Miałem dziś przecudowny sen o którym z pewnością nie śnili fani angielskiego footballu, a mianowicie śniło mi się, że zostałem zawodnikiem Chelsea grając w finale ligi mistrzów na potężnym, a zarazem lśniącym obiekcie stadionowym przeciwko Manchesterowi United. Strzeliłem prawdopodobnie ze dwie bramki dość przepiękne, co spowodowało, że udało nam się sięgnąć po puchar mistrzów. Grała ze mną niemalże cała pierwsza jedenastka, a osobiście zastąpiłem pomocnika Joe Cole'a na murawie. Budząc się rano doznałem przecudownego uczucia chęci zagrania w nogę, lecz udało mi się ponownie zasnąć i przenieść się do wsi, gdzie ludzie nosili długie, szare, mokre od deszczu płaszcze, oraz czarne, okrągłe kapelusze. Udało mi się dojść do wniosku, że musiałem cofnąć się w czasie, ponieważ klimat wioski sięgał lat 50'tych, co można było wywnioskować po samochodach poruszających się po dróżkach z rodem The Godfather'a. Mieszczanie wioski rozmawiali ze sobą po angielsku, mimo że miałem nieodparte wrażenie, że ona znajduje się blisko mojego miasta. Zaczepiło mnie dziecko przejeżdżające na rowerze, które poprosiło mnie dość łaskawie w obcym języku o papierosa. Podarowałem mu go i odpaliłem. Uradowany chłopiec zabrał mnie do swoich rówieśników będących na przystanku. Okazało się, że sam chłopiec potrafi mówić po polsku i całkiem nieźle mu to wychodzi. Miał poszarpaną koszulę w kratę, oraz brudne od błota spodnie, które odkrywały mu kostki. Osobiście nie pamiętam o czym była rozmowa, lecz po momencie podjechał autobus miejski do którego wsiadłem i nagle się obudziłem.