śmierć

YetiFromMoon

Bywalec
Dołączył
6 Lipiec 2009
Posty
662
Punkty reakcji
34
Wiek
50
Miasto
Warszawa
Witam ciepło,

przejżałem forum pod kątem tematu "śmierci". Znalazłem dwa stare wątki jednakże temat był tam traktowany dosyć pobieżnie. Stąd temat odnawiam i proponuje pod dyskusję.

Mam troche latek już na karku i z biegiem lat stwierdziłem, że tak naprawdę są w tym życiu dwie naprawde głębokie sprawy; takie które poruszają do głębi i zmieniają ludzkie losy: miłość i śmierć. Obie te sprawy nie są wbrew pozorm przeciwstawne i jednoznaczne. Są niezgłębione i tajemnicze. Przynosza radość ale i cierpienie. O miłości wiele się pisze i mówi, śmierć zaś jest trudniejsza. A jak się już o niej mówi to często się ja trywializuje. Ostatnio cool jest mówienie, że "ja się śmierci nie boje bo"... Z mego doświadczenie większość osób co tak mówią nie mają pojęcia co mówią.

W swych poszukiwaniach przeszedłem przez kilka ruchów religijnych, katolicyzm, szamanizm, krysznaizm, chrześcijaństwo, buddyzm by zakończyć tą religiną wycieczkę jako zwykły człowiek stający przed nieznanym z pustką w głowie. Człowiek bezreligijny, tak bym się określił. Na pewno nie ateista. Na pytanie czy wierze w Boga, dharmę, nirwane czy cobądź moge odpowiedzieć tylko jedno: nie wiem. Po prostu nie wiem. Nie wiem czy mam duszę, nie wiem czy jest życie po śmierci. Gdy już przeciągnąłem swój biedny umysł przez te wszystkie ruchy religijne (i w każdym aktywnie praktykowałem ze szczerą wiarą w słuszność tego co robię) ugruntowała się we mnie postawa uczestniczenia w życiu bez nadmiernego teoretyzowania, ideii, poglądów. Najlepiej się czuję gdy jestem tu i teraz, wiem co czuje, myśle lub nie myśle. Jest to co jest wokół mnie a ja stoje zdumiony różnorodnością i głębią świata. Albo z zachwytem, albo z cierpieniem, albo z obojętnością. Różnie.

Gdy praktykowałem w danym ruchu religijnym to miałem właściwą dla niego postawę wobeć śmierci. Wydawało mi się, że ją "opanowałem". Teraz wiem, że to były tylko uniki umyslu, bezpieczne przystanie by uciec przed śmiercią, przed jej tajemnicą.

Gdy parę razy zdarzyło mi się stanąć z nią w oko w oko to dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak głęboki i naturalny jest ludzki strach przed śmiercią. Moje poglądy, wyobrażenia pryskały jak bańki a wiara ulatywała. Prawdziwe zetknięcie z realną groźbą śmierci pokazuje wszystko jak na dłoni: co jest w nas. Ktoś oczywiście może powiedzieć, że ma wiara była słaba czy coś tam. Powiem tylko: ja tam nie wiem, sam spróbój :).

Teraz na myśl o śmierci ogarnia mnie zarówno głęboki lęk jak i jakaś fascynacja, ciekawość jak to będzie umrzeć. Intryguje mnie to a jednocześnie moj organizm ogarnia prymitywny zwierzęcy strach. Medytacja śmierci jest niezwykłym przeżyciem. Pouczającym lustrem dla nas samych.

Jakie są Wasze doświadczenia związane ze śmiercią? Czy dotykacie jej w swojej duchowści?

Pozdrawiam żywo :)
YFM
 

szpak123

Bywalec
Dołączył
16 Październik 2007
Posty
3 102
Punkty reakcji
43
Wiek
54
Miasto
kędzierzyn
Jak przed narodzinami nic nie wiedziałeś to i po śmierci też nic nie będzie, ;) ,sam widzisz ,że chłopaki obiecują różne polisy po śmierci ,ja bym wybrał buddyzm ,teraz dobro czynię to zapewne byłbym królem po reinkarnacji :phi:
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Człowiek bezreligijny, tak bym się określił. Na pewno nie ateista. Na pytanie czy wierze w Boga, dharmę, nirwane czy cobądź moge odpowiedzieć tylko jedno: nie wiem. Po prostu nie wiem. Nie wiem czy mam duszę, nie wiem czy jest życie po śmierci. Gdy już przeciągnąłem swój biedny umysł przez te wszystkie ruchy religijne (i w każdym aktywnie praktykowałem ze szczerą wiarą w słuszność tego co robię) ugruntowała się we mnie postawa uczestniczenia w życiu bez nadmiernego teoretyzowania, ideii, poglądów. Najlepiej się czuję gdy jestem tu i teraz, wiem co czuje, myśle lub nie myśle. Jest to co jest wokół mnie a ja stoje zdumiony różnorodnością i głębią świata. Albo z zachwytem, albo z cierpieniem, albo z obojętnością. Różnie.
yyy...czy ja rozmawiam sama ze sobą?
Podpisuję sie pod tym fragmentem rękami i nogami :D

Teraz na myśl o śmierci ogarnia mnie zarówno głęboki lęk jak i jakaś fascynacja, ciekawość jak to będzie umrzeć. Intryguje mnie to a jednocześnie moj organizm ogarnia prymitywny zwierzęcy strach. Medytacja śmierci jest niezwykłym przeżyciem. Pouczającym lustrem dla nas samych.
pod tym też :D
nic dodać nic ująć. Tyle ode mnie. Powiedziałeś to, co chciałam powiedzieć ja, więc nie ma sensu powtarzać tego raz jeszcze. Niesamowite. pozdrawiam
 

matejanka

Nowicjusz
Dołączył
18 Sierpień 2007
Posty
923
Punkty reakcji
0
Witam ciepło,

przejżałem forum pod kątem tematu "śmierci". Znalazłem dwa stare wątki jednakże temat był tam traktowany dosyć pobieżnie. Stąd temat odnawiam i proponuje pod dyskusję.

Mam troche latek już na karku i z biegiem lat stwierdziłem, że tak naprawdę są w tym życiu dwie naprawde głębokie sprawy; takie które poruszają do głębi i zmieniają ludzkie losy: miłość i śmierć. Obie te sprawy nie są wbrew pozorm przeciwstawne i jednoznaczne. Są niezgłębione i tajemnicze. Przynosza radość ale i cierpienie. O miłości wiele się pisze i mówi, śmierć zaś jest trudniejsza. A jak się już o niej mówi to często się ja trywializuje. Ostatnio cool jest mówienie, że "ja się śmierci nie boje bo"... Z mego doświadczenie większość osób co tak mówią nie mają pojęcia co mówią.

W swych poszukiwaniach przeszedłem przez kilka ruchów religijnych, katolicyzm, szamanizm, krysznaizm, chrześcijaństwo, buddyzm by zakończyć tą religiną wycieczkę jako zwykły człowiek stający przed nieznanym z pustką w głowie. Człowiek bezreligijny, tak bym się określił. Na pewno nie ateista. Na pytanie czy wierze w Boga, dharmę, nirwane czy cobądź moge odpowiedzieć tylko jedno: nie wiem. Po prostu nie wiem. Nie wiem czy mam duszę, nie wiem czy jest życie po śmierci. Gdy już przeciągnąłem swój biedny umysł przez te wszystkie ruchy religijne (i w każdym aktywnie praktykowałem ze szczerą wiarą w słuszność tego co robię) ugruntowała się we mnie postawa uczestniczenia w życiu bez nadmiernego teoretyzowania, ideii, poglądów. Najlepiej się czuję gdy jestem tu i teraz, wiem co czuje, myśle lub nie myśle. Jest to co jest wokół mnie a ja stoje zdumiony różnorodnością i głębią świata. Albo z zachwytem, albo z cierpieniem, albo z obojętnością. Różnie.

Gdy praktykowałem w danym ruchu religijnym to miałem właściwą dla niego postawę wobeć śmierci. Wydawało mi się, że ją "opanowałem". Teraz wiem, że to były tylko uniki umyslu, bezpieczne przystanie by uciec przed śmiercią, przed jej tajemnicą.

Gdy parę razy zdarzyło mi się stanąć z nią w oko w oko to dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak głęboki i naturalny jest ludzki strach przed śmiercią. Moje poglądy, wyobrażenia pryskały jak bańki a wiara ulatywała. Prawdziwe zetknięcie z realną groźbą śmierci pokazuje wszystko jak na dłoni: co jest w nas. Ktoś oczywiście może powiedzieć, że ma wiara była słaba czy coś tam. Powiem tylko: ja tam nie wiem, sam spróbój :).

Teraz na myśl o śmierci ogarnia mnie zarówno głęboki lęk jak i jakaś fascynacja, ciekawość jak to będzie umrzeć. Intryguje mnie to a jednocześnie moj organizm ogarnia prymitywny zwierzęcy strach. Medytacja śmierci jest niezwykłym przeżyciem. Pouczającym lustrem dla nas samych.

Jakie są Wasze doświadczenia związane ze śmiercią? Czy dotykacie jej w swojej duchowści?

Pozdrawiam żywo :)
YFM

Zajrzalam tu po dlugiej przerwie i od razu natknelam sie na ten post, ktory jest pelen ciekawych i niebanalnych przemyslen, choc w zasadzie niczego nowego nie wnosi.
Podoba mi sie w nim brak samozadowolenia autora i kompletny brak pychy wobec wlasnych osiagniec spirytualnych.
Musze przyznac, ze sama zrobilam podobna droge, tyle ze u mnie zaczelo sie od strachu przed smiercia, a skonczylo na pelnym pogodzeniu z tym , ze nasze ciala nie beda wiecznie istniec.
Tutaj musze jeszcze dodac dla precyzji, ze tak bylo jeszcze przed kilkoma miesiacami, gdyz dzisiaj z powodu osobistyvch przezyc zaczelam zalowac, ze nasze konkretne cialo jest tak bardzo przemijajace i posiada tylko jedno zycie.
Ale to nie nalezy do tutejszych rozwazan, wiec nie bede tego rozwijac i przejde do zjawiska odchodzenia z tego swiata.
Z tym nie mam wiekszych problemow , natomiast gorzej jest z lekiem przed cierpieniem temu towarzyszacym i przed sadem jaki oczekuje kazda dusze.
Poniewaz jestem pewna tego w co wierze wiec nie mam watpliwosci typu, co bedzie po smierci w sensie nicosc, czy nowy byt.Wiem bowiem, ze nasza dusze oczekuje po zrzuceniu powloki cielesnej zycie , ktore jest dla duszy naturalne, czyli zycie duchowe.
Jezeli autor powyzszego watku jest zainteresowany na jakiejk podstawie posiadam taka mocna wiare, to moze mnie jeszcze w tym watlu o to zapytac, lub na privat.
Smierc to bardzo interesujacy temat i dotyczy przeciez nas wszystkich wiec nalezy o niej rozmawiac, aby nas nie zaskoczyla.
pozdrawiam serdecznie autora postu
 

balalajka

Nowicjusz
Dołączył
25 Grudzień 2007
Posty
1 206
Punkty reakcji
0
Smierc jak smierc.
Rownie dobrze moznaby wpatrywac sie w krowi placek i doszukiwac sie w nim jakichs glebszych fantazji. Kwestia wew. wrazliwosci mysle, kto jak do niej podchodzi.
Patrzac na obraz mozna wychaczyc glebie, ale nie zmienia to faktu, ze jest to tylko kawal drewna i szarego plotna. Miewalem okres fascynacji smiercia. Przynam, ze czesto sam specjalnie '' lecialem po bandzie '' aby zblizyc sie don jak najblizej. Odkad doswiadczylem, ze umieranie nie jest tak przyjemne jakby sie moglo wydawac, fascynacja prysla.
Teraz oficjalnie mam to w :cenzura:e.
Najblizej mi chyba do wizji buddyzmu.
Mimo, ze to bzdura, to jednak odrobina fantazji w zyciu nie zawadzi.
 

jakubzza

Nowicjusz
Dołączył
12 Lipiec 2009
Posty
13
Punkty reakcji
0
YetiFromMoon, fajnie to napisałeś;) Zgadzam się także z Tobą. Uważam jednak, że jak coś działa to po co to odrzucać? Jeśli komuś pomaga chodzenie codziennie do kościoła - jego sprawa. Jeśli ktoś satysfakcje znajduje w czczeniu jakiś pogańskich bożków - też ok. Najważniejsze żeby żyć pełnią życia, nie krzywdzić innych i niczego nie żałować;) A śmierć? Co będzie to będzie. Najlepiej być gotowym na każdą ewentualność;) Jak będzie sąd boży to ok, bo staram się być w miarę dobry. Jak nie będzie nic, to też nie będę żałował tego, że nie żyłem bez jakichkolwiek hamulców. Warto żyć szlachetnie, pomagać innym itd. bo jest z tego satysfakcja. Myślę jednak, że w życiu jest jakiś głębszy sens i coś co się fizjologom nie śniło;)

Pzdr.
 
P

Pawian

Guest
Po prostu nie wiem.
Budda nauczał, że nie musimy czekać na bolesną śmierć i nie jesteśmy skazani na wędrówkę ku nieznanemu. Możemy szukać sensu swego życia każdego dnia. Każda chwila może być szansą na zmianę i przygotowaniem do spotkania ze śmiercią i wiecznością. W buddyzmie bowiem życie i śmierć postrzega się jako jedność, w której koniec jednego z etapów jest tylko początkiem drugiego. Zaś śmierć jest zwierciadłem, w którym odbija się sens naszej egzystencji.Tybetańska Księga Umarłych.
 

claire1983

Nowicjusz
Dołączył
26 Lipiec 2009
Posty
94
Punkty reakcji
0
Wiek
41
Miasto
Poznań
Ja samej śmierci się nie boję, od zawsze dużo o tym myślałam, jest to tak samo naturalne jak narodziny ale zawsze traktuje się to jak tabu.
Jedyne co mnie w śmierci przeraża... i niesamowicie się tego boję to to że tam nie ma już nic.. że wszytkie moje wspomnienia, myśli, wszystko to co zdobywam przez całe życie tak po protu zniknie. Ja wierzę w Boga, i to daje mi nadzieję. Nie wiem jak ludzie mogą życ ze świadomością i przekonaniem że po tamtej stronie nic nie ma.. przecież ich życie nie ma sensu, żadne ich wspomnienie nie ma sensu, równie dobrze odrazu mogą skrócić sobie to życie. Ja tak uważam.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
A dla mnie zycie wieczne to życie w pamięci ludzi. Aby jednak żyć wiecznie w chwale, trzeba być dobrym i zasłużonym człoweiekiem. Złego nikt nie chce wspominać. Nie wierzę w hasanie po rajskich ogrodach, jak i nie wierzę w piekło. Śmierć to śmierć. To koniec życia organizmu; ciało ulega rozkładowi, przestajemy istnieć. Naturalny bieg, nic więcej. Niczego więcej nie oczekuję.
"Śmierc jest niczym, o ile nie towarzyszy jej długi orszak wrzodów i apteki" ;) pozdrawiam
 

Dont

Nowicjusz
Dołączył
20 Wrzesień 2008
Posty
118
Punkty reakcji
0
Wiek
33
Miasto
Kielce
Racja, każdy boi się śmierci a ci co temu zaprzeczają, nie zastanowili się nad sensem swoich słów. Ja mimo swoich 19 lat zastanawiałam się nad tym zjawiskiem dość niedawno. Jestem wierząca, ale gdzieś w głębi mnie rodzi się niepokój. Śmierć może nadejść w każdej chwili. W tej chwili, siedząc w pracy, na głowę może mi spaść sufit czy zostanę porażona prądem, a może wracając będę miała wypadek... Co za pesymistyczne podejście, ktoś pomyśli. Trzeba pamiętać o tym, że wszystko jest możliwe, każdy dzień może być tym ostatnim. Jak to ktoś powiedział i jest to często powtarzane - żyj tak, jakby każdy dzień był tym ostatnim. Boimy się w jakim momencie przyjdzie śmierć. Najlepiej, gdyby nadeszła w późnym wieku, ciepłym łóżku, w otoczeniu najbliżych i w momencie, w którym jesteśmy spełnieni życiowo - nasze cele są spełnione, na przykład wychowanie dzieci na dobrych ludzi. Boimy się samego jej momentu... Jak to będzie - to przejście z życia do śmierci, ta chwila agonii...
 

szpak123

Bywalec
Dołączył
16 Październik 2007
Posty
3 102
Punkty reakcji
43
Wiek
54
Miasto
kędzierzyn
Rosalie . I tu się z tobą zgadzam ,a jak mam się zapisać w historii tego państwa ,
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
szpak, czasem wystarczy czynic dobro wszedzie, gdzie się jest.
byś mógł powiedzieć: 'umieram godnie, umieram szczesliwy'.
 

albo_albo

Pan i Władca
Dołączył
20 Marzec 2009
Posty
2 757
Punkty reakcji
78
Wiek
43
Miasto
SKM Kraków
szpak, czasem wystarczy czynic dobro wszedzie, gdzie się jest.
byś mógł powiedzieć: 'umieram godnie, umieram szczesliwy'.

to akurat powinien czynić każdy bez względu na to czy jest wierzący czy nie.

Z moich obserwacji: im więcej dany delikwent miał do czynienia z różnymi religiami czy nurtami filozoficznymi tym bardziej jest zagubiony i tym bardziej ma zaciemniony obraz całości poprzez zbyt duże nagromadzenie informacji, z którymi przeciętny umysł sobie nie radzi. Umieć wybrać właściwe rzeczy z ogromnej ilości przekłamań, mylnie interpretowanych faktów bądź fałszywych przemyśleń jest niezmiernie ciężko.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Albo-albo, ale hermetyczne zamykanie sie w wyznaniu, ktorego sie nie zgłębia albo zgłębia zanadto tez nie jest dobre
 

Lobo2007

Wyjadacz
Dołączył
25 Wrzesień 2007
Posty
10 249
Punkty reakcji
381
Wiek
44
A dla mnie zycie wieczne to życie w pamięci ludzi. Aby jednak żyć wiecznie w chwale, trzeba być dobrym i zasłużonym człoweiekiem. Złego nikt nie chce wspominać. Nie wierzę w hasanie po rajskich ogrodach, jak i nie wierzę w piekło. Śmierć to śmierć. To koniec życia organizmu; ciało ulega rozkładowi, przestajemy istnieć. Naturalny bieg, nic więcej. Niczego więcej nie oczekuję.
"Śmierc jest niczym, o ile nie towarzyszy jej długi orszak wrzodów i apteki" ;) pozdrawiam
Wcale nie koniecznie. Kto żyje wiecznie w pamięci ludzi? Skromny człowiek gardzący władzą, powierzchowną sława i koncentrujący się na prawdziwych wartościach, na miłości do drugiego człowieka, umiejętności wybaczania?
Taka koncepcja jest kompletnym przewartościowaniem. Ideałem może się stać Merlin Monroe. I choć na pamięć ludzi zasłużyło też wiele również wybitnych ludzi, to co jest wskaźnikiem to ich wielkie czyny do których mogli dochodzić po trupach o czym nie wiemy.
Adolf Hitler tez dobrze przeżył swoje życie, wielu go popamięta, a jeszcze wielu go do dziś uwielbia.
Dobry człowiek, który miał po prosty serce i mądrość, czasem i za życia jest nie doceniany, a po śmierci, pamiętany tak długo jak żyją Ci którym pomógł, czyli raczej nie wiecznie.

Bez Boga nic dobrego nie wymyślicie. Zapomnijcie.


Albo-albo, ale hermetyczne zamykanie sie w wyznaniu, ktorego sie nie zgłębia albo zgłębia zanadto tez nie jest dobre
Dlaczego nie? Jeżeli pragniesz Boga to musisz mieć do niego jakąś drogę. Filozofia nią nie jest. Skakanie z religii na religię nie jest też. To jest odrzucanie Boga w imię intelektualnej maniery i relatywizmu bo przecież: żadna religia nie odgadła całkowicie Boga, więc każda należy odrzucić. Tylko co w zamian? Swoja filozofia? Ona Cię zbliży do Boga?
Ludzie trochę pokory!

Moja koncepcja śmierci:
Najkrócej to, śmierć nie istnieje.
 

Rosalie

stara wiedźma
Dołączył
23 Luty 2009
Posty
6 045
Punkty reakcji
425
Miasto
.
Lobo :)
źle mnie zrozumiałeś.
Aby jednak żyć wiecznie w chwale, trzeba być dobrym i zasłużonym człowiekiem
Chopin, Skłodowska-Curie, Karol Wojtyła, Matka Teresa, itp. Zostawili coś po sobie? Będą o nich ludzie zawsze pamiętać?
śmierć nie ujęła wartosci ich życiu.
Ludzie trochę pokory!
spokojnie.
czy ja mówiłam, ze moja droga do Boga jest moja własna filozofia? To, że jestem bezwyznaniowa skresla mnie juz na wejsciu, tzn. po śmierci?
rozmawiamy tu nie o poszukiwaniu drogi do Boga, a o końcu zycia. dla mnie koniec to koniec. nic specjalnego.
 

albo_albo

Pan i Władca
Dołączył
20 Marzec 2009
Posty
2 757
Punkty reakcji
78
Wiek
43
Miasto
SKM Kraków
Lobo :)
źle mnie zrozumiałeś.

Chopin, Skłodowska-Curie, Karol Wojtyła, Matka Teresa, itp. Zostawili coś po sobie? Będą o nich ludzie zawsze pamiętać?
śmierć nie ujęła wartosci ich życiu.

spokojnie.
czy ja mówiłam, ze moja droga do Boga jest moja własna filozofia? To, że jestem bezwyznaniowa skresla mnie juz na wejsciu, tzn. po śmierci?
rozmawiamy tu nie o poszukiwaniu drogi do Boga, a o końcu zycia. dla mnie koniec to koniec. nic specjalnego.

Hitler, Stali, Che, Polpot, Mao, Neron, Napoleon itd. też zostawili po sobie sporo i ludzie niektórzy ich kochają a na pewno ludzie o nich pamiętają, obiektywnie z dobrocią to w/w chyba mało mieli wspólnego.

spokojnie.
czy ja mówiłam, ze moja droga do Boga jest moja własna filozofia?

odp.

yyy...czy ja rozmawiam sama ze sobą?
Podpisuję sie pod tym fragmentem rękami i nogami :D


To, że jestem bezwyznaniowa skresla mnie juz na wejsciu, tzn. po śmierci?

nie bo nikt nie zna tajemnicy Boga. ale możesz mieć małe kłopoty. cóż przekonasz się za kilkadziesiąt lat sama.

rozmawiamy tu nie o poszukiwaniu drogi do Boga, a o końcu zycia. dla mnie koniec to koniec. nic specjalnego.


no to jak wierzysz czy nie bo praktycznie wg każdej religii coś się tam po śmierci dzieje.
 

Lobo2007

Wyjadacz
Dołączył
25 Wrzesień 2007
Posty
10 249
Punkty reakcji
381
Wiek
44
Dobry przykład Chopin. Też go podziwiam, ale on ma być moim wzorcem? Mam wziąć sobie mężatą kobietę i uwodzić jej córkę? To jest ideał życia? Po za tym on był muzycznym geniuszem, to jest najważniejsze w życiu, reszta szaraczków zasłużyła na niepamięć i śmierć?
 
Do góry