kiedyś traktowałem wierzących, uważając ich, za w jakiś sposób niedojrzałych, potrzebujących zbytecznie, czegoś więcej niż tu i teraz
byłem infantylnym dwudziestoparolatkiem, dorosłem, nieco więcej zrozumiałem, a co najważniejsze zrozumiałem, jak niewiele rozumiem i jak niewiele w przyszłości będę potrafił zrozumieć..
czym jest wiara? jednym z narzędzi poznania i to podstawowym
tutaj dam przykład:
1. czytam książkę z fizyki teoretycznej, gdzie mam jakieś próby opisania rzeczywistości, którym wierzę (bądź nie)
2. czytam biblię, gdzie mam próby opisania rzeczywistości historycznej, którym wierzę (bądź nie)
do mnie należy czynnik wiary, oraz selekcji tego w co wierzę, co uznaję za lepiej, a co za gorzej uprawdopodobnione/dowiedzione
moja wiara w Boga (tak wierzę) jest mocno kulawa i mocno nieortodoksyjna, jest jakąś formą odpowiedzi, na ten świat i jego obraz
czy lepszą, czy gorsza dowiemy się (lub nie) kiedyś
ja wierzę, że znajdę potwierdzenie, tejże po śmierci
wiara w boga wiąże się nieodmiennie z eschatologią (tym co po śmierci), tutaj różne wierzenia prezentują różne podejścia, chociaż nie spotkałem się z takim, w którym występuje: "nic"
nawet w ateistycznej wierze buddystów, występuje coś więcej, oraz "życie po"...
nasze archetypy cywilizacyjne wykreowane zostały na wierzeniach (mniej istotne jakich, chociażby w przodków i ich rolę), to czy dany system wierzeń, pokusił sie o regulacje normatywne, czy też pozostały one jedynie w sferze niespisanej, nie ma w tym przypadku znaczenia, takie jest nasze dziedzictwo, którego się nie wstydzę, nie wstydzę się tego, że nasi praszczurowie (Słowianie) potrafili niemal nago podtruci wywarem z muchomorów atakować bez cienia lęku swych wrogów, nie wstydzę się tego, że na targu w Bagdadzie, podstawę obrotu stanowili też Słowianie...