Dziękuję za odpowiedzi. Były dla mnie ciekawe i inspirujące.
Fan-Fan,
Powiem ci tak z Biblii wybieram zdania które mają jakieś pouczające mądre życiowe zdania
Dopasowuje je do innych mitologicznych opowieści, starszych niż nowy testament i wyrabiam sobie własne zdanie
Które łączy się i z tym i z tym
W porządku. To rozumiem, traktujesz Biblię jak każdą inną wielką literaturę, znajdując w niej odpowiedzi, jak mierzyć się z losem. Moje, nieco prowokacyjne pytanie dotyczyło innej kwestii, czemu służy dyskusja na temat motywów postępowania fikcyjnych bytów - Boga, Szatana i ich zamiarów wobec ludzi? Według mnie, to czystej wody fantastyka. Nie kwestionuję istnienia Istoty Najwyższej, choć osobiście nie jestem zwolennikiem takiej hipotezy, ale jakie przesłanki pozwalają nam dywagować na temat natury owej Istoty i jej stosunku do człowieka?
Natomiast na Ukrainie taki książki rozdawało się w szkole
Kiedy to miało miejsce? Chyba nie za Komuny?
Max242,
Analizujemy po to, aby uciec przed zalewem własnej ignorancji, która właśnie wspiera wygodnicki ateizm...
Wygodnicki, powiadasz? Tu bym polemizował. To religia zapewnia człowiekowi swojskie ciepełko. Wystarczy mysleć jak inni, przestrzegać pewnych rytuałów i już...mamy pewność, że jesteśmy dobrymi ludźmi z perspektywą na zbawienie wieczne.
Bycie ateistą, to ciągłe pytania, doszukiwanie się sensu i ładu w tym poj.... świecie. Szukanie na własną rękę autorytetu i wiedzy. Nie powiedziałbym, że to łatwe, albo wygodne.
Biblia zawiera fakty, i każdy rasowy ateista ma obowiązek je sprawdzać, inaczej staje się zwykłym ponurym mąciwodą, a tego chyba nikt nie chce. Te fakty, to dodatkowe "koła ratunkowe", wyrywające nas siłą z naszej materialistycznej ułudy, a podane są w prostej, zrozumiałej formie.
Robię to od małego. Ale jakie fakty z Biblii miałeś na myśli? Bo i owszem, jest ona opisem historycznych wydarzeń rozgrywających się w ciągu 1500 lat w kluczowym dla cywilizacji regionie świata. Ale także, dokumentem niezwykłej rewolucji społecznej. I to nadaje ciężaru gatunkowego tej księdze. Ale koncepcja dobra i zła sprzed 2000, czy 2500 lat stała się anachroniczna.
Można pominąć drogowskazy, ale to sprawa indywidualna i każdy musi zdawać sobie sprawę z ryzyka, że jego wiara może nie przetrwać, ponieważ szatan za wszelką cenę próbuje odciąć naturalną nić porozumienia człowieka z Bogiem.
Może się mylę, ale sądzę iż przypisywanie zła na świecie ingerencją szatana jest myśleniem magicznym, które donikąd prowadzi. Czyż przez 2000 lat Chrześcijaństwo wyrugowało zło z relacji międzyludzkich? Nasze społeczeństwo skłąda się ponoć w 99% z Katolików, a złych uczynków dokonuje się u nas statystycznie więcej, niż w ateistycznych krajach zachodniej Europy.
Dla jednych zbocze zdaje się być łagodnym pagórkiem, ale dla innych, jak dla Ciebie czy dla mnie to prawdziwy Mount Everest, dlatego potrzebujemy narzędzi aby się wspiąć na sam szczyt. Wierzchołek jest zakryty, to prawda, ale widzimy dostatecznie wiele, aby ruszyć w drogę...
Nie kwestionuję tego, daleko mi do ideału. Pytanie dla mnie zasadnicze, co ma być owym "narzędziem"? Do mnie bardziej przemawia dostarczana przez naukę wiedza o przyczynach naszych zachowań, niż religijna wizja człowieka. Choć nie kwestionuję, że może ona być wartościowa i użyteczna dla innych.
Człowiek sam sobie Raju nie stworzy, ale to nie znaczy, że mamy brnąć w egoistyczną pożogę...
I nikt inny za niego tego nie zrobi! Z całą naszą ułomnością, nie mamy niczego innego niż własny rozum, by powoli, popełniając nieuniknione błędy i doznając na tej drodze porażek, czynić świat coraz lepszym miejscem do życia.
Jeśli spojrzysz na to z perspektywy tysiącleci, osiągnęliśmy ogromny postęp. W części przyczyniły się do niego religie. Jeszcze wiele przed nami i musimy sprostać temu wyzwaniu licząc na swój rozsądek i umiejętność przewidywania skutków własnych działań.
Radość z niesienia pomocy innym została udowodniona naukowo(psychologia), a przy okazji to jeden z podstawowych nakazów Boga. Na co czekamy?
Owszem, to prawda. Ale jednocześnie musimy z tymi innymi konkurować o najważniejszą rzecz w życiu, powielenie własnych genów z najlepszym, osiągalnym partnerem. Ta ambiwalencja naznacza nasz los i czyni życie tak skomplikowanym.
Tendencjusz,
nie ma między nami sporu o zalety gospodarki rynkowej. Ale nie mieszałbym do tego teologii. Nie wydaje Ci się, iż Chrześcijaństwo jest z natury socjalistyczne? Nie mam na myśli sympatii hierarchów, ale doktrynalne założenia. Niechęć do wartości materialnych, postawienie na duchowość, to nie są kapitalistyczne imponderabilia.