Wyższa szkoła manipulacji
Od czasu, gdy 4 lata temu ukazał się pierwszy numer "Obywatela", nasze pismo i jego twórcy są obiektem niemal nieustannych ataków ze strony środowiska, które z przymrużeniem oka można określić jako "lewicę Gazety Wyborczej". W jego skład wchodzą mniej lub bardziej radykalni lewicowcy znani z różnorakich powiązań z salonem z ulicy Czerskiej.
Ataków było sporo - od artykułów prasowych, przez pisemne "oświadczenia" i "stanowiska", a na propagandzie szeptanej kończąc. Warto też wspomnieć, że argumenty bardzo podobne do używanych oficjalnie, znalazły się w anonimowych wpisach na różnych internetowych forach dyskusyjnych, a także w anonimowych donosach rozsyłanych m.in. do miejsc zatrudnienia redaktorów "Obywatela".
Kilka razy odpowiadaliśmy publicznie na te wywody, ale trudno prowadzić dyskusje, w których trzeba udowadniać, że nie jest się wielbłądem; trudno zajmować się sprostowaniami zarzutów coraz bardziej kłamliwych i opartych na daleko posuniętych manipulacjach. Poza tym, orientując się jako tako w polskich realiach, tworząc "Obywatela" zakładaliśmy, że podobne ataki nastąpią - traktujemy to więc jako ryzyko wpisane w koszta przedsięwzięcia. Zarzuty pod naszym adresem nie odbiegały od sztampy i były typowe dla tego towarzystwa - zarzucano nam, że jesteśmy faszystami, mamy sympatie skrajnie prawicowe itd. To ulubiona broń tej ekipy, która cwaniackie piętnowanie przeciwników łatką faszyzmu stosuje nie od dziś. Środowisko to formułowało zarzuty o sympatie faszystowskie pod adresem tak wielu osób i inicjatyw, że nie dziwi nas znalezienie się w tym gronie.
Jeśli się nie ma argumentów merytorycznych, to najłatwiej obrzucić przeciwnika błotem i sprawić, aby kojarzono go z Hitlerem, mordowaniem Żydów, Auschwitz itp. To metoda stara jak świat, a "ludzie honoru" sięgają po nią równie chętnie, jak menele spod budki z piwem - tylko oszczerstwa są odmienne. Inna rzecz, że to szermowanie oskarżeniami o faszyzm jest znamienne dla obecnej ideologii - mamy ponoć wolność słowa i przekonań, ale nie możesz głosić treści "faszystowskich", zaś o tym, które z nich są "faszystowskimi", decydują antyfaszyści. A "faszyzmem" może być dosłownie wszystko, jeśli tylko ktoś z antyfaszystów będzie miał polityczny lub prywatny interes, żeby taką etykietkę przykleić. To też nie jest niczym nowym - stalinowski prokurator Andriej Wyszyński mawiał podobno: "dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie". Antyfaszyści mogliby to ująć tak: "dajcie nam człowieka, a w jakiś faszyzm go wrobimy".
Jak wspomniałem, nie zamierzamy przy każdej okazji tłumaczyć się z urojonych zarzutów, choć dobrze wiemy, że nasi przeciwnicy stosują metodę znanego faszysty Goebbelsa, który mawiał, że kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą. Po co zatem to piszę? Zapoznałem się właśnie z kolejnym atakiem na "Obywatela" - zarzuty zostały tak zmanipulowane, że zostawić tego w spokoju nie sposób, a przy okazji warto pokazać, jakimi metodami posługuje się przeciwnik.
Autorem ataku jest niejaki Rafał Pankowski, którego tekst "Antyglobaliści i ich krytyka globalizacji neoliberalnej - wstęp do dyskusji" zamieszczono w pracy zbiorowej "Globalizacja i co dalej?" pod redakcją Stefana Amsterdamskiego (Wydawnictwo IFiS PAN 2004). Pankowski nie pierwszy raz wadzi się z nami - zarówno "Obywatela", jak i jego twórców z osobna, atakował wiele razy. Szczególną niechęcią darzy niżej podpisanego po tym, jak w artykule opublikowanym jednocześnie na łamach prawicowego kwartalnika "Fronda" i anarchistycznego czasopisma "Inny Świat" dokonałem podsumowania licznych manipulacji, kłamstw i prymitywnych ataków personalnych, jakich Pankowski i jego koledzy dopuszczali się na łamach wydawanego przez siebie antyfaszystowskiego periodyku "Nigdy Więcej".
Kim jest Pankowski? Najprościej powiedzieć, że zawodowym antyfaszystą. Na modnym obecnie tropieniu faszyzmu opiera się jego kariera medialno-naukowa. Pankowski świetnie wyczuwa koniunkturę - na początku lat 90. sympatyzował z Konfederacją Polski Niepodległej, ale szybko zorientował się, że karty rozdawać będzie środowisko Unii Wolności. Z nim więc się związał. Po wyborach w 1997 r., wygranych przez AWS, Pankowski dodatkowo zapałał miłością do umiarkowanej prawicy, w "Nigdy Więcej" cytowano papieża itp. Po roku 2001 poczuł z kolei głębsze uczucie do lewicy i w takim duchu zabiera głos. Jakiś czas temu zaczął się kręcić koło "alterglobalistów". We wszystkich tych środowiskach jest jednak antyfaszystą, od pewnego czasu ma to charakter "naukowy" - Pankowski jest zatrudniony w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie przygotowuje doktorat o rasizmie.
Dorobek "naukowy" Pankowskiego zasługuje na uznanie. Gdy przed kilkoma laty wydał książkę o neofaszyzmie w Europie Zachodniej, to liczba jej stron była chyba równa ilości błędów merytorycznych i manipulacji, jakie można było w tejże rozprawie znaleźć (dokładny wykaz błędów zawarto w tekście Jarosława Tomasiewicza "I ty zostaniesz faszystą", który znajduje się w dziale "Tylko na WWW" na stronie internetowej "Obywatela"). Szczególnie zapisał się Pankowski w historii nauki stwierdzeniem, że Gilbert Keith Chesterton, znany katolicki pisarz, założył w 1954 r. w Anglii pewną partię skrajnie prawicową. Cały problem w tym, że jej nie założył, bo w 1954 roku nie żył już od... 18 lat, ale to dla "naukowca" żaden problem. Teorie Pankowskiego spotkały się z krytyką nawet w jego własnym obozie - gdy w "Gazecie Wyborczej" rozpisywał się o "modzie na faszyzm", poświęcając sporo miejsca postaci Juliusa Evoli, to znany religioznawca Zbigniew Mikołejko wykazał na tych samych łamach, że Pankowski ma mizerne pojęcie o przedmiocie swoich rozważań. To jednak niczemu nie przeszkadza - w Polsce prace "naukowe" powstają często tak, jak za Gomułki, tzn. wystarczy pisać w "słusznym" aktualnie duchu i mieć odpowiednie znajomości.
Ten wątek poruszyłem nie bez powodu. Otóż wspomniany atak na "Obywatela" w wykonaniu Pankowskiego ukazał się pod szyldem wydawnictwa wyższej uczelni. Jak wygląda owa "naukowość" tekstu Pankowskiego? Ano tak, że autor żywcem przepisuje pomówienia, jakie spłodził wraz z niejakimi Stefanem Zgliczyńskim (redaktor pisma "Lewą Nogą") i Zbigniewem Kowalewskim (działacz trockistowski) na potrzeby donosu na "Obywatela", rozsyłanego gdzie popadnie przed trzema laty. "Naukowość" polega też na tym, że Pankowski cytuje analizowany materiał, tj. różne teksty z "Obywatela" - cytaty są wyrwane z kontekstu albo mocno spreparowane (o tym więcej za chwilę). Do tego dodaje inne "dowody", np. taki, że o wymowie jednego artykułu z "Obywatela" świadczy jego... śródtytuł. Albo stwierdza, że redaktorzy "Obywatela" są współpracownikami pism radykalnej prawicy. "Zapomniał" dodać, że większość z nas wywodzi się ze środowisk lewicowych i anarchistycznych, a z radykalną prawicą, i owszem współpracowaliśmy, ale dlatego, żeby i ją i skrajną lewicę wyrwać z zaklętego koła teorii rodem z XIX wieku, a także dlatego, że nie zgadzamy się na taką "demokrację", która wyrokami sądów kapturowych odmawia podstawowych praw wszystkim uznanym za faszystów. "Naukowość" to także powoływanie się na samego siebie - Pankowski "dowodzi" jednej ze swych tez poprzez odwołanie do wspomnianej już, pełnej błędów, własnej książki. "Naukowe" jest wreszcie skrzętne wyliczanie najdrobniejszych rzekomo radykalnie prawicowych wątków czy postaci z łamów "Obywatela" (łącznie z jednym zdaniem z "Kroniki Kontrasa"), przy niemal całkowitym przemilczaniu wszelkich innych, w tym także skrajnie przeciwstawnych opinii i autorów, jakich u nas mnóstwo.
W efekcie otrzymujemy "naukowy" opis "Obywatela" jako pisma, gdzie dominują osoby ze skrajnej prawicy i głoszone są takie też treści, a czasem, sporadycznie, pojawia się też coś innego. Pankowski stwierdza: /.../ ogólna tendencja, jaką można odczytać w polityce redakcyjnej "Obywatela", wydaje się wyraźnie wskazywać na radykalną prawicę jako na główną - zdaniem redaktorów - realistyczną alternatywę wobec globalizacji. Gdybyś, Czytelniku, miał co do tego wątpliwości, pozbądź się ich szybko - "naukowiec" przecież "udowodnił". Ja natomiast mam z tym problem, bo Pankowski wie lepiej niż redakcja "Obywatela", co uważamy za "realistyczną alternatywę wobec globalizacji". Otóż do tej pory nie wiedziałem, iż sądzę, jakoby tę alternatywę stanowiła "radykalna prawica" - gdyby tak było, to zapisałbym się Ligi Polskich Rodzin czy czegoś jeszcze bardziej na prawo, zamiast wydawać "Obywatela" z przekonaniem, że te wszystkie lewice i prawice, radykalne i umiarkowane, cały ten upiorny XIX-wieczny skansen, jest częścią problemu, nie zaś jego rozwiązaniem. Faktem jest natomiast, że jako pismo niezależne i takie, które z założenia miało być otwarte na różne poglądy i nie uciekać od trudnych pytań, nie interesuje nas autocenzura i strach przed naruszeniem tabu "faszyzmu" - tak samo, jak nie interesuje nas tłumaczenie się faktycznym faszystom, że drukujemy u nas regularnie teksty lewicowców czy krytyków faszyzmu.
W tekście Pankowskiego jest sporo bzdur, cytatów wyrwanych z kontekstu i dwuznacznych sugestii - sprostowanie wszystkiego wymagałoby bardzo dużego artykułu i odesłania do lektury kolejnych kilkudziesięciu tekstów. Jednak dwa szczególnie chamskie przykłady manipulacji chciałbym tu zaprezentować szerzej. To oczywiście nic nie zmieni w działaniach samego Pankowskiego, ale może unaoczni, jak się w Polsce prowadzi debatę publiczną i jakie metody stosują "naukowcy".
Pierwsza sprawa: Pankowski, wymieniając kolejne przykłady "faszyzmu" w "Obywatelu", pisze tak: Inny numer "Obywatela" przynosi m.in. wywiad z Andrzejem Gwiazdą, w którym ten zasłużony działacz "Solidarności" pozwala sobie na wypowiedź, która sugeruje, że w Polsce rządzą Żydzi: "Kiedy ludzie mnie pytają o to, czy w Polsce jest antysemityzm, zadaję im pytanie: »Wyobraźcie sobie, że wyjeżdżam do Izraela i chcę tam zostać ministrem«. Śmiech następujący po tym pytaniu jest najlepszą odpowiedzią". Tylko tyle - ten cytat ma służyć stworzeniu przekonania, że Andrzej Gwiazda sugeruje, iż w Polsce rządzą Żydzi, a "Obywatel" te sugestie Gwiazdy publikuje, bo zapewne też tak uważa, jak przystało na pismo radykalnie prawicowe.
Zobaczmy zatem, co Andrzej Gwiazda naprawdę sądzi o tym problemie - przytoczmy fragment wywiadu z "Obywatela", bez "obcinania" go, by dopasować do tezy Pankowskiego. Oryginał brzmiał tak ("Obywatel" nr 2, str. 7): Pytanie Macieja Muskata: Mam teraz trochę inne pytanie. Mówi się, że kiedy jest źle, nie widać wyraźnej alternatywy i perspektywy są jeszcze gorsze, to zazwyczaj pojawiają się demony. Chodzi mi o to, że taka sytuacja może być swego rodzaju pożywką dla pewnego populizmu, jak mawiają niektórzy: To nie jest tak, że Żyd jest wrogiem, tylko wróg jest Żydem. Czy dostrzega Pan takie tendencje? I odpowiedź Andrzeja Gwiazdy: Rzeczywiście jest tak, że społeczeństwa przegrane stają się restryktywne, mniej tolerancyjne, to swego rodzaju prawo psychologiczne, którego należy oczekiwać też u nas. Trzeba sobie znaleźć jakiegoś wroga, żeby nie być tym najgorszym. To samo zresztą dzieje się w USA, wśród rosnącej spauperyzowanej podklasy. Wracając do relacji wróg-Żyd. Bierze się ona z tego, że ludzie uczciwi nie wyobrażają sobie, żeby sąsiad sąsiadowi, obywatel obywatelowi mógł robić takie świństwo, jak np. plan Balcerowicza, mówię teraz o jego skutkach, takich jak kompletne rozprzężenie gospodarcze i upadek przyzwoitości. Wtedy zaczynają podejrzewać, że to na pewno są jacyś obcy, którzy nam tak zawrócili w głowie. Zgadzam się z tym, że jest to niesłychanie prymitywne, zerowy poziom dostrzegania zjawisk, ale w pewnym sensie jest w tym ziarno optymizmu, chodzi o wciąż trwającą wiarę we własną społeczność - "my byśmy przecież sobie tego nie zrobili". To trochę jak w więzieniu - ponieważ ludzie nie znają nazwisk klawiszy, nadają im ksywy. Kiedy ludzie mnie pytają o to, czy w Polsce jest antysemityzm, zadaję im pytanie: "Wyobraźcie sobie, że wyjeżdżam do Izraela i chcę tam zostać ministrem". Śmiech następujący po tym pytaniu jest najlepszą odpowiedzią.
Tak to właśnie wygląda. U Pankowskiego Andrzej Gwiazda "pozwala sobie" na sugestie o rządach Żydów w Polsce. Natomiast w oryginale Andrzej Gwiazda mówił, że takie teorie są prymitywne i wskazywał, że są one niestety powszechne, a reakcje na jego pytanie są najlepszym papierkiem lakmusowym w tej kwestii. I tak oto ktoś, kto stwierdza istnienie pewnego zjawiska, staje się wedle Pankowskiego zwolennikiem tego zjawiska. Równie dobrze można uznać, że Pankowski jest miłośnikiem faszyzmu, a ja bez trudu spreparuję wedle powyższej metody stosowny cytat z jego tekstów. Najgorsze jest to, że drobny cwaniaczek opluwa osobę, która nadstawiała karku, byśmy mogli żyć w Polsce choć trochę normalniej. Tak właśnie Andrzejowi Gwieździe za wiele lat nonkonformistycznej opozycyjnej działalności dziękują dyspozycyjne typki. Dziś nie ma już "Trybuny Ludu", ale jej dzieło kontynuuje Pankowski. Mogę to skomentować tylko w jeden sposób: antyfaszyzm nie jest szczepionką na łajdactwo.
Druga manipulacja odnosi się do tekstu niżej podpisanego. Pankowski pisze: Jednocześnie autor przywołuje klasyczny schemat teorii spiskowej, spekulując "kto wie zresztą, czy to nie tajne służby amerykańskie (przy współpracy z Izraelem, rzecz jasna) przygotowały i przeprowadziły - rękami szkolonych przez siebie ludzi - całą operację" [chodziło o zamach na World Trade Center - przyp. R.O.]. W radykalnie prawicowym "Obywatelu" nie mogło przecież zabraknąć wiary w spiskowe teorie z Izraelem w roli głównej.
Pankowski "zapomniał" dodać, że ja faktycznie przywołałem ową teorię spiskową, ale po to, aby ją... skrytykować. Tuż po zamachu na WTC pisałem, że jednym z głównych następstw tego wydarzenia będzie rozpowszechnienie się paranoicznych koncepcji spiskowych, które utrudnią sensowną ocenę sytuacji. Gdy coś krytykowano, Pankowski przedstawił rzecz tak, jakby to głoszono z aprobatą. Oto wersja oryginalna ("Obywatel" nr 4, str. 18): Jednak nie tylko amerykański rząd dobierze się do skóry antysystemowej opozycji. Także ona sama strzeli sobie niejednego samobójczego gola. Takie sytuacje, jak zamachy terrorystyczne stymulują na wielką skalę myślenie spiskowe. Już dzisiaj możemy się dowiedzieć, że CIA celowo nie interweniowała w porę, by zyskać pretekst do rozprawy z fundamentalistami; kto wie zresztą, czy to nie tajne służby amerykańskie (przy współpracy z Izraelem, rzecz jasna) przygotowały i przeprowadziły - rękami szkolonych przez siebie ludzi - całą operację. Wiadomo, rząd potrzebuje nowych uprawnień do ingerowania w życie obywateli, lobby wojskowe potrzebuje nowych zamówień itp., itd. - inwencja głosicieli spiskowych teorii jest wprost niewyczerpana. W tym wszystkim zupełnie zatracony będzie sens oporu wobec patologicznych zjawisk trapiących dzisiejszą Amerykę, zło zostanie totalnie zakłamane, a zamiast rozsądnych zmagań z realną nieprawością opozycjoniści wpakują się w kanał walki z wyimaginowanym wrogiem. No i para pójdzie w gwizdek.
Sądzę, że komentarz ws. powyższego fragmentu jest zbędny. Gdybyśmy żyli w kraju, gdzie rekrutacja kadr naukowych wyższych uczelni odbywa się nie po znajomości i gdzie dorobek tychże kadr jest weryfikowany, to przyłapanie delikwenta na powyższych manipulacjach wystarczyłoby, żeby wyleciał z akademickiej posady. My żyjemy jednak w innych realiach - można mylić podstawowe fakty i daty w "naukowych" książkach, można wypisywać bzdury w gazetach, można fałszować cytaty w "naukowych" artykułach, a i tak niczego to nie zmieni. Pankowski jeszcze nie raz będzie wypisywał takie rzeczy, a za 20 lat zobaczymy go w telewizji, jak z przedrostkiem "prof." przed nazwiskiem odgrywa rolę szanowanego eksperta od faszyzmu. W tym samym czasie jego koledzy po fachu będą biadolili, że rząd przeznacza zbyt mało środków na naukę...
Podsumowując obie manipulacje Pankowskiego powiem tak: przypisywanie ogółowi Żydów (czy osób innej narodowości) jakichś złych cech lub zamiarów uważam i zawsze uważałem za dewiację umysłową. Realne ideologie antysemickie uważam i zawsze uważałem za najzwyczajniej w świecie głupkowate i ohydne, a w perspektywie historycznej - za karygodne. Realny faszyzm to w moim odczuciu jeden z bardziej zbrodniczych systemów, jakie wymyślili ludzie. Potrafię jednak dostrzec różnicę między np. mordowaniem Żydów a troską o stan własnego narodu, między Hitlerem a konserwatystami, między funkcjonowaniem Auschwitz a krytyką "politycznej poprawności", itd. Tymczasem Pankowski i jego kolesie wrzucają wszystkie te postawy do worka z napisem "faszyzm" - i nie robią tego nieświadomie czy przez pomyłkę, lecz z wyrafinowaniem i po to, by załatwiać określone interesy. Nie mam żadnych pretensji, że ktoś się z nami nie zgadza i krytykuje "Obywatela" - chodzi o to, w imię czego i jakimi metodami to robi. Rozumiem, że Pankowski i jego wspólnicy nas nie lubią - "Obywatela" nie bawi "wyzwalanie" wszystkich ze wszystkiego, nie modlimy się do Trockiego o nadejście socjalizmu, a do Unii Europejskiej o zaprowadzenie powszechnego szczęścia w tej "ciemnej" i "zacofanej" Polsce. Ale jeśli ktoś posługuje się takimi metodami jak Pankowski, to nie jest to problem różnic politycznych i sporów o ideologię. To problem draństwa.
Natomiast co do drugiej kwestii: w "Obywatelu" nie tylko nie drukowano nigdy - nie ze strachu, lecz z poczucia rozsądku - spiskowych bzdur o tym, że Izrael i USA przygotowały atak na WTC. Kilkanaście tekstów o takiej wymowie odrzuciłem, gdy nadesłano je do redakcji - i mogę to Pankowskiemu bez trudu udowodnić. Ciekawe w tym kontekście jest natomiast, że teorie spiskowe o współpracy Izraela z USA przy zamachu na WTC są popularne wśród dwóch bliskich współpracowników Pankowskiego. Dotyczy to wspomnianych już osób, które dzielnie wspierały go w pisaniu paszkwili na "Obywatela" - Stefana Zgliczyńskiego i Zbigniewa Kowalewskiego.
O urojeniach tego pierwszego jako redaktora pisma "Lewą Nogą" następująco pisał w tekście "(Kontr)Rewolucja? - Lewica a Izrael" (opublikowanym na portalu lewica.pl) Michał Bilewicz, redaktor miesięcznika "Słowo Żydowskie": Stefan Zgliczyński pisząc artykuł "I love New York", poświęcony, jak można by sądzić po tytule amerykańskiemu imperializmowi, w którymś momencie ni stąd ni zowąd zauważa, że "najpotężniejszą siatkę szpiegowską ma w USA Izrael". I w ten sposób powszechnie znienawidzona przez lewicę Ameryka zostaje dodatkowo obciążona. Do niedawna lewica podkreślała, że Izrael jest agentem interesów amerykańskich w regionie; tu jednak okazuje się, że to raczej Ameryka stanowi agenturę wszechpotężnego Szarona. /.../ Każdy kolejny fragment zdaje się jednak kończyć kolejnym niedopowiedzeniem i zaapelowaniem do (nie)zdrowego rozsądku czytelnika. Zatem w następnym fragmencie przeczytamy kolejną wskazówkę: autor sugeruje bowiem, że specjalni wysłannicy Mosadu niebezpiecznie kombinowali przy zamachach na WTC z 11 września, a już na pewno wiedzieli o nich wcześniej i nie poinformowali opinii publicznej. Inny fragment, jak gdyby nigdy nic, informuje nas, że oto zamachy 11 września były na rękę gabinetowi Szarona, który mógł bez obaw rozpocząć swoją kampanię naznaczoną "torturami i mordami z zimną krwią niewinnych starców, kobiet i dzieci". Aby uwiarygodnić moc swoich słów redaktor Lewej Nogi zaznacza, że w Dżeninie Izraelczycy korzystali z "doświadczeń SS tłumiącego w 1943 roku powstanie w getcie warszawskim". Dalej Bilewicz pisze, że: Niemal identyczny łańcuch przyczynowy pojawia się u nowego współpracownika Lewej Nogi - emerytowanego profesora z Binghampton, Jamesa Petrasa. Petras zasłynął w świecie rozważaniami, czy Dżenin można trafniej porównać do Auschwitz, czy też do Powstania w Getcie. W każdym razie amerykański socjolog nie potrafił wydobyć się z retoryki metafor holocaustu i zrozumieć, że w odróżnieniu od niektórych "palestyńskich bojowników" Mordechaj Anielewicz nie zabijał przechodniów w Berlinie, a Szmul Zygielbojm nie wysadził się w restauracji na Trafalgar Square. W Lewej Nodze Petras po raz kolejny ogłosił, że zamachy z 11 września to efekt spisku izraelskiego.
Inny kolega Pankowskiego, Zbigniew Kowalewski, również nie stroni od podobnych klimatów. Przetłumaczył on i opatrzył przedmową książkę Samira Amina "Zmurszały kapitalizm" (Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2004), w której pisze tak (str. 113): Operacja z 11 września przypadła w chwili tak dogodnej dla rozwinięcia projektu Pentagonu w kierunku Azji Środkowej, że trudno nie zadać sobie pytania, czy pewne służby (CIA? Mosad?) nie dopuściły do jej przeprowadzenia, nawet jeśli same jej nie przygotowały. /.../ Czy należy wykluczyć to, że ekstremistyczne opcje Szarona kazały mu wyobrazić sobie, iż wściekłość narodu amerykańskiego osiągnie poziom, który pozwoli niepostrzeżenie przeprowadzić operację brutalnego zmiażdżenia wojskowego Palestyńczyków - powtórkę 1948 r.? Być może źle skalkulowano rozmiar szkód wyrządzonych w toku operacji z 11 września, z jej skutkiem "negatywnym" (naród amerykański nie czuje się już bezpiecznie na swoim własnym terytorium). Dlaczego jednak mielibyśmy wykluczać błąd w ocenie popełniony przez tajne służby?
Tuż po zamachu z 11 września przestrzegałem przed wiarą w takie teorie. Nie sądziłem jednak, że w głoszenie tez o spiskach made in Mosad zaangażują się nasi szczerzy antyfaszyści. Nie wątpię jednak, że tropiciel spiskowych obsesji Pankowski poświęci swój kolejny artykuł opisaniu własnych kolegów. W końcu, Drodzy Czytelnicy, płacimy co miesiąc podatki, żeby utrzymać jego akademicki etat i żeby było za co publikować takie "naukowe" wywody. Wierzmy zatem, że ten sumienny, uczciwy i szczery antyfaszystowski "naukowiec" napiętnuje błędy i wypaczenia w łonie antyfaszyzmu. W tej kwestii pozostaje nam tylko wiara, natomiast co do tego, że Pankowski jeszcze wiele razy będzie opluwał "Obywatela" i nadal manipulował treściami z niego - możemy mieć absolutną pewność.
Remigiusz Okraska