą skutki)
stymulacje mogą mieć różne formy w uproszczeniu rozłóżmy je na 2 kupki: systemowe i finansowe,
systemową może być dla przykładu zmiana dostępności do jakiejś profesji, natomiast finansową ulga podatkowa bądź tzw luzowanie ilościowe (jakże modne)
wspomniana konsumpcja, wiąże się z stymulacjami finansowymi (niemal zawsze), o ile fiskalna, jest dosyć zrozumiała, np. jeżeli będzie ulga na remont mieszkania, to ludzie powinni więcej remontować mieszkań, to w przypadku wspomnianych luzowań ilościowych mamy generalnie rzecz biorąc problem, z różną intensywnością, stymulowanie pustym pieniądzem (luzowanie ilościowe) trwa od kilkudziesięciu już lat, ludzie niewiele z tego zjawiska rozumieją, sprowadza się do kreacji pieniądza, oraz dysponowania go instytucjom finansowym w nadziei, że to działanie wzmocni konsumpcję, poprzez jej kredytowanie (łatwa dostępność do pieniądza, wzmaga szybką jego dystrybucję wśród ludzi), niestety niesie to za sobą wiele zagrożeń
wszystkie wielkie powojenne "bąble" jakie pękały z hukiem wiązały się z nierozważnym gospodarowaniem łatwo dostępnym pieniądzem (na wiosnę zapewne czeka nas kolejny, ten może być katastrofalny, gdyż fundamentalnie wiele graczy jest w stanie agonalnym), o ile krótkoterminowo da się zauważyć, że część środków jakie trafiaja do systemu finansowego pojawia się na rynku podbijając konsumpcję (i co za tym idzie wzrosty PKB, bo już z PNB bywa bardzo różnie), to w sytuacji, gdy instytucje finansowe jedynie część środków lokują na rynku dostępnym dla "kowalskich", to olbrzymi wolumen wolnych środków jednak umiejscawiają w ryzykowne instrumenty, dla przykładu DB (największy bank w Europie), ma aktywa w instrumentach pochodnych zabezpieczone polisami opiewającymi na bondy wielu krajów, o stale spadającej rentowności (przy jednocześnie rosnącym ryzyku), co więcej w przypadku DB to zaangażowanie przekracza wielkością PKB Niemiec (skutkiem będzie to, że w razie jakiegoś dużego tąpnięcia na rynku, nic i nikt nie będzie w stanie mu pomóc, ani EBC, ani Merkel nie są w stanie wygospodarować takiej masy pieniądza), mamy zabawną i katastrofalną pozycję, w której system finansowy, mający za zadanie jak psi ogon pomagać w stabilności gospodarki na zakrętach, zaczyna tą gospodarką kręcić (ogon macha psem, a nie odwrotnie), a jest jeszcze gorzej, gdyż wielkie plany pomocowe dla instytucji finansowych (jak np. Paulsena w USA) skutkują podbijaniem zadłużenia państw, a więc i ludzi (którzy ostatecznie za to zapłacą), to również ten system bankowy porzycza rządom pieniądze, aby innym podmiotom tego systemu pomóc (w USA były i lepsze "jaja", gdy podmiot zależny od City kupował obligacje, a jednocześnie City otrzymywała środki rządowe = zamknięte kółko, podmiot zależny od City=>rząd(z pośrednictwem fed)=>City)
John Maynard Keyness gdy wymyślił politykę gospodarczą opartą na zadłużaniu się, myślał o specyficznych warunkach (kryzys lat dwudziestych: silna deflacja, zapaść PNB, niski poziom środków obrotowych u przedsiębiorców, niska skłonność do konsumpcji), dzisiaj żadne z tych zjawisk nie występuje łącznie, powiem więcej, mogę przyklasnąć Keynesowi, w tamtych uwarunkowaniach, szkody związane ze sztucznym pompowaniem konsumpcji, są niewielkie w stosunku do oczekiwanych korzyści
dzisiaj świat wygląda zupełnie inaczaj niż gdy Keynesizm się pojawił, mamy doskonałe zerwanie realnej wartości pieniądza, ze światem realnym, na giełdach obroty nie istniejącymi dobrami/prawami, czasami przekraczają te obroty realnych dóbr
system finansowy rozpędza w owczym pędzie przed przepaścią i nie widać nikogo, kto by mógł krzyknąć szaleńcy zatrzymajcie się na chwilę i pomyślcie
z punktu widzenia polityków, jest to wygodne, każdy uważa, że albo krach nigdy nie nastąpi, albo że nastąpi, ale wtedy, gdy nie będzie tego zjawiska nikt łączył z jego działaniem
to infantylne, ale realne... ten dziecięcy dogmat podejścia do gospodarki jest dominującym....
schodząc na nasze polskie grunty, wiele banków, jakie znamy zbankrutuje i przy tym załamaniu nikt nie będzie w stanie pomóc, banksterzy sobie poradzą, a szaraki jak zawsze zbiorą w 4 litery i jeszcze będą musieli za to płacić...
natomiast czy rozdawnictwo (przykład 500zł.) cokolwiek realnie zmieni? oczywiście nie, nie stać nas na to, ten lub inny rząd porzuci program, jako finansowy absurd, gdyż realna korzyść (demograficzna i polityczna) jest zbyt niska w stosunku do kosztów
napisze może truizm, ale żeby się zastanowić nad demografią Polski, wystarczy spojrzeć na tabele (GUS) ilości urodzeń w okresie powojennym, gdy w kraju zrobiło się spokojniej, zaczęły się masowe urodzenia, po czym, zjawisko słabło, różnice między kolejnymi "górkami" wynosiły ok 20 lat, więc możemy zauważać powtarzalność (demograficzne echo), a co spowodowało, że była taka masa urodzeń pod w drugiej połowie rządów Bieruta i na początku rządów Gomułki? ludziom żyło się dobrze? dostatnio? bieda była wręcz przysłowiowa (niewyobrażalna dla dzisiaj żyjących), nikt z głodu nie umierał, ale to tylko tyle...
co było realną przyczyną tego co miało miejsce? to nietrudne, perspektywa, tego, że teraz nie może być gorzej, oraz brak (wtłoczonej obecnie do głów) ostentacyjnej konsumpcji
tak , to konsumpcjonizm/wygodnictwo są jednymi z przyczyn zmniejszającej się liczby Polaków, chociaż za najważniejszą, uznaję jednak brak pozytywnych perspektyw na lata przyszłe
jak nie jest trudno dostrzec przyczyny są socjologiczno-psychologiczne, a finansowe są raczej indyferentne...
natomiast rozumiem, że rząd chce po prostu pomagać rodzinom, program jest rzeczywiście jedyną masową akcją pomocową rodzinie w historii, ale czy właściwą? czy lekarstwo nie okaże się gorsze od choroby? przynosząc jeszcze gorszą chorobę?
może zbytnio się rozgadałem (wybaczcie), ale chciałem dyskutantom trochę z pozycji recenzenta poukładać, a niezorientowanych poinformować
przepraszam...