Rdzawy krzyk

Status
Zamknięty.

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
To, co się działo na oczach kompanii, było conajmniej zadziwiające. Enzo zobaczył coś w krzakach i obudził towarzyszy, tłumacząc zjawisko ledwie mgliście. Następnie zaczął w pewnej odległości od wozów wykładać rzeczy ze swojego plecaka. Bishop'owi spało się aż za dobrze. Gdy wstał, co chwila przecierał oczy i przez to nie wiedział czy widok większego szczura, poruszającego się na dwóch łapach, zrzucać na karb trudnego powrotu do rzeczywistości. Takich problemów nie miał Jeremy. Przybrał czujną pozę, w każdym momencie gotowy zaatakować.
Samo stworzenie było ewidentnie efektem mutacji. Mały ssak wykszałcił w sobie nie tylko pionową pozycję, ale nosił proste ubranie ze szmat, do których przytroczone były małe narzędzia, koziki i łżyki. Za nim podreptało kilku mu podobnych. Ostrożnie podnosili przedmioty położone na ziemii przez Enzo. Gazeta było ledwie chwila tarmoszona w łapach zwieńczonymi pazurkami, zaraz stworzenia widocznie uznały ją za niepotrzebną gdyż rozerwały papier, rozrzucając go wokół. Lepiej podpadło im wino. Jeden szczur nie bez problemów otworzył butelkę i wsadził nos do środka, kilka razy nim pociągając. Reszta gadżetów również cieszyła się zainteresowaniem. Pozostawało tylko pytanie, jak wiele potrzebują te małe istoty.
Enzo w międzyczasie próbował zagadać zwierzęta, bardziej aby dodać sobie otuchy, niż spodziewając się, że uzyska odpowiedź. Musiały mu pozostać gęsty rękoma i najprostsze słowa na zasadzie: kupić, więcej, dobrze etc. Wiedział jak ważna jest mowa ciała. O swoich wspólnikach w interesach wiedział nieraz znacznie więcej właśnie z obserwacji ichnich ruchów, niż słuchania złożonych argumentów. Zwierzęta tymczasem się odwróciły i zwarły w półokręgu, cicho popiskując na zasadzie konspiracyjnej rozmowy. Black i Cuthbert palili tytoń, mrużąc oczy. Roscoe siedział na masce Cadillaca z założonymi na siebie rękoma. Lucy spoczęła na głazie, udając znudzenie, jednak cały czas jej palce błądziły niedaleko pistoletów. Jeremy rozglądał się bacznie, próbując dojrzeć więcej małych mutantów. Miał pełne prawo ich nie lubić, gdyż ta awersja wiązała się z jego zawodem. Bishop wodził sennym wzrokiem po nieco surrealistycznej scenie. Sam Enzo czekał spokojnie na decyzję szczurzej rady. Co ma być, to będzie.
Wreszcie grupka odwróciła się z powrotem. Osobnik, który pojawił się jako pierwszy, wyszedł bardziej do przodu. Ujął niewielki patyczek i narysował na ziemii kilka znaków. Pierwszy przedstawiał, symbol przypominający torbę z towarami, pozostałe widocznie stanowiły propozycję doprowadzenia do określonych miejsc: najpierw ludzie na motorach, obok miasto z wieżą, wreszcie rysunek kreski wychodzącej z lasu.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Ludzie na motorach to pewnie gangerzy. Miasto z wieżą? NYC? Kreska z lasu to pewnie wyjazd, ale... Roscoe ty się dobrze orientujesz w terenie, Black może ty?
W sumie żadna opcja nie była dla Bishopa zła. Z gangerami mógł walczyć, mógł jechać do Nowego Jorku (o ile chodziło o to miasto) albo mógł po prostu wyjechać z tego przeklętego lasu.
-Wsio ryba - szepnął sam do siebie - Nie rozumiem co to za miasto, ale w sumie dla mnie bez różnicy - dodał po chwili
Potem po prostu czekał na to co wyjdzie z tych targów i zastanawiał się czy "szczur" będzie mu siedział na kolanach podczas jazdy czy w jaki inny sposób wskażą im drogę.
-Aaaa - ziewnął - Chyba się jeszcze nie obudziłem...
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy'ego nie interesowały "rozmowy" reszty z tymi istotami. Bardziej intrygowały go same stworzenia - przecież to nowe dzieci Boga, chodzące po tej ziemi o wiele krócej od ludzi, a mimo to tak im podobne. Jeremy tylko rzucił swoim kompanom krótkie "Jedźmy do Nowego York'u" i w szybkiej modlitwie poprosił Pana o błogosławieństwo. Po tym podszedł powoli do grupki zwierząt i począł je obserwować. Podziwiał pracę Stwórcy, wychwalając Go w śpiewanych cicho pod nosem psalmach własnego autorstwa. Jeremy począł pojmować jeszcze jeden sens zesłania promieniowania i Molocha na świat - Pan chciał nie tylko zganić ludzi za ich odstąpienie od Niego i budowę piekielnych pomiotów Szatana - maszyn, ale też, znużony patrzeniem wciąż i wciąż na te same stworzenia, postanowił nowe dla swej uciechy powołać do życia. Czyż nie był to ostateczny argument przeciw tym wyznającym diaboliczną ewolucję? Pan sam decyduje, kiedy nowe jego oczy ujrzą gatunki, i robi to szybko, nie zaś bawiąc się w bezsensowne zmienianie już istniejących przez miliony lat. Ha! On, Jeremy, poznał w tej chwili zamysły Boga. Przepełniała go radość, a sam oddawał się błogiej obserwacji fascynujących istot...
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Wyjście z lasu wyglądało dla Enzo najlepiej i poinformował o swoich przekonaniach resztę, wiedząc jednak, że sam nic nie ugra i będzie musiał dostosować się do decyzji. Wciąż uspokajająco gestykulując, ponaglił resztę, by podjęli szybką decyzję. Ludzie, co go zdziwiło, byli mniej przyjaźni w tym kontakcie niż on sam a przecież to on miał siebie za bezwzględnego człowieka. Teraz jednak nie widział jakoś chwały w strzelaniu do mniejszych istot robiących swoje biedne życie z handlu. Uznał, że szczury były dobrą parafrazą społeczności ludzkich.
- Więc? - zapytał, gotów przekazać informację szczurom, zakreślając odpowiedni rysunek palcem.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Enzo i Bishop nie byli do końca pewni, gdzie jechać. Toteż dopiero Jeremy postanowił, że celem będzie Nowy Jork. King siadł z powrotem za kółkiem. Pora była już odpowiednia. Pierwsze, niewyraźne promyki słońca przebijał się przez uschnięte korony drzew. Bishop głośno ziewnął i potrząsnął głową, jakby wyrzucając z niej resztki snu. Jeremy siadł za działkiem, tak jak zamierzał już wcześniej. Broń umocowana na aucie robiła wrażenie. Miała niemal metr wysokości, a przy każdym obrocie wydawała powolny, metaliczny ton. Dzierżąc ciężkie uchwyty w rękach czuło się drzemiącą w dziale moc. Enzo wsiadł do auta z resztą towarzyszy. Mógł sobie pogratulować, szczury przyjęły jego ofertę. Właściwie, kiedy o nich pomyślał, nie wydawało mu się, aby specjalnie odstawały od ludzi. I tak w ogóle, ilu było cywilizowanych humanoidów-mutantów? Większość popularnych mutków równały się tępym bestiom, niezdolnym stworzyć zorganizowanej społeczności. Natomiast tym radiacja nie zaszkodziła, a na pewno nie ich umysłom. Swoją drogą, dostrzegł w oczach łowcy dziwny błysk, jak tylko tamten spoglądał na istoty. Jego kompan był wyraźnie zafascynowany tą rasą, jakże inną od większości klasycznych wynaturzeń.
Kilka zwierząt wspięło się na maski samochodów i stamtąd wskazywały kierunek jazdy niewielkimi patyczkami, trzymanymi w łapach. Stare, zarośnięte drogi rozgałeziały się kilkakrotnie, jednak stworzenia zdawały się doskonale orientować w terenie. Kilka razy między drzewami mignęły zarysy enigmatycznych budynków, przjętych przez roślinność, jednak konsekwentnie je omijano. Z czasem same drzewa jak i krzewy stawały się coraz bardziej różnorodne. Zaczęło się od drobnych zmian jak niewielkie, fosforyzujące jagody. Potem jednak kompania natrafiała na ściółkę wyłożoną rozłożystymi liśćmi o fantastycznych kształtach czy powykręcanymi, monstrualnymi konarami. Tenże widok łącząc z faktem obecności bądź co bądź mutantów szybko nasuwał skojarzenie. Promieniowanie.

Test Kondycji wszystkich prócz Enzo (Sztuczka Kwas w żyłach, chlor w płucach)

Jeremy zdaje test.
Bishop nie zdaje testu.
Po jakimś czasie Bishopa i Lucy zaczął męczyć uporczywy kaszel. Kierowca kilka razy krztusił się tak intensywnie, że zagrażało to dalszej jeździe. Kiedy splunął hojnie krwią, pewnym było, że jest źle. Robił się blady i sam czuł, że słabieje. Podobnie było z dziewczyną, tyle że oczywiście nie była tak soldinej postury jak towarzysz, toteż zmiany zachodziły szybciej. Już w połowie drogi przez las zrobiła się biada jak kreda i odpowiadała zdwakowymi, cichymi słowami (Bishop, zapadasz na chorobę popromienną. Co każdy mój post tracisz punkt Zdrowia).
Byli już przy wylocie z lasu, gdzie dalej prawdpodobnie rysowała się długa nić autostrady aż do samego Nowego Jorku. Zwierzęta wskazywały ostatnie zakręty, gdy nagle zaanonsowały nerwowymi gestami, że coś jest nie w porządku. Istotnie, ze wschodu doszedł rumor. Szczury popędziły kierowców gorączkowo w przeciwnym kierunku. Tymczasem dźwięk natężał się. Początkowo odległy, jeden warkot, do którego dołaczył się zaraz drugi i trzeci, wreszcie cała chmara. Kiedy dwa auta wyjechały z lasu na drogę, a szczury uskoczyły z nich i zniknęły w zaroślach, zaraz za nimi podazała już cała banda motocyklistów w ciężkich, skórzanych kurtach. King spojrzał w lusterko i aż cicho westchnął. Być może były to efekty rozwijającej się u niego choroby, ale nagle odległy w czasie obraz stanął mu przed oczyma jak żywy. Hell's Angels. Dramatyczna walka i żałosna porażka. To ci ludzie niemal go wykończyli, zabrali pojazd, pozbawiając tym samym prawa do swego tytułu.

hells-angels.jpg
Kilkunastowa grupa okrążyła auta z łatwością, gdyż nie zdążyły się one rozpędzić po opuszczeniu zalesionego terenu, gdzie niezbędna była ostrożniejsza jazda. Postaci na chopperach oznajmiały pochwycenie grupy jak zwierzęta - pokrzykiwali, wyli w niebogłosy. Wszyscy wyglądali na wyjątkowych obskurnych, obleśnych typów. Na głowach widniały im długie, posklejane kudły. Ich ciemne stroje były poszarpane, w niektórych miejscach już odbariowne przez plamy specyfików, jakie nieustannie w siebie wlewali. W rękach trzymali różnorakie bronie - od łańcuchów po obrzyny. Mało powiedzieć, że nie zawahaliby się ich użyć. Jeden z krążącej grupy wjechał bardziej do środka. Mężczyzna był na większym chopperze, także we własnej aparycji się czymś wyróżniał. W jego ciemnych oczach kryło się więcej inteligencji niż u reszty. Fox. To był ich przywódca. Bishop do dziś pamiętał jego nienawistny śmiech towarzyszący kolejnym strzałom mierzonym właśnie w niego. Meżczyzna zsiadł z pojazdu i oparł się o niego. Uśmiechnął brzydko, nachylając tak, aby spojrzeć prosto w twarz Kinga.
- O ku.rwa mać. King.
- Synu, wyrażaj się! - odcięła jedna postać w kręgu. Zdjęła pokiereszowany kask, pod którym kryła się głowa sędziwej kobiety.
- Cicho matka. Mówiłem, żebyś się nie wtrącała, kiedy mówię! - Fox z powrotem podjął rozmowę - Widzę, że przywiozłeś mi kolejne auta. Jesteś zbyt szczodrobliwy. Teraz tak. Bierzemy samochody, panienkę i waszą broń. Coś ona słabowita, ale ja już wiem jak przywrócić jej koloryt. He he. No już. Na co czekacie?

Stoicie dwoma autami w okręgu kilkunastu ludzi na chopperach, którzy nieustannie poruszają się po tejże osi. Znajdujecie się na autostradzie, o dobrej nawierzchni, rozciągniętej po pustej, głównie płaskiej okolicy. Nowego Jorku jeszcze nie widzicie.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Jak nie sraczka to urok... k*rwa - przeklął wiedząc co się święci - Ehhh...
Dalsza jazda była możliwa, ale Bishop wiedział, że szybko musi zdobyć jakąś pomoc bo inaczej z tego świata ściągnie go ta idiotyczna choroba robiąc to co nie udało się nikomu wcześniej. Nie wiedząc za bardzo jak sam może sobie pomóc zażył odtrutkę mając nadzieję, że chociaż trochę spowolni rozwój choroby. Niestety jak się okazało promieniowanie nie było jedynym problem...
Charakterystyczny dźwięk poznał od razu. Gangerzy. Te sprytne inaczej istoty zawsze poruszały się stadami na wielkich, ryczących motorach, które pozwalały ich usłyszeć z odległości nawet kilkuset metrów. Jedno co było w nich dobre to właśnie to, że inteligencją nie grzeszyli. Czując co się święci położył AK-47 na kolanach i odbezpieczył go. Jednego medpacka wcisnął zaś pod prawą nogę by móc go szybko użyć. Kiedy spojrzał w lusterko rozpoznał znajome, krzywe mordy. Jego dawni rywale pędzili ku samochodom wydając z siebie coś co King podejrzewał o bycie ich sposobem komunikacji.
Gdy auta i motory się zatrzymały nie miał wątpliwości. Dogonił ich nie kto inny jak maminsynek Fox i jego świta drogowych rozj*busów. Prawdziwie kolorowa menażeria mająca w głowie jedno - pustkę.
- O ku.rwa mać. King.
- Synu, wyrażaj się!
- Cicho matka. Mówiłem, żebyś się nie wtrącała, kiedy mówię! Widzę, że przywiozłeś mi kolejne auta. Jesteś zbyt szczodrobliwy. Teraz tak. Bierzemy samochody, panienkę i waszą broń. Coś ona słabowita, ale ja już wiem jak przywrócić jej koloryt. He he. No już. Na co czekacie?
Bishop tylko się uśmiechnął głównie na widok metalowego rusztowania wokół lewego kolana Fox'a. To była pamiątka, którą mu zostawił po sobie. Reszta przechwałek bandziora nie robiła na nim wrażenia. Wojownik walczył sam z 20 gagnerami, 3 dni ścigał ich bez ustanku a sama walka rozgrywała się gdy jechał już na oparach benzyny. Przegrana trochę go zabolała, ale w ostatecznym rozrachunku nie miał sobie wiele do zarzucenia. No może oprócz tego, że kiedy miał okazję mógł Fox'owi rozjechać kaprawy łeb a nie kolano. "Musze to sobie zanotować" pomyślał.
-Widzę, że nóżka poskładana? Bolało? Niestety nie mam OC - skrzywił się udając zmartwienie - Widzisz Fuks, Fox, czy jak się tam wabisz... Jak mówią słowa piosenki... "You win some, lose some, it's - all - the same to me"
Wcisnął gaz do dechy i jednocześnie oddał kilka strzałów w stronę bandziora. Skierował się na jeżdżących w kółko debili i lekko skręcił tak by nie walnąć w kogoś na czołówkę, ale tak żeby uderzyć dwa motory - jeden w tył drugi w przód. Jeśli było trzeba to oparł karabin na desce rozdzielczej i wywalił co miał we wrogów. Z doświadczenia wiedział, że gangerzy w bezpośrednim starciu z autem nie mają większych szans. W końcu chopper to nie masywny Packard. Jedyne co mogło przysporzyć jako tako kłopotów było właśnie zabranie któregoś z gangerów na maskę, ale skoro poruszali się w kółko jak idioci zagrożenie nie było duże.
Auto z Detroit miało "rozsunąć barierę" i umożliwić im wyjechanie na autostradę. Tam King liczył na to, że działko Cadillaca będzie wystarczającym argumentem.
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy'emu od razu nie podobała się banda, która ich okrążyła. Nie wyglądali na takich, którzy często rozmawiają z Bogiem, a samo to mogło Jeremy'ego zdenerwować. Teraz, gdy jeszcze zagrażali jego misji wytępienia piekielnych pomiotów wałęsających się po okolicy stał się stanowczy. Niby przyglądając się rozmowie Kinga z ich przywódcą pociągnął lekko do siebie element zamka ryglując broń. Teraz sprężyna była napięta, gotowa w każdej chwili wyrzucić iglicę w tył łuski dwudziestomilimetrowego naboju... Gdy usłyszał za sobą pisk opon przesunął lufę na wysokość krążących motocykli i mocno zgiął palec wskazujący, wbijając spust do końca. Równa, dudniąca seria rozbijała się na chromowanej, lecz cienkiej stali Harley'ów gdy wraz z kolejnymi pociskami opuszczającymi lufę ta przesuwana spokojnymi ramionami Jeremy'ego przesuwała się w stronę przeciwną do kierunku ruchu motorów - gangerzy sami wjeżdżali pod strugę pocisków szatkującą ich ciała i maszyny. Po chwili poczuł kopnięcie samochodu - to jego auto wreszcie ruszyło za Kingiem. Przerwał na ułamek sekundy ostrzał, lokalizując dowódcę gangerów. Jeremy szybko przerzucił linię celownika na niego, po czym nacisnął spust. Pozwolił pięciu pociskom opuścić lufę, po czym przeniósł ogień na resztę przeciwników. Wiedział, że zabijał ludzi. Pan jednak mu to wybaczy, czyż nie?
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Zanim zdążył zareagować w jakiś sposób, towarzysze szybko pokazali, co mają na myśli. Przygotowali się do walki i rzucili naprzód, zmuszając wszystkich do załadowania się do samochodów i wspólnej ucieczki.

Enzo liczył na możliwość krótkiej pogadanki z szefem gangerów ale widząc co się dzieje, wpakował się szybko do samochodu, pochylając nisko i przygotowując broń. Zanim wsiadł, rzucił Lucy wódkę, pamiętając, że ma ona pewne działanie pomagające w przypadku zatrucia promieniowaniem. Powiedział jej by się trzymała i że niedługo odpoczną; nie żeby tego potrzebowała ale wyglądała naprawdę słabo.

Siedząc obok Kinga, wiedział, że wszyscy będą starali się trafić najpierw w niego, przygotował więc tylko rewolwer i strzelał gdy któryś zbliżył się na kilka metrów - tak by mieć dużą szansę trafienia.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Jeszcze przed rozpoczęciem właściwej akcji, Bishop łyknął nadkuroszną pastylkę, którą nosił od jakiegoś czasu. Z lekarstwami w Stanach było różnie. Nadal ich nie brakowało jak też medyków je wytwarzających. Jednakże część z medykamentów traciła moc po dłuższym czasie, poza tym nowsze specyfiki, tworzone w spartańskich warunkach, stanowiły jedynie lichy odpowiednik oryginalnych.

Lekarstwo nie zadziałało.
King połknął gorzką tablektę i wzdrygnął się jej smakiem. Nie miał czasu się zastanawiać nad choróbskiem. Szybkowały się gorsze opały. Gdy Fox, któremu asystowała jego banda, zbliżył się do samochodu, Bishop już miał ułożony w głowie plan. Nie zamierzał odpuszczać. Urodził się, aby zabijać takich typów, nie z nimi pertraktować.
- Widzę, że nóżka poskładana? Bolało? Niestety nie mam OC. Widzisz Fuks, Fox, czy jak się tam wabisz... Jak mówią słowa piosenki... "You win some, lose some, it's - all - the same to me".
Tamten uśmiechnął się krzywo. Nie dał się łatwo sprowokować, choć kierowca wiedział, że to nieobliczalny skur.wiel. Inaczej nie zostałby przywódcą tejże grupy. Ale to nie miało znaczenia. Pojazd ruszył z piskiem opon, zaś sam King podniósł broń do góry i nacisnął na spust.

Test Strzelectwa Bishopa i Spostrzegawczości Foxa (Bishop +1 za opis)

Test zdaje Fox.
Ganger runął na ziemię, cudem unikając pocisku. Jak auto go minęło, odturlał się z miejsca i szybko wstając, ruszył w kierunku swojego choppera. Bishop w tym czasie pędził na resztę bandziorów. Zręcznie manewrował tak, aby wjechać między dwójkę, tym samym powalając ich na ziemię. Najbliższych dwóch szybko załapało o co chodzi. Przyspieszyli, starając się zjechać z drogi Packard'owi.

Test Prowadzenia Pojazdów Bishopa i Strzelectwa Gangerów (Bishop +1 za opis)

Test z pierwszym Gangerem - remis.
Test z drugim Gangerem - remis.
Zanim Bishop wyjechał z okręgu, strzelanina rozpoczęła się na dobre. Jeden z bandytów zdążył uciec z drogi Packardowi, drugi nawet zawrócił i zrównał się z nim. Ganger wystrzelił z donośnym hukiem. King syknął, czując jak kula ominęła auto dosłownie o cale. Obok siedział Enzo. Mógł tylko dziękować niebiosom, że i jemu się upiekło. Atak mierzony w niego zatrzebiował ostatecznie po tyle pojazdu (-1 pancerza pojazdu). Sam uznał, że ograniczy się do obserwowania gangerów, którzy mogliby zbliżyć się do auta. Gdy tylko jeden z nich zjawił się niedaleko, nie czekał. To były chwile poprzetykane obrazami wyciągniętej broni i wystrzału.

Test Strzelectwa Enzo i Strzelectwa Gangera

Test wygrywa Ganger. Zadaje 2 punkty obrażeń.
Luca syknął. Poczuł przejmujący bół w ramieniu. Adrenalina pompowana przez ciało zadziałała natychmiast. W ułamkach sekund schylił się przed następnym ostrzałem. Na szczęście Lucy w Cadillacu zorientowała się w sytuacji i z drugiego samochodu atakowała oprawcę Enzo, skutecznie odciągając oponenta od dalszego ataku. Widocznie wódka musiała zadziałać, gdyż dziewczyna odzyskiwała siły conajmniej doraźnie.
Jeremy zajmował działko. Zanim zaczął ofensywnę, zaobserwował ciekawą rzecz. Otóż nawracający w ich kierunku gangerzy zaczęli nagle pokazywać w przeciwnym kierunku. Z pobliskich chaszczy o kolorze rdzy wybiegły małe postaci. Były to humanoidalne szczury, jakie spotkali w lesie, tyle że w większej ilości. Gromadami rzucały się na próbujących odgonić je motocyklistów, części uprzykrzyły się na tyle, żeby tamci spadli ze swoich wehikułów na ziemię.
Wreszcie nastał jego czas. Gdy już pędzili na otwartej autostradzie nacisnął spust. I poczuł MOC. Maszyna, którą teraz kierował była niczym wielkie, spragnione krwi zwierzę. Kolejne pociski wypadały na ziemię, wyrzucając w powietrze fragmenty drogi.

Test Strzelectwa Jerem'yego i Spostrzegawczości Grupy Gangerów

Test wygrywa Grupa Gangerów.[/spoier]
Jednakże on sam nie miał do czynienia z pierwszymi lepszymi zabijakami. To byli legendarni Hell's Angels, o których mówiło się, że zostają poczęci na swoich maszynach, tam też się rodzą i spędzają większość życia. Motocykle nie bez problemu wymijały ostrzał, ale robiły to na tyle zręcznie, aby zbliżyć się do celu. Atakom ściganych odpowiedział grad kul (Packard i Caddillac tracą 3 punky pancerza). Wszyscy skulili się na swoich miejscach. Gdy serie na chwilę ustały, Bishop zerknął przez lusterko. Z trwogą ujrzał, że pozostawiana z tyłu drogi nosi wilgotną linię. Tracili benzynę. Skurczysyny wiedziały, gdzie celować.
Owe skurczysyny były już niebezpiecznie blisko. Jeremy poprawił się za swoim działem. Spokojnie. To była ledwie drobna pomyłka. Teraz czas się ogarnąć i pokazać tej bandzie, co to znaczy siać śmierć w imię Pana...

Test Strzelectwa Jerem'yego i Spostrzegawczości Grupy Gangerów

Remis.
Drugi test zdaje Jeremy.
Jeszcze przez chwilę gangerzy starali się omijać kolejne pociski, jednak gdy pierwszy popełnił błąd, wywołało to natychmiastową reakcję łańcuchową. Jakieś ciało przekoziołkowało w ogniu eksplozji pod jeden z chopperów, który natychmiast runął na bok. Zdezorientowani przeciwnicy stracili synchronizację, według której dotychczas jechali. Jeremy zaczął strzelać do nich jak do kaczek, co chwilę gasząc jedno z plugawych jestestw. Pozostało już kilku gangerów. Tym udało się ominąć całe zajście i teraz zrówywali się z Packardem. To była elita całej grupy. Dwóch po lewej stronie, Fox i jego matka po prawej. Wszyscy zmierzyli bliżej celu i zaczęli celować w pasażerów.
- Czy bolało? Dopiero cię nauczę bólu! - krzyknął Fox.

Jedziecie w szyku prowadzonym przez Bishopa, za nim znajduje się Cadillac. Czwórka gangerów już niemal jadą w jednej linii z autem. Packard jedzie coraz wolniej. Pozostałe niedobitki, obok i za Cadillaciem nie kwapią się do walki: albo dogorywają na drodze albo powoli zawracają. Poza szeroką autostradą ziemia jest pełna muld, ciężko przejezdna.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Przygotowując się na kolejną rundę starcia, w którym już zdążył odnieść obrażenia, drżącymi rękami Luca sięgnął szybko po medpack by choć trochę ulżyć swój ból. Resztą będzie musiał zająć się potem, teraz tylko założyć prowizoryczny opatrunek i dalej. Tymczasem samochód zwalniał i lada chwila tamci mogli zrównać się z poziomem ich okien i wziąć w krzyżowy ogień.
- Gdzie są szczury kiedy ich potrzebujesz - mamrotał, przeładowując broń by być gotowym na cokolwiek będzie za chwilę. Miał właśnie pochylając się obrócić boleśnie do tyłu i zacząć mierzyć do najbliższego z motocyklistów ale poczuł znajomy, spływający na niego szum; głosy i śmiechy.
- Nie teraz, nie teraz, nie teraz - powtarzał, mrużąc mocno oczy i starając się utrzymać rękę prosto ale już słyszał wyraźne słowa - Dołącz do biesiady, nie możemy przecież zacząć sami, wiesz o tym - nie wiedział kto to i spojrzał tylko nie odwracając głowy. Duch siedział na tylnym siedzeniu, rozparty wygodnie jak w salonce pociągu z dawnych wieków. Jego porwane w wielu miejscach futro... kto w ogóle nosił futra?
- Milcz, zaraz to załatwimy - wycedził Enzo, nie chcąc by mu przeszkadzano. Gość obrócił się, teraz dopiero patrząc wokół. Jego ruda broda kontrastowała z czarnym futrem i jedyne skojarzenie jakie miał Luca, to barbarzyński wojownik z młodych wieków ludzkości.
- A, takie rzeczy. Celuj w człowieka, nie w rumaka, za konia można nabyć wiele włości - powiedział a Enzo tylko zaklął i zacisnął zęby, naciskając spust po wymierzeniu.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Matko:cenzura:co.... albo teraz albo k*rwa w piekle... - King był wkurzony nie na żarty.
Nie często było widać u niego aż takie nerwy. Zwykle objawiał bardziej milczącą postawę albo kwitował wszystko sarkazmem czy ironią, lecz teraz "pałka się przegła". Tym bardziej, że czuł jak choroba zdobywa kolejne partie ciała. Mógł jeszcze prowadzić i nie czuł się tragicznie, ale wewnętrzny ból nasilał się do tego stopnia, że Bishop dawno przestał go bagatelizować. Medpack trzymany pod prawą nogą dodawał mu trochę otuchy, gdyż zawsze był jakąś tam nadzieją, ale wojownik wiedział, że wiele rzeczy, które teraz się zdarzy może być jego ostatnimi czynami w życiu... "A jak odchodzić to z hukiem!" pomyślał skręcając kierownicę w prawo.
Chciał najzwyczajniej "j*bnąć" Fox'a i jego plugawą mać. Szeroka autostrada była o tyle wygodna, że nie musiał zjeżdżać z równego asfaltu aby zdobywać szerokie pole do manewrów. Zaraz po tym jak przypiździł w choppery po prawej odbił w lewo.
-Chłopaki! Nie spać zwiedzać! Kuźwa Cuthbert jak na rewolwerowca z Hegemonii jesteś wyjątkowo oszczędny w strzelaniu, zaproszenie Ci kurcze wysłać!? Przy okazji jakaś gorzała też by była na miejscu, hahaha! Gińcie fi*ty!

*Bishop cały czas trzyma medpack'a w pogotowiu w razie gdyby nagle przyszła potrzeba jego użycia
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy zarzucił sobie podpuszczenie przeciwników zbyt blisko, choć pogięte masy metalu za nimi mile połechtały jego duszę. Słysząc od prawej strony strzały Enzo obrócił działo w lewo, po czym z odległości kilku metrów otworzył ogień do przeciwników. Nie mógł nie trafić.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206

Enzo był już gotowy do kolejnego strzału, gdy zza swoich pleców usłyszał znajomy głos.
- Celuj w człowieka, nie w rumaka, za konia można nabyć wiele włości - usłyszał przy swoim uchu.
Jeszcze tego tu brakowało. Na szczęście mafiozo przyzwyczaił się do swoich majaków (?) na tyle, aby potrafił pozostać skupiony nawet, kiedy wokół pojawiają się dawne wspomnienia dusz i udzielają mu rad, co do walki. Przeciwnik natomiast przyspieszył, przednie koło jego pojazdu uniosło się w górę. Enzo zacisnął zęby i przymknął oczy jak tylko pole widzenia rozświetlił śmiercionośny błysk.

Test Strzelectwa Enzo i Spostrzegawczości Gangera (Enzo +1 za opis)

Test wygrywa Enzo.
Ganger zaśmiał się złowieszczo i tak szybko jak pragnął obwieścić swój trium, tak jego sytuacja diametralnie się zmieniła. Przestrzelone, tylne koło zachybotało się. Dzikus zawył, bezsensownie już próbując zapanować nad jazdą. Wyrżnął o ziemię, chopper przejechał jeszcze kawałek, po czym zaczął koziołkować po ziemi.
Bishop postawił wszystko na jedną kartę. W jego stanie wszelkie manewry mogły skończyć się kraksą, jednak teraz nie obowiązywały już zasady większego czy mniejszego ryzyka. Odczekał na właściwy moment, kiedy Fox z matką zrównywali się po prawej stronie, a następnie wykonał nerwowy skręt kierownicą. Poczuł uderzenie, uśmiechnął się dziko.

Test Prowadzenia Pojazdów Bishopa i Spostrzegawczości Fox'a (Bishop -1 za zatrucie, +1 za opis)

Test wygrywa Fox.
Mężczyzna krzyknął do swojej rodzicielki. Ta zdążyła za w czasu odbić bardziej na bok. Sam został uderzony bokiem, zachwiał się na motocyklu, zachowując jednak właściwy balans.
- Nie tak łatwo jest mnie odesłać do piekieł wojowniku! - krzyknął dziarsko.
Jeremy zajął się pozostałym gangerem. Roscoe podjechał bliżej niego, by strzelający miał dobrą pozycję do ataku. Łowca nie czekał, atakował natychmiast.

Test Strzelectwa Jerem'yego i Spostrzegawczości Gangera

Test wygrywa Ganger.
Eksplozja nastąpiła tuż za jadącym. Niemal wyłonił on się z morza ognia za sobą i zaczął natychmiastowo ostrzeliwać oponenta.

Test Strzelectwa Gangera i Spostrzegawczości Jeremy'ego

Remis.
Jeremy zdążył schować się za osłonką, ale poczuł, że gdyby nie zrobił tego pół sekundy wcześniej, przypłaciły to życiem. Na szczęście Cuthbert wreszcie się rozbudził. Wychylając ciało z pojazdu strzelił do przeciwnika, który nie zdążył odwrócić się w jego kierunku. Ganger wierzgnął i wyciągnął ciało w łuk, ostatecznie zwalając się z pojazdu. Lucy zajęła się matką Foxa. Bezlitosnymi seriami odciągała ją od reszty walczących. Jeremy nie miał obecnie zasięgu, aby dorwać samego przywódcę grupy, także kwestią zwycięstwa pozostawała konfrontacja umiejętności Bishopa i Fox'a właśnie. Obydwaj manewrowali po autostradzie - King starając się wykręcić tak, aby przewrócić gangera, ten zaś uchwycić moment, aby wystrzelić do Bishop'a.

Test Prowadzenia Pojazdów Bishopa i Fox'a (Bishop -1 za zatrucie, +1 za opis)

Test wygrywa Fox.
Motocyklista wyjechał do przodu, znajdował się teraz przed maską Packard'a. Następnie odwrócił się z wyciągnięta spluwą. Przez ułamki trudnych do zdzierżenia sekund kierowca wpatrywał się w zimną, bezlitosną lufę broni wroga. Pocisk nie ugodził w niego, ale wystarczało, że rozbił przednią szybę. Starając się obronić przed setkami małych rozprysków szkła, natychmiast stracił panowanie nad pojazdem. Packard wpadł w poślizg i zaczął zjeżdżać na bok drogi. Wszyscy pasażerowie podskoczyli wysoko, rąbnęli o dach pojazdu, wreszcie zastygli w nieruchomym wraku (Bishop, Enzo -1 Zdrowia) , który zaczął się tlić spod maski. Roscoe rzucił w tym czasie do Jeremy'ego.
- Objadę ich łukiem, ty strzelaj. MUSISZ teraz zabić dwójkę, inaczej po chłopakach.
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy poprosił Pana o spokój duszy dla gangera zabitego przez Cuthberta, po czym obrócił potężną broń lufą do przodu, zgodnie z kierunkiem jazdy. Musiał odesłać do Stwórcy obu przeciwników, inaczej wszystko stracone. Przymknął na ułamek sekundy oczy, prosząc Boga o wsparcie w tej trudnej chwili. Jeśli ci, których On przysłał do pomocy Jeremy'emu przy wypełnianiu Misji zginą, jej realizacja będzie trudniejsza. Jeremy nie może więc zawieść. Pierwszą złapał w celownik matkę Foxa. Kobieta. Nie! Tfu! Nie myśl tak! Kobiety są niewinne i piękne. Ona jest tylko kolejną bestią, kłodą rzuconą ci przez Pana, by który w mądrości Swej wystawia cię na próbę. Podejmij się jej! Znając swoje umiejętności i wierząc we wsparcie Boga, Jeremy ścisnął spust. Głuchy odgłos wybuchu 20-milimetrowego ładunku prochowego. Delikatne kopnięcie zneutralizowane hamulcami, cofająca się o kilka cm lufa, pierwszy z pocisków mknący ku przeznaczeniu. Jeremy widział i odbierał bodźce jakby w zwolnionym tempie. Wyplucie 10 ważących 120 g pocisków każdy zajęło działku prawie półtorej sekundy. Tylko tyle czasu Jeremy poświęcił matce. Czas zabrać się było za syna. Na naoliwionych prowadnicach broń obracała się lekko i przyjemnie. Spust ulega łatwo zdecydowanemu palcu. Trzy sekundy, ponad dwa kg ołowiu leci na spotkanie przeciwnika. Ciekawe, co powiesz na to. Pędzący z szybkością 600 m/s pocisk nawet nie zostanie usłyszany przez wroga.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Może dla innych walka jeszcze trwała ale Enzo miał wrażenie, jakby ktoś przyszedł i siłą wyciągnął ich z dobrze zapowiadającego się filmu. Nigdy, nawet po najbardziej plugawym alkoholu nie czuł się taki zwichrowany jak w chwili gdy wyczołgiwał się z wraku samochodu. Przeklinał na przemian ducha, który wcale mu nie pomógł swoim gadaniem i Kinga, który zamienił ich w kupę złomu. Paradoksalnie, nie przeklinał gangerów choć to oni szatkowali ich samochód kulami od kilku mil. Będąc na zewnątrz, rozejrzał się, nie wiedząc czy może wstać czy też ktoś czeka obok. Zobaczył samochód Roscoe ganiający motocykle jak na wielkiej cyrkowej arenie. Obszedł na czworaka samochód dookoła by zobaczyć czy z drugiej strony wychodzi "rajdowiec"; jeśli nie musiałby go chyba odciągnąć bo nawet mała znajomość techniki jaką miał, mówiła Luce, że płonące samochody mają tendencję do wybuchania. Wypluwając krew i przecierając oczy, grzebał po ubraniu w poszukiwaniu swojej broni, żeby ją przeładować do pełna, nie chcąc przynajmniej dać się ustrzelić bez pistoletu w ręce. Widział jak odbywają się egzekucje gdy kilku ludzi celuje w jednego bezbronnego a ten nie może nic zrobić i na pewno nie chciał znaleźć się teraz po drugiej stronie. Jeśli zaraz zatrzyma się koło nich uparty ganger, przywita go bez gadania ostatnimi nabojami jakie miał w magazynku.
Enzo walił rękę w blachę samochodu by pogonić Bishopa. Przykucnął by nie trafiła go zabłąkana kula i lustrował okolicę, szukał miejsca, gdzie mogliby szybko przebiec i ukryć się przed ostrzałem oraz przed wybuchem.
- Trzeba była strzelać w jeźdźca, niedoświadczeni wojownicy nie chcą słuchać - sączył duch w jego uszy - A teraz muszą uciekać przed szarżą konnicy.
Połowicznie majacząc i zaczynając bełkotać do siebie, Enzo oparł się o wrak i spojrzał na pager, jak na ostatni kontakt z żyjącymi przed czekającą go śmiercią. Żadnej wiadomości. Przełykając swoją godność, wystukał bezsensowną wiadomość do Marco: "Czy czegoś się dowiedziałeś?". Nie żeby było to teraz ważne, chciał po prostu skontaktować się ostatni raz z zasłużonym współpracownikiem, użyć chwilowego kontaktu z zewnętrznym światem jako ucieczki od aktualnej rozpierduchy wokół. Napisał i ścisnął mocno pager. Wypełnił swoje ziemskie obowiązki (cokolwiek to znaczyło, jego myśli były dalekie od jasności a w jego głowie potężniały wyśmiewające go szepty), mógł wstać i biec, choćby ku śmierci.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Dobra dobra, idę - zakaszlał - Cuthbert wyłaź! Kuźwa, dwudziesta skasowana bryka... To jakaś rocznica!?
King wziął w zęby medpacka, który miał pod lewą nogą i wsadził go w zęby. O dziwo leki nie pogubiły się we wraku, który obrócił się poziomo wokół własnej osi. Dzierżąc w ustach to co zostało z jego nadziei na ozdrowienie "okręcił" się i silnym kopnięciem wybił resztki szyby. Powoli wyjrzał na zewnątrz. Kurz, dym i ból głowy lekko go zamroczyły, ale mógłby przysiąść na Boga, że w tych okolicznościach przyrody Enzo siedział i pisał esemesa....
-Ja p*erdole... - warknął ostrożnie wysuwając się z auta.
Szybko łyknął lekki i owinął bandażem najpoważniejszą ranę. Miał nadzieję, że teraz się uda i medpack zadziała. Na ich szczęście byli na autostradzie więc potencjalną ochronę mogli znaleźć łatwo. King rozejrzał się czy jest bezpiecznie i podbiegł to barierek oddzielających pasy ruchu.
-Enzo dawaj! Cuthbert! - wrzasnął gdy przekoziołkował na drugą stronę metalowych zapór.
Potem odbiegł od nich jeszcze kawałek licząc się z tym, że wybuchu w całości nie pochłonął. Podniósł AK47 na wysokość wzroku i poszukał Fox'a lub jego mamuśki.
-Poczęstuj się - mruknął ściskając spust kilka razy
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Luca widział wszystko w postaci zlewających się wzajemnie mazai. W głowie mu się kręciło nie bardziej niż podczas szalonych wiraży Bishopa. Odgłosy wokół były przytłumione, jakby dochodzące zza ściany innego pomieszczenia. Dopiero po chwili zorientował się co robi: że powoli wychodzi ze zniszczonego auta, a właściwie wytacza, bo ten sposób poruszania się był najlepszym, na co mógł sobie teraz pozwolić. Bishop także nie był w formie. Narzekając na czym świat stoi, starał się opuszczać płonącą pułapkę. Cuthbert radził sobie najgorzej. Musiał przywalić solidnie w głowię, gdyż jego wzrok przypominał ciężko zakrapianą, sobotnią noc. Było źle. Bardzo źle. Pozostali przy życiu Fox oraz jego matka zaczęli objeżdżać wrak, aby wreszcie dopaść swoje cele. W dodatku głosy w głowie Enzo cały czas strofowały go: jakby nie wiedziały, że ciężko wymierzyć w określony obiekt podczas szaleńczej jazdy po autostradzie dziurawej bardziej od sumienia pasera z Detroit. Półprzytomnie wysłał wiadomość kompanowi, po czym przygotował się. Ryk silników narastał...
Roscoe drastycznie zwiększył prędkość. Jeremy musiał kurczowo uchwycić się osłony, aby nie spaść. Wóz kierował się na lewo od dwójki motocyklistów. Ci właśnie zmierzali na Bishopa i Enzo, którzy przed chwilą opuścili Packard'a. Jeremy wiedział jak wiele zależy teraz od powodzenia jego akcji. Uspokoił oszalałe myśli i stanowczo skierował lufę działa na matkę Fox'a.
-Ona jest tylko kolejną bestią, kłodą rzuconą ci przez Pana, by który w mądrości Swej wystawia cię na próbę. Podejmij się jej! - w myślach dodawał sobie otuchy.

Test Strzelectwa Jeremy'ego i Spostrzegawczości Matki Foxa (Jeremy +1 za opis, +1 za zaskoczenie)\

Test wygrywa Jeremy. Zadaje 4 punkty obrażeń.
Fakt, że nie zwlekał, zadziałał na jego korzyść. Starucha nawet nie zdążyła drgnąć, jak pocisk uderzył w asfalt tuż pod nią. Wyleciała w powietrze wraz ze swoją maszyną. Ogień szybko przedostał się do zbiorniku paliwa i zakończył jej żywot jeszcze w locie, w epicentrum wielkiej kuli ognia. Fox momentalnie dostał szału.
- Zabiję cię skur.wielu! Słyszysz mnie!?
Ale Jeremy tego nie słyszał. Nie przestawał strzelać. Zajadły, słuszny gniew płonął równie gorąco, co roztaczający się zewsząd ogień, zrodzony przez kolejne serie pocisków. Fox natychmiast dodał gazu, postanowił oddalić się spomiędzy gorejących płomieni. Było to diabelnie trudne, gdyż czerwone kury ognia ogarnęły niemal całą okolicę pola bitwy.

Test Strzelectwa Enzo i Prowadzenia Pojazdów Foxa (Jeremy +1 za opis)

Remis.
Test wygrywa Jeremy. Zadaje 4 punkty obrażeń.
Trzeba było przyznać, że Fox walczył do samego końca. Sprawnie kierował pojazdem i już zdawało się, że opuści to piekło, jednak Loney był zbyt zdeterminowany. Krótka modlitwa w jego myślach zrównała się w czasie z tym jednym, morderczym atakiem. Fox wierzgnął, spojrzał tylko w dół, jak chopper rozpada się pod wpływem uderzenia ciężkokalibrowego pocisku. Runął jak długi, uderzył w ziemię. Chciał jeszcze wstać, ale nagle obok niego pojawił się Bishop. Nie wiadomo jak ten ledwo żywy człowiek zdążył się tak szybko ogarnąć i dopaść wroga, ale mogło to tylko świadczyć jak oddany jest swej profesji w każdych okolicznościach. Stanął na dłoni Fox'a, którą chciał się podeprzeć i rzekł beznamiętnie do niego:
- Poczęstuj się - seria pocisków rozszarpała ciało oponenta kończąc walkę raz na zawsze.
Enzo stał trochę z tyłu. Był gotowy pomóc, ale okazało się, że towarzysze swoje już zrobili. Wciąż półprzytomnie spojrzał na Packard'a. No tak, minęło może pół minuty od kiedy opuścili samochód, zaś auto coraz bardziej zajmowało się ogniem. Cuthbert nie radził sobie dobrze z jego opuszczeniem. To działo się zbyt szybko. On sam ledwo wyszedł na zewnątrz, a ruszenie teraz kowbojowi na pomoc byłoby szaleństwem. Mógł tylko obserwować jak ogień rozprzestrzenia się, a wreszcie pojazd eksploduje wraz z kowbojem na w pół przewieszonym przez okno. Po kilku chwilach zapanował spokój, zaś jedynym dźwiękiem był miarowy syk płomieni, które łapczywie pożerały zwęglony pojazd. Teraz Luca na dobre się otrząsnął, po takim widoku to z resztą nie było bynajmniej dziwne. Spojrzał po towarzyszach. Roscoe zatrzymał wóz i otaksował tylko z rezygnacją ponurą scenę. Jeremy był usmolony i obryzgany krwią, miał prawo być z siebie zadowolony. Zaś Bishop dosłownie słaniał się już na nogach. Ostatki sił wykorzystał, aby dobić znienawidzonego wroga. Ledwie stracili jednego towarzysza, a wszystko wskazywało, że King będzie następny. Kierowca momentalnie wywrócił się do tyłu. Zaczął ciężko oddychać, pojawiły się lekkie drgawki. On sam niewiele już rejestrował. Widział jedynie twarze swoich towarzyszy na których rysowały się skrajne emocje. Być może tak podpowiedziała mu podświadomość, wywleczona teraz na wierzch, ale w uszach usłyszał jeszcze:
- Skwwiiir!
Wszyscy odwrócili się. Spomiędzy kopcącej mgły, której źródłem były płonące pojazdy, zaczęły wychodzić małe postaci. Szczury. Musiały przemierzyć wysuszone pola obok autostrady i teraz przyjść aż tutaj. Tylko po co? Stworki powoli zbliżyły się do grupy, jeden wyszedł bardziej na przód, niosąc dziwną, pękatą butlę. Nikt nie zdążył zareagować, z resztą wszyscy byli zbyt zdziwieni, gdy stworzonko odgryzło korek i przechyliło szyjkę wprost do ust kierowcy. Na samej butelce znajdowała się zatarta etykieta, ale nikt nie potrafił powiedzieć co przedstawia. Z resztą o wiele bardziej zajmująca była reakcja Bishopa. Ten nagle wybałuszył oczy, wystrzelił w górę strumieniem resztek płynu niczym wieloryb... i wyprostował się jak strzała. Momentalnie na jego ciele powróciły kolory, a jego sam wzrok stracił wiele ze swej mętności.
Szczur z malutkimi totemami przewieszonymi na szmatach mających służyć mu za ubranie narysował coś znalezioną, metalową częścią na ziemi. Przedstawiała prymitywny wizerunek ludzi na motocyklach, którzy gonią i rozjeżdzają szczury. Następny miał zapewne symbolizować grupę, która walczy z motocyklistami. Wreszcie motocykliści zostali zatarci, a obok grupy szczur narysował koślawe słowo DZIENKUJEM. Nie czyniąc już nic więcej, małe stworzonka ruszyły za siebie, ponownie zostawiając zdezorientowanych towarzyszy.

Wszyscy +1 do wybranego atrybutu

Jeremy wybiera sztuczkę:
morecrit.jpg

Nawet nie mrugniesz, synku - szansa na obrażenie krytyczne zwiększa się o około 20%.

lub
barter.jpg

Zwariowałem, za pół ceny sprzedaję! - gracz na starcie ma wytargowane nieco niższe ceny w sklepach.

Z rzeczy, które jeszcze są w stanie użytku, odnajdujecie wokół następujące przedmioty/pojazdy:

Pojazdy:
Harley Davidson
harleydavidsonvrodteren.jpg

••••••
  • Paliwo w litrach [sup](dobra jakość - 10)[/sup] Masymalna prędkość [sup](120 km/h)[/sup] Obrażenia [sup](1)[/sup]
2x Chopper
34928549.jpg

••••••
  • Paliwo w litrach [sup](średnia jakość - 8)[/sup] Masymalna prędkość [sup](100 km/h)[/sup] Obrażenia [sup](1)[/sup]
Łańcuch 1 obrażeń | broń dwuręczna | 8 gambli
Glock 17 2 obrażeń | 15/30 9mm | 45 gambli
Glock 17 2 obrażeń | 10/30 9mm | 45 gambli
UZI 1-4 obrażeń | 20/30 9mm | 60 gambli
Granat 4 obrażeń | 30 gambli
Metalowy pancerz 3 ochrony | 85 gambli
Medpack +1 do Zdrowia | 10 gambli
Analizator chemiczny 70 gambli
Amunicja 9mm x 20 40 gambli
Amunicja .38" x 20 60 gambli
80 gambli
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Dym, huk, rozmazane postaci i przedmioty. King ledwo widział, ale kiedy zobaczył Fox'a odzyskał rezon na chwilę. Dokładnie na tyle ile trwać miało jeszcze życie gangera.
-No to teraz... - wtedy właśnie padł na ziemię a następną sceną jaką pamiętał był szczur wlewający mu do gardła jakąś ciesz
Bishop otrzeźwiał momentalnie. Spojrzał na "szamana", ukucnął i wyciągając rękę rzekł:
-High five! Masz u mnie browara... albo ser... co tam wolisz w sumie
Potem podszedł jeszcze do ciała Foxa i przyjrzał się mu ponownie. "Bydle" pomyślał i skierował wzrok na Packarda. Z auta już prawie nic nie zostało i pewnie niedługo będzie jeszcze mniej widoków do oglądania, więc postanowił nie zwlekać z ewakuacją. Podszedł do Harleya i dosiadł go. Za motorami nie przepadał, ale jeśli nie ma się co się lubi to się lubi co się ma. Z ziemi podniósł jeden magazynek 9mm amunicji i Glocka oraz jakieś shity, które na oko wycenił na jakieś 20 gambli. Schował to za pazuchę a medpacka, który leżał obok nich rzucił Enzo.
-Częstuj się. Hell's Angels stawiają! Hahaha! - nadal czuł rany, ale poczucie humoru mu wróciło a to był znak, że chociaż choroba mijała.
Silnik motoru zaryczał i King ruszył przodem.

+1 Spostrzegawczość
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy odetchnął z ulgą. Zszedł z pojazdu i poklepał broń po podstawie. Przeszedł kilka kroków, klęknął i zmówił szybką modlitwę do Pana, dziękując Mu za mądry wybór. Popatrzył na leżące to tu to tam szpargały, po czym przerzucając je brał co ciekawsze rzeczy. Przecież się zmarnują, a tak wykorzysta je do światłych celów.

Nawet nie mrugniesz synku -szansa na obrażenie krytyczne zwiększa się o około 20%.
Glock 17 2 obrażeń | 15/30 9mm | 45 gambli
30 gambli


Spojrzał jeszcze na leżącego nieopodal gangera, który miał na sobie jakimś cudem nieuszkodzony pancerz. Może i to szaber, ale Pan ostatecznie w jakimś celu zostawił mu tego trupa. Łowca czuł się trochę nieswojo w takim ubraniu, lecz pancerz przyjemnie obciążał barki.

Metalowy pancerz 3 ochrony | 85 gambli

Widząc, ile rzeczy przyszło mu posiadać, Jeremy zaczął rozglądać się za jakimś plecakiem lub torbą. Przeszedł się kilkadziesiąt metrów w tył po autostradzie mając nadzieję na znalezienie czegoś przydatnego. W ostateczności, zadowoli się jukami do motoru - jeśli jakieś znajdzie. Na koniec siadł na jednym z Chopperów, który wyglądał na mniej odrapanego. - Komu w drogę temu modlitwa, jedźmy.


Strzelectwo +1
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Pociągał nosem i sprawdzał językiem zęby, snując się po okolicy gdy inni wybierali ciekawe dla nich rzeczy. Podniósł bez pośpiechu medpacka skoro nikogo już nie zainteresował i amunicję .38 - przynajmniej wyrównywało to jego straty. Myślał jednak już perspektywicznie; nie wybierał tego co mu się przyda ale tego, co się opłaci. Z nikłym uśmiechem schował do plecaka Uzi, granat, analizator chemiczny i pozostałą po innych amunicję. Uznał, że ci którzy poczują się poszkodowani, mogą zawsze objąć w posiadanie jedną z maszyn, których on sam za żadne skarby nie chciałby kierować.Wciąż trochę się zataczając, obchodził dookoła rumowisko i pomachał odchodzącym szczurom:
- Mówiłem, że lepiej się z nimi dogadać - rzucił do nikogo konkretnego i zaraz głos mu odpowiedział - No, to jedno ci się udało. I tak się nie popisałeś. Do zobaczenia w nocy.
Ziewnął tylko i machnął ręką odchodząc w stronę samochodu. Wolałby na pewno jechać wewnątrz pojazdu czterokołowego a nie na tylnym siedzeniu motocykla ale jeśli się nie dało, spojrzał kto czym kieruje i wybrał najbliższy z rumaków. Przed wsiąściem, podszedł bliżej Lucy i stojąc tam zapytał głośno czy nikt nie potrzebuje medpacka - wiedział, że nie chciałaby pewnie gdyby zapytał jej bezpośrednio - i jeśli nikt się nie zgłosił, zażył sam i przygotował się do odjazdu.
- Ładne strzelanie swoją drogą - rzucił do Jeremy'ego.

Blef +1
 
Status
Zamknięty.
Do góry