Rdzawy krzyk

Status
Zamknięty.

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Enzo przeprawiał się przez wrzawę pojedynku. Co chwila obserwował eksplozje powstające obok uciekającego kapłana - to Lucy nie próżnowała i zaciekle atakowała przeciwnika zza działa. Phantom ciął zawzięcie, krojąc przeciwników na kawałki. Nagle, jeden wypadł z kotłującego się tłumu i przeciął drogę mafiozie. Na chwilę człowiek i bestia wpatrywali się w siebie. Enzo pierwszy odzyskał rezon. Uniósł broń na wysokość głowy przeciwnika i pociągnął za spust. Tymczasem wróg rzucał się już ku niemu, wyciągając do przodu ręce.

Test Strzelectwa Enzo i Bijatyki Mutanta

Test wygrywa Mutant. Zadaje 1 punkt obrażeń.
Stwór chlasnął Enzo po ręce. Jego pistolet wystrzelił w skręconej kończynie, wyrzucając z siebie pocisk wysoko w niebo. Widząc tą sytuację, Phantom przebił się z kotłowaniny i szybkim gestem odkopał mutanta na bok, za chwilę zajmując się na powrót resztą. Enzo obejrzał ranę i uznając, że nie jest poważna, ruszył dalej, okrążając walczących. Namierzył jednego z przeciwników, którzy byli na tyle zajęci Black'iem, aby nie zauważyć jego samego. W nagłym momencie chwycił go od tyłu i pociągając do siebie, wystrzelił równocześnie w głowę.

Test Bijatyki Enzo (+ połowa ze Strzelectwa) i Bijatyka Mutanta (Enzo +1 za zaskoczenie)

Remis.
Enzo wygrywa test. Obrażenia krytyczne.
Przez chwilę szarpał się z bestią, która niełatwo dała się pochwycić. Gdy istota chciała zamierzyć się na ,,Lucę", ten szybko wykonał unik i zręcznym gestem przyłożył lufę pistoletu do skroni kreatury. Jej głowa eksplodowała.
- I to ja rozumiem! - zakrzyknął Black, pogrążony w ferworze walki.
Enzo schycił truchło w ręce i pociągnął je ze sobą. Nie posiadał imponujących gabarytów, aczkolwiek udało mu się dotargać trupa między połowy drzwi. Zdążył jeszcze schować się przed nadciągającym kapłanem, który właśnie wbiegał do środka i miał już zamykać drzewieje, gdy jedna połówka zacięła się na położonym truchle.
Kilka sekund wcześniej, Bishop ustawiał się na dachu swojego auta. Czuł każdą nierówność i wygięcie na blasze, ale nie przeszkadzało mu to, jak wcale niezłemu strzelcowi. Jeszcze raz namierzył wroga. Karabin miał duży rozrzut, ale przeciwnik nie był znów tak daleko.

Test Strzelectwa Bishopa i Spostrzegawczości Kapłana Molocha

Test wygrywa Kapłan.
Kolejna seria ugodziła gdzieś obok. Bishop zgrzytnął zębami ze złości. Gdyby nie inicjatywa Enzo, oponent byłby już bezpieczny. Żarty się skończyły. Zmienił karabin na dwa pistolety, po czym skoczył na ziemię i z dwoma lufami wymierzonymi przed siebie, ruszył z morderczym błyskiem w oku. To była decydująca chwila. Lucy pruła z działa, Bishop z obydwu broni, a Jeremy naciągał łuk, jak zwykle nie zapominając o modlitwie. Phantom ukończył już swoje dzieło mordu i stał nieźle pokiereszowany, patrząc jak walka się zakończy.

Test Strzelectwa Lucy + Bishopa + Jeremy'ego (+1 za opis Jeremy'ego) i Spostrzegawczości Kapłana Molocha

Test zdaje grupa.
Tak natężonego ostrzału trudno było uniknąć. Pociski z obydwu broni Bishopa dosięgły celu jako pierwsze. Ugodziły w plecy kapłana, przez co ten wygiął się w łuk. Następnie dosięgła go strzała, przeszywając spazmem wyładowania wewnętrznych modułów. Na koniec Lucy wysadziła konstrukcję w eksplozji ciężkokalibrowego pocisku. Resztki zwęglownej maszyny zaśmiały się pokracznie i powiedziały jeszcze przed ostatecznym wyłączeniem się:
- Jeszcze nie koniec. Jak powiedziałem. To miejsce stanie się waszym cmentarzem.
Po czym ze środka maszyny rozległ się dźwięk kliknęcia, uruchomienia jakiejś operacji, zarezerwowanej widocznie na czarną godzinę. Na razie jednak nic więcej się nie stało. Postaci, które jeszcze przed chwilą toczył zawzięty bój, stały teraz otoczone przez ciszę przerywaną wyciem wiatru, który brzmiał naprawdę okropnie, grając zniekształcone dźwięki na metalowych rurach wokół.

Losowo wybrany gracz otrzymuje dodatkową sztuczkę.

kdVer

speaker.jpg

Moi drodzy... - dwa atrybuty do wybranych cech, związanych z rozmową.

lub

morecrit.jpg

Nawet nie mrugniesz, synku - szansa na obrażenie krytyczne zwiększa się o około 20%.
Roscoe wziął na ręce ciało Jessici i umieścił je w głębszym rowie. Następie niedźwiedzimi rękoma przysypał je gruzem.
- Tylko tyle jestem w stanie dla ciebie zrobić. Niech twoja dusza zazna spokoju - odrzekł, po czym odwrócił się od miejsca pochówku i wskazał na świątynię - Co by się nie działo. Musimy iść dalej. To miejsce jest plugawe i złe, nie ulega to żadnej wątpliwości. Wygląda na to, że maszyna miała w zanadrzu coś jeszcze. Duchy są niespokojne, nawet po jego odejściu.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Kiedy kapłan w końcu padł rozerwany skumulowanym ostrzałem King w końcu odetchnął z ulgą.
-No rzesz ty matko:cenzura:co nie zdechł wcześniej... Kij ci w plecy... - schował broń i oparł dłonie na kolanach - Uff...
Niepokojące dźwięki dochodziły ich zza świątynnych murów, ale Indianin postanowił jeszcze dokonać pochówku. Bishop nawet nie widział sensu w tym wszystkim. Tylu ludzi ginęło gdzie popadnie i tam spoczywali na wieki, ze ten jeden gest mógł mieć tylko czysto symboliczny wymiar. Nie wypominał tego jednak. Zawsze w takich właśnie zachowaniach upatrywał resztki ludzkich odruchów na tym plugawym świecie i na swój sposób je doceniał. Kiedy jednak ciało pani spec leżało już na dnie wielkiego rowu podszedł spokojnie do auta. Przeżegnał się i odpalił silnik czekając na swych pasażerów.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Kopnął resztkę głowy maszyny i cofnął się. spluwając na nią - ostatnio spluwał na wszystko, jakby świat go coraz bardziej mierził. Przeładował broń, dokładając brakujące w bębnie naboje i schował poręczny rewolwer. Może nie spisał się najlepiej ale kiedy podejść blisko...zanotował w pamięci, żeby zawsze podchodzić blisko. Wrócił do reszty patrząc w ziemię, trawiąc ostatnie słowa wroga. Wsiadł do samochodu, nie wiedząc w co wytrzeć zachlapane krwią dłonie (na pewno nie w ubranie!) i siedział niewygodnie, szukając szmaty. Nie umknęła mu też wielka plama w samochodzie, pozostałość po Jessice. Teraz dopiero orientując się co zaszło, wyszedł szybko na zewnątrz, wytarł dłonie w garść ziemi, rzucił drugą garść na miejsce pochówku inżynier i wsiadł z powrotem nic nie mówiąc. Gdy stali wciąż, zniecierpliwiony powiedział:
- Cofaj, te czipy potrafią też wybuchać gdybyś nie wiedział.

[Moi drodzy - blef +2]
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy na moment po śmierci kapłana opadł z sił. Stał jednak dalej wyprostowany na wzniesieniu żelastwa. Podziękował Bogu za udane zadanie i przyrzekł, iż dalej wypełniać będzie wypełniać Jego wolę - Kto we mnie trwa, żył będzie wiecznie - Jeremy'emu zdawało się, że Niebiosa doń przemówiły. A może to tylko zwidy> Niemniej jednak, po chwili siadł na jego ręce biały gołąb. Lata radiacji odcisnęły swoje piętno na kolejnych pokoleniach tych niewielu gatunków, które zdołały przetrwać wojnę. Gołąb miał siedem palców na jednej z nóg, zaś jego łebek szpeciła paskudna narośl. Z oczu patrzyła mu jednak łaska i zrozumienie. Po kilku sekundach wzbił się w niebo, niknąc w chmurach. Jeremy, trzymając wciąż łuk w ręce, zabezpieczył kołczan i rozejrzał się wkoło. Jeśli kapłan nie rzucał słów na wiatr, wkrótce może zjawić się tu niebezpieczeństwo. On natomiast był w najlepszej pozycji, by je wypatrzyć. Spoglądał też na Słońce i starał się zapamiętać, gdzie jest - muszą z tego labiryntu wyjechać. Następnie zszedł niespiesznie z podwyższenia, przeskakując z jednej wystającej belki na maskę jakiegoś samochodu. Na dole doszedł do ich pojazdu, po czym wszedł do środka.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Nie minęło wiele czasu jak wszyscy byli gotowi do dalszej drogi. Bishop widział i zadał już zbyt wiele śmierci, aby przejąć się stratą kompanki. Enzo symbolicznie dorzucił garść ziemi na jej prowizoryczny grób. Jeremy natomiast nie próżnował i badał teren. Ze wzniesienia widział lepiej – spędził jakiś czas przyglądając się morzu metalowych konstrukcji, na które spływała czerwień zachodzącego słońca. Na tyle, na ile potrafił, zapamiętał ich układ.
Ruszyli uliczką z powrotem, gdyż na razie tylko taką mieli opcję. Po niekrótkiej już przeprawie wszystkim burczało w brzuchach, zaś usta wysychały z pragnienia (musicie zjeść racje żywnościowe i wypić przynajmniej pół litra wody, inaczej tracicie punkt zdrowia). Póki co, panował spokój, choć delikatna trwoga udzielała się grupie. Okolica była wymarła, acz dziwne symbole na stalowych płytach i zalegające wszędzie laleczki nie pozwalały zapomnieć o spotkaniu z mechanicznym kapłanem. Ciszę przerwał dziwny, piszczący dźwięk. Gdy wszyscy zorientowali się, że chcieli wszcząć fałszywy alarm, skonstatowali, że to pager Enzo odebrał wiadomość, co właśnie obwieścił dość donośnie.

Od Marco: Witaj Enzo. Mam kilka wiadomości. Paru naszych ludzi żyje i są gotowi odnowić rodzinę, gdy zamieciesz cały brud. Dowiedziałem się paru kwestii o chipach. Pewnie wiesz, że rozprowadzają je klony człowieka, którego Moloch przekabacił na maszynę. Początkowo był tam jeden moduł, autodestrukcji. Część maszyn in cognito, kłamała, że podkręcają one organizm, część wszczepiała je siłą, sam wiesz. Mając na podorędziu ludzi, których można zabić jednym gestem, nie trzeba przed nimi nawet kryć swoich zamiarów, a sami też trzymają gęby na kłódkę. Z czasem maszyny Y-LAWS stały się sprytniejsze. Ludzie z chipami byli zbyt przerażeni, aby wykonywać złożone operacje. Dlatego powstała druga generacja chipów. Te atakują momentalnie układ nerwowy, jednak sam umysł pozostaje świadomy. Chip, a właściwie maszyna kieruje nimi jak marionetkami, podczas gdy ofiara wszystko rozumie i widzi, choć nie może się przeciwstawić rozkazom. To nie wszystko. Niedawno Y-LAWS weszło chyba w ostatnią część swojej operacji…

Tutaj wiadomość się urwała. Widocznie pagery nie działały do końca sprawnie. Cud, że w ogóle tyle informacji udało się przesłać na tych reliktach.
Obydwa wozy cofnęły się na miejsce, gdzie po raz pierwszy drużyna ujrzała leżących w okręgu ludzi. Zatrzymali się na chwilę, mocno zdziwieni. Po ciałach nie było śladu. Pozostały jedynie laleczki i parę kruków, które złowieszczo obwieszczały jakiś omen. Jeden podleciał do Loney’a i usiadł tuż obok niego, skrzecząc zajadle. Było w tym coś ironicznego. Gdy pokonał wysłannika Molocha ujrzał gołębia, zatem teraz…
Żelbetonowy nasyp niedaleko poruszył się. Kilka śrub i nit opadło na ziemię, lecz nikt się nie pojawił. Wtem, coś przebiegło z innej strony. Zaraz znów, tuż za pojazdami dało się słyszeć dziwne chrząknięcie i osobliwy głos jakby zduszonego łkania. Jeremy szybko przypomniał sobie, jak przebiegały drogi, które widział pod świątynią. Jadąc teraz w prawo miało ich czekać jeszcze parę galimatiasów, jednakże z tego co udało mu się zapamiętać, było to najmniej problematyczna droga, jeśli w ogóle można tak powiedzieć o okolicznym terenie.
Roscoe pochylił się za kierownicą i zdążył tylko powiedzieć:
- Idą. Czuję ich.
Nie mylił się. Istoty wylały się zewsząd jak na zawołanie. Umęczone, pełne szału, kierujące się wbrew własnej woli ostatnim rozkazem tętniącym od elektronicznych modułów na karkach. Zabić.

94707192.jpg
To nie były stricte mutanty, ani popromienne wynaturzenia. Kreatury poruszały się szybko i zwinnie. Mutki z reguły waliły na przestrzał i nie kombinowały jak dopaść ofiary. Te zdawały się porozumiewać między sobą chrząknięciami, próbować okrążać samochody, nawet tworzyć flanki. Aż trudno było uwierzyć, że w ich ,,środku" całą akcje obserwują niegdysiejsi właściciele tych ciał, zapewne szalejąc z rozpaczy.

beznazwytjt.jpg
Witaj <wpisz swoje imię> w Podręcznym Przewodniku po Ratowaniu Swojego Du.pska. Twój horoskop na dziś: radiacja w miarę, świat nadal będzie wydawał ci się beznadziejny, za to spotkasz sympatyczną osobę. Będzie posiadać dodatkową parę rąk, ale jej wnętrze jest doprawdy godne uwagi. Chyba, że zaatakuje cię stado pół świadomych istot, kierowanych elektronicznymi chipami. Cóż, to może komplikować sprawy, ale nos do góry! Na górze widzisz mapę okolicy. Czerwone kwadraty to pojazdy, czyli ty, niezastąpiony <wpisz swoje imię> i reszta twoich kompanów. Kropki wokół to wasi oponenci. Największe obiekty są budynkami złożonymi z fragmentów pojazdów i wszelakiego żelastwa, jakie tu naniesiono. Czarne są nieregularnymi konstrukcjami, zaś szare posiadają płaski dach zdatny do jazdy pojazdem, o ile uda ci się wyskoczyć na jednej z ramp. W sumie nie są to dosłownie wyskocznie, a ułożone pod skosem nasypy czy blachy, które akurat pozwalają na skok. Że co? Boisz się? No dalej <wpisz swoje imię>, nie jesteś już małym chłopcem! Aha, uważaj na gruz, zaznaczony powyżej plamami. Jeśli w niego wjedziesz, znacznie zwolnisz, a i możesz stracić kontrolę nad pojazdem.

Jeremy zapamiętał, że należy kierować się na wschód.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Zanim ruszyli zjadł co miał przy sobie i upił wody, resztę proponujac Bishopowi. Potem usadził się wygodnie przed wyjazdem. Ujechali mało i od razu problemy...
Spojrzał na lewo - nie chciał się na pewno teraz zatrzymywać by sprawdzić czym różnią się nowi wrogowie od poprzednich.
- Prosto, lekko w prawo, tam - zasugerował pokazując palcem i nie odzywał się już by King mógł sam podejmować decyzje.
W pierwszym odruchu chciał unieść broń i strzelać ale się powstrzymał - szkoda naboi by tworzyć tylko pozory ogryzania się. Jeśli nie przebiją się przez tłum pełen magazynek będzie potrzebny bardziej niż kiedykolwiek. Upewnił się, że pistolet jest pod ręka i mocniej złapał siedzenia.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Hehe, no to to ja rozumiem... - zaśmiał się nie kryjąc radości z nadchodzącej wielkimi krokami ostrej jazdy - Wschód mówisz pobożny przyjacielu? Comprende...
King przyłożył dwa palce do hełmu i szybko je oderwał imitując żołnierski gest. Następnie sięgnął do radia. Ktoś wsadził do starego Packarda odtwarzacz CD, w którym została jakaś płyta. Wcisnął play mając nadzieję, że nie będzie musiał słuchać disco i nie zawiódł się. Z głośników dobiegł przytłumiony dźwięk gitar, po chwili pierwsze słowa:
-If you like to gamble, I tell you I'm your man
You win some, lose some, it's - all - the same to me...
Jedynka, ręczny w dół. ryk silnika. Pojazd ruszył z kopyta zostawiając za sobą tumany kurzu a King zaczął recytować tekst wraz z wokalistą:
-The pleasure is to play, it makes no difference what you say
I don't share your greed, the only card I need is
The Ace Of Spades
The Ace Of Spades
Auto z Detroit spisywało się tak jak się spodziewał. Było szybkie a moc silnika czuło się pod pedałem kiedy tylko trzeba było dodać gazu. Niestety Packard nie był aż tak zwrotny jak Desert Trooper, którym jeździł poprzednio dlatego instynkt kierowcy kazał Bishopowi nie wystawiać tego samochodu na próby w postaci slalomu gigantu między rozwścieczonymi żywymi trupami. Tutaj potrzebne były w miarę długie proste, na których mógł rozpędzić pojazd i zostawić niebezpieczeństwo za plecami. Zresztą biegające zombie raczej nie miały szans w ściganiu się z autem. Dlatego wojownik ruszył na wprost kierując się ku uliczce trochę na prawo. Ten przejazd był pusty i mimo że nie kierował ich na wschód to stanowił dobry sposób na ominięcie hordy przed nimi. Kiedy pędzili wąską drużką między budynkami spojrzał w lusterko mając nadzieję, że Indianin podłapie pomysł i że nie wjedzie mu w tyłek kiedy zrobi co planuje. Tuż przed skrzyżowaniem puścił gaz by wyhamować, podniósł ręczny i ostro skręcił kierownicą w prawo. Auto wpadło w kontrolowany poślizg (drift) i szybko obrało odpowiedni kurs. Wtedy zwolnił hamulec i ruszył do przodu. Może Packard nie należał do najbardziej zwrotnych aut, lecz przy odpowiedniej redukcji prędkości ten manewr był w zupełności do wykonania. Teraz mieli okazję zobaczyć co czeka ich dalej. Jeśli mieli by spotkać więcej zombie lub np. przed nimi ukazała by się ślepa uliczka Bishop wiedział, że będzie wystarczająco dożo czasu by skręcić lekko w lewo. Nim pokraki dobiegną do nich zdążyłby już dojechać do rampy rozpędzając auto do maksymalnej prędkości i kierując się wprost na stertę złomu przypominającą podjazd.
-Playing for the high one, dancing with the devil,
Going with the flow, it's all a game to me,
Seven or Eleven, snake eyes watching you,
Double up or quit, double stakes or split,
The Ace Of Spades
The Ace Of Spades

*King wcześniej zjadł rację żywnościowa i wypił wodę, którą poczęstował go Enzo.
><><><><><><><><><><><><><><><><><
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy po zejściu ze wzniesienia zmoczył gardło kilkoma łykami wody. Podczas jazdy wziął gryza zlepki orzechowo-ziarnistej, która wchodziła w skład racji. Gdy zobaczył kruka, wiedział, że coś złego się stanie. Pan lubi przekazywać swoją wolę poprzez zwierzęta, a kruk bynajmniej nie był dobrym zwiastunem. Jeszcze nim zobaczył nadchodzące maszkary, instynktownie spojrzał ku Słońcu - wschód jest w prawo. Powiedział o tym szybko kierowcy, po czym chwycił dwururkę i przerzucił skrzydełko bezpiecznika, dając iglicy wolną drogę ku spłonce. Gdy samochód minął grupę kreatur i pojechał w prawo, Jeremy krzyknął, próbując przekrzyczeć dudniące radio - Teraz w prawo, musimy jechać na wschód! Te pomioty Belzebuba nas i tak nie dogonią, a nie zabłądzimy tak łatwo w labiryncie! Pan chce, byśmy jechali na wschód!
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Enzo wskazał palcem kierunek, ledwo powstrzymując go od drżenia. Bishop zareagował natychmiastowo. Wrzucił jedynkę i uruchomił odtwarzacz. Donośna muzyka, pojękiwania i warkot silnika zlały się w jedną kakofonię, jednakże King wzmacniał pierwszy z elementów własnym głosem. W takich sytuacjach było można prawdziwie po nim poznać, że jest z Detroit. Ruszył pierwszy, za nim Cadillac. Kurzawa wzbierała się wszędzie, tam gdzie leżały pozostałości żwiru, tenże wypryskiwał spod kół na wszystkie strony. Istoty podjęły pościg. Parę wyskoczyło tuż przed maskę, jednak kierowca zręcznie przyspieszył, tak że pokraki przekoziołkowały przez samochód i zniknęły w tyle. Bishop nakierował się między dwa budynki. Kilka potworów wspieło się po lewym zabudowaniu i biegnęły na czworaka równolegle do celu. Jeden rzucił się na dach Packarda. Pasażerowie aż podskoczyli słysząc huk nad ich głowami. Enzo pożałował, że nie przygotował jednak broni - nagle w oknie po jego stronie ukazała się szpetna facjata. Stwór wciągnął ręce do środka i zaczął szarpać się z Lucą.

Test Bijatyki Enzo oraz Mutanta (no, powiedzmy że to Mutant)

Test wygrywa Enzo.
Chociaż nie było tego widać na pierwszy rzut oka, Włoch nadal potrafił dobrze przyłożyć. Czując, że przeciwnik stara się go wywlec ze środka, założył mu jedną ręką prostą dźwignię, wyswobadząjąc tym samym drugą, którą użył do wymierzenia sierpowego. Wszystko to było problematyczne na siedzieniu samochodu, ale ostatecznie agresor otrzymał cios na tyle mocny, aby uwolnić Enzo i przekoziołkować na pylistej ziemi. W tym samym momencie Bishop minął budynek i zaczął ostro skręcać tyłem. Przez chwilę jego kompani chwytali się wszystkiego co popadnie, niemal wypadając z auta. Opony piszczały, obraz za oknem mknął jak szalony.

Test prowadzenia pojazdów Bishopa (+1 za opis)

Test nieudany.
King zbytnio oddał się we władanie adrenaliny. Nie wyłapał momentu, gdzie należało odpowiednio zwolnić. Auto wpadło w poślizg i przygrzmociło bokiem w ścianę (-2 punkty pancerza pojazdu, -1 punkt Zdrowia pasażerów/nie dotyczy Bishopa, którego pancerz niweluje szkodę).
- Wracajcie na trasę! Będziemy was osłaniać! - krzyknął z drugiego auta Black.
Cadillac zatrzymał się. Lucy siedząca z tyłu przy dzale rozpoczęła ostrzał. Wielkie, dymiące partie mięsa latały na wszystkie strony w akompaniamencie śmiechu kobiety i coraz rzucanych chaotycznie cytatów z Apokalipsy.
Bishop stracił na chwilę rezon. Wypadek zdezorientował go, przez co rozglądał się nerwowo. Jednakże Jeremy przyszedł tu z pomocą.
- Musimy jechać na wschód! Te pomioty Belzebuba nas i tak nie dogonią, a nie zabłądzimy tak łatwo w labiryncie! Pan chce, byśmy jechali na wschód!
Po dwóch próbach odpalenia silnika zaraz byli gotowi do dalszej jazdy. Indianin nadal im wtórował. Grupa minęła niesymetryczne pozostałości po murku i zdawało się, że mają już pustą drogę, gdy zza prawego rogu (zakończenie czerwonej strzałki) wypadła kolejna horda. Widocznie podczas gdy część atakowała ich po drodze, pozostali ruszyli na około. Bishop natychmiast skręcił w lewo. Czujnie zauważył już wcześniej sprasowany złom, z którego mógłby się wybić. Nie było to specjalnie bezpieczne rozwiązanie, ale jakie w tej sytuacji takie było? Pędził już całkiem szybko jak na gabaryty swojego pojazdu i szykował się do karkołomnej akcji, gdy jedno z monstr dopadło ich auto z boku. Rzuciło się na maskę i przyczepiło doń połamanymi paznokciami. Ten osobnik był większy, jeśli nie olbrzymi. Teraz kierowca pędzący swoim wozem nic nie widział przed sobą, a co gorsza stwór wyciągął łapę, aby przebić nią szybę i dostać się do ofiary. Pozostało maksymalnie kilka sekund na decyzję. W takich momentach czas zdaje się rozciągać...

Następną scenę opisujecie w konwencji bullet-time. Czyli działania w zwolnionym tempie, odgłos bicia serca etc.
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Czegoś takiego nie widział jeszcze. W ostatnich kilkunastu godzinach przejechał samochodem chyba więcej niż przez cały poprzedni rok a do tego cały czas jakieś... problemy. Ledwo odtrącił, nie bez wysiłku, próbującego wejść oknem a tu następny rzucił się na przednią szybę. I to dużo większy. Było raczej jasne, że przy takiej prędkości draśnięcie czy zbyt gwałtowne ruszenie kierowcy może ich wyrzucić z drogi, Enzo musiał więc jako siedzący najbliżej działać. Poprzednio nie zauważył nawet atakującego od boku wroga dopóki nie był w zasięgu ręki ale teraz miał chwilę. Przesunął rękę wzdłuż poły swojej marynarki, odchylając ją w tym samym ruchu i chwytając metal broni. Nie zamykał oczu i nie mrugał, wyciągając rewolwer, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Był blisko. Spudłowanie nie było może łatwe ale prędkość, nerwy, nawet drżenie rąk mogło tu wiele zmienić. Wyciągając rewolwer przed siebie w prawej ręce, lewą zaparł się o obudowę przed nim i trzy razy pociągnął spust, lekko zginając rękę w łokciu - wiedział, że w ten sposób broń kopnie w nieznaczny sposób do tyłu, zgodnie ze zgięciem reki, zamiast do góry. Patrzył na opadające powoli drobiny pyłu stojące jak niewidzialna przeszkoda między nim a dużo większym wrogiem. Był jak Dawid przeciwko Goliatowi, miotając swoje pociski. Starał się oczywiście celować w bliską głowę stwora ale nie przejmował się zbytnio tym w co trafi. Stwór toczył ślinę jak oszalały i Enzo widząc każdy rozbłysk lufy pistoletu zastanawiał się czy był on kiedyś człowiekiem. Oddał trzy strzały jeden po drugim i obejrzał chwilę efekty. Jeśli było to konieczne, liczył się ze stratą całego magazynku i strzelał dalej. Nawet nie zauważył, że nic nie słyszał - nawet tak mały kaliber w zamkniętej klatce jaką był samochód zapewnił potężny huk a dym zaraz zaczął gryźć wszystkich w nozdrza. Teraz jednak mógł tylko naciskać spust i patrzeć łzawiącymi oczami na postać na masce, czekając tylko aż opadnie z sił.
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
Jeremy po uderzeniu w stertę gruzu siedział cały czas na środkowym siedzeniu, trzymając dubeltową strzelbę pionowo między nogami. Gdy towarzysze walczyli z atakującymi pojazd potworami on siedział niczym nieprzytomny, zajęty powtarzaniem jednej z licznych znanych mu mantr do Stwórcy. W pewnym momencie jednak przerwał - oto na maskę wskoczyła najniezwyklejsza maszkara, jaką Łowca kiedykolwiek widział. Odpowiedź na mantry przyszła natychmiast - Strzelaj. - Oto Pan rzekł do niego, co ma czynić. Jeremy nie widział nawet Włocha starającego się trafić stwora ze swojego rewolweru. Pochylił lufę strzelby do przodu, od razu mając kreaturę na muszce. Broń była odbezpieczona (poprzedni? post), pozostawało więc tylko wypuścić ołów ze swoich okowów. Nie patrząc przez przyrządy celownicze, a celując "po lufie" w środek wypełniającej całą przednią szybę bestii Jeremy jednocześnie ściągnął oba spusty, spuszczając iglice na spłonki dwu nabojów w tym samym momencie. Odrzut broni był horrendalny, dwa ładunki prochowe tego kalibru to spora moc, kolba boleśnie kopnęła bark Jeremy'ego. Dwa pociski (właśnie - to pociski czy śrut?) opuściły lufę i ruszyły na spotkanie przeznaczeniu. Huk był duży, zaś dym - choć niewielki - zasłonił łowcy pole widoku. Teraz wszystko w rękach Boga.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
Dźwięk wgniatanego pancerza wyrwał Kinga z szału prędkości w jaki wpadł. Kilka centymetrów, kilka setnych sekundy, zdecydowało, że Packard nie wyrobił na zakręcie tak jak planował Bishop.
-Shit... - syknął słysząc jak za drugim razem silnik w końcu zaskoczył.
Teraz pędzili na złamanie karku ku rampie. Brak innego wyjścia kazał wojownikowi spróbować najbardziej karkołomnej opcji. Ryk. Strzały, krew pryskająca wszędzie. Cały czas czuł jak na jego ramię spadają krople ciepłej jeszcze posoki pani spec. Licznik dobił do końca. Auto już nie pojedzie szybciej, ale nadal potrzebowało stabilnego toru jazdy. Nagle piekielny stwór wskoczył na maskę. Jakim cudem? Tego King nie wiedział. Bydle musiało być wbrew pozorom zwinne. Nie mając czasu na kombinacje wychylił się przez okno. Teraz znów widział drogę. Obie ręce na kierownicy ścisnęły mocniej kółko. Zaparł się wbijając gaz do dechy tak że aż słychać było uderzenie w podłogę. Obraz za obrazem, klatka po klatce zbliżali się do celu. Huk. Błysk. Zapach prochu i spalin. Nie było miejsca na błędy. Nie mógł sobie pozwolić by zrobić coś źle. Źle oznaczało śmiertelnie. Wbił wzrok w drogę i rampę. Skupił się maksymalne wkładając w każdy najdrobniejszy ruch kierownicy całą swą czujność i spostrzegawczość. Delikatnie poruszał kółkiem by wyrównać tor jazdy. Bystre spojrzenie szukało każdej sposobności na poprawienie ich szans.
Gdy dojeżdżali do konstrukcji silnik ryczał jak szalony. Uderzenie. Opony odbiły się od nadkoli donośnie oznajmiając końcówkę podróży. Klekotanie złomu pod samochodem zagłuszyło wszystko inne. Przed nim tylko niebo. Uśmiech na twarzy kierowcy, błysk słońca odbity od gogli.
-Yupikayey mother fuckers!!! - środkowy palec w górze skierowany w stronę zombie za nimi
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Jeremy już wcześniej przewidział kłopoty. Jego nowy nabytek miał się teraz sprawdził. Wymierzył odbezpieczoną broń w kierunku stwora. Jego ciało poruszało się jak w zastygłej melasie, kolory wokół wyblakły a dźwięki zniekształciły. Palec łowcy pociągnął za spust. To były ułamki sekund. Sam zapamiętał tylko ogłuszający rumor, jaskrawy błysk.

Test Strzelectwa Jeremy'ego i Spostrzegawczości Większego Mutanta

Test wygrywa mutant.
Kreatura przebiła szybę, w tym samym momencie auto trafiło na wybój. Strzał Loney'a został chybiony, ostatecznie wymierzony na prawo od celu. Stwór przebił szybę, był już o cale od kierowcy. Enzo wyciągnął nań broń i to samo uczynił Jeremy, który był gotowy jak tylko przeładował szybko strzelbę poprzez przesunięcie jej tzw. pompki do siebie.

Test Strzelectwa Jeremy'ego + Strzelectwa Enzo i Test Bijatyki Większego Mutanta (atakującego Bishopa) (+1 za opi Enzo)

Test wygrywają Jeremy oraz Enzo. Enzo - 2 obrażeń, Jeremy - 3
Palec Enzo tańczył na spuście. Jego twarz wykrzywił gniewny grymas. Kula oderwała żuchwę przeciwnika. To jednak nie powstrzymało bestii. Nadal rwała się do Kinga. Widocznie chip pozostał nieuszkodzony, a ten stanowił główne ,,zasilanie" przeciwników. Temu poradził już Jeremy. Tym razem nie spudłował. Shotgun raz jeszcze odezwał się rykiem. Fragmenty spaczonego ciała eksplodowały na całe wnętrze auta. Resztki przeciwnika, gdy upadły na ziemię jeszcze wierzgały w spazmach, ale nie było mowy o podjęciu jakiegokolwiek, sensownego pościgu.
Tego Bishop już nie obserwował. Wychylał się bowiem z auta, starając się namierzyć rampę. Miał nadzieję, że instynkt kierowcy go nie zawiedzie i nawet w takiej pozycji da radę wyskoczyć. Kiedy usłyszał końcowy ostrzał towarzyszy, w tym samym momencie przód wozu wisiał już w powietrzu. Powoli, poklatkowo zbliżał się w kierunku dachu.

Test Prowadzenia pojazdów Bishopa (+1 za opis)

Bishop wygrywa test.
Auto wierzgnęło i przez chwilę nikt nie wiedział czy była to zapowiedź katastrofy czy może sukcesu. Na szczęście okazało się, że pojazd znajduje się na budynku, a wszyscy są w jednym kawałku. Stwory jednak znajdowały się niedaleko i nie było czasu do stracenia. Packard ruszył znów przed siebie z piskiem opon. Po pięćdziesięciu metrach znajdowała się pochylnia, z której w miarę bezpiecznie mógł zjechać na ziemię. Gdy potwory do niej dotarły, auto było już daleko.
Zatrzymali się po dziesięciu minutach od wyjechania z mechanicznego miasta. Panował już zmrok, zwielokrotniany przez sękate drzewa na polanie, gdzie stali. Drugi samochód zjawił się dopiero po pół godziny. Reszta kompanii również nie miała łatwo - Licy była posiniaczona i odrapana, a Roscoe nosił spory bandaż, który przesiąkł już krwią. Phantom zdawał się najmniej uszkodzony, ale nie było w tym nic dziwnego, bowiem jego ciało zostało wzmocnione przez Molocha.
Usiedli na ziemi, pojazdy stał niedaleko, osłaniając ich od wiatru. Black wyciągnął mapę i ćmiąc tytoniowy niedopałek rzucił do kompanii:
- Co jak co, ale religijnej maszyny jeszcze nie widziałem. Jeremy, ty jesteś pobożnym człowiekiem. Czy robot może doświadczać przeżyć związanych z wiarą? - gdy usłyszał odpowiedź rozprostował papier i wskazał go reszcie.
- Na moje jesteśmy koło Richmond. Po drodze jest dużo lasów, przez co ciężko będzie znaleźć drogę. To tutaj najczęściej zdarzają się zaginięcia i niewytłumaczalne zjawiska. Mówiłem wam, że mało kto wraca z tych terenów. Możliwe, że to przez coś, co mieszka w lasach. To ostatni i najcięższy odcinek naszej drogi. Dalej będzie Nowy Jork, wokół którego jest sporo strzeżonych dróg, także podróż do Bostonu stanowić będzie betkę. Aby przeżyć jeszcze ten kawałek. Gotowi?
Roscoe skrzywił się.
- Gotowi jesteśmy zawsze. Ale sam mówisz, że z tych lasów zazwyczaj się nie wraca. Skoro coś tam czyha, to wjeżdżając donośnymi autami zwrócimy na siebie uwagę. W nocy w ogóle mamy utrudnione zadanie. Wyczuwam...
- Gó.wno mnie obchodzi, co czujesz - przerwał Phantom - Twoje duchowe dyrdymały do niczego dobrego jeszcze nie zaprowadziły, a nas goni czas. Panowie, co wy sądzicie o całej sytuacji? - zapytał resztę.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
King wyszedł z auta ociekając krwią. Na całe szczęście to nie była jego krew, ale przemieszana posoka ich zmarłej towarzyszki i monstra. Coś uwierało go gdy stanął na trawie. Spojrzał w dół. Do podeszwy przykleił się jakiś fragment kości. Bishop przyjrzał mu się bliżej. Szczęka.
-K*rwa mać... Co za dzień... Hehehe - od razu doszły go wspomnienia wyścigów
Potem usiadł opierając się o Packarda. Był trochę zmęczony, ale zadowolony. Tak samo jak był zadowolony po każdym rajdzie w rodzinnych stronach. Słuchał rozmowy i na razie nie zabierał głosu. Sprawdzał amunicję i inne graty, które miał przy sobie.
-Dobra nie zesrajmy się z tym lasem - rzekł pierwszy - Roscoe ma rację to pewnie niebezpieczne miejsce, ale wracać przez miasteczko zombie nie będziemy. Innego wyjścia nie ma, więc z rana kiedy widoczność będzie lepsza powinniśmy jechać. Gaz do dechy i za parę godzin mamy to z głowy.
Wstał i wdrapał się na Packarda oznajmiając, ze weźmie pierwszą wartę. Usiadł po turecku opierając się o Ak-47.
-Ej, ma ktoś fajkę?
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Maszynowe osiedle zostawili za sobą wystarczająco dawno, by nie martwić się, że zaraz ktoś ich dopadnie. Enzo wiedział jednak, że nie mogą zabawić tu też zbyt długo, że muszą ruszać. Nie czuł się gotowy porywać na przeczesanie całego lasu na raz, wciąż jeszcze drżały mu dłonie i dudniło w głowie od zbyt bliskich wystrzałów. Nie przyznałby się nikomu ale tak naprawdę, nie dosłyszał wszystkiego zbyt dobrze, wiedział, że musi odpocząć, pójść spać. Miałby na to czas do rana. W ciągu dnia pewnie przyjdzie łatwiej zanurzyć się w gęstwinę niż teraz...
- Jeśli odeszliśmy wystarczająco daleko od tamtego miejsca - pokazał, skąd przyjechali - poczekajmy do rana. A nawet przed brzaskiem. Zbudźcie mnie do trzeciej kolejki - powiedział, nie pewny nawet, ilogodzinne straże robią. Teraz to nie było ważne, mógłby zasnąć wszędzie i na każdy czas jaki pozwolą. Nie żył co prawda w ciągłej strzelaninie wokół ale pójście spać i pozwolenie problemom by poszły spać w każdym momencie razem z nim, miał opanowane. Kiedy zdecydowali się zostać na moment, położył się na przyjemnie pachnącym benzyną kocu, który kogoś niewytrzymałego mógłby pewnie znarkotyzować i zasnął z jedną ręką blisko leżącej pod kocem broni.
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
- Maszyny pomiotami są szatana i jako takie nic z ludzkiego postrzegania rzeczy nie jest im bliskie. Takoż i nie znają one ani Pana, ani stwórcy ich, Upadłego Serafina Lewiatana, który pragnąc zniszczenia ludzkości zesłał na świat roboty, istoty zimne z metalu, nie znające... - Jeremy rozwinął się, mówiąc długo i zawile o pochodzeniu robotów, tłumacząc znudzonym zebranym ich historię i to, jak szatan budował te monstra w Piekle. Gdy w końcu któraś ze zniecierpliwionych osób poprosiła go, by doszedł do meritum, tylko rzucił jej oburzone spojrzenie. Na koniec dodał tylko, że roboty w żadnym przypadku nie mogą odczuwać potrzeb religijnych - chyba, że ktoś je tak zaprogramuje.

Po zakończeniu "narady", w której Jeremy głosu nie zabierał - prócz jedynie udzielenia swojego poparcia dla jak najszybszego przemierzenia niebezpiecznych terenów za dnia oraz propozycji, by to on siedział za lufą działka na jednym z wozów podczas podróży - łowca wdrapał się na najbliższe drzewo, usiadł wygodnie w miejscu, w którym gruby konar wyrastał z pnia i położył sobie na kolanach łuk oraz jedną strzałę, zaczepioną już o cięciwę. Shotgun miał przewieszony przez ramię. Nim rozpoczął nocną modlitwę, rzucił do Kinga - Wezmę drugą wartę, rzuć we mnie czymś, obudzę się - po tym przeszedł w modlitwę, mantrę, trans i wreszcie zapadł z czujny, odprężający sen.
 

Caleb

VIP
VIP
Dołączył
3 Maj 2007
Posty
8 989
Punkty reakcji
206
Black skinął głową do Jeremy'ego.
- To chciałem usłyszeć. Moloch staje się coraz bardziej wysublimowany. Kiedy byłem żołnierzem, walka polegała na prostych zasadach. Albo my ich, albo oni nas. Teraz maszyny udają nas i uskuteczniają dziwne podchody.
Rozmowy nie trwały długo. Wszystkich dopadło zmęczenie po pełnym wydarzeń dniu. Znakiem tego ustalono warty. Najpierw czuwał Bishop. Black dał mu kilka zwitków kiepskawego tytoniu, którego paleniem zabijał czas. Na pewno Cuthbert miał lepszy, ale tego nagle coś zablokowało. Od jakiegoś czasu nie odzywał się, może trapił go jakiś problem. King nie narzucał się kompanowi. Następny był Jeremy. Ten nie potrzebował żadnych używek. Wprowadził się w stan podobny do medytacji i pozostał w nim do zmiany Enzo. Kolejka mafioza natąpiła niedługo przed brzaskiem.
Jeszcze rozespany Luca siadł na masce samochodu i błądzącym wzrokiem spojrzał po okolicy. Jedynym dźwiękiem było dochodzące zewsząd pochrapywanie towarzyszy. Było spokojnie, lecz nie zmyliło to jego zmysłów, którym powracała czujność. Coś przebiegło niedaleko najbliższej kępy krzewów. Enzo początkowo myślał, że ruch wykonało niegroźne, leśne zwierzę. Szybko jednak doszedł do wniosku, że takich prawie nie ma. Wytężył wzrok, spoglądając w kierunku szarpiącej się gęstwiny.

Test wiedzy ogólnej

Test zdany.
Na chwilę ujrzał pyszczek, który wychylił się z tejże, po czym schował się z powrotem. Już wiedział z czym ma do czynienia...
 

kdVer

Nowicjusz
Dołączył
5 Kwiecień 2008
Posty
1 609
Punkty reakcji
27
Wiek
35
Pomacał się po kieszeniach, szukając czegoś jadalnego ale pomyślał zaraz, że to może nie być dobry start. Powoli uniósł w górę lewą dłoń, jakby witał kogoś z daleka i bez słowa, zsunął się na ziemię. Patrząc w kierunku zwierzęcia, cofał się pojedynczymi krokami do najbliżej śpiącego towarzysza, a tym akurat był Jeremy ze swoim łukiem. Wciąż zwrócony przodem do przybysza, potrząsnął lekko śpiącym i pokazał przebudzonemu na kogo się natknęli
- Może jest sam, może całe stado, bez gwałtownych ruchów, nie wiemy ile i gdzie...Tak to szczury, tak jakby - nie odwracając twarzy, omiótł oczami wszystko wokół by zobaczyć czy zbliżają się kolejne - Słyszałem, że da się kupić ich pomoc ale wątpię, że mamy interesujące rzeczy. Zbudź bez chaosu wszystkich, jeśli chcemy potargować się to dobra, jeśli nie, ruszajmy - Nie sięgał nawet po broń i chciał, żeby szczur to widział. Spodziewał się, że wokół może się od nich roić a ani pocisków ani refleksu mogłoby im nie wystarczyć gdyby mieli zacząć strzelać do małych stworzeń. Wstał i wrócił do swojego miejsca, gdzie trzymał wartę. Podniósł znów dłoń tak jak przedtem:
- Co nowego w świecie? - zażartował na głos i tak nie myśląc, że tamten go rozumie. Wyjął z plecaka butelkę czerwonego wina, spodziewając się, że jest to na odludziach towar luksusowy. Postawił ją obok siebie a przy niej położył gazetę, którą wziął z Federacji. Na pewno nie miał zamiaru oddawać potrzebnych mu rzeczy a kto wie, może nawet umieli czytać? Po przemyśleniu, poprzerzucał jeszcze graty w plecaku i wyjął co ciekawsze przedmioty a były tam kawałki oryginalnego ołówka, urwana antena od radio, drobiazgi warte ze 20 gambli - Oni, zaraz... - powiedział, pokazując na resztę budzącego się obozowiska, czując, jakby mówił sam do siebie.
 

Haren

Nowicjusz
Dołączył
8 Grudzień 2009
Posty
492
Punkty reakcji
3
Wiek
29
Miasto
Kraków
///rozumiem, że mnie obudził.///


Jeremy nie wiedział nic o jakiś zmutowanych szczurach, lecz od Enzo dowiedział się że mogą być groźne i lubią mieć towarzystwo. Przełożył więc łuk na plecy, zdejmując z nich strzelbę. Z zabezpieczoną na razie bronią zeskoczył z gałęzi i udał się powoli by lekkimi trąceniami budzić resztę kompanii. Rozglądał się też cały czas wokoło, próbując w bladym świetle nadchodzącego dnia dojrzeć ruchy, cokolwiek co mogłoby mu wskazywać na liczebność obcych. Gdy wszyscy byli jako tako trzeźwi, podszedł do samochodu Kinga i siadł na klapie bagażnika. Zabezpieczonego shotguna trzymał na udach, zaś jego kciuk błądził w okolicach bezpiecznika, gdy łowca obserwował okolicę.
 

Bishop986

King of Mars
Dołączył
3 Sierpień 2008
Posty
8 886
Punkty reakcji
70
Miasto
Kraina "By żyło się lepiej"
-Co... he... k*rwa... - bełkotał coś na wpół obudzony gdy łowca go szturchał - No.. no... jeszcze 5 minut...
Położył głowę na trawie i prawie znowu usnął gdy nagle dotarło do niego, że coś pewnie się stało. Zsunął gogle i lekko uchylił powiekę nad lewym okiem. Enzo gadał z kimś lub czymś a reszta była już na równych nogach. Wstał błyskawicznie trzymając broń w ręku i rozglądał się nie wiedząc czego szuka. King przyzwyczajony był do nocnego życia Detroit i wszystko przed 12 w południe było dla niego godzinami wczesnoporannymi. Popatrzył znowu na ex mafioza i kompanię.
-Aaaaa.. - ziewną zakładając na powrót gogle - Yhm... No ok co się dzieje?
 
Status
Zamknięty.
Do góry